Recenzja Shwarrza Do góry
Kolejny, 6 już, tom serii Przeznaczenie Jedi o tytule
Wir to pozycja szczególnie warta polecenia, jako że tak dobrej książki Denninga nie czytałem aż od Gwiazdy po Gwieździe. Wątki prowadzone przez całą serię zostały tu bardzo dobrze rozwinięte.
Krótki, acz treściwy wątek Jainy i Jaggeda znów całkowicie się odwraca. Duży plus, choć spodziewany.
Wątek sytuacji w Zakonie Jedi, no cóż… samo otrząśnięcie się Rycerzy spod kontroli Abeloth przysparza nam niejako wielu zmian. Natomiast wzrastające oburzenie mistrzów na poczynania Hamnera i zaskakujący finał dają wiele do myślenia. Kolejno wątki się rozwijają, inne plączą. Widać tu dużo humoru, którego niewątpliwie w końcu nauczył się Troy od Allstona. Jeśli o humorze to warto też wspomnieć o kolejnym etapie podróży Luke'a i Bena (tak, Vestara wciąż z nimi jest, a zakończenie książki nie pozwala jej ich na razie opuścić). Oczywiście główne zło serii nie mogło zginąć na samym środku, więc szaleńcza pogoń dała duże pole do manewru autorowi. Dla wytrwałego czytelnika Star Wars znalazło się tu mnóstwo powiązań ze starszymi pozycjami. Weźmy na przykład Biały Nurt – nie takie małe nawiązanie w tej książce, ale niesamowicie ciekawe. Został wykorzystany pełen potencjał tego pomysłu.
Sithowie, nie… ich nie komentuje bo zupełnie mi się tutaj nie podobają, to chyba jedyny minus tej książki, chociaż sam Arcylord daje trochę popalić… Ale ogólnie nic specjalnego… No proszę was… Ben pokonuje Gavara?
. Cała sytuacja z Daalą rozwija się tu o wiele ciekawiej. Uwolnienie Hornów i odkrycia wtedy poczynione pozwalają popatrzeć na nią z zupełnie innej strony. Robi jednak błąd za błędem. Zostaje publicznie ośmieszona, musi odwołać – ano właśnie – Mandalorian. Zamiast tego wysyła Beloka Rhala do tłumienia rosnących buntów niewolników na Zewnętrznych Rubieżach… Muszę się przyznać, ze śmierć tego kolesia sprawiła mi wiele przyjemności w czasie lektury. Bestialsko morduje kolejne osoby. Cóż, jasno już wiemy Mandalorianie w serii FotJ są zdecydowanie zwykłymi, choć dobrze wyszkolonymi, barbarzyńcami.
Moim ulubionym wątkiem jednak całej serii jak na razie jest proces Tahiri Veili. A postać Eramutha Bwua’tu znacznie go upłynniła. Niesamowite poczucie humoru, nietuzinkowość i całkiem zabawna reakcja na pojawienie się na Sali rozpraw Sardone. Warto poczytać.
Podsumowując, książka jest dobra… Do wspomnianej Gwiazdy po Gwieździe wiele jej brakuje, ale jak na ostatnie poczynania Denninga jest świetnie. Nie przedłużając, dostaje ode mnie całkiem ładne
9/10.