|
|
W tym miesiącu nasz Wizjer Manda'Yaim dzielnie reprezentują Nedz, Sh'ehn oraz Arneun! Napisali oni teksty na temat pojazdów dodatkowych, takich jak skutery, czołgi czy bazyliszki. Zapraszamy do lektury!
Nedz:
W kwestii dodatkowych pojazdów myślę, że każdemu Mando przyda się coś, dzięki czemu będzie szybszy niż jego własne nogi, ale ujmijmy to tak: nie ma co przesadzać, ale o tym za chwileczkę.
Według mnie najlepszym pojazdem będzie normalny niczym nie wyróżniający się skuter, byle posiadał jedno działko z przodu (bo strzelanie z własnego blastera i jednoczesne prowadzenie skutera bywa dość "uciążliwe"), nawet może być starym rozwalającym się gruchotem powiązanym liną, póki jakoś leci to jest dobrze. Poza tym ze skuterem raczej nie będziesz wyróżniał się z tłumu, co przy zleceniach i konspiracji jest pomocne, no i też nie kosztuje jakoś dużo i miejsca też dużo nie zajmuje, szczególnie jeśli się zainwestuje w model składany.
Może słyszał ktoś kiedyś o bazyliszkach: fajne machiny, bojowe, zabójcze i kojarzące się z Mandalorianami, tylko jest pewien problem... większość z nich jest eksponatami w muzeach, albo są rozsiane po siedzibach co starszych klanów Mandalorian i otaczane nabożnym kultem. Więc jakieś 4000 lat temu był to świetny pomysł, ale teraz jak ktoś zobaczy działającego bazyliszka to raczej może mówić o cudzie, niż o używaniu go w bitwie — nie dlatego, że ma za stare uzbrojenie, ale tu problemem jest raczej dostępność sprawnych bazyliszków.
A co do czołgów, no cóż, na dłuższą metę poruszanie się takim pojazdem bywa kłopotliwe, bo czołgi bardzo interesują szturmowców i Imperialnych, szczególnie jeśli go sobie ukradłe... znaczy pożyczyłeś na nieokreślony czas. No i rozmiar też bywa pewnie nieco kłopotliwy. Co prawda masz raczej przewagę nad wrogiem, ale jak jedziecie czołgiem do swoich to lepiej dajcie im znać zawczasu czym jedziecie i skąd to coś macie — no chyba, że chcecie zostać blaszanymi durszlakami, ale to już wasz wybór…
Sh'ehn:
Wychodząc z kantyny, kątem oka dostrzegła holoreklamę zachęcającą do zakupu śmigaczy. Nieudolnie zaprojektowana, przytłaczająca nadmiarem krzykliwych haseł, w opinii Machii nie przekonałaby nikogo. “Mimo to” — pomyślała — “naprawdę wielu vode kupuje te maszyny…” Zastanawiała się nad tym przez chwilę. Nie, ona sama zdecydowanie nie chciałaby mieć śmigacza. Do pracy wystarcza jej “Ósma Bantha”, zaś gdyby jednak potrzebowała pokonać większy dystans na powierzchni planety, z pewnością w pobliżu każdego kosmoportu znajdzie miejsce, skąd można wypożyczyć odpowiedni pojazd. Wiedziała, że własny śmigacz często bywał niezbędny w fachu łowcy nagród — ścigając cel, ważnym jest, by dysponować sprawdzoną maszyną, szybką i zadbaną — w jej przypadku jednak taki sprzęt bardziej przeszkadzałby niż pomagał. Sama konserwacja wymagałaby większych nakładów środków niż potencjalne korzyści; ponadto w jej ładowni było miejsce tylko dla aktualnie przewożonych przesyłek i może paru wózków ułatwiających załadunek co większych ciężarów. Nie poświęciłaby ani jednego metra dla trzymania na pokładzie żadnego niepotrzebnego środka transportu. No... może był jeden, dla którego zrobiłaby wyjątek…
Pamiętała dzień, gdy po raz pierwszy zobaczyła bazyliszka. Była to w dużej mierze jedynie rekonstrukcja, zawierająca tylko kilka oryginalnych części. Stał samotnie pośrodku hangaru należącego do jednego z jej stałych zleceniodawców. Wchodząc do środka, zadarła głowę, by spojrzeć na górującą nad nią metalową konstrukcję. Bes’uliik, bestia z beskaru. Liczący kilka tysiącleci pancerz, nierówny i poznaczony wieloma rysami, blado odbijał sączące się z sufitu światło. To było coś więcej niż zwykła maszyna. Niesamowicie potężna, wykorzystująca wszelkie możliwe sposoby na osiągnięcia celu — od działek, aż po pazury. Zdawać by się mogło, że niezniszczalna w swoim pancerzu, a jednocześnie tak mała i krucha w obliczu nieskończoności kosmosu; pustki otaczającej ją ze wszystkich stron, gdy w kolejnym ataku szarżowała ku przeznaczeniu. Patrząc na bazyliszka, Machia była pewna, że żadna maszyna nie była tak “żywa”, że żadna nie stała tak blisko człowieka jak ta.
Zdecydowanie istniała maszyna, dla której zrobiłaby wyjątek, której nie mogłaby traktować jak zwykłego narzędzia; rozpatrując w kategoriach przydatności. Przymknęła oczy i zaczęła się zastanawiać jaki statek miałby wystarczająco dużą ładownię by pomieścić i towar, i bazyliszka. Wątpiła, żeby kiedykolwiek miała móc sobie pozwolić na taki wydatek; mimo wszystko zastanawiała się dalej, myśląc w duchu, że miło jest czasem pomarzyć…
Arneun:
— Hej, słyszałem, że kupiłeś sobie nowy skuter.
Statek Ozzika był całkiem duży, dość by wszyscy mogli zebrać się zebrać w jednym pomieszczeniu podczas przelotu przez hiperprzestrzeń. Siedziałem na balkonie znajdującym się nad pomieszczeniem, w którym ułożyli się reszta drużyny. Skarr stał oparty o ścianę a pozostali rozsiedli się na luźnych powierzchniach.
— Tak, potem wam pokażę. Pewnie nawet się przyda. Hej, Ornin? Jak sobie radzisz z dużymi prędkościami?
— Całkiem nieźle — odpowiedziałem — ale wolę sprawiać, żeby pojazd mógł je osiągnąć, niż sterować nim, kiedy to robi.
Innada spojrzała na Skarra - A pamiętacie ten raz, kiedy udało nam się podprowadzić Imperialnym czołg?
— Taa… Była kupa śmiechu, czołgi mają tę zaletę, że trudno je zatrzymać… Oni chyba nie mieli wtedy żadnego ciężkiego sprzętu, oprócz tego drugiego, który zaminowaliśmy… I tych TIE, które nadleciały później. Ale następnym razem sprawdzamy czy okoliczna baza ma ciężki sprzęt… Byłoby kiepsko gdyby wyciągnęli AT-ATy. A właśnie… co o nich myślicie?
— Ładna machinka oblężnicza… — tym razem głos zabrał Nix — ale nadaje się tylko do niszczenia baz… albo jako mobilna obrona, nie dla nas, za powolne jak na mój gust. I daje czas na zaminowanie zdobywanego miejsca.
— A co z normalnymi pojazdami? — wtrąciłem się do rozmowy — Innada każe mi dbać o ten skuter, który mamy na Tancerce, ale używamy go raczej rzadko… Chociaż… jak już go używamy, to to są sytuacje, kiedy absolutnie nie da się użyć nic innego i inaczej byśmy szli przez pustkowia.
— Weźmy takiego Skarra — odezwał się Ozzik — on jest raczej mieszczuchem, albo leci gdzieś z większą grupą jak teraz, albo siedzi w mieście — nie potrzebuje swojego pojazdu, bo praktycznie wszędzie może coś wynająć, albo zamówić przejazd. Dla niego taniej i wygodniej jest korzystać z usług. Ja natomiast zwykle obijam się po bezdrożach jakichś planet, a mój statek, choć wygodny, za bardzo rzuca się w oczy. Więc zwykle zostawiam go gdzieś poza obszarami zainteresowania i korzystam ze skutera. Czasem trzeba kogoś ścigać albo walczyć, więc muszę dbać, żeby mieć wytrzymały i szybki pojazd… No… i działko albo dwa nie zaszkodzą. W moim poprzednim miałem ciekawy bajer — stabilizator na karabin blasterowy. To było znacznie lepsze niż tradycyjne działko montowane gdzieś w korpusie. Chociaż… normalne działko ma trochę większą moc… To mi o czymś przypomniało. Ori’verd buduje bazyliszka.
— Bazyliszka? Czemu?
— Nie chciał powiedzieć, ale udało mu się zdobyć plany i teraz spędza każdą wolną chwilę na zdobywaniu części albo montowaniu ich. Coś wspominał, że to będzie pięknie wyglądać… Ale nie wiem o co chodziło… Chyba wychwyciłem też, że planuje pobawić się trochę metalem i działkami… Jeśli dobrze go zrozumiałem, to chce, żeby nadawał się do użytku i był sprawniejszy niż przeciętny zabytek…
Temat na forum
|
|
|