Recenzja Shwarrza Do góry
Trzeci tom książkowej serii The Old Republic, „Fatalny Sojusz” nie należy moim zdaniem do książek wartych przesadnej uwagi. Książka jest tak faktycznie o niczym, akcja jest całkowicie zamknięta, każdy poruszony watek doczekuje się rozwiązania, a zakończenie jest mocno rozczarowujące.
Pomysł samej fabuły początkowo może wydać się nawet ciekawy. Dostajemy interesujących bohaterów, wszystkich tak różnych od siebie, że aż dziwne wydaję się doprowadzenie ich do sojuszu. I niestety to dziwne zaważyło. Cały proces zawierania tytułowego sojuszu wyszedł bardzo nienaturalnie. Wszystko niby fajnie, mamy młoda Sithanke sponiewierana przez życie, szpiega Imperium, który musi wziąć na swoje barki więcej niż kiedykolwiek chciał, niedocenianego młodego Jedi, byłą komandos idealistkę i stojącego za tym wszystkim Mandalorianina. Materiał na dobra akcje ciekawy nie powiem, ale problem przed jakim zostają postawieni, wydaje się zbyt surrealistyczny nawet jak na Gwiezdne Wojny.
To co rusza najbardziej to jednak technologia… Okazuje się bowiem, ze buntowniczka i dezerterka z Imperium potrafi tworzyć rzeczy zaawansowane bardziej niż te o których czytamy w książkach których akcja rozgrywa się kilka tysięcy lat później. To, aż boli kiedy się na to patrzy z perspektywy całego uniwersum.
Trochę lekkości miał wprowadzić do książki pirat Jet Nebula, ale czy to się tak do końca udało tego naprawdę nie jestem pewien. Momentami widzimy go spryciarzem, który wykiwał wszystkich, a czasem odnieść można wrażenie, że jego metody są niesamowicie płytkie. Bardzo nierówna postać.
Element tajemnicy miała wprowadzić tu postać Mandalorianina Dao Stryvera. Co prawda przez cala książkę jego kreacja pasuje do tego co lubię w Mando, ale czegoś brakuje. Mimo, że jest to postać typu wchodzę-zabieram co chcę-niszczę wszystko na drodze-wychodzę, to nawet przy całej jego przenikliwości czegoś brak. Chociaż może to być kwestią przedstawienia wydarzeń w których uczestniczy.
Jeśli wyrwać je z kontekstu czasowego to nawet podobał mi się motyw samych heksów, chociaż rozwiązanie wątku było mocno przeciętne. Przez całą książkę napięcie wzrasta, droidy Xandret staja się coraz większym zagrożeniem, a potem… puf… zamieszanie wokół jednej planety i okazuje się, że problemu właściwie jakby nie było.
Podsumowując, książkę można przeczytać, ale szału nie ma. Zdecydowanie lepiej sięgnąć w tym czasie po coś innego. Żeby nie przedłużać, 5/10 Recenzja X-Yuriego Do góry
Fatalny Sojusz to jedna z książek wydanych pod szyldem The Old Republic, mająca w założeniu być w jakiś sposób związana z noszącą taką nazwę grą.
Całość intrygi zbudowana jest pozornie wokół droidów - Heksów, jednak każda ze stron traktuje je niejako instrumentalnie, głównie starając się osiągnąć ważne cele osobiste. Choć w pewnym momencie faktycznie zawiązany zostaje tytułowy sojusz, i zwyczajowo przeciwne strony muszą współpracować by osiągnąć większy cel.
Czytając o tymże sojuszu, obawiałem się, że będzie on dość typowy dla takich zjawisk, tzn. uczeń Jedi stanie się Sithem, Sithyjka się nawróci itd. Na szczęście, choć wydarzenia te mają jakiś wpływ na wszystkie postacie biorące w nich udział, to nie ma w tym nudnej sztampy. Podoba mi się też, że pewne rzeczy i motywacje wyjaśniają się dopiero na sam koniec.
Sam wątek Heksów początkowo był dla mnie intrygujący, później trochę zniechęcający, jednak jego etap dziejący się na powierzchni planety mi się podobał, był... dający do myślenia. Nie pierwszy raz poruszony w uniwersum SW został opisywany tam problem, ale wciąż daleko mi do przesytu nim, przeciwnie. W sporej części powieści czuć też bardzo fajny ZimnoWojenny klimat, autor dobrze go oddał.
Mandaloriański wątek jest bardzo... no, mandaloriański. Przede wszystkim, widać w tej pozycji to co w innych pozycjach jest wspominane - nigdy nie wiadomo kto się kryje wewnątrz zbroi. Tutaj główną Mandaloriańską postacią jest kobieta rasy Gektl, jednak przez całą książkę wszyscy uważają ją za postać męską i tak się na jej temat wypowiadają - dopiero na sam koniec w scenie w kantynie poznajemy jej płeć. Sam się na tym przejechałem, bowiem równolegle z czytaniem książki spisywałem biografie Dao, pisząc oczywiście w formie męskiej, i już po jej napisaniu musiałem większość poprawić na prawidłową formę płciową. Oceniając książkę pod kątem Mandalorian w każdym razie, fajnie wpasowuje się ona w ogólną wiedzę na temat Mandalorian tego okresu i wiedzę o ich strategii.
Podsumowując, fajna książka, może nie idealna, ale warta przeczytania - taka na 8/10. |