Recenzja Hashhany Do góry
"SW Adventures 004: Jango Fett vs The Razor Eaters" to opowiastka skierowana do młodszych czytelników, lecz ze względu na głównego bohatera oraz autora, Rydera Windhama, postanowiłam dać temu szansę. Co prawda nie czytałam wcześniejszych tomów, lecz nawet bez ich znajomości czy bez krótkiego wprowadzenia, fabuła nie sprawiała kłopotów.
Historia sama w sobie jest dość prosta – Jango Fett został wynajęty przez Tyranusa do kolejnego zadania, lecz tym razem towarzyszy mu jego syn, Boba. Ich misja to pochwycenie żywcem trzech celi: hutta, polityka i inżyniera. Przeciw nim jednak działają inni łowcy wynajęci do zabicia wspomnianych osób – Cradossk i jego potomek, Bossk. I to właśnie relacje między ojcem, a synem oraz interakcję tych dwóch zespołów są najbardziej wyrazistym elementem powieści.
Książka można czytać na dwa sposoby. Jako ciąg fabularnych wydarzeń, lub też „pokierować ją” poprzez własne wybory. Z tej drugiej opcji nie skorzystałam, toteż skupię się na samej historii. Do plusów z całą pewnością zalicza się postać Cradosska. Nie jest on tylko żądnym krwi Trandoshaninem, lecz także jednym z najlepszych łowców, który nie ustępuje Fettowi w zrozumieniu sytuacji, ani przemyśleniu swego działania. Właściwie to bardzo ceni drugiego łowcę i co rusz stara się go zwerbować do Gildii Łowców Głów. Co ciekawsze, Cradossk, tak samo jak Jango pragnie przekazać swemu synowi potrzebną wiedzę i zdolności, jednocześnie zdając sobie sprawę z wad własnego potomka. Choć przyświeca mu ten sam cel, w przeciwieństwie do Fetta, realizacja tegoż jest niezwykle trudnym zadaniem, ze względu na charakter (i głupotę) Bosska.
Zabawnym jest fakt, jak bardzo synowie wielkich łowców się różnią od siebie. Bossk skupia się na przyjemności zabijania swych celów i często pogardza mądrością ojca. Boba zaś nie tylko jest posłuszny rozkazom Jango, lecz także pragnie uczestniczyć w jego zadaniach i mu pomagać. Jak widać, rywalizacja między tymi łowcami ma znacznie dłuższą historię, niż wielu sądziło.
Jango Fett z jednej strony martwi się o bezpieczeństwo swego syna, a z drugiej, pragnie przystosować go do swego zawodu. Co ciekawe, postrzega go nie tylko jako swoją genetyczną replikę, lecz także przez pryzmat własnego życia i doświadczenia, jednocześnie mając świadomość, że dziewięcioletni Boba już jest znacznie lepszy i bystrzejszy, niż on był w podobnym wieku. Szczerze mówiąc nie oczekiwałam zbyt wielu nowości w przedstawieniu Jango; w dużej mierze wynika to z faktu, że trudno przedstawić tego łowcę nagród inaczej, niż skutecznego najemnika – nie może być za wesołą postacią, bo straci na swoim wizerunku wykreowanym przez „Atak Klonów”. Jednak autor zaprezentował go ciekawie. Fett bywał zabawny, lecz nie przerysowany. Niektóre jego teksty i akcje, jak zawinięcie złapanego i nieprzytomnego polityka w dywan chyba nie przestaną mnie za szybko bawić.
Z minusów wymienić mogę trzy – dwa pomniejsze i jeden zdecydowanie większy.
Do pierwszej kategorii należy łatwość z jaką obaj Fettowie działają. Co nie jest niczym nadzwyczajnym biorąc pod uwagę dla kogo napisano tą opowiastkę. Kolejnym minusem jest brak większych odniesień do przeszłości Jango. Tak jak poprzednio, nie czyni to książki mniej ciekawej, choć na pewno wspomnienie Jastera Mereela byłoby niezłą gratką.
Co do elementów wyróżniających się negatywnie, niestety przez większość opowieści tyczy się to Bosska. Rozumiem, że zamysłem autora było ukazanie kontrastu pomiędzy tymi dwoma zespołami, ale choć Bossk zawsze uchodził za „brutalną siłę” niż myśliciela, uważam, że przesadzono z jego głupotą i ignorancją. Zwłaszcza, że w późniejszych latach to m.in. on będzie jedną z największych konkurencji Boby Fetta.
Podsumowując, książkę czyta się szybko i nawet dobrze – niektórych pewnie może denerwować prostota słownictwa skierowanego do młodszych czytelników, lecz przynajmniej obcy język nie sprawia trudności. Opowieść dostarcza ciekawych informacji i zabawnych dialogów, ale fabuła urywa się nagle i trzeba sięgnąć po kolejny tom, "The Shape-Shifter Strikes".