Recenzja Shwarrza Do góry
Dobrnęliśmy już tutaj, do 7 tomu serii Przeznaczenie Jedi. I znów się nie zawiedziemy. Wyrok, prezentowany nam przez Aarona Allstona trzyma dość wysoki poziom swoich poprzedników. Recenzja może nie być w pełni obiektywna, ponieważ ja, personalnie , ubóstwiam Aarona za humor, który wprowadził do SW X-wingami, i który utrzymuje do dzisiaj.
Skoro humor to zacznijmy od wątku chyba najważniejszego w tej serii i książce – Luke i Ben (teraz już definitywnie też Vestara). Ich dialogi Allston doprowadził do mistrzostwa. A cała sytuacja … No cóż, książka kupiła moje uwielbienie wykorzystaniem Nam Choris i tsilów. Autorowi udało się świetnie wykorzystać temat wprowadzony w jakże szerokim kręgu nielubianej Planety Zmierzchu. Nawiązania do książek starszych dalej robią wrażenie i sprawiają nie lada przyjemność w czytaniu.
Skoro to, to i Sithowie... Na szczęście tym razem jest ich zdecydowanie mało, a jedyną naprawdę fajną akcją jest ta na Klatooine, chociaż, moim zdaniem trochę nieszczęśliwie rozwiązana Leią.
Co z Abeloth? Niby słaba, niby zdycha, a życia się trzyma. I w dodatku ciągle bałamuci rodzeństwo Hornów – to duży plus.
Sytuacja w Zakonie Jedi – definitywnie nastawiona na działanie i pomoc Skywalkerom jest przedstawiona ostrożnie i celnie.
No i hit sezonu, w końcu ktoś chce zlikwidować Daalę ze stanowiska. I to żeby jeden spisek się z tego wywiązywał, ale tu mamy aż dwa. Przeplatające się ze sobą wydarzenia udało się autorowi przedstawić spójnie tak, że nie ma jak przyczepić się do nieprawdopodobnych (o tyle o ile można w przypadku Jedi) i sprzecznych ze sobą.
Co do procesu Tahiri... tu mi się nie za bardzo spodobało rozwiązanie sprawy, ale... może posłuży innym celom w przyszłości. Żal tylko tego Eramutha, który zapowiadał się naprawdę jako interesująca postać. Finał, jest dziwny, ale bardzo w stylu Tahiri.
Bardzo fajnie rozwijają się wydarzenia na Tatooine, i chociaż akcja Allany na Dathomirze kojarzyła się z Kryształową Gwiazdą, to ta tutaj na Klatooine, pozwala nam już się domyślać jak wartościową postacią dziewczynka będzie w rozwijającym się okresie czasowym SW.
No i na koniec, wątek Mando – Boba Fett – przyznam szczerze, że w końcu zadowolony jestem z tego jak został przedstawiony ten łowca nagród. Wchodzi, robi wielkie bum, wychodzi, rzuca pojedynczymi zdaniami i dostaje to czego chciał. Oby tak dalej, co nie zmienia faktu, że i tak jest za często wykorzystywany.
Podsumowując, po raz kolejny Allston nie zwiódł moich oczekiwań, ale do sukcesu X-wingów to trochę brakuje. Mimo to i tak mocne 9/10 za tą pozycję. Recenzja X-Yuriego Do góry
Wyrok, a więc siódmy tom serii Przeznaczenie Jedi (a zarazem ostatni tom autorstwa Allstona w ramach serii) kontynuuje wątki w typowy dla tej serii sposób, to jest rozwija zarówno główny wątek, z dowództwem w sojuszu, problemem niewolników oraz główną antagonistką, Abeloth, oraz dodatkowo odświeża i rozwija jedna ze starych i mało znanych kultur używania Mocy. W tym przypadku powracamy na znaną z (niezbyt lubianej przez fanów) Nam Chorios z Planety Zmierzchu i tamtejszych użytkowników Mocy, Theran nasłuchiwaczy.
Ciężko wskazać mi tu najciekawszy z tych wątków, wszystkie czytałem chętnie i ani razu nie miałem odczucia żalu, że właśnie skończyłem kawałek poświęcony jednemu i będę musiał czytać o innym. Jedynym minusem, czy też niedogodnością jaką odczuwałem była słaba pamięć szczegółów wydarzeń z Planety Zmierzchu przez co nie zawsze wiedziałem do czego Luke odwołuje się wspominając swą "przygodę z przed 30 lat". Sam wątek Abeloth jest jednak dość przewidywalny - wiadomo, nie można było go finalnie rozstrzygnąć już w tym tomie. Wątek dotyczący władzy w sojuszu był zdecydowanie bardziej zaskakujący, i to nawet pomimo mej wiedzy że mniej więcej tak to się rozstrzygnie.
Jak wspomniałem, całość czytało się przyjemnie, duży wpływ na to miał chyba przewijający się często humor, podawany jednak w bardzo rozsądnych i... poważnych? dawkach. Tzn. ubaw powodowały m.in. całkiem rozsądne i "na miejscu" przemyślenia małej Amelii, tak bardzo kontrastujące z tym jak dorośli postrzegają świat.
A Mandalorianie? Cóż... są. Wspominani. Osobiście pojawia się tylko jeden, Boba - ale przynajmniej pojawia się "jak należy", robiąc co trzeba i jak trzeba, bez zbędnego gadania.
Ocena książki? 9/10. Ciężko się w niej do czegoś przyczepić niby, z drugiej zaś strony... brak jej czegoś co czyniłoby ją idealną. |