Mający miejsce w Żninie Star Wars day na którym będziemy już dziś
Mający miejsce w Szamotułach Halszkon na którym będziecie mogli nas spotkać za 7 dni
Zapraszamy do Chalina na Gwiezdne Manewry Pod Ciemnym Niebem za 14 dni
Nasi mandalorianie będą na evencie Wojownicy światów za 14 dni
Wizjer Manda`Yaim #16
 
Okiem Manda`Yaim

Od racji polowych po charakterystyczne przyprawy — w najnowszej edycji Wizjera Manda`Yaim nasi członkowie opowiadają o smakach mandaloriańskiej kultury.



Arneun:
Właściwie każdy posiłek spożywany z Innadą przypominał mi o pewnej bardzo istotnej rzeczy — jak cudownie jest być wolnym. Jedzenie było piekielnie ostre, ale w końcu miało smak, a trzeba przyznać — po przyzwyczajeniu się do ostrości potraw czułem pewnego rodzaju zawód ilekroć nie było okazji przyprawić dania “po naszemu”.
Racje polowe, spożywane przy dłuższych misjach, lub kiedy po prostu nie było czasu, regularnie przypominały o wadach nieposiadania władzy nad sobą - bo przecież nikt nie przejmuje się tym, co niewolnik dostaje do jedzenia, a już na pewno nie na stacji pośrodku niczego (to określenie pasowało nawet kiedy zapomniało się o ogromnych odległościach pomiędzy układami gwiezdnymi), zwłaszcza gdy bezsmakowa syntetyzowana papka jest po prostu tańsza.
Innada sprawiła, że posiłki zaczęły pozostawiać jakieś wrażenie w ustach. Choć, jeśli pamięć mnie nie myli, błędnie odczytała moją reakcję.
Z jej punktu widzenia — nie wytrzymałem ostrości potrawy, którą mi podała.
Z mojego — była to radość z potrawy mającej smak.
I jeśli chcesz wiedzieć — to dlatego zawsze jak jesteśmy na księżycu przemytników wpadamy tutaj. To wygodne miejsce, na tyle blisko kosmoportu, żeby jeszcze był sens się wybrać, a samo jedzenie… dość powiedzieć, że właściciel cały czas ma swoją zbroję, i choć zakłada ją rzadko, to wiem co zamówić, żeby doprawił je tak, jak jadaliśmy na “Tancerce”. Nie martw się, jeszcze się przyzwyczaisz. Choć w Twoim przypadku nie można zakładać, że łzy są spowodowane radością z czucia smaku.

Mahiyana:
Godzina 3 w nocy czasu lokalnego. Coruscant. Statek ojca Mahiyany. 7. dzień śledztwa.

— Nie trać nadziei Mah`ika. Znajdziemy ją! — Dźwięk ciężkich butów Warsama odbijał się od ścian statku, pogłębiając tylko wrażenie pustki. Mahiyana tylko skinęła głową bez słowa i posłusznie poszła za ojcem.
— Tymczasem — zaczął — chyba pora coś zjeść!
Dziewczyna usiadła przy małym stoliku zastanawiając się czy i tym razem z trudem uda się jej zjeść “porządne Mandaloriańskie jedzenie”, które uparcie serwował jej Warsam. Wybór wahał się od łamiących zęby sucharów do wypalających gardło gulaszy. Zdecydowanie nie do tego przyzwyczaiła ją mama.
Zanim zdążyła zacząć rozpaczać, że może jej już nigdy nie zobaczyć, Warsam postawił przed nią talerz parującej zupy i kawałek pieczywa.
— Jedz, pomoże Ci odzyskać siły. — powiedział.
Mahiyana spojrzała niepewnie na czerwonawą ciecz, w której pływały niezidentyfikowane kawałki… czegoś, po czym nie mając większego wyboru, zaczęła jeść. Zgodnie z jej własnymi przewidywaniami, jej oczy od razu napełniły się łzami. — Jak zwykle, pyszne. — rzuciła z lekką ironią w głosie.
Jej ojciec tylko się zaśmiał. — Mah`ika, jedzenie musi mieć draluram i…
— ...i wywoływać hetiklam i dwa inne mandaloriańskie słowa. — dokończyła Mahiyana. — Ale jak na coś pożywnego, brakuje mi tu trochę warzyw. — dodała przyciszonym głosem.
— Trochę ich jest. — zapewnił ją Warsam. — A zresztą, teraz jesteśmy w… warunkach polowych, można powiedzieć. Jak przylecisz ze mną na Mandalorę, to ugotuję ci tyle warzyw, ile tylko będziesz chciała!
Dziewczyna podniosła głowę znad palącej zupy.
— Myślałam, że w każdych warunkach takie rzeczy są ważne.
— W tej chwili mamy do wyboru świeże warzywa albo dodatkową godzinę snu żeby uzupełnić siły na jutrzejsze poszukiwania. — wyjaśnił Warsam. — Co byś wolała?
Mahiyana nie odpowiedziała na to pytanie. Przed padnięciem na talerz powstrzymywała ją tylko myśl o wypaleniu sobie twarzy tajemniczą, ostrą mieszanką.
Warsam spojrzał na nią ze współczuciem. Młoda dziewczyna była przyzwyczajona do zupełnie innego życia, w szczególności zupełnie innego jedzenia. Jednak płynęła w niej mandaloriańska krew, co udowadniała przez cały tydzień, dzielnie biorąc udział w śledztwie.
— Dziękuję. — powiedziała Mahiyana, kończąc posiłek. — Codziennie robi się coraz mniej ostra. - dodała.
Jej ojciec zebrał naczynia. — Myślę, że to nie tak działa. — rzucił z szerokim uśmiechem.
Mahiyana odwzajemniła uśmiech. Po odzyskaniu buira była gotowa na wszystko. Nawet jeżeli miało to wypalać nos samym zapachem.

Sh`ehn:
Mandalora zawsze wydawała jej się niezwykłą planetą, choć nie potrafiłaby jednoznacznie powiedzieć dlaczego. Lubiła zapach powietrza, słońce, wiatr, wypalone, jałowe pustynie i zielone równiny, na których od czasu do czasu trafić można było na zespoły zabudowań — mandaloriańskie farmy. Podobała jej się specyfika tutejszej architektury, która w zaskakujący sposób łączyła prostotę tradycyjnych rozwiązań z arsenałem i technologią obronną mogącymi dorównać niejednej twierdzy. A może tym czymś był widok wojowników w beskar`gamach spacerujących ulicami miast, może sztandary ozdobione kolorowymi aliikami, wiszące u bram kosmoportu, albo wybijające się spośród szumu basicu czy huttańskiego strzępki zdań w mando`a... Było tak wiele rzeczy, które niezmiennie napawały ją zachwytem nad duchem mandaloriańskiej kultury — nic więc dziwnego, że uwielbiała tu lądować, i przez kilka ostatnich lat, wypełnionych regularnymi powrotami na znajomą płytę wynajmowanego przez nią lądowiska, naprawdę zżyła się z tym miejscem.

Ale był jeszcze inny powód, dla którego lądowania na Mandalorze uważała za szczególne i jedyne w swoim rodzaju — w żadnym innym znanym jej zakątku galaktyki nie parzono takiego przyprawionego kafu, jak w Oyu`baat czy Enceri. A kiedy wzięło się jeszcze pod uwagę przepysznie pachnące ciasto uj, posypane złocistą kruszonką i delikatnymi płatkami orzechów… (Najbardziej lubiła jeść je z dodatkiem mandaloriańskich pomarańczy, których lekko kwaskowy smak doskonale równoważył lepką słodycz uj`ayl). Ciasta uj Machia nie zamawiała często — jedynie przy naprawdę szczególnych okazjach — ale to czyniło je jedynie jeszcze bardziej wyjątkowym.

Trzeba jednak przyznać, że obcowania z kuchnią Mandalorian nie ograniczyła tylko do wizyt w lokalnej kantynie. Nie minęło wiele czasu, a, urzeczona smakiem przyrządzanego na mandaloriańską modłę kafu, zaopatrzyła się w odpowiednią mieszankę przypraw korzennych i pewnego popołudnia, po kilkugodzinnej walce z pokładowym automatem do napojów, udało jej się zaprogramować swoją własną wariację tego napoju. Przekonała się też, że długie wieczory z holoksiążką, gdy za iluminatorami statku przesuwają się fantastyczne kształty meandrów nadprzestrzeni, to idealna pora na kubek gorącego shigu z aromatycznych liści behot. Poza tym bardzo polubiła haarshuun. Był to niezwykle wygodny w przechowywaniu mandaloriański chleb -— cudownie chrupki, przypominał bardziej suchary niż standardowe pieczywo.

Do mandaloriańskich kulinariów przekonały Machię nie tylko wyjątkowe smaki; podobała jej się ogólna kultura przygotowywania posiłków. Mando`ade, których znała, na co dzień żywili się pożywnymi kompozycjami przygotowywanymi z zakonserwowanych lokalnych specjałów i gotowych półproduktów. Dania te łatwością przechowywania i krótkim czasem przygotowania przypominały bardziej racje żywnościowe niż normalne jedzenie — ale szczypta przypraw, garść suszonych owoców czy shuk`la gett`se sprawiały, że smakowały o niebo lepiej niż standardowe mieszanki odżywcze. Rozwiązanie wygodne zwłaszcza dla kogoś, kto większość czasu spędza samotnie podróżując.
Ale Mandaloriańska kuchnia miała też drugą stronę, która ją urzekła — na co dzień kierujący się praktycznym minimalizmem wojownicy dokładali zadziwiająco dużo starań by celebrować nieliczne okazje do wspólnych, klanowych skraan`ikase. Machia miała dwa czy trzy razy możliwość brać udział w czymś takim; i zawsze chętnie pomagała w przygotowaniach. Przyrządzanie ciepłych, domowych potraw i dbanie o to, by były, w miarę możliwości, ładnie podane nierzadko bywało urozmaicane eksperymentowaniem i wymienianiem się przepisami. Dla Machii takie wspólne gotowanie było świetną zabawą. Jeśli jednak miałaby być zupełnie szczera, tym, co przynosiło jej najwięcej radości, był społeczny aspekt takich “uczt” — cieszyło ją to, że raz na jakiś czas mogła zrobić coś dla Vode, i razem z nimi.




Temat na forum.
 
· dnia 21 marca 2019 00:34:37 · Drukuj
Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,930,230 unikalne wizyty