|
|
Prawda ukryta za słowami |
|
|
|
Królewski strażnik stał na ruchomej platformie - pełniącej rolę jednego z głównych sposobów przemieszczania się w mieście - i obserwował, jak sławny na całą galaktykę mistrz Jedi ląduje swoim charakterystycznym myśliwcem we wskazanym przez kontrolę ruchu miejscu.
- Duchess już czeka, Generale Kenobi^ - przemówił strażnik do przybyłego Jedi, spoglądając na jego białą zbroje, tak bardzo różniącą się od dotychczas noszonych brązowych szat, oraz na dyndający u jego pasa miecz świetlny. Broń, według propagandy Republiki, będącą symbolem pokoju, ale z perspektywy strażnika trudnym było uznawać to śmiertelnie groźne urządzenie za takowe. Miecza świetlnego nie można było przełączyć "na ogłuszanie", tak jak w przypadku większości - uważanych, jak na ironię, za narzędzie służące tylko zabijaniu - blasterów.
- To nie pozwólmy, by czekała zbyt długo^ - rzekł Obi-Wan, zwracając uwagę na pojazd, jaki został po niego wysłany. Uznał, że wybranie tak bardzo otwartej maszyny to z pewnością starannie przemyślana decyzja i zaraz przekonał się, że miał racje, gdy lecąc ku pałacowi księżnej Satine przemierzali monumentalne przestrzenie Sundari - miasta, robiące swym stylem wrażenie nawet na nim, Mistrzu Jedi, co wszakże większość życia spędził na planecie-mieście Coruscant, i który zwiedził wiele planet i miast w galaktyce.
Po dotarciu do pałacu, Kenobi ze zdziwieniem spojrzał na zdobienia charakterystycznym motywem sześcianu, który tak dobrze pamiętał ze zbroi spotkanych Mandalorian. Uwagę zwracały także płaskorzeźby przedstawiające nikogo innego, jak antycznych wojowników walczących z Jedi. Widać, jak zawsze, kultura nie mogła być odrzucona całkowicie i jej elementy trwały w ten, czy w inny sposób, przypominając wtajemniczonym o sobie.
Zamyślonego Jedi powitał wychodzący z jednego z bocznych korytarzy Minister Almec - Generale Kenobi^ - co charakterystyczne, zwracając się do niego nie jego tytułem Jedi, ale wojskową rangą, jakby pragnął podkreślić, że przybyły Jedi jest reprezentantem sił wojskowych.
- Miło pana widzieć, premierze Almec^ - odparł Kenobi, wymieniając z rozmówcą uścisk dłoni, całkowicie zgodny z normami galaktycznej etykiety regulującej nawet tak błahe sprawy, jak długość i siła uścisku dłoni - niełatwa rzecz do spamiętania przy tylu możliwościach kombinacji ras i płci.
- Witam w imieniu naszego ludu, jednak martwią mnie fałszywe plotki, które cię tu przywiodły^ - rozpoczął premier. - Mandalora nie odwróciła by się od Republiki, dla Duchess Satine pokój jest ważniejszy niż własne życie. ^
Powiedział premier, pamiętając jednakże o rzeszach Mandalorian, żyjących w pozostałych rejonach planety. Oni nie mieszali się w sprawy Sundari, mając gdzieś galaktyczną politykę tak długo, jak długo im nie zagrażała, a rząd Mandalory respektowany przez Republikę - która nie wnikała w wewnętrzne sprawy planety - również nie szukał z nimi zwady. Niechętnie przyznawanym przez obie strony faktem było, iż pacyfiści i tradycjonaliści utrzymywali nawet kontakty handlowe. Pacyfiści żyjący na zdewastowanej ziemi chętnie kupowali dobre i pożywne plony tej części tradycjonalistów, która wciąż zajmowała się rolą i miewała sporawe nadwyżki. Obu stronom ta sytuacja bardzo odpowiadała - Almec bał się jednakże działań nacjonalistów ze Straży Śmierci - nie cieszyli się oni zbyt dobrą sławą pośród tradycjonalistów, ale jeśli tylko tym terrorystom udałoby się znaleźć sposób, by pociągnąć za sobą rzesze wojowników rozrzuconych po całej planecie... to byłby koniec pacyfistów. Almec miał szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie i zachowana pozostanie obecna sytuacja.
- Bardzo dobrze znam jej poglądy^ - odpowiedział Jedi, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ile myśli-które-by-go-z-pewnością-zaniepokoily przebiegło przed chwilą przez głowę ministra.
- Wojenna przeszłość Mandalory jest już za nami, mistrzu Kenobi^ - kontynuował przedstawianie oficjalnego stanowiska swego rządu. - Wszyscy nasi wojownicy zostali zesłani na księżyc Concordia i wyginęli wiele lat temu.^.
Oczywiście, prawda zależała od punktu widzenia, ale Almec podejrzewał, że Jedi, którzy znani są przecież z poważnego podejścia do życia i stania na straży prawdy, a przynajmniej za takich starają się uchodzić, nie zgodziłby się z tym stwierdzeniem. Nie było kłamstwa w tym, że wygnani wymarli. Sami się powybijali w większości zresztą, a część poleciała z księżyca "w galaktykę" i słuch o nich zaginął, więc to też tak, jakby umarli. A, że na Concordii żyli Mandalorianie, którzy mieszkali-tam-od-zawsze? Nie podpadali oni pod określenie 'wygnani', nie było więc kłamstwa w jego słowach. Kluczowe było także słowo "nasi" - ci żyjący na planecie, tradycjonaliści, nie byli "nasi", dlatego nie warto o nich wspominać.
- Hm, czyżby?^ - spytał Kenobi, a Almec już przez chwilę bał się, że przybyły Jedi zorientował się w tym, jak wygląda naprawdę sytuacja na planecie, ale gdy ten kontynuował - Niedawno widziałem kogoś w Mandaloriańskiej zbroi. Jango Fett^ - Almec odetchnął z ulgą, bo chodziło o kogoś innego.
- Jango Fett to był zwykły najemnik. Nie mam pojęcia jak zdobył tą zbroję^ - a przynajmniej jako łowca Nagród zarabiał na życie, dodał w myślach, znów ciesząc się, jak pięknym środkiem semantycznym jest niedopowiedzenie - wszakże nie zaprzeczył, że Jango był Mandalorianinem, to by było już kłamstwem, ale wspomnienie, że był łowcą nagród? Sama prawda. A Kenobi... ludzie słyszą i wyciągają z rozmowy zazwyczaj to co chcą, może z Jedi jest tak samo?
Jego przemyślenia zostały przerwane delikatnym głosem księżnej Satine, która w otoczeniu swoich strażników weszła do sali, odciągając uwagę Obi-Wana.
- Cóż, Mistrz Kenobi, nieustraszony Jedi znów przybywa mi na ratunek^
Obserwując jak wchodziła na swój zdecydowanie zbyt przesadzie zdobiony tron, Jedi rozważył, czy powinien Almecowi przypomnieć, że Jango nie był jedynym znanym w galaktyce Mandalorianinem, ba!, walcząca dla Republiki armia klonów była szkolona przez kilka dziesiątek osobników noszących mandaloriańskie zbroje i według najlepszej wiedzy Kenobiego, uważających się za Mandalorian i przekazujących swe... dziedzictwo szkolonym przez siebie jednostkom komandosów. Uznał jednak, że nie warto zaogniać sytuacji i rozpoczynać wizyty od zarzucania drugiej stronie kłamstwa. Odrzucając więc myśli o grupie zwanej Cuy`val Darami - jak przeczytał w raporcie na temat Kamino i Wielkiej Armii sporządzonym po bitwie o Geonosis - skupił się na mającej nastąpić rozmowie. Przewertował w myślach kilka możliwych komplementów, których powiedzenie byłoby w tym momencie najodpowiedniejsze i zdecydował się w końcu na standardową formułkę wychwalająca urodę rozmówczyni - Po tych wszystkich latach, jesteś jeszcze piękniejsza Pani^ - rozpoczynając tym samym właściwą cześć swej wizyty, nudną politykę prowadzoną z kimś, kto kiedyś był tak ważny dla niego...
X-Yuri
Ps. Wszystkie pogrubione i pochylone teksty są oryginalnymi dialogami z odcinka, w formie w jakiej pojawiły się na polskim Cartoon Network. |
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
#1 |
dnia 01 marca 2013 19:51:37
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|