| |
Imię: |
Merel
|
Pseudonim artystyczny: |
Merel
|
Kryptonim operacyjny: |
46
|
Ranga: |
Ori Ramikad
|
Planeta pochodzenia: |
Ord Mantell
|
Kolor oczu:: |
Brązowe
|
Kolor włosów: |
Brązowe
|
Życie na Ord Mantell nie było usłane różami. Szczególnie wychowując się bez ojca. Merel zawsze miał śwaidomość, że jego ojciec nigdy nie dołoży cegiełki w jego wychowanie, zginął na jednej z wypraw w pogoni za chwałą i kredytami. Meszkańcy wioski nie mieli dobrego zdania na temat jego rodziny, twierdzili, że przyszedł na świat na skutek znalezienia się Beatris Lathan, jego matki zbyt blisko obozu Mandalorian którzy swego czasu stacjonowali w pobliżu wioski, a ojcem jest "cały obóz", tak sobie tłumaczyli brak ojca Merela. Cóż za zaściankowe myślenie, gdyby każdy miał ich podejście do świadta, cała galaktyka musiałaby się cofnąć o dziesiątki tysięcy lat, do czasów kiedy sprawiedliwość wymierzano przy uzyciu kija i kamienia. Kiedy Merel osiągnął odpowiedni wiek matka wyznała mu prawdę o nim jak i o jego ojcu. Merel dwiedział się, że jest synem wielkiego Mandaloriańskiego wojownika Kenu'dz San który tuż przed jego narodzinami wyruszył na kolejną "rutynową" wojaczkę z której nigdy nie wrócił. Beatris poinformował też syna o tym, że jego ojciec pochodził z Concord Dawn, gdzie prawdopodobnie jest jeszcze klan do którego należał. Merel poczuł, że los dał mu wyzwanie, musi odszukać klan swojego ojca, dowiedzieć się kim był, dlaczego zginął i kto do tego doprowadził. Niedługo po uzyskaniu informacji na temat swój i jego ojca, Merel wyruszył na Concord Dawn.
Concord Dawn, Księżyc Mandalory.
Na polanie usłanej wysoką trawą znajdowało się wiele suchych dzikich krzewów owocowych, a w malowniczy krajobraz wkomponowało się wiele gatunków drzew oraz skalistych pagórków. Concord Dawn Jesienią wyglądał surowo, a jednocześnie majestatycznie. Mimo łysej roślinności widok który można było ujrzeć na tej planecie zachwycił Merela, czuł się jakby to był jego dom, od zawsze. Krajobraz Concordii różnił się od jego rodzinnej Ord Mantell ale jednocześnie miał wiele wspólnego. Merel zaciągnął w nozdrza hałst świerzego powietrza po czym ruszył przed siebie w głąb lasu którego ściana rozciągała się na wiele kilometrów. Po dłuższym czasie marszu dotarł do niewielkiej polany z małym źródełkiem wody. Merel wyciągnął manierkę z pokrowca przy pasie i napełnił ją po brzeg chłodną i krystalicznie czystą wodą. Po chwili usłyszał cztery charakterystyczne odgłosy odpalanych plecaków rakietowych. Merel zaczął się rozglądać dookoła siebie. Nagle z lekkim tupotem wylądowało wokół niego czterech mężczyzn ubranych w czarno granatowe beskar'gamy, który mierzyli w jego kierunku z blasterów.
-Chyba pomyliłeś podwórko przyjacielu- Odezwał się jeden ze zbrojnych.- Kim jesteś i czego tu szukasz?
-Jestem Merel San, Syn Kenu'dz San'a.
-Kenu'dz nie miał potomka, łżesz jak pies!
-To na pewno szpieg!- Krzyknął inny mężczyzna który w tej samej chwili dobiegł do Merela uderzając go kolbą blastera w okolice prawego ucha.
Merel na skutek mocarnego uderzenia runął nieprzytomny na ziemię.
Lodowata woda wylana z wiadra ocuciła skrępowanego na krześle Merela. Otępiałym wzrokiem rozejrzał się po zaciemnionym pokoju w którym był przetrzymywany. W pewnym momencie dostrzegł czyjąś sylwetkę siedzącą naprzeciwko siebie. Po chwili twarz sąsiada rozświetliła się lekko na skutek palącego się tytoniu w fajce. Kolejne pociągnięcie fajki i twarz rozświetliła się jeszcze bardziej ukazując szyderczy uśmiech przecięty długą blizną po skosie ust.
-Bardzo nie ładnie z twojej strony....
-Co proszę?- zapytał zdezorientowany Merel.
-Mówię, że bardzo nie ładnie z twojej strony. Przybywasz nie wiadomo skąd łazisz po nie swojej ziemi jakby od zawsze do ciebie należała, bezcześcisz nasze święte miejsce, a na dodatek kłamiesz mojej rodzinie jak grzecznie pytają.
-Ja....
-Zastanawiam się czy zabić cię na miejscu czy może rzucić cię dzikiej zwierzynie na pożarcie.
-Znaczy.... To jakieś nieporozumienie...
-KTO CIĘ PRZYSŁAŁ! Kim ty jesteś..... Pajacu...
Merel poczuł, że od tego co powie może zależeć jego życie więc zaczął uważnie dobierać słowa.
-Nazywam się Merel Lathan, Pochodzę z małej osady na Ord Mantell, ostatnio dowiedziałem się, że moim ojcem był Kenu'dz San.
-Kenu'dz nigdy nie miał potomka... Zginął nie przedłużając linii swojego dziedzictwa, jak wielu z naszego klanu...
-Ojciec nigdy mnie nie poznał, zginął zanim się urodziłem. Musicie mi uwierzyć.
Z ciemnego kąta pokoju dobiegł głos osoby której Merel nie spostrzegł był to głos kobiecy o pięknej barwie.
-Raz'zor.... podać ci blaster?
Mężczyzna nie patrząc w kierunku rozmówcy odpowiedział coś w języku którego Merel wcześniej nie słyszał.
-Nayc, usen'ye!
Kobieta słysząc co Raz'zor do niej powiedział opuściła pokój obruszona.
-Co jej powiedziałeś?
-Nie Twoja sprawa. Powiedzmy, że ci wierzę, czego w takim bądź razie tutaj szukasz?
-Ja po prostu chcę dowiedzieć się czegoś o swoim ojcu.
-Był wielkim wojownikiem. Wystarczy ci?
Merel westchnął głęboko.
-Czuję, że jestem mu coś dłużny. Zabawne.... Nigdy człowieka na oczy nie widziałem ale od zawsze wiem, że powinienem być kimś innym niż byłem do tej pory.-Raz'zor spojrzał na Merela przenikliwym wzrokiem, po czym pokazał gestem ręki aby kontynuował- Czasem mam sny w których słyszę słowa, "Mando, Geroya, Kyr'tsad" jednakże słów tych nie rozumiem.
-Co umiesz robić?
-Polować.... Na Ord Mantell zajmowałem się polowaniem, od zawsze łowy były moim spełnieniem.
-Jakbym słyszał Kenu'dza.... Zostaniesz z nami przez jakiś czas. Musisz się wiele nauczyć, o swoich korzeniach i być może o swojej przyszłości.
Mijały lata, Merel z nieświadomego o własnym istnieniu nastolatka stał się jednym z Mandalorian, oficjalnie dołączył do kalnu Raz'zora i z czasem został pełnoprawnym strażnikiem śmierci. Dowiedział się dlaczego i przez kogo zginął jego ojciec, czy dokonał zemsty? czy wyrównał rachunki? Możliwe, że dowiecie się już niedługo.
Dosyć często jestem uważany za wariata (głównie ze względu na moje nietypowe aczkolwiek ciekawe pomysły) co jest mylnym stwierdzeniem. Bardzo lubię czytać książki: sf, fantazy, historyczne, kryminały, oraz takie oparte na prawdziwych wydarzeniach jak np. Magdalenka (dla kumatych pozdro \o/ ) od których w domu półki się uginają. Ponadto kocham robić wyroby własne między innymi takie jak przetwory, nalewki, wina, piwa i inne handmadeowe rzeczy. Uwielbiam świat SW od w sumie kiedy miałem chyba 4 lata, jak z ojcem obejrzałem na VHS "Gwiezdne wojny", wersja z początku lat 90 gdzie wtedy jeszcze nie było nazwy nowa nadzieja, która leży w sejfie i ma się dobrze. Zamiłowanie do Mando poczułem w sumie kiedy w 2005(?) byłem na premierze Ataku Klonów, przeczytałem wiele książek głównie Karen Traviss, a od 2013 młóciłem w grę SWTOR na serwerze the progenitor jako mandaloriański łowca nagród, pod jakże wspaniałym nickiem Merel, bawiąc się w Role Playing. Oprócz tego jestem weteranem wojny Afgańskiej (nie to nie są misje stabilizacyjne) gdzie poznałem jakże gorzki "smak wojaczki".