Recenzja X-Yuriego Do góry
Przechodząc od razu do recenzowania, bez zbędnych wstępów: historia zaczyna się bez większych rewelacji, ma jednak jeden ciekawy smaczek, okazuje się, że wydarzenia znane z historii "Vindication", sabotaż floty republiki itd, uznawane są za winę Mandalorian... Propaganda...
Kontynuując, już zbliżając się do połowy pierwszego zeszytu następuje niezwykle ciekawy zwrot akcji, wywracający właściwie to co znaliśmy od prawie 40 zeszytów. I to naprawdę, kopiący shebs niesamowicie zwrot, w całej dotychczasowej serii nie było równie wielkiego "wydarzenia" moim zdaniem. I, mam do siebie ogromny żal, że nie domyśliłem się wcześniej, że coś nie gra w tej dziedzinie, pokazane jest sporo różnych wskazówek, które były przez całą serie dawane, i to oczywistych, gdy się już wie o co chodzi...
Po powyższym przełomie, akcja toczy się oczywiście dalej, w senacie trwa sąd nad Mandalorianinem... bardzo fajnym motywem jest rzucenie go przez Malaka 'między tłum' aby ten się z nim rozprawił i komentarz Mando do tego. Sam senat także jest ciekawy, nawiązanie piękne do "The Sith War".
Pierwszy zeszyt, co oczywiste, ma otwarte zakończenie i to naprawdę sprawiające, że miesiąc czekania na następny numer strasznie się dłużył. Na szczęście, teraz, pisząc tą recenzje mam już wszystkie 4 zeszyty (w formie elektronicznej...), a więc mogę bez zwlekania przejść do zeszytu nr 48, drugiego zeszytu mini serii Demon. A zeszyt ten zachwyca piękna okładką z Demagolem. Sama akcja stanowi bezpośrednią kontynuacje zeszytu poprzedniego, czytając go w wydaniu TPB sądzę, że nieświadomy tego czytelnik nie zauważy w żaden sposób, że skończył się jeden, a zaczął kolejny numer ; )
"He`s got The Look . Spirits help us, He`s got The Look !
Właściwie cała istotniejsza akcja jaka ma miejsce w zeszycie nr 2 to opowiadania przeszłości, najpierw krótsza opowieść samego Demagola, a później Rohlana o przeszłości i historii tego pierwszego. Bardzo fajne kawałki, stanowią idealne wypełnienie historii tej postaci. Oprócz opowiadania pojawia się info o projekcie, który założył Zayne wraz z rodzinami padawanów z masakry na Taris, itd, ale to.. stanowi tło dla głównej osi fabuły tej mini serii jedynie. Pojawiają się też dwa ciekawe artefakty, jeden Jedi, i jeden Sithów... co do sposobu użycia tego pierwszego mam mieszane uczucia, ale podoba mi się, że nie wyszedł tak jak powinien, o tyle drugi... jest ok.
Trzeci zeszyt stanowi niestety przestój w akcji, niby dzieje się trochę, współpraca Zayne'a z 'starymi znajomymi', wydarzenia z Jarael I Chantiqeu, ale to wszystko... brak temu siły. Najsłabszy numer serii, nawet teoretycznie mające stworzyć napięcie, jest jakieś takie... nie wiem. Najsłabszy numer Demona.
No i, dochodzimy do zwieńczenia serii. A zwieńczenie to doskonałe. Finałowe starcie, przyzwanie miecza Mocą, i wypowiedź Zayne'a zaraz po kulminacyjnym momencie są... są fajne. Trafne.
Rohlan, jak w całej miniserii, tak i tutaj ma super rolę, jego... "rozmowa" z Demagolem odnośnie zbroi jest genialna, a końcowy sposób w jaki znika, bez czekania na podziękowania i wdzięczność, także... pasuje do Mandaloriańskiej postaci wolnego strzelca.
Podsumowując miniserię, jest Ona doskonała, bardzo poprawiła poziom KOTORa, spora część zeszytów po Vindication sprawiała wrażenie robionych bez większego pomysłu, a tutaj ładnie wychodzi, że wszystko co miało miejsce było dokładnie przemyślane.
Ogromna szkoda, że jest ona serią kończąca komiksowego KOTORa, wciąż jest sporo wątków, które można by pociągnąć ( Revan i Malak dalej, Lucien, Camper..) ale cóż, bywa.
Kończąc recenzje, mimo że licząc średnią z ocen poszczególnych zeszytów, nijak bym nie miał 10, to jako całość, Demon dostaje
10/10.
Recenzja Mahiyany Do góry
Pierwszy zeszyt z tej serii zaczyna się scenami pojmanego Demagola. Obecny Gryph z Zaynem w końcu wyjaśnia jego tajemniczą ucieczkę sprzed kilkunastu zeszytów. Wyjaśnia się też inna rzecz i to w bardzo wyjątkowy sposób. Moje podejrzenia, którymi dzieliłam się w poprzednich recenzjach okazały się słuszne. Naprawdę cieszę się, że zostało to sprecyzowane, a nie zostawione na pastwę fanowskich domysłów. Następnie mamy rozprawę sądową osoby noszącej zbroję Demagola, która daje nam kilka pięknych kadrów walki (tak to jest jak się bierze Mandalorian do sądu…). Końcówka zeszytu też jest bardzo zaskakująca, a na dodatek również pełna pięknych kadrów, zwłaszcza przy wchodzeniu w hiperprzestrzeń.
Przejście w kolejny zeszyt jest wyjątkowo płynne jak na tę serię. Kontynuuje on wątek Jarael i osoby kryjącej się pod zbroją Rohlana jak i samego Rohlana przechwyconego przez Grypha i Zaeyna, który opowiada co wie na temat Demagola, co jest nie tylko bardzo dobre fabularnie, ale i optycznie, gdyż kadry, które wizualizują jego opowieść są bardzo klimatyczne i po prostu starannie narysowane. Dodatkowo dodaje to też trochę informacji o przeszłości Jarael. A jeżeli już o niej mowa, to muszę przyznać, że bardzo dobrze prezentuje się na ostatniej stronie tego zeszytu.
Trzeci zeszyt oferuje nam na starcie piękne kosmiczne sceny oraz holorozmowę z Cassusem Fett, kończącą się naprawdę zachwycającym kadrem, w którym Zayne odbija się w jego wizjerze. Kolejnym wizualnym arcydziełem są kadry z atakującą Jarael. Tak jak lubię – bez dymków. Później pojawia się ich nawet więcej, przy walce z Chantique. Jak i w przypadku drugiego zeszytu, na ostatnim kadrze znalazła się Jarael.
Czwarty i ostatni zeszyt zaczyna się pięknym kadrem Rohlana lecącego z Zaynem nad Osadią. Następnie mamy kilka cichych i bardzo ładnie narysowanych kadrów. Sceny walki Rohlana z Demagolem też wypadają bardzo pozytywnie. I jak to najczęściej bywa seria w końcu dobiega do końca. Uważam tę pozycję za bardzo dobry finał. Trzyma w napięciu, powoli odpowiada na pytania, które gromadziły się nam przez poprzednie zeszyty, zaskakuje oraz zachwyca pięknymi rysunkami. Myślę, że mogę spokojnie dać
10/10.