|
|
Okiem Manda'Yaim #18 |
|
|
|
Oto nowe teksty spod znaku "Okiem Manda'Yaim", jak zwykle szóstego dnia miesiąca. Tym razem temat brzmiał następująco: Czy wykorzystanie mandaloriańskich trenerów armii klonów miało dobry, czy zły skutek? . Zachęcamy do lektury.
Kuel: Uważam, że wykorzystanie Mandalorian, jako trenerów armii klonów należy rozpatrywać na dwa sposoby.
Po pierwsze, trzeba spojrzeć na sytuację późniejszych dowódców i generałów Jedi. Poprzez kontakt z Mandalorianami, klony przejęły ich dużą niezależność. Stali się trudni do dowodzenia. Nie wykonywali ślepo rozkazów, a zdarzało się nawet ich kwestionowanie. Do tego mogła dojść naturalna niechęć do Zakonu i jego rycerzy.
Wiemy jednak, że dla samych żołnierzy była to decyzja idealna. Przede wszystkim Mandalorianie wykształcili wśród klonów świadomość przynależności do pewnej społeczności, grupy związanej ze sobą tradycją i kulturą. To zaś, według mnie, bezpośrednio wpłynęło na ich instynkt samozachowawczy, chęć przeżycia dłużej, poznania innych aspektów życia niż wojna.
Wreszcie należy wspomnieć o ścisłej materii problemu, to znaczy o treningu bojowym. Dobrze wiadomo, że klony szkolone przez Mandalorian przeżywały dłużej i o wiele lepiej radziły sobie na polu walki, niż te poddane treningowi komputerowemu. Sam fakt dobrania trenerów tego typu jedynie dla komandosów i jednostek doborowych świadczył o tym, jak ważnym elementem w tworzeniu się Wielkiej Armii Republiki było szkolenie mandaloriańskie.
Z mojej perspektywy widzę mnóstwo pozytywów. Gdyby spojrzeć od strony czysto wojskowej, plusy zapewne równoważyły by się z minusami zaś Jedi na pewno nie wyszli na tym korzystnie.
hashhana: Myślę, że wpierw trzeba byłoby zdefiniować, o jakie wykorzystanie właściwie chodzi. Jeśli mowa o samym procesie szkolenia żołnierzy nim w ogóle wybuchła wojna, mandaloriańscy szkoleniowcy zdecydowanie odnieśli duży sukces. Ich podwładni, którzy zasilili szeregi komandosów do zadań specjalnych, nie tylko byli w stanie wypełnić niezwykle trudne zadania, ale - może nawet co ważniejsze - byli w stanie przeżyć, by móc walczyć dalej. Czasem wręcz morderczy trening pod okiem mandaloriańskich
szkoleniowców dobrze przygotował klony do zbrojnego konfliktu, który pochłonął znaczną ilość żyć. Nie można też winić Mandalorian ani samych żołnierzy za zrodzoną więź między nimi, gdyż to naturalny proces - nawet jeśli klony zaczęły przejmować kulturę swoich szkoleniowców, była to 'wina' ich ludzkiej natury, podatnej na wpływy tych, których przez lata uważali za swych nieomylnych mentorów.
Można by dyskutować, czy przyjęcie tych samych szkoleniowców w szeregi WAR-u było dobrym pomysłem. Z jednej strony ci posiadali rozeznanie w żołnierzach, znali ich słabości i zalety i mieli duże doświadczenie w szkoleniu nowych 'rekrutów'. Z drugiej strony, Mandalorianie byli o tyle niewygodni, gdyż nikt nie mógł być pewny ich lojalności (zwłaszcza, gdy podczas wojny mandaloriańskie siły - zarówno najemnicy, jak i Straż Śmierci - czynnie brały udział w walkach). Nie można też zapomnieć o
fakcie, że mandaloriańscy szkoleniowcy mieli duży posłuch pośród swych dawnych podwładnych, a co za tym idzie, mogli wpływać na nich niekorzystnie dla interesu Republiki. Ostatecznie jednak myślę, że problemy jakie dla Jedi i WAR-u stworzył Skirata powinny być rozpatrywane jako osobny przypadek, aniżeli całościowy udział mandaloriańskich szkoleniowców. Bo o ich właściwym działaniu prawie nic nie wiadomo, by móc ich wykorzystanie ocenić jako przydatne lub szkodliwe.
Yuri: Dobry.
Temat na forum |
|
|
|
· Kuel dnia 06 maja 2015 14:34:01
·
|
|
|
|
|