Recenzja X-Yuriego Do góry
Prophet Motive, czyli numery 36 i 37 serii KOTOR to powrót Rohlana do akcji. W poprzedniej, 4zeszytowej historii, Vindication, która zakończyła wątek zmagań Zayne'a z Mistrzami, a szczególnie jego mistrzem-Lucienem, nie pojawiał się bowiem ani on, ani żaden inny Mandalorianin... No, ale do samego komiksu będącego obiektem recenzji przechodząc: Fabularnie pierwsza połowa pierwszego zeszytu nudzi, później jest lepiej, końcówka tego zeszytu mogłaby być jednak oryginalniejsza, pojawienie się Zayne'a jako wybawiciela było wręcz oczywiste. Idealne wyczucie czasu itd, jasne... No, ale już drugi zeszyt wypada zdecydowanie lepiej, na uwagę zasługują zwłaszcza "przemiana" Slysska, oraz wątek "odkrycia swoich zdolności" przez Jarael (a w czym swego rodzaju udział miał Rohlan... ) Ciekawie też zostało zaprezentowane zjawisko "biznesu na gwiazdach".
Fabularnie więc, na 9 oceniłbym tą historie.
Graficznie, jest tragedia, postacie są strasznie do siebie niepodobne, kreacje postaci nowo pojawiających się (Ninja ?! Co to ma być) także nie grzeszą oryginalnością i jakimś... stylem. Za to więcej niż 3 dać nie mogę.
Ogółem więc, ciekawa historia pchająca bliżej nieokreśloną w tej chwili fabułę KOTORa do przodu, z okropnymi rysunkami, zasługuje na max 7/10. Recenzja Mahiyany Do góry
Pierwszy zeszyt rozpoczyna się całkiem ładnymi kadrami przedstawiającymi aukcję, które są aż po same brzegi wypełnione postaciami różnych gatunków. Od jakiegoś czasu brakowało mi takich kadrów. Są tu też kadry pokazujące licytowane rzeczy przestrzeni kosmicznej. Jak dla mnie, bardzo dobry początek. W końcu pojawia się też Rohlan, którego uporczywe pozostanie w zbroi budzi we mnie coraz więcej podejrzeń. Następnie pojawia się kilka stron walki z (przynajmniej dla mnie) tajemniczymi napastnikami co owocuje pięknymi kadrami walki, bez żadnych dymków, utrzymanych w bardzo ładnej kolorystyce, bardzo dynamicznych i ogólnie zachwycających. W końcu pojawia się też Zayne, który choć jest bardzo ładnie i starannie narysowany, w ogóle nie przypomina siebie z poprzednich komiksów.
Drugi zeszyt rozpoczyna się dynamicznymi kadrami walki, próbującej się uwolnić Jarael, której jednak się nie udaje. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż daje nam to piękny kadr, prawie na całą stronę, pokazujący uwięzionego Rohlana oraz Jarael, na pierwszym planie. Coraz bardziej widać tu też infantylizm w humorze z tej serii, nie tylko mamy tu przekręcanie imienia jednego z bohaterów przez jego sługę (i to już drugi raz!), ale mamy tu też kwestię „Well, you know. The thing”, która jest… żałosna. Zakończenie za to daje radę, choć uważam, że ucieczce Rohlana i Jarael można by poświęcić więcej uwagi.
Biorąc pod uwagę względy wizualne oraz fabułę daję 8/10, głównie ze względu na to pierwsze. |