Członek: Marik Vao
 
Imię: Marik Vao
Pseudonim artystyczny: Marik Vao
Kryptonim operacyjny:
Ranga: Al`verde
Planeta pochodzenia:
Kolor oczu::
Kolor włosów:

Marik Vao urodził się w małej Twi’lekańskiej kolonii górniczej na skraju Dzikiej Przestrzeni. Jej założyciele sprzedali swoje dobytki i uciekli przed Wojnami Klonów. Informacji o założeniu osady nie przekazali ani Republice, ani Separatystom, przez co nowo powstałe Imperium też nie miało pojęcia o jej istnieniu.

Kolonia miała zaledwie jeden statek transportowy. Ojciec Marika latał nim raz na jakiś czas by sprzedać wydobyte dobra i zakupić brakujące zapasy. Młody Twi’lek uczył się od ojca, by w przyszłości przejąć jego rolę górnika i pilota. Nie spodziewał się jak mocno życie pokrzyżuje jego plany.

Po Wojnach Klonów siła i zasięg pięści Imperium rosły z każdym rokiem. Ich gospodarka potrzebowała coraz większych zasobów. Część z nich zapewniała tania siła robocza niewolników i więźniów, ale apetyt totalitarnego państwa nie dawał się zaspokoić. Niezbadane części Galaktyki były przetrząsane przez sondy i grupy ekspedycyjne. Jedną z nich dowodził młody, ale ambitny oficer. Kiedy usłyszał o niewielkich transportach przylatujących z Dzikiej Przestrzeni, dał radę założyć nadajnik na transportowcu Twi’lekańskiej kolonii. Nie chcąc by ktokolwiek inny zdobył pochwały za efekty śledztwa, nie zgłosił sprawy swoim przełożonym i postanowił sam przejąć źródło zasobów.

Imperialny oficer zebrał oddział szturmowców i poleciał do źródła sygnału nadajnika. Gdy przybył na miejsce, odkrył niewielką kolonię bez wielkich zabezpieczeń przeciw czemukolwiek poza lokalną dziką fauną. Nie zwlekając, kazał wylądować przy samej wiosce i ogłosił jej mieszkańcom, że planeta przechodzi w ręce Imperium, a mieszkańcy mają natychmiast zostać eksmitowani. Większość mieszkańców Galaktyki nie stawiało oporu takim żądaniom. Wiedzieli, co Imperium potrafi zrobić i zdawali sobie sprawę, że opór nie ma sensu. Jednak koloniści nie znali nowej siły w Galaktyce, a pamiętając Wojny Klonów nie mieli zamiaru opuszczać azylu na życzenie garstki żołnierzy. Doszło do krwawej wymiany ognia.

Kosztem życia większości mieszkańców osady udało się zabić niemal wszystkich imperialnych szturmowców. Znaczna część domostw spłonęła, a w ich środku schowane dzieci i osoby starsze. Koloniści liczyli, że przeciwnik podda się lub wycofa. Nie wiedzieli, że Imperium nie składa broni i nie ustępuje wrogom, bez względu na sytuację taktyczną.

Trzynastoletni Marik chował się w domu i słuchał jak kakofonia blasterowego ognia z czasem cichnie, przemienia się już tylko w pojedyncze strzały oddawane co kilka chwil, aż w końcu całkiem ucichła. Młody Twi’lek siedział skulony w koncie i nie dawał oznak życia. Czekał aż któreś z rodziców wejdzie do domu i oznajmi, że ten horror się zakończył.

Mijały godziny i nic się nie działo. Przerażony trzynastolatek nie zasnął przez całą noc. Nasłuchiwał jakichkolwiek dźwięków lub słów. Dopiero przed świtem odważył się wstać i opuścić dom. Na zewnątrz zobaczył widoki, które prześladowały go przez resztę życia: większość osady spłonęła, a między chatkami leżały trupy wszystkich kolonistów. Tylko jeden z dorosłych Twi’leków jeszcze żył. Leżał ranny przed swoim domem, do którego doczołgał się przez noc. Kiedy Marik oczyszczał jego ranę, z gąszczów wokół osady wyszła jeszcze jedna osoba: szesnastoletnia Twi’lekanka, która uciekła jeszcze przed rozpoczęciem walki. Znajome głosy przekonały ją, że można już bezpiecznie wrócić do wioski. Dzieci opiekowały się rannym Twi’lekiem przez kilka dni, ale jego stan się pogarszał. Zanim umarł we śnie, kazał im zniszczyć imperialny statek, który przyleciał do kolonii, a potem doradził odlecenie jak najdalej od tego miejsca.

Młodzi dali radę wysadzić w powietrze wrogi transportowiec, ale żadne z nich nie miało zamiaru opuszczać planety. Oboje bali się obcej Galaktyki i woleli zbudować ukrytą chatkę w bezpiecznej dolinie daleko od dawnej wioski, którą porzucili w takim stanie, by nikt nie podejrzewał, że ktokolwiek przeżył starcie z imperialnymi szturmowcami. Dzieci dawały radę utrzymać się ze zbieractwa i polowań oraz bronili się skutecznie przed niebezpieczną fauną opustoszałej planety. Zmieniło się to dopiero po roku, kiedy towarzyszka Marika wyszła do lasu i nigdy nie wróciła. Chłopak nigdy nie znalazł jej ciała ani nie dowiedział się, co przytrafiło się dziewczynie.

Rok po jej zniknięciu Imperium znów trafiło na planetę. Marik skutecznie ich unikał, ale obserwował jak budują wielką kopalnię i sprowadzają do niej kolejne transporty różnych istot, których nigdy wcześniej nie widział na oczy. Kilkukrotnie dawał radę zakraść się do obozu imperialnego i wykraść przydane rzeczy, ale nigdy nie liczył na zemstę za straconych przyjaciół i bliskich.

* * * Niedługo po Nocy Tysiąca Łez, Mandalorianie rozpierzchli się po Galaktyce w poszukiwaniu azylu. Jeden z klanów miał zapisane koordynaty i trasę do bezludnej planety, której nie znała ani Republika, ani Separatyści. Gdy na nią dotarli, odkryli, że Imperium już tam dotarło. Po przylocie zaszyli się w lasach i zaczęli obserwować obóz wroga, przed którym chcieli się tu schronić. Kiedy zauważyli, że obóz jest słabo chroniony, postanowili przed odlotem pokazać wrogowi na co stać synów Mandalory.

Podczas badania okolicy spotkali w lesie samotnego młodego Twi’leka. Z początku byli nieufni, ale chłopak szybko zorientował się, że obie strony ukrywają się przed Imperium. Kiedy Mandalorianie wtajemniczyli go w swój plan, w młodym Twi’leku odezwał się tłumiony przez lata gniew. Zdecydował, że pomoże w ataku, nawet jeśli przyjdzie mu przypłacić to życiem. Dzięki długiej obserwacji imperialnego obozu i znajomości planety, Marik mógł dodać kilka sugestii do planu ataku. Z ukrytej chatki zabrał zdobyty blaster E-11 i kilka elementów zbroi szturmowca. Napaść udała się bez żadnych strat. Mandalorianie byli pod wrażeniem aruetii, który walczył u ich boku z taką odwagą, jakby jego skóra była z beskaru. Po brutalnym rozprawieniu się z Imperium, więźniowie dostali pozwolenie by zająć transportowce oprawców i udać się w dowolną stronę. Marik dostał wybór: dołączyć do tłumu uciekinierów, do wojowników, którym zaimponował lub wrócić do lasu, gdzie spędził ostatnie lata. Młody Twi’lek wybrał drugą opcję i przez jakiś czas poznawał bliżej kulturę ludzi, u boku których zdobył się na odwagę by opuścić jedyną znaną mu planetę w całej Galaktyce. Po trzech latach stał się jednym z nich, pełnoprawnym członkiem klanu: jednym z mando’ade.


Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,801,125 unikalne wizyty