|
 |
"Han Solo" dzisiaj w HBO |
 |
|
|
Już dzisiaj w telewizji HBO wyemitowany zostanie film "Han Solo - Gwiezdne Wojny historie". Premiera o godzinie 20.10
Młody i odważny Han Solo przemierza galaktykę w poszukiwaniu przygód. Han Solo (Alden Ehrenreich) jest samotnikiem, który przemierza galaktykę swoim statkiem. Podczas tych podróży dociera do najmroczniejszych zakamarków wszechświata. W trakcie jednej z nich spotyka Chewbaccę (Joonas Suotamo), swojego drugiego pilota. Wpada również na uzależnionego od hazardu Lando Calrissiana (Donald Glover). Doświadczenia z wyprawy pozwolą mu wyrosnąć na jednego z największych bohaterów sagi Gwiezdnych wojen. Widowiskowe kino pełne wartkiej akcji i interesujących postaci w reżyserii dwukrotnego zdobywcy Nagrody Akademii Rona Howarda (Piękny umysł). Obraz przedstawia młodość Hana Solo, kultowej postaci sagi Gwiezdnych wojen. W jego postać wciela się Alden Ehrenreich (Piękne istoty), którego kreacja aktorska nie odstaje od tej kultowej, stworzonej przez Harrisona Forda. Obok niego w obsadzie nie zabrakło gwiazd. W głównych rolach występują Joonas Suotamo (Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi), trzykrotnie nominowany do Oscara Woody Harrelson (Trzy billboardy za Ebbing, Missouri), znana z serialu HBO Gra o tron Emilia Clarke oraz laureat Złotego Globu Donald Glover (serial Atlanta). Produkcja została nominowana do Oscara w kategorii „najlepsze efekty specjalne”.
Planowane kolejne emisje:
18-03-2019 (poniedziałek) o 15:45 w HBO
20-03-2019 (środa) o 20:10 w HBO
21-03-2019 (czwartek) o 12:35 w HBO
23-03-2019 (sobota) o 9:55 i 22:05 w HBO
01-04-2019 (poniedziałek) o 22:35 w HBO
02-04-2019 (wtorek) o 13:50 w HBO
09-04-2019 (wtorek) o 18:45 w HBO2
10-04-2019 (środa) o 9:45 w HBO2
|
|
|
 |
· Urthona dnia 17 marca 2019 13:41:55
·
|
 |
|
 |
Raport z działalności - Luty 2019 |
 |
|
|
Fenn w końcu zlokalizował źródło strzałów. Nie mierząc, przycisnął spust i wypuścił w tamtą stronę strugę ognia ze swojego karabinu, żeby nieprzyjaciel nie mógł wychylić głowy. Odrzucił na bok rozładowany blaster i skoczył ku punktowi oporu, starając się trzymać z daleka od błyskawic lecących ku pozycji szturmowców z karabinu dowódcy najemników. Zaatakował punkt oporu szturmowców, bo chciał zrobić użytek z ostrzy w rękawicach, a gdyby przyszło do walki wręcz, mógł się posłużyć blasterami zabitych przeciwników... ale zrobił to głównie dlatego, że był Fennem Shysą. Jeżeli tego dnia miał zginąć, postanowił umrzeć z zębami zatopionymi w gardle napastnika.
Determinacja Fenna, Luke Skywalker i Cienie Mindora
Minął luty, tradycyjnie więc, raport!
W tym miesiącu przybyło nam pięć prac — dwie od Sh`ehn, dwie od Ratbora oraz jedna od Dhadral.
Ponadto Merel zrecenzował dwa opowiadania: Drużynę Omega: Cele i Takiego buhacza.
Do tego pojawił się kolejny Wizjer Manda`Yaim dotyczący kwestii malowania swojej zbroi.
- Opuścić blastery! — ryknął Shysa, bo zauważył, że strzały najemników powodują tyle samo ofiar wśród cywilów, co działania oszalałych szturmowców. —Opuścić blastery i wysunąć klingi! — Fenn Shysa był jednym z przywódców, którzy wierzą w zasadę dowodzenia przez dawanie przykładu. Zeskoczył z kontenera towarowego i wylądował na plecach zakutego w czarny pancerz szturmowca. Pierwsze ostrze wbił w kark przeciwnika. Zanim szturmowiec zdążył się zorientować, że nie żyje, Fenn przetoczył się i dźgnął następnego szturmowca w nerki, a kiedy imperialny żołnierz odwrócił się, żeby zobaczyć, kto go zranił, dowódca Protektorów wbił klingę głęboko w jego podbródek. Gdy martwy szturmowiec upadł, Shysa rozejrzał się w poszukiwaniu następnego celu. Miał mnóstwo celów do wyboru i nie spodziewał się, że mu ich zabraknie w najbliższym okresie... okresie, który, jak przewidywał, miał się zakończyć jego śmiercią.
O Fennie, Luke Skywalker i Cienie Mindora
Temat na forum |
|
|
|
 |
Wizjer Manda`Yaim #15 |
 |
|
|
  Beskar`gam to jeden z bardziej rozpoznawalnych atrybutów Mandalorian - jednak nie da się zaprzeczyć, że ilu vode, tyle pomysłów na wygląd pancerza. W tym miesiącu nasi członkowie poruszają kwestię malowania zbroi, zastanawiając się, maskowanie czy indywidualność?
Arakh Ha`an:
Indywidualność – zawsze i wszędzie. W końcu Mando (a przynajmniej ich większość) nie są byle mięśniakami na imperialnym żołdzie, by nosić się niczym klony. Ba, nawet same Klony cechowała – choć nader skromna – indywidualność w oznaczaniu swoich pancerzy. Zbroja jest tym, co widzą nasi wrogowie i ofiary – w zależności od profesji oprawcy, może być mniej lub bardziej umalowana, upaćkana… Obryzgana posoką ofiaa… Eee… Celów? Również. Zwłaszcza w laboratorium, gdzie wypadki z przeróżnymi substancjami zdarzają się nader często. O ile jednak uszkodzenia, zadrapania, wgniecenia na zbrojach wojowników są niczym blizny wojenne, u naukowców są prędzej oznaką niezdarności przy przeprowadzanych badaniach. Poza tym przypadkowe zmieszanie różnych odczynników (a nuż coś skapnie z karwasza…) może zniekształcić wyniki, skazując na niebyt dni, miesiące, lata badań… Naukowiec musi być schludny. A egzekutor? Widok wyłaniającego się z czeluści ciemnej, błotnej dżungli strudzonego, sprawnie zamaskowanego Mando z wizjerem w formie czaszki, celującego z ogromnej strzelby prosto w łeb niczego nie spodziewającej się, choć nie niewinnej ofiary może – a nawet musi – przerazić… Przeraża również widok egzekutora z wibrotoporem, czekającego na przyprowadzenie słaniającego się na nogach ze strachu nieszczęśnika – mistrza ceremonii, w odświętnej pelerynie, w czystym pancerzu z wymalowanym zgodnie ze swoją profesją wzorem… Słowem – wszystko zależne od okazji; maskowanie nie wyklucza indywidualności, lecz indywidualność nie może pogrążyć maskowania.
Arneun:
Patrzyłem na dwie zbroje Innady: czarną, którą zakładała na "specjalne" misje, i dwukolorową, łączącą barwy naszego niewielkiego klanu z tak lubianym przez nią ciemnym granatem.
W większości warunków żadna z nich nie zmniejszała szans na wykrycie w jakimkolwiek znaczącym stopniu. No, może z wyjątkiem nocy. Ale sposób działania Innady i reszty naszego klanu też odzwierciedlał tego typu podejście. Zwykle każdy ryzykowny element był dopracowany do granic możliwości i właściwie nigdy nie wkraczaliśmy na całkowicie nieznany teren, więc mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę ekstrawagancji.
Nie wspominając o tym, że kiedy braliśmy zlecenia sami, zwykle wykonywaliśmy je właśnie w nocy - przygotowana na takie przypadki czarna zbroja Innady była naprawdę trudna do zauważenia.
Reszta naszego klanu podchodziła do sprawy kolorów bardzo osobiście i kiedy staliśmy obok siebie, byliśmy zbiorem całkowicie niepasujących do siebie pancerzy. No, może z wyjątkiem kształtu. Część z nich kolorystyką swoich pancerzy podkreślała tradycyjne wartości, w szczególności Skarr upierał się przy złocie. Ale mieliśmy też osoby niezwracające zbyt dużo uwagi na symboliczną wymowę - jestem prawie pewien, że widziałem jak Ness maluje `gam na wściekle różowy po paru uwagach na temat jej niedostatecznej kobiecości (o ile dobrze pamiętam trochę "kapnęło" jej się też na napierśnik Nixa, od którego uwaga pochodziła).
Behot:
– Masz to? – spytała Kani, sadowiąc się w fotelu.
– Mhm – potwierdził Tor, siadając na miejscu drugiego pilota. Włożył czip do napędu i przez chwilę nic się nie działo. Po chwili jednak z wbudowanego w pulpit sterowniczy zestawu holograficznego wystrzelił wysoki na trzydzieści centymetrów obraz popiersia mężczyzny w średnim wieku. Pochylał się on nad rejestratorem, ubrany był w zbroję, a po dwóch sekundach przemówił:
– Arad, Atin. Zapis numer sześćdziesiąt dwa – “Kamuflaż”, podzapis numer trzy – “Maskowanie zbroi”. – Mandalorianin westchnął krótko, ale zaraz kontynuował: – Więc jeśli chodzi o malowanie zbroi w barwy maskujące, krótko: polecam. Robiłem, działało, o ile było zrobione dokładnie i zgodnie z warunkami terenu, gdzie prowadzisz misję. Nie wolno również przesadzić. Ja korzystałem z barw zmywalnych specjalnym rozpuszczalnikiem, bo lubię swoje barwy zgodne ze zwyczajem Mandalorian. Generalnie należy robić to po wojskowemu, czyli szybko, efektywnie, zgodnie z warunkami… niekoniecznie mało. – Mężczyzna się uśmiechnął. – Ta-a… Muszę zrobić zapis o wydawaniu kredytów… Dobra, przykład numer jeden: Podczas jednej z moich… dawnych misji. – Tutaj wojownik obejrzał się lekko do tyłu, jakby na coś lub na kogoś. – Zupełnie spontanicznie przydały mi się barwy do terenu lasów umiarkowanych, które kupiłem jakiś czas wcześniej. Szybkie przemalowanie, skompletowanie sprzętu – i mogłem wyruszać. Muszę zrobić zapis o wywiadzie przed misją… Kończąc: lubię swoje własne, tradycyjne barwy beskar’gam. Ale na konkretne misje tymczasowo przemalowuję.
Atin Arad, koniec zapisu.
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Kani jak zwykle miała odrobinę załzawione oczy. Tor nie zdążył poklepać jej po ramieniu, gdy weszła Dinu z datapadem w dłoni.
– No i jak, vod’ike? Macie to?
– Mamy, mamy, Din’ika – westchnął Tor. – Też powinnaś obejrzeć.
– Spokojnie, kiedyś, jak znajdę czas – mruknęła Mandalorianka, podpinając się do konsolety – obejrzę wszystkie pod rząd. – Odpięła przewód i jeszcze chwilę postukała palcami w mały ekran.
– Powodzenia... – rzuciła ironicznie Kani.
– Dziękuję – odrzekła Dinu, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła z kabiny.
– Naukowa świruska – parsknęła Kani i zajęła się starannym ostrzeniem swojego noża.
Nedz:
Tak, pewnie, że `gam można pomalować jak się komu żywnie podoba, choć niektórzy malują według zwyczaju, czyli: czarny to sprawiedliwość, żółty – zemsta, czy niebieski – niezawodność itd., ale chyba nawet przeważająca większość vode maluje zbroje jak chce, bo im się akurat taki kolor podoba, albo dobrze maskuje w terenie. Są też tacy, którzy na przykład nie malują beskar `gamu, tylko traktują go jako pamiątkę ze swojego klanu, lub uważają, że to zwykła strata czasu – choć takich jest niewielu. Zdarzają się też tacy vode, którzy swoje pancerze wolą "składać" ze zbroi swoich bliskich, czy towarzyszy broni, chcąc ich tak uczcić. Ale myśląc o swoim `gamie trzeba też wziąć pod uwagę, by jego malowanie było w miarę praktyczne, a nie tylko ładne - umówmy się, że beskar raczej ochroni cię przed blasterem, ale wiadomo – lepiej nie wystawiać się na cel. Tak więc malowanie beskar `gamu to indywidualna sprawa, ale warto brać też pod uwagę praktyczność
Sh`ehn:
Dzień, gdy kupiła pierwszą zbroję pamięta tak dobrze, jakby to było wczoraj….
Aenna, nazajutrz po tym, jak przyjęła Machię do klanu Me`senruus, zabrała dziewczynę do swojego starego znajomego, handlarza używanymi pancerzami. "Musimy wybrać Ci beskar`gam, moja droga." – powiedziała, i w ten prosty sposób zapadła decyzja w sprawie kupna zbroi.
Machia miała zaoszczędzone nieco kredytów. Po krótkiej rozmowie wraz z Aenną zdecydowały, że będą szukać czegoś lekkiego; najprawdopodobniej z durastali. Napierśnik, naramienniki, para nakolanników, może jakieś proste karwasze – więcej nie potrzebowała. Kurierzy, tacy jak Machia, obawiali się raczej się nagłych awarii statków – nie strzelanin. Zbroja miałaby więc pełnić przede wszystkim funkcje społeczne. Lekki pancerz wystarczy, by dobitnie zaznaczyć, że miejsce dziewczyny jest na Mandalorze – a jednocześnie nie onieśmieli aruetii.
***
Buda, w której znajomy Aenny prowadził swój interes, była surowa, ale solidna; z mocnym, odpornym na warunki atmosferyczne dachem i grubymi ścianami. Podłogę wylano durabetonem – pod nią, jak Aenna później wyjaśniła Machii, znajdował się podziemny magazyn, do którego nocami chowano towar. Zejście zabezpieczono podwójną klapą z durastali; Mando woleli nie ryzykować kradzieży bądź utraty cennych `gamów. Teraz jednak, w ciągu dnia, zbroje były wystawione na widok kupujących. Pod ścianami majaczyły sylwetki manekinów; zaś przy wejściu, na długim, niskim blacie zaścielonym czarną tkaniną stał rząd hełmów.Dookoła pomieszczenia rozstawiono blisko tuzin skrzyń, pomiędzy którymi kręciło się kilka postaci – potencjalni nabywcy. Właściciel, Ori`mird, okazał się barczystym zabrakiem w średnim wieku – biznes prowadził już drugą dekadę. Na ogół stał na uboczu, bacznie wszystko obserwując, gotów służyć radą niezdecydowanym klientom – gdy jednak zobaczył nadchodzącą Aennę, wstał, i wyszedł ją powitać. Niedługo potem starszą Mandaloriankę pochłonęła rozmowa ze znajomym, a Machia, pozostawiona sama sobie, zyskała trochę czasu by się rozejrzeć.
Główny “element wystroju”, skrzynie, wypełnione były płytkami najróżniejszych kształtów i kolorów. Początkowo Machii wydawało się, że na stoisku panuje kompletny chaos, gdy jednak podeszła bliżej, zauważyła, że poszczególne kawałki pancerzy są starannie poukładane i posegregowane ze względu na typ, materiał czy stopień zużycia; każdy jeden element zawinięty w przezroczyste kawałki flimsiplastu, by ochronić go przed zarysowaniami.
Przy największej ze skrzynce siedziała kobieta w czerwonym `gamie. Ona również była zabrakiem – spomiędzy włosów, splecionych w długi warkocz, wystawały charakterystyczne rogi. Machia nie widziała jej twarzy – Mandalorianka w skupieniu pochylała się nad uwalanym sadzą naramiennikiem. U jej stóp leżało więcej płytek wyglądających jak ocalałe z pogorzeliska. Była to Meshur, żona Ori`mirda. Zajmowała się renowacją skupowanych pancerzy. Za pomocą miękkich, skórkowych szmatek, kilku butelek z odpowiednimi odczynnikami i zestawu podręcznych narzędzi całymi dniami czyściła, polerowała i wygładzała mniejsze zadrapania. Niekiedy pomagali jej w tym młodsi członkowie klanu – dziś towarzyszyła jej para na oko dziesięcioletnich ad`ike. Do zadań Meshur należało też opisywanie towaru; jedynie Ori`mird był lepiej od niej zorientowany w tym, co mają na składzie. Zapytana, z uśmiechem wskazała Machii w których skrzynkach powinna szukać płytek z durastali; pomogła też znaleźć kilka kompletów w pasującym rozmiarze.
***
Żółty nie był pierwszym kolorem, jaki nałożono na ten konkretny naramiennik. Odrapane brzegi ukazywały kryjące się pod spodem warstwy kolejno szarej i czarnej farby; dopiero pod nimi znajdowała się srebrzysta durastal. Kiedy tak przyglądała się trzymanemu kawałkowi metalu, uderzyła ją świadomość, że w rzeczywistości nie jest to zwykły przedmiot. Pomyślała o tradycyjnej symbolice barw. Czarny, szary, złoty – sprawiedliwość, strata i żal, a w końcu zemsta – czyżby to właśnie przydarzyło się poprzedniemu właścicielowi? A może był więcej niż jeden właściciel; i każdy z nich miał swoje powody by nałożyć kolejną warstwę farby. Podniosła wzrok – nieco dalej leżał drugi naramiennik, do pary – ten z kolei “ozdobiony” był rzędem czerwonych znaczników - naliczyła jedenaście, zgrupowanych w kolumnach po cztery. Po prawej miała błękitny napierśnik z wymalowanym pośrodku białym emblematem – może aliikiem? Za napierśnikiem dostrzegła kilka kar`ta beskar – dwa z nich były czarno-białe, pokryte skomplikowanym wzorem składającym się z na przemian łagodnych zawijasów i ostrych załamań. Machia oczyma wyobraźni widziała jak poprzedni właściciele wspólnie projektują wzór, a potem pieczołowicie kreślą kolejne linie, by w końcu uzyskać dwie “lustrzane” płytki. “Wyjątkowe” – tylko takie słowo przychodziło jej do głowy, gdy zastanawiała się jak je opisać. Ale czy rzeczywiście były bardziej wyjątkowe niż zbroje trzymające się tradycyjnej symboliki barw, bądź te pokryte burymi plamami kamuflażu? Przecież decyzja o ozdobieniu `gamu aliikiem była równie ważna, co ta o namalowaniu pełniących jedynie funkcję estetyczną esów-floresów. Widząc tyle pancerzy, nierzadko mających do opowiedzenia historie życia swoich właścicieli. Każdy kawałek zbroi był odbiciem decyzji tego, kto go malował i nosił. Mandalorianie mieli przysłowie – “cin vhetin”. W wolnym tłumaczeniu oznaczało to “czystą kartę”, puste pole, które każdy, kto zdecydował się przyłączyć do Mandalorian musiał wypełnić swoimi decyzjami i czynami. W jakiś sposób fakt, że dla wielu pierwszą decyzją na nowym etapie życia był wybór barw zbroi, wydawał się dziewczynie właściwy. Od samego początku zbroja towarzyszy danemu Mando – zbiera jego historię poprzez nowe malunki, oznaczenia, rysy czy ślady po strzałach.
***
Świeżo wyszlifowana durastal lśniła w półmroku ładowni. Machia właśnie skończyła zdzierać oczyszczać kupioną niedawno zbroję z warstw starej farby. Nie planowała nic szczególnie ekstrawaganckiego - nie chciała się wyróżniać. Ostatecznie zdecydowała się na zgaszoną, oliwkowa zieleń; naramiennik chciała ozdobić malując na nim biały kyr`bes. Kolor przypominał jej dom – stojący przy łóżku hologram przedstawiający Bazyliszka, poszarzałe liście drzew na onderońskim księżycu, oczy matki, kamień, który w dzieciństwie był jej “udawanym zwierzątkiem”. Nie mogła też zapomnieć, że zieleń symbolizowała obowiązek – gdy o tym myślała, mimo woli zaczynała się zastanawiać: jakie przyszłe zobowiązania czekają na nią, Machię Me`senruus, Mandaloriankę...?
Temat na forum. |
|
|
 |
· dnia 21 lutego 2019 02:40:38
·
|
 |
|
 |
Raport z działalności - Styczeń 2019 |
 |
|
|
Nasza filozofia głosi odrodzenie w ogniu bitwy. Jeśli czekasz w bezruchu, możesz spłonąć.
Ko Sornell o filozofii Mandalorian, Knights of the Old Republic: War
 Za nami pierwszy miesiąc nowego roku - pora więc na na kolejny raport z działalności!
Styczeń upłynął nam pracowicie - Dhadral nadesłała aż sześć nowych grafik! Oprócz tego Mahiyana stworzyła serię trzech obrazków; do galerii trafiły też po dwie prace od Hashhany, Ratbora i Sh`ehn. Wszystkie nowe prace można obejrzeć tutaj.
Nowości pojawiły się także w dziale z recenzjami - Behot i Merel wypowiedzieli się na temat powieści Karen Traviss Komandosi Republiki: Bezpośredni kontakt. Ponadto Behot napisał jeszcze dwa teksty: jeden z opinią na temat komiksu Wrak, i drugi, dotyczący fanfilmu Rescue Mission.
To nie wszystko - w dziale M`Y w akcji pojawiła się pierwsza w tym roku relacja! O wrażeniach Ratbora z XXVII Finału WOŚP w Markach możecie poczytać tutaj.
Na koniec warto przypomnieć, że jak co miesiąc, opublikowaliśmy też nowy Wizjer - w tym miesiącu tematem były techniki negocjacyjne.
Widokiem, który wprawił go w największe zdumienie, był oddział Mandalorian, ubranych w swoje charakterystyczne ciężkie zbroje, maszerujących po hali kosmoportu, jakby byli panami świata. W czasach, kiedy Jadak pracował dla Grupy Republiki, była to społeczność niemal mityczna.
Mandalorianie w oczach Tobba Jadaka, Sokół Millennium
Temat na forum. |
|
|
 |
· dnia 01 lutego 2019 23:19:19
·
|
 |
|
 |
Wizjer Manda`Yaim #14 |
 |
|
|
  Strzelać, czy nie strzelać, oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto spokojnie
Sytuację rozwiązać słowami próbuje
Czy ten, kto z blastera zajadle pruje
W walce? Zastrzelić, zabić. Na tym koniec.
...czyli garść rozważań o technikach negocjacyjnych.
Arneun:
— Ruszyli się?
— Nie, dalej gadają przy wejściu…
— Irytują mnie ci negocjatorzy… wynik zawsze jest taki sam. — Powoli traciłem cierpliwość, siedzieliśmy wynajęci jako snajperzy na dachu naprzeciwko budynku pełnego zakładników. Niestety, lokalnym siłom policyjnym brakowało strzelców z prawdziwego zdarzenia, a nikt nie spodziewał się burzliwego okresu na planecie. Jakaś grupka maniaków ubzdurała sobie, że to jest sposób na zyskanie rozgłosu. Tym razem mieliśmy do czynienia tylko z naśladowcami, którzy wpadli na pomysł zgarnięcia przy okazji banku. Tak bardzo starali się wyjść na politycznych świrów, że byli znacznie bardziej upierdliwi.
— Nie irytuj się, przynajmniej dwa razy byli skuteczni. Plus, w ten sposób ich uwaga jest skupiona na czymś innym — upomniała mnie Innada.
— W sumie czterech. Dwóch przy drzwiach, jeden cały czas przy zakładnikach. Czwarty prawdopodobnie usiłuje dobrać się do sejfu, żadnych materiałów wybuchowych — zameldowaliśmy efekty naszej obserwacji zleceniodawcom.
— Mamy zapis z kamer, przynajmniej zanim zostały zniszczone. Wszystko szło do głównej siedziby banku. Nie było nikogo więcej — odezwał się głos w komunikatorze.
— W takim razie możemy wyeliminować wszystkich zanim zlikwidują zakładników. Trzymają ich na piętrze, zdejmiemy cele zanim wejdą do turbowindy.
— Likwidujcie — rozkaz był krótki, ale i nie potrzebowaliśmy więcej.
Niedługo później siły policyjne zabrały jednego martwego (pilnującego zakładników) i trzech unieruchomionych „terrorystów”.
— Widzisz, jednak negocjacje na coś się przydały — powiedziała Innada kiedy odbieraliśmy wypłatę.
— Tak? — Byłem szczerze zdziwiony.
— Odwróciły ich uwagę.
Behot:
– Wysadzę to! Wysadzę w jedno wielkie poodoo! – darł się niemiłosiernie głośno facet.
Nie to żebym miał problem z jakąkolwiek religią, ale ekstremiści zawsze zajmowali na mojej liście denerwujących indywiduów zaszczytnie wysokie miejsce. Siedziałem z Mondem w jednej z kawiarni na Corulag, kiedy nagle do środka wszedł koleś w dziwnie obszernym płaszczu. Coś tam chwilę mamrotał do barmana i nagle… no cóż, zrobiło się nieoczekiwanie niewygodnie.
Koleś miał na sobie ładunki wybuchowe i oświadczył, że nie odda się w ręce policji jeśli wszyscy na planecie nie wysłuchają jego religijnego protestu. Mówił coś o swojej religii i jak tam ona jest zabraniana, czy dyskryminowana. Inni klienci kawiarni kulili się, mdleli lub modlili do bogów, tymczasem my, z Mondem spokojnie sobie siedzieliśmy. Kiedy facet się odwrócił, skorzystaliśmy tylko szybko z okazji i założyliśmy na głowy swoje hełmy. Dalej jednak spokojnie obserwowaliśmy rozwój wydarzeń.
Przybył policyjny negocjator.
– Jeśli nie oddasz się w ręce policji, wkroczy oddział antyterrorystyczny – mówił.
Fajnie, metoda zastraszania odznaczona. Tyle, że nie podziałała.
– Myślisz, że jestem stiupa? – krzyczał dalej mężczyzna, z kciukiem niebezpiecznie blisko detonatora. – Wszyscy mają mnie usłyszeć!
– Wszyscy cię usłyszą, jeśli tylko zdecydujesz się na spokojne rozwiązanie sytuacji – mówił negocjator tym samym, pozbawionym emocji głosem.
No, jest lepiej. Gładko przeszedł do wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom przeciwnika. To także jednak na niewiele się zdało.
– Macie pięć minut, żeby mi tu przygotować seans pokazany na całą planetę! Na żywo!
Wtedy negocjator wyszedł. W tym momencie wiedziałem już, że w drodze jest oddział szturmowców. To było jakieś kilka lat przed pierwszym wybuchem Gwiazdy Śmierci, więc Imperium miało się jak najlepiej. A ono tak naprawdę nie bawiło się w żadne negocjacje z terrorystami.
Natomiast sam terrorysta też nie był idiotą, a przynajmniej nie skończonym. Trzymał plecy przy ścianie i stale sprawdzał, czy nie jest narażony na ostrzał snajperów. Rozglądał się po lokalu i pistoletem blasterowym wymuszał posłuszeństwo zakładników. Którymi nie czuliśmy się wcale a wcale chyba tylko ja i Mond. Włączyliśmy nasz wewnętrzny kanał.
– Nie sądzisz, że jest to bardzo podobne do klasycznych negocjacji podczas wykonywania zlecenia na żywy cel? – zapytał Mond. Słyszałem w jego głosie rozbawienie.
– Ta-a, tyle że takie negocjacje zwykle i tak kończą się strzelaniną – odparłem, nie spuszczając wzroku z terrorysty – ale masz rację, negocjacje zwykle nigdy się nie różnią. Czy jesteś emisariuszem, czy najemnikiem.
– To… Ty czy ja?
– Mogę być ja.
W tym momencie facet zorientował się, że w rogu lokalu siedzi dwóch Mandalorian. Skierował na nas lufę blastera.
– Wy dwaj! M… Mando! – Nie mógł opanować głosu z powodu emocji. Obaj z Mondem niemal w tym samym momencie przełączyliśmy się na zewnętrzne głośniki buy`cese. Nie ruszyliśmy natomiast nawet palcem. – Zdejmować hełmy! I pod ścianę.
Nie ruszyliśmy się.
– Pod ścianę, mówię! Ten ładunek jest wystarczająco potężny, żeby zniszczyć zbroję z durastali!
Nie odpowiedzieliśmy. Mężczyzna zrobił się jeszcze bardziej nerwowy.
– Co ty robisz, człowieku – odezwał się Mond. Przygotowałem się. Facet skierował na niego swój blaster, ze słowami:
– Sami tego chcieliście! Ostatnia szansa! – Skierował wyprostowaną rękę z małym, podłużnym detonatorem w stronę tylnej ściany pomieszczenia. – Pod ścianę!
Wyciągając lewą rękę z przełącznikiem, wysunął palec wskazujący. W tym samym ułamku sekundy schował kciuk, żeby przypadkiem nie odpalić ładunku. Rozpoznałem swoją szansę.
Odepchnąłem się nogami od podłogi i, przechylając się razem z moim krzesłem na plecy, wystrzeliłem strzałkę. Strzał z blastera przeleciał mi koło głowy i rozbił na ścianie. Terrorysta upadł jak długi na posadzkę kawiarni, wywołując mimowolne westchnięcie zdumienia reszty zakładników. Wpadł oddział szturmowców. Upewnili się, że koleś jest martwy i zabezpieczyli ciało, po czym zaczęli przeszukiwać lokal. Któryś ze szturmowców odwrócił się i zasalutował niedbale, jakby w geście podziękowania. Mond nie zareagował, stawiając z powrotem swoje krzesło, ja lekko kiwnąłem głową. Z powrotem przełączyliśmy się na wspólny kanał.
– Mieliśmy, shab, rację, Mond. Negocjacje zawsze są takie same. Trzeba tylko umiejętnie dobierać słowa i ruchy oraz zawsze, zawsze mieć rozwiązanie na każdą możliwość tego, jak one pójdą.
– Ja przecież zawsze mam rację – odparł. Przysiągłbym, że się uśmiecha.
Dhadral:
Siła argumentu czy argument siły — dla Mandalorian to w praktyce jedno i to samo. A w sporej części galaktyki twoja prawda i twoja racja sięgają jedynie tak daleko, jak niesie twój blaster. W końcu jesteśmy narodem wojowników, nie dyplomatów. Dziw, że umiemy względnie dogadać się sami ze sobą, ale i tu dziękować możemy jedynie postępowi technicznemu, w dawnych czasach broń nie niosła dość daleko.
W sumie nie bez powodu Mand`alorem zostaje ten, kogo poprze największa liczba klanów. Wygląda to na bardzo demokratyczne podejście do sprawy, ale w swych początkach niewiele ma wspólnego z tymi republikańskimi bzdurami. Więcej głosów poparcia przekłada się zwyczajnie na większą liczbę blasterów, które mogą wypalić w twarz twoim ewentualnym przeciwnikom politycznym.
Skoro więc nawet w trakcie wewnętrznych dyskusji opieramy się na argumencie siły, nic dziwnego, że w kontaktach z innymi cywilizacjami był on także naszym głównym argumentem. I dotyczy to tak spraw całych planet, czy pojedynczych zleceń.
Mówi się też, że przedkładamy groźby ponad obietnice. Jednak czymże jest groźba, jeśli nie krwawą obietnicą
Nie oznacza to, że nie umiemy negocjować w bardziej „cywilizowany” sposób, czy wytaczać logicznych argumentów, po prostu zdajemy sobie sprawę, że gdy idzie o logiczne myślenie, większość mieszkańców galaktyki pozostawia wiele do życzenia. A pięść i blaster dotrą do każdego odbiorcy, tak do inteligenta, jak i idioty, naukowca czy religijnego fanatyka. To po prostu język uniwersalny.
Nedz:
Siła i groźby działają na każdego, choć dla niektórych trzeba użyć mocniejszych środków. Na przykład jeśli masz pojęcie o tym, co ktoś próbuje ukryć przed wszystkimi, to najlepiej go zaszantażować ujawnieniem jego sekretu, a jak nie ma sekretów szczególnej troski, to na praktycznie wszystkich działa groźba pod tytułem „Wiem gdzie mieszka twoja rodzina — jak mi nie powiesz tego i tego, to im chętnie zrobię jakąś krzywdę”. Można też pogrozić delikwentowi blasterem, nożem czy tym tam co jest pod ręką, albo jeszcze lepiej pokazać mu jak kończą cwaniacy, którzy zgrywali chojraków. A negocjacji to opłaca się tylko używać na najemnikach, którzy myślą tylko o kredytach. Jedyny problem jest taki, że zazwyczaj chcą za dużo za jakąś informację, więc negocjacje są po prostu bez sensu.
Temat na forum. |
|
|
 |
· dnia 20 stycznia 2019 23:06:41
·
|
 |
|
|
|