Wizjer Manda`Yaim #11
 
Okiem Manda`Yaim

W kolejnej edycji Wizjera możecie poznać stosunek naszych członków do kolekcjonowania zdobyczy. W nadesłanych tekstach zdradzają czy skłaniają się ku temu, by trofea zbierać, nosić i eksponować, czy może wręcz przeciwnie.


Arneun:
– Po co to nosisz? – wskazałem na wisiorek na szyi Nixa – Widziałem jak upychasz to pod kombinezonem i `gamem. To nie może być wygodne.
– Widzisz, to jednocześnie pamiątka i trofeum. Perła smoka Krayt, którego upolował mój ojciec.
– Skoro to on upolował, to czemu?
– Widzisz… to jedna z nielicznych, które można nosić na szyi bez oprawiania… Na tyle charakterystyczna, że rozpoznawały go istoty, które tylko o nim słyszały.
– Cały czas nie rozumiem.
– To trofeum, bo to ja upolowałem jego. Nic więcej nie zbieram, ale chcę, żeby ludzie wiedzieli. Widziałem statki trandoshan, pełne upolowanej zdobyczy, zwierząt większych i mniejszych. Powiem ci, że większe wrażenie zrobiły na mnie włosy wookiech noszone przez Fetta. Trandoshanie, oprócz tego, że zupełnie nie mają poczucia stylu, chwalą się właściwie wszystkim. To nie ma sensu. Widziałem też wojownika, który uparł się, żeby karbować swój blaster, za każde życie, które zabrał. Zginął podczas żłobienia kolejnej rysy, bo uszkodził emiter. Jeżeli chcesz przechwalać się tym, jak wspaniały jesteś, równie dobrze możesz utworzyć obwoźny cyrk i zabierać zwierzęta z Zewnętrznych Rubieży, tylko po to, żeby pokonywać je gołymi rękami, a potem zamykać w klatce do ponownego występu. Mnie wystarczy, żeby mnie rozpoznawano – pomaga przy negocjowaniu kwot za zlecenia. Resztę historii dopowiedzą sobie sami, plus w naszym zawodzie lepiej nie rozwiewać niektórych plotek. A ty? Nigdy nie widziałem, żebyś cokolwiek eksponował.
– To trochę przez Innadę… Wiesz jaka jest… Już wcześniej mało przyzwyczajałem się do rzeczy, zwłaszcza, że mogłem je w każdej chwili stracić…
– A ten miecz świetlny? Wiesz, który.
– A wiesz, że były dwa? Nie mam pojęcia skąd tamten człowiek zdobył ostrza. Jedi na pewno nie był. Usiłowałem je dopasować do tych szczątków wiedzy o Zakonie jakich Imperium nie wytępiło i wszystko wskazuje, że ktoś zawinął je spod nosa białych pancerzy, niedługo po egzekucji właścicieli. W każdym razie doszedłem do wniosku, że skoro je mam równie dobrze mogę nauczyć się nimi posługiwać. Na razie bez efektu, ale udało mi się jeden przerobić. Po skróceniu wiązki jest z niego całkiem przydatne narzędzie do napraw.

Behot:
– Atin? – zagadnął mnie pewnego razu Mond, kiedy obaj siedzieliśmy w “Ge`catra”, pijąc kaf przy stoliku w świetlicy i grając w dejarika. – Przyszło mi właśnie do głowy, że kiedyś opowiadałeś mi o swoich planach na stworzenie czegoś w rodzaju kolekcji. Że po każdym wypełnionym zleceniu będziesz zostawiał sobie pamiątkę.
Zamyśliłem się.
– Faktycznie – odparłem. – To stało się już dla mnie nawykiem i na początku nie wiedziałem, o co ci chodzi. Chodź, pokażę ci.
Minutę później staliśmy obaj w jednej z kabin dla pasażerów, którą przerobiłem na mały składzik. Na półkach regałów leżały równo co kilka centymetrów różnorakie przedmioty, takie jak małe elektroniczne urządzenia, kawałki metalu, gogle snajperskie czy drewniane pudełeczko. Mond jednak zatrzymał się przed innym, mniejszym regałem.
– Trofea – stwierdził.
Rzeczywiście, trzymałem tam trofea. Na trzech półkach można było dostrzec między innymi ząb nexu, pazur Togorianina, warkoczyk z włosów Wookiego, mały, ale piekielnie ostry, zdobiony nóż i parę innych ciekawych rzeczy.
– Skoro masz trofea, to dlaczego nie nosisz ich przy `gamie? — zapytał przyjaciel.
– Bo nie uważam tego za konieczne – odparłem w swoim pragmatycznym stylu. – Ani potrzebne. Trofea trzymam po to, żeby pamiętać, jak ciężko musiałem walczyć, żeby je zdobyć. To przypomina mi, że muszę stale ulepszać siebie i swoje umiejętności. Dodaje także nieco pewności siebie. Natomiast noszenie ich przy zbroi jest pewnego rodzaju obnoszeniem się ze swoimi osiągnięciami. Oczywiście ma to wiele plusów, takich jak wzbudzanie strachu we wrogach i bycie traktowanym przez innych z większym szacunkiem. Jednak ja uważam, że jeśli walczysz z wrogiem, który tak łatwo daje się przestraszyć, to niepotrzebne ci żadne trofea przy pasie. Tak samo, jeśli gadasz z kimś, kto nie szanuje cię z prostego powodu – że jesteś łowcą nagród i mógłbyś urwać mu łeb w każdej chwili – to miej go po prostu gdzieś. W ogóle niektórzy uważają, że należy obnosić się ze śladami na zbroi, co według mnie także jest przesadą. Zawsze może być tak, że osoba ze schludną zbroją bez widocznych trafień nie ma ich dlatego, że jest bardzo dobrym skrytobójcą albo snajperem.
Dlatego nie noszę trofeów. To całkowicie niepotrzebne.

Merel:
Dwóch mężczyzn przechadza się po magazynie wylełnionym różnymi przedmiotami.
— Merel... co to jest? — zapytał Ordo.
— To, mój drogi vod, jest kieł Rancora, którego ubiłem na Voss. Bestia uciekła z klatki i zabijała napotkaną zwierzynę. Nie było...
— Dobra, dobra... tak tylko pytam. A to? — Ordo wskazał na czaszkę w rogu.
— Czaszka Trapjawa z Tatooine.
— Mhm... a tamto? — tym razem padło na wielką łapę.
— To jest szpon Pierwszego z Dromund Kaas.
— Pierwszego?
— Tak. Miejscowa nazwa bestii.
Ordo rozglądał się dalej po magazynie ze zdobyczami Merela. W jego ocenie było to marnowanie przestrzeni takimi głupotami.
— Nie chcesz się tego pozbyć?
— Oszalałeś? To są trofea. Moja spuścizna.
— Taak... A po ci to wszystko?
— No... Żeby oko cieszyło.
— To sobie Garnganeela w karbonicie postaw.
— Króla przemytników? Może kiedyś. Na razie może być potrzebny. Dlaczego ty nie zbierasz trofeów? Przecież też masz sporą listę.
— Hmmmm.... jakby ci to powiedzieć... jak duży jest TEN magazyn?
— Ma łącznie 120 metrów sześciennych.
— I jak widać jest pełny?
— No... tak. Trochę się tego nazbierało.
— A tak zmieniając temat. Byłeś ostatnio na pochówku Dimira?
— Dobrze wiesz, że tak.
— Mały ten grób, co nie?
— Czy ja wiem? Normalny. Metr na dwa i głęboki na półtora.
— Liczmy trzy metry sześcienne. To brakuje jeszcze 117m3.
— Co masz na myśli?
— Hehe... domyśl się, ner vod`ika.


Dla nie tych którzy dalej nie wiedzą o co chodziło Ordo — trumna nie ma za dużo miejsca. I nie zabierzesz nic na tamten świat.

Nedz:
Zbierać trofea, nie zbierać? A jak zbierać, to nosić ze sobą? A jak nosić – to na pokaz czy dyskretnie? Według mnie, jak kto woli, choć trofea opłaca się zbierać, a nawet czasami mieć przy sobie, by zrobić rzecz typu „O zobacz a co to? Nie wiesz? Jaka szkoda. To może ci wyjaśnię to, i tylko i wyłącznie to, zostało po pewnym di`kucie, który kiedyś dość mocno zaszedł mi za skórę". A po co robić takie rzeczy – dla wywarcia presji na odbiorcach, bo jak się grzecznie pytasz to oni nic nie wiedzą, ale jak zrobisz rzecz opisaną powyżej to sukces prawie że gwarantowany, no, chyba że odbiorca faktycznie nic nie wie albo jak zobaczy resztki twojego wroga to zejdzie na zawał. Ale lepiej nie noś za dużo tego przy sobie, bo będziesz wyglądać co najmniej ciekawie, czyli jak jakiś szaman, albo będziesz je nosił w walizce.
A na co to komu, w sensie, że zbieranie łupów? A, no tak, bo czemu nie, choćby dla zabawy tylko poprzestań może na przedmiotach materialnych, a nie na tym, co kiedyś było częścią ciała twoich wrogów.

Sh'ehn:
Trofea były jednym z tych elementów życia wśród Mandalorian, na który Machia okazała się być kompletnie nieprzygotowana. Oczywiście, postanawiając zamieszkać na nowej planecie liczyła się z trudnościami związanymi z barierą kulturową; jednak nie przypuszczała, że będzie musiała zmierzyć się z, jak wówczas sądziła, tak kontrowersyjną i trudną do zaakceptowania praktyką, jak zbieranie trofeów. Przy okazji wcześniejszych pobytów na Mandalorze nigdy tak naprawdę nie przyjrzała się uważnie zdobyczom ozdabiającym zbroje wojowników. Zresztą, miała wtedy do czynienia jedynie z nielicznymi Mando; podczas gdy już po kilku dniach mieszkania wśród zakutych w pancerze mężczyzn i kobiet zaczęła dostrzegać coraz więcej szczegółów, cech charakterystycznych tej, wtedy jeszcze obcej, kultury… niekiedy takich szczegółów, których wolałaby nie zobaczyć.

Na Onderonie widywała Jeźdźców Bestii – wielu z nich nosiło ozdoby wykonane z kłów, pazurów czy skrawków futer zwierząt, które wcześniej poskromili; wiedziała też, że wśród pracowników korporacji, w której niegdyś była zatrudniona, znalazłoby się kilku aktywnych myśliwych, co jakiś czas organizujących dwu-trzydniowe wyprawy w głąb porastającej onderońskie księżyce dżungli. Przywozili z tych wycieczek rozmaite pamiątki; czasem garść zrogowaciałych łusek zakkega, czy skórę bomy, czasami parę zasuszonych łapek cannoka – „na szczęście”. Ją samą polowanie nigdy nie pociągało; ale nie miała problemu z tym, że inni z dumą popisują się myśliwskimi osiągnięciami i namiętnie kolekcjonują odpowiednio wyprawione części ubitych zwierząt. W przypadku Mandalorian trudność w pogodzeniu się z takimi praktykami wynikała z tego, że niekiedy „zwierzyna” okazywała się inteligentna.

Koszmarne, makabryczne... te określenia mimo woli przychodziły jej do głowy, gdy widziała kołyszący się u naramiennika misternie spleciony, niepokojąco przypominający ludzkie fryzury, warkoczyk, lub pęk skalpów zdartych najprawdopodobniej z wookiego. A choć część kłów i pazurów z pewnością należała do zwykłych bestii, Machia nie miała wątpliwości, że nie można tego powiedzieć o wszystkich. Zaś zawieszki i plecionki – symbole statusu lub amulety pokonanych wrogów – wcale nie wydawały się lepsze. Miała wrażenie, że odbieranie przegranym przedmiotów tak silnie związanych z ich tożsamością niesie z sobą hańbę, jest w jakimś sensie bezczeszczeniem ich godności, niemal świętokradztwem.

W tamtych czasach chwilami nie była pewna czy ma do czynienia z łowcami nagród, istotami tak jak ona starającymi się zarobić na życie, czy może łowcami głów, barbarzyńcami, którzy w tym co robią dawno zostawili za sobą swoje człowieczeństwo. Kiedy indziej zastanawiała się jak to jest, że ci wszyscy wojownicy nie boją się obnosić się ze swoimi zdobyczami. Była pewna, że na większości cywilizowanych planet prawo nie pozwala na skalpowanie przeciwników. (Teraz już to rozumiała – zwyczajnie większość z nich nie zawracała sobie tym głowy). Parokrotnie gdy widziała zbliżającą się postać ozdobioną wyjątkowo dużą ilością trofeów, chwytał ją nagły lęk; upiorne przeczucie, że wśród zwieszających się ze zbroi lub broni drobiazgów zobaczy coś, co należało do któregoś z tych nielicznych Mando, którzy byli jej bliscy. Oczywiście nieczęsto – w końcu nie miała aż tak wielu przyjaciół.

Po krótkim czasie, chcąc zachować spokój ducha, zaczęła udawać, że niczego z tego nie widzi. Przez wiele tygodni ignorowała natrętne myśli i starała się nie zwracać uwagi na nagłe i paraliżujące uczucie grozy. Jeśli nie była w stanie inaczej nad sobą zapanować – odwracała wzrok lub zmieniała temat rozmowy. Jednocześnie codzienne obcowanie z kulturą Mandalorian powoli odciskało na niej swe piętno – stopniowo jej pierwotne wrażenia zastępowała akceptacja. Coraz łatwiej było jej znosić myśl o szczycących się swoimi trofeami wojownikach; dowiadywała się więcej i więcej o samym zjawisku. W końcu pogodziła się z praktyką zbierania trofeów, a w ślad za tym przyszło zrozumienie, dlaczego te kolekcje zdobyczy są takie ważne.

To wiedza okazała się być kluczowa dla zmiany jej podejścia – każdy wieczór spędzony w kantynie, gdy, siedząc samotnie i przeglądając informacje na ekranie datapadu jednym uchem słuchała toczonych przy barze rozmów; każdy poranek, kiedy czekając na koniec załadunku spacerowała pomiędzy kolorowymi straganami rozstawionymi wzdłuż głównej, prowadzącej do kosmoportu, ulicy; każdy nowo poznany Mandalorian; każda rozmowa z tymi nielicznymi przyjaciółmi, których miała, i którzy stanowili pomost między nią, a światem odzianych w dziwne zbroje wojowników, przynosił coś nowego i przybliżał ją do tej, z początku tak bardzo obcej, kultury i jej, wydawałoby się, okrutnych atrybutów. A kiedy już nauczyła się odróżniać pazur ogara kath od szpona psa akk; talizman z zaplecionej grzywy ansionskiego suubatara od kity z pęku futra wampy, nie mogła dłużej udawać, że to tylko nic nieznaczące ozdoby. Jakiś czas później zaczęła przyglądać się mijanym sylwetkom Mando`ade – jej wzrok z uwagą zatrzymywał się na każdym dostrzeżonym szczególe.

Półtorej roku po przeprowadzce na Mandalorę, a pół roku po tym, gdy na jej drodze pojawili się Mandalorianie z klanu Me`senruus, patrzyła na trofea już nie jak przejęty grozą aruetii, ale jak wojowniczka z krwi i kości – z błyskiem zaciekawienia w oku, a nierzadko i szczerym podziwem wypisanym na twarzy. Skalpy, zęby, kościane talizmany, pogruchotane kawałki zbroi czy części broni – wszystko to świadczyło o wojowniku; stanowiło cenne źródło informacji, a bystre oko obeznanego z tematem obserwatora mogło bez trudu wychwycić i odczytać ich znaczenie.
Nabyta wiedza okazała się ponad miarę przydatna – z początku w kontaktach z klientami, by lepiej ocenić z kim ma do czynienia. Później – także w codziennym funkcjonowaniu w społeczności vode. Zdobiące zbroje zdobycze nie były jedynym sposobem by wśród zwykłych najemników rozpoznać prawdziwego wojownika; z pewnością jednak pomagały. Oczywiście trofea bywały zwodnicze – wielu takich, co noszą przyczepioną do pasa garść padawańskich warkoczyków, nigdy nie widziało Jedi na oczy; i prawdopodobnie, niezależnie od tego, za jaki autorytet chcieliby uchodzić, nie potrafiliby odróżnić rękojeści miecza świetlnego od laserowego palnika. Podobnie jak w przypadku wiedzy, z czasem Machia nabrała i wyczucia; obecnie była w stanie całkiem trafnie oddzielić prawdziwe trofea, świadczące o zdolnościach i zwycięstwach danego Mando od tych, które były raczej deklaracją aspiracji; i zamiast świadczyć o rzeczywistych dokonaniach stanowiły jedynie narzędzie autoprezentacji.

Ale trofea nie zastanawiały jej tylko w kontekście informacji, które mogłaby wykorzystać. Wkrótce po tym, gdy została zaadoptowana i zaczęła częściej przebywać w towarzystwie vode, uświadomiła sobie, że zdobycze to dla wielu istotny element budowania tożsamości, a kolekcjonowanie ich jest spoiwem społecznych relacji. Co więcej – że mogą być fascynujące. Nierzadko byle drobiazgowi towarzyszyły opowieści o przygodach tak śmiałych, że nie śniły się nawet najodważniejszym korelianom (i to po solidnej dawce słynnej koreliańskiej brandy). Zdarzało się też, że za wyszczerbionym antycznym beskadem czy pogruchotaną czaszką dzikiej bestii stały historie całych rodów. Niezależnie jednak od tego, czy właściciel zawdzięczał daną zdobycz sprytowi, sile, czy ślepemu trafowi; czy dotyczyła pojedynczego epizodu z życia wojownika, czy może były z nią związane losy kilku pokoleń – w głosie vode, gdy mówili o trofeach, prawie zawsze dało się słyszeć głęboką pasję dla życia, jakie wiedli. Gdyby miała nazwać to jednym słowem, za najtrafniejsze określenie uznałaby shereshoy.

Co prawda, wciąż zdarzały się historie, których wolałaby nie usłyszeć; lecz o ile kiedyś włos zjeżyłby się jej na głowie na samą myśl o wojownikach przechwalających się takimi opowieściami, dziś jedynie wzruszała ramionami i wracała do swoich spraw. Mandalorianie byli jacy byli – a ich kultura, jak każda inna, miała swoje jaśniejsze i ciemniejsze strony.

Widywała też też „pamiątki” o których historię nie odważyłaby się zapytać z innych powodów; takie, jak nadtopione kar`ta beskar, zbyt małe, by zbroja, z której pochodziło mogła należeć do dorosłego. O takich rzeczach nieczęsto opowiada się przy ne`tra gal czy szklance przyprawionego kafu – można o nich jedynie milczeć.

***


Dziś Machia byłaby skłonna traktować pojęcie „trofeum” naprawdę szeroko. Z jednej strony „konwencjonalne” kły, pazury, skóry i chwosty to dla niej funkcjonalny element życia społecznego; z drugiej, ostatnio zdała sobie sprawę, że choć nigdy nie zbierała niczego, co przypominałoby „typowe” zdobycze, i ona ma swoje pamiątki. Każde udane lądowanie na Mandalorze upmiętnia znakiem na jednej ze ścian statku; nie zmyła też oznaczeń, które poprzedni właściciel umieścił na podarowanym wiele lat temu karabinie. Kiedy się nad tym zastanowić, każda pamiątka jest dla Machii szczególnym rodzajem trofeum; zwycięstwem nad życiem, dowodem kolejnych doświadczeń; powodem do dumy płynącej ze świadomości, że przetrwało kolejny dzień. Niezależnie jednak od tego, co się będzie rozumieć pod pojęciem, Machia była pewna jednego; nawet Mandalorianie są ludźmi, i – ze względów kulturowych i psychologicznych; czy to jako forma określenia kim się jest, zamanifestowania swojej przynależności do grupy bądź klanu, czy swoiste memento – trofea są w dla nich w takim samym stopniu sprawą indywidualną, co wspólnym wykładnikiem kultury. Co więcej, przynajmniej większości, są po prostu potrzebne.

T`Rez:
— T`Rez, zawsze chciałem ciebie spytać: czemu nie nosisz żadnych trofeów? Widziałem już masę Mandalorian i prawie zawsze nosili jakieś ze sobą. — Spytał mnie Alon i trafił w punkt.
— Wiesz Fiau, znasz moją specyfikę pracy i przyjmowanych zleceń. Przy zbieraniu zeznań świadków, komu prędzej zaufają, osobie w pełnym rynsztunku kryjącej swoją twarz za maską i zwisającymi suwenirami, które mogą być związane nawet z tym, że ukatrupiłem ich pobratymców, czy zwykłemu facetowi w skórzanej kurtce, którego ciepłe spojrzenie i profesjonalne podejście do sprawy potrafi rozwiązać każdy język bez użycia przemocy i wyciskania z nich odpowiedzi?
— Z drugiej strony masz zbroję, którą rzadko nosisz, ale nosisz. — Odparł, próbując zapędzić mnie w kozi róg. Sprytnie, ale to za mało, gdyż nawet na to miałem odpowiedź:
— Bardziej to strój maskujący, niż zbroja. Jest lżejszy od konwencjonalnej zbroi i o wiele cichszy, a dyndające trofeum może narobić hałasu lub zwrócić niepotrzebną uwagę. — Fiau pogładził się po brodzie, po czym dodał:
— Przecież nosisz pelerynę inkwizytora przy tej zbroi.
— Feir`fek, dobra, tu mnie masz, z drugiej strony to nie jest już trofeum, tylko część garderoby! Zależy od punktu widzenia… — Odparłem dyplomatycznie.
— Jak tam sobie chcesz Faber… jak tam sobie chcesz…



Temat na forum.

 
· dnia 31 października 2018 23:22:49 · Drukuj
Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,884,145 unikalne wizyty