Beskar`gam to jeden z bardziej rozpoznawalnych atrybutów Mandalorian - jednak nie da się zaprzeczyć, że ilu vode, tyle pomysłów na wygląd pancerza. W tym miesiącu nasi członkowie poruszają kwestię malowania zbroi, zastanawiając się, maskowanie czy indywidualność?
Arakh Ha`an:
Indywidualność – zawsze i wszędzie. W końcu Mando (a przynajmniej ich większość) nie są byle mięśniakami na imperialnym żołdzie, by nosić się niczym klony. Ba, nawet same Klony cechowała – choć nader skromna – indywidualność w oznaczaniu swoich pancerzy. Zbroja jest tym, co widzą nasi wrogowie i ofiary – w zależności od profesji oprawcy, może być mniej lub bardziej umalowana, upaćkana… Obryzgana posoką ofiaa… Eee… Celów? Również. Zwłaszcza w laboratorium, gdzie wypadki z przeróżnymi substancjami zdarzają się nader często. O ile jednak uszkodzenia, zadrapania, wgniecenia na zbrojach wojowników są niczym blizny wojenne, u naukowców są prędzej oznaką niezdarności przy przeprowadzanych badaniach. Poza tym przypadkowe zmieszanie różnych odczynników (a nuż coś skapnie z karwasza…) może zniekształcić wyniki, skazując na niebyt dni, miesiące, lata badań… Naukowiec musi być schludny. A egzekutor? Widok wyłaniającego się z czeluści ciemnej, błotnej dżungli strudzonego, sprawnie zamaskowanego Mando z wizjerem w formie czaszki, celującego z ogromnej strzelby prosto w łeb niczego nie spodziewającej się, choć nie niewinnej ofiary może – a nawet musi – przerazić… Przeraża również widok egzekutora z wibrotoporem, czekającego na przyprowadzenie słaniającego się na nogach ze strachu nieszczęśnika – mistrza ceremonii, w odświętnej pelerynie, w czystym pancerzu z wymalowanym zgodnie ze swoją profesją wzorem… Słowem – wszystko zależne od okazji; maskowanie nie wyklucza indywidualności, lecz indywidualność nie może pogrążyć maskowania.
Arneun:
Patrzyłem na dwie zbroje Innady: czarną, którą zakładała na "specjalne" misje, i dwukolorową, łączącą barwy naszego niewielkiego klanu z tak lubianym przez nią ciemnym granatem.
W większości warunków żadna z nich nie zmniejszała szans na wykrycie w jakimkolwiek znaczącym stopniu. No, może z wyjątkiem nocy. Ale sposób działania Innady i reszty naszego klanu też odzwierciedlał tego typu podejście. Zwykle każdy ryzykowny element był dopracowany do granic możliwości i właściwie nigdy nie wkraczaliśmy na całkowicie nieznany teren, więc mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę ekstrawagancji.
Nie wspominając o tym, że kiedy braliśmy zlecenia sami, zwykle wykonywaliśmy je właśnie w nocy - przygotowana na takie przypadki czarna zbroja Innady była naprawdę trudna do zauważenia.
Reszta naszego klanu podchodziła do sprawy kolorów bardzo osobiście i kiedy staliśmy obok siebie, byliśmy zbiorem całkowicie niepasujących do siebie pancerzy. No, może z wyjątkiem kształtu. Część z nich kolorystyką swoich pancerzy podkreślała tradycyjne wartości, w szczególności Skarr upierał się przy złocie. Ale mieliśmy też osoby niezwracające zbyt dużo uwagi na symboliczną wymowę - jestem prawie pewien, że widziałem jak Ness maluje `gam na wściekle różowy po paru uwagach na temat jej niedostatecznej kobiecości (o ile dobrze pamiętam trochę "kapnęło" jej się też na napierśnik Nixa, od którego uwaga pochodziła).
Behot:
– Masz to? – spytała Kani, sadowiąc się w fotelu.
– Mhm – potwierdził Tor, siadając na miejscu drugiego pilota. Włożył czip do napędu i przez chwilę nic się nie działo. Po chwili jednak z wbudowanego w pulpit sterowniczy zestawu holograficznego wystrzelił wysoki na trzydzieści centymetrów obraz popiersia mężczyzny w średnim wieku. Pochylał się on nad rejestratorem, ubrany był w zbroję, a po dwóch sekundach przemówił:
– Arad, Atin. Zapis numer sześćdziesiąt dwa – “Kamuflaż”, podzapis numer trzy – “Maskowanie zbroi”. – Mandalorianin westchnął krótko, ale zaraz kontynuował: – Więc jeśli chodzi o malowanie zbroi w barwy maskujące, krótko: polecam. Robiłem, działało, o ile było zrobione dokładnie i zgodnie z warunkami terenu, gdzie prowadzisz misję. Nie wolno również przesadzić. Ja korzystałem z barw zmywalnych specjalnym rozpuszczalnikiem, bo lubię swoje barwy zgodne ze zwyczajem Mandalorian. Generalnie należy robić to po wojskowemu, czyli szybko, efektywnie, zgodnie z warunkami… niekoniecznie mało. – Mężczyzna się uśmiechnął. – Ta-a… Muszę zrobić zapis o wydawaniu kredytów… Dobra, przykład numer jeden: Podczas jednej z moich… dawnych misji. – Tutaj wojownik obejrzał się lekko do tyłu, jakby na coś lub na kogoś. – Zupełnie spontanicznie przydały mi się barwy do terenu lasów umiarkowanych, które kupiłem jakiś czas wcześniej. Szybkie przemalowanie, skompletowanie sprzętu – i mogłem wyruszać. Muszę zrobić zapis o wywiadzie przed misją… Kończąc: lubię swoje własne, tradycyjne barwy beskar’gam. Ale na konkretne misje tymczasowo przemalowuję.
Atin Arad, koniec zapisu.
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Kani jak zwykle miała odrobinę załzawione oczy. Tor nie zdążył poklepać jej po ramieniu, gdy weszła Dinu z datapadem w dłoni.
– No i jak, vod’ike? Macie to?
– Mamy, mamy, Din’ika – westchnął Tor. – Też powinnaś obejrzeć.
– Spokojnie, kiedyś, jak znajdę czas – mruknęła Mandalorianka, podpinając się do konsolety – obejrzę wszystkie pod rząd. – Odpięła przewód i jeszcze chwilę postukała palcami w mały ekran.
– Powodzenia... – rzuciła ironicznie Kani.
– Dziękuję – odrzekła Dinu, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła z kabiny.
– Naukowa świruska – parsknęła Kani i zajęła się starannym ostrzeniem swojego noża.
Nedz:
Tak, pewnie, że `gam można pomalować jak się komu żywnie podoba, choć niektórzy malują według zwyczaju, czyli: czarny to sprawiedliwość, żółty – zemsta, czy niebieski – niezawodność itd., ale chyba nawet przeważająca większość vode maluje zbroje jak chce, bo im się akurat taki kolor podoba, albo dobrze maskuje w terenie. Są też tacy, którzy na przykład nie malują beskar `gamu, tylko traktują go jako pamiątkę ze swojego klanu, lub uważają, że to zwykła strata czasu – choć takich jest niewielu. Zdarzają się też tacy vode, którzy swoje pancerze wolą "składać" ze zbroi swoich bliskich, czy towarzyszy broni, chcąc ich tak uczcić. Ale myśląc o swoim `gamie trzeba też wziąć pod uwagę, by jego malowanie było w miarę praktyczne, a nie tylko ładne - umówmy się, że beskar raczej ochroni cię przed blasterem, ale wiadomo – lepiej nie wystawiać się na cel. Tak więc malowanie beskar `gamu to indywidualna sprawa, ale warto brać też pod uwagę praktyczność
Sh`ehn:
Dzień, gdy kupiła pierwszą zbroję pamięta tak dobrze, jakby to było wczoraj….
Aenna, nazajutrz po tym, jak przyjęła Machię do klanu Me`senruus, zabrała dziewczynę do swojego starego znajomego, handlarza używanymi pancerzami. "Musimy wybrać Ci beskar`gam, moja droga." – powiedziała, i w ten prosty sposób zapadła decyzja w sprawie kupna zbroi.
Machia miała zaoszczędzone nieco kredytów. Po krótkiej rozmowie wraz z Aenną zdecydowały, że będą szukać czegoś lekkiego; najprawdopodobniej z durastali. Napierśnik, naramienniki, para nakolanników, może jakieś proste karwasze – więcej nie potrzebowała. Kurierzy, tacy jak Machia, obawiali się raczej się nagłych awarii statków – nie strzelanin. Zbroja miałaby więc pełnić przede wszystkim funkcje społeczne. Lekki pancerz wystarczy, by dobitnie zaznaczyć, że miejsce dziewczyny jest na Mandalorze – a jednocześnie nie onieśmieli aruetii.
***
Buda, w której znajomy Aenny prowadził swój interes, była surowa, ale solidna; z mocnym, odpornym na warunki atmosferyczne dachem i grubymi ścianami. Podłogę wylano durabetonem – pod nią, jak Aenna później wyjaśniła Machii, znajdował się podziemny magazyn, do którego nocami chowano towar. Zejście zabezpieczono podwójną klapą z durastali; Mando woleli nie ryzykować kradzieży bądź utraty cennych `gamów. Teraz jednak, w ciągu dnia, zbroje były wystawione na widok kupujących. Pod ścianami majaczyły sylwetki manekinów; zaś przy wejściu, na długim, niskim blacie zaścielonym czarną tkaniną stał rząd hełmów.Dookoła pomieszczenia rozstawiono blisko tuzin skrzyń, pomiędzy którymi kręciło się kilka postaci – potencjalni nabywcy. Właściciel, Ori`mird, okazał się barczystym zabrakiem w średnim wieku – biznes prowadził już drugą dekadę. Na ogół stał na uboczu, bacznie wszystko obserwując, gotów służyć radą niezdecydowanym klientom – gdy jednak zobaczył nadchodzącą Aennę, wstał, i wyszedł ją powitać. Niedługo potem starszą Mandaloriankę pochłonęła rozmowa ze znajomym, a Machia, pozostawiona sama sobie, zyskała trochę czasu by się rozejrzeć.
Główny “element wystroju”, skrzynie, wypełnione były płytkami najróżniejszych kształtów i kolorów. Początkowo Machii wydawało się, że na stoisku panuje kompletny chaos, gdy jednak podeszła bliżej, zauważyła, że poszczególne kawałki pancerzy są starannie poukładane i posegregowane ze względu na typ, materiał czy stopień zużycia; każdy jeden element zawinięty w przezroczyste kawałki flimsiplastu, by ochronić go przed zarysowaniami.
Przy największej ze skrzynce siedziała kobieta w czerwonym `gamie. Ona również była zabrakiem – spomiędzy włosów, splecionych w długi warkocz, wystawały charakterystyczne rogi. Machia nie widziała jej twarzy – Mandalorianka w skupieniu pochylała się nad uwalanym sadzą naramiennikiem. U jej stóp leżało więcej płytek wyglądających jak ocalałe z pogorzeliska. Była to Meshur, żona Ori`mirda. Zajmowała się renowacją skupowanych pancerzy. Za pomocą miękkich, skórkowych szmatek, kilku butelek z odpowiednimi odczynnikami i zestawu podręcznych narzędzi całymi dniami czyściła, polerowała i wygładzała mniejsze zadrapania. Niekiedy pomagali jej w tym młodsi członkowie klanu – dziś towarzyszyła jej para na oko dziesięcioletnich ad`ike. Do zadań Meshur należało też opisywanie towaru; jedynie Ori`mird był lepiej od niej zorientowany w tym, co mają na składzie. Zapytana, z uśmiechem wskazała Machii w których skrzynkach powinna szukać płytek z durastali; pomogła też znaleźć kilka kompletów w pasującym rozmiarze.
***
Żółty nie był pierwszym kolorem, jaki nałożono na ten konkretny naramiennik. Odrapane brzegi ukazywały kryjące się pod spodem warstwy kolejno szarej i czarnej farby; dopiero pod nimi znajdowała się srebrzysta durastal. Kiedy tak przyglądała się trzymanemu kawałkowi metalu, uderzyła ją świadomość, że w rzeczywistości nie jest to zwykły przedmiot. Pomyślała o tradycyjnej symbolice barw. Czarny, szary, złoty – sprawiedliwość, strata i żal, a w końcu zemsta – czyżby to właśnie przydarzyło się poprzedniemu właścicielowi? A może był więcej niż jeden właściciel; i każdy z nich miał swoje powody by nałożyć kolejną warstwę farby. Podniosła wzrok – nieco dalej leżał drugi naramiennik, do pary – ten z kolei “ozdobiony” był rzędem czerwonych znaczników - naliczyła jedenaście, zgrupowanych w kolumnach po cztery. Po prawej miała błękitny napierśnik z wymalowanym pośrodku białym emblematem – może aliikiem? Za napierśnikiem dostrzegła kilka kar`ta beskar – dwa z nich były czarno-białe, pokryte skomplikowanym wzorem składającym się z na przemian łagodnych zawijasów i ostrych załamań. Machia oczyma wyobraźni widziała jak poprzedni właściciele wspólnie projektują wzór, a potem pieczołowicie kreślą kolejne linie, by w końcu uzyskać dwie “lustrzane” płytki. “Wyjątkowe” – tylko takie słowo przychodziło jej do głowy, gdy zastanawiała się jak je opisać. Ale czy rzeczywiście były bardziej wyjątkowe niż zbroje trzymające się tradycyjnej symboliki barw, bądź te pokryte burymi plamami kamuflażu? Przecież decyzja o ozdobieniu `gamu aliikiem była równie ważna, co ta o namalowaniu pełniących jedynie funkcję estetyczną esów-floresów. Widząc tyle pancerzy, nierzadko mających do opowiedzenia historie życia swoich właścicieli. Każdy kawałek zbroi był odbiciem decyzji tego, kto go malował i nosił. Mandalorianie mieli przysłowie – “cin vhetin”. W wolnym tłumaczeniu oznaczało to “czystą kartę”, puste pole, które każdy, kto zdecydował się przyłączyć do Mandalorian musiał wypełnić swoimi decyzjami i czynami. W jakiś sposób fakt, że dla wielu pierwszą decyzją na nowym etapie życia był wybór barw zbroi, wydawał się dziewczynie właściwy. Od samego początku zbroja towarzyszy danemu Mando – zbiera jego historię poprzez nowe malunki, oznaczenia, rysy czy ślady po strzałach.
***
Świeżo wyszlifowana durastal lśniła w półmroku ładowni. Machia właśnie skończyła zdzierać oczyszczać kupioną niedawno zbroję z warstw starej farby. Nie planowała nic szczególnie ekstrawaganckiego - nie chciała się wyróżniać. Ostatecznie zdecydowała się na zgaszoną, oliwkowa zieleń; naramiennik chciała ozdobić malując na nim biały kyr`bes. Kolor przypominał jej dom – stojący przy łóżku hologram przedstawiający Bazyliszka, poszarzałe liście drzew na onderońskim księżycu, oczy matki, kamień, który w dzieciństwie był jej “udawanym zwierzątkiem”. Nie mogła też zapomnieć, że zieleń symbolizowała obowiązek – gdy o tym myślała, mimo woli zaczynała się zastanawiać: jakie przyszłe zobowiązania czekają na nią, Machię Me`senruus, Mandaloriankę...?
Temat na forum. |