Członek: Arc Zin
 
Imię: Arc Zin
Pseudonim artystyczny: Arc Zin
Kryptonim operacyjny:
Ranga: Mando`ad
Planeta pochodzenia:
Kolor oczu::
Kolor włosów:

Znajda - jakież piękne to słowo. Może i związane jest ze stratą, ale pełne nadziei i dające obietnice.

Niewiele pamiętam ze swej przeszłości. Rodziców pamiętam jak przez mgłę, a ich pochodzenie już całkiem zatarło się w mej pamięci. Cóż… Wiem, że byli biedakami żyjącymi gdzieś na zadupiu galaktyki – biednymi na tyle, by sprzedać swego jedynego syna za choć trochę jedzenia, a tak przynajmniej mi wmawiano. A może oddali mnie w nadziei, że zapewnią mi lepszą przyszłość? Jeśli tak, to musieli mieć naprawdę kiepskie życie, skoro ich zdaniem lepszym losem było zostać niewolnikiem piratów.

To nie były lekkie czasy. Choć lataliśmy po różnych miejscach, nie dane mi było zaznać galaktycznej różnorodności. Piraci, którym przyszło mi usługiwać, lubowali się w handlu niewolnikami, jednak mnie nie zamierzali nikomu sprzedać. Z jakiego powodu? Nigdy nie poznałem. Ba! Nawet nigdy nie dane mi było usłyszeć jak się moi oprawcy nazywali! Miałem tylko wykonywać rozkazy, pracować w najciemniejszych zakamarkach statku i odzywać się wyłącznie za pozwoleniem. Każda próba powiedzenia czegoś więcej, kończyła się chłostą, a kaci bardzo przykładali się do swojej pracy. Trudno stwierdzić jak długo musiałem znosić taki stan rzeczy. Czas w takich warunkach jest nieodczuwalny, nawet nie wiedziałem, czy posiłki pojawiały się regularnie, czy podobnie jak czas na sen, były dawane, jak ktoś sobie o mnie przypomniał.

Skrywając się w zakamarkach ładowni nieraz byłem niemym świadkiem potyczek, w jakie się wdawali moi kaci. Nic nowego w przypadku pirackiego fachu. Za każdym razem miałem nadzieję, że w końcu ktoś z nimi wygra i statek zostanie wysadzony kończąc moje męczarnie. Nie spodziewałem się innego scenariusza, że jeszcze będzie mi dane ujrzeć powierzchnię jakiejkolwiek planety i nie czuć zagrożenia kolejnymi batami.
A jednak…

W końcu piraci zadarli z wyjątkowo nieodpowiednim towarzystwem. Po ilości rzucanych w powietrze przekleństw wiedziałem, że tym razem zrobiło się poważniej niż dotychczas. Skryty w cieniu słyszałem, jak ilość krzyków kurczy się, jak kolejne gardła przestają wydawać z siebie jakiekolwiek głosy. To była bardzo szybka potyczka, brzmiąca bardziej jak egzekucja niż wyrównana walka. Zapadła cisza, którą przerywały niespieszne kroki zdradzające, że zwycięzcy przepatrują każdy kawałek statku. To była tylko kwestia czasu, kiedy zostanę odnaleziony, kiedy kawał niezdarnie ustawionej blachy zostanie odsunięty ukazując moją niezbyt obszerną kryjówkę. Wtedy zobaczyłem coś, czego wówczas nie mógłbym nawet sobie wyobrazić – kolorowy hełm naznaczony licznymi rysami stanowiącymi pamiątki wielu bitw, wąski wizjer spoglądający na mnie nieprzeniknioną czernią… Czy się bałem? Oczywiście! Jednak po ciągłym wystawieniu na nieustanny strach to uczucie nie stanowiło dla mnie niczego nowego. Niezwykłym jednak był moment, w którym w końcu przestałem go odczuwać, kiedy nieznajomy wyciągnął do mnie swą dłoń. Pierwszy przyjazny gest od dawien dawna – pierwszy jaki pozostaje w mej pamięci po dziś dzień.

Teraz jestem zupełnie inną osobą. Przygarnięty przez wyzwolicieli, wychowany w najwspanialszej kulturze, odziany we własny pancerz oznaczony licznymi rysami. Jestem Arc Zin z klanu Rodarch - mandalorianin sercem i ciałem, oddany swej nowej rodzinie, gotowy do walki, na zawsze nienawidzący piratów.

Za klan, za rodzinę, za Mandalor!

Tak każe obyczaj.

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 24,171,412 unikalne wizyty