| |
Imię: |
Alzar Oriox
|
Pseudonim artystyczny: |
Alzar
|
Kryptonim operacyjny: |
Alzar Rodarch
|
Ranga: |
Mando`ad
|
Planeta pochodzenia: |
Scarif
|
Kolor oczu:: |
Niebieskie
|
Kolor włosów: |
Brązowy
|
W młodości gdy jeszcze mieszkałem na Scarif, rodzice uczyli mnie o naszych ludziach o plemieniu Mandalorian. O wojownikach, o zdobywcach, o walecznych klanach które na wezwanie Mandalora – jedynego przywódcy i zjednoczyciela. O klanach które jak jeden mąż wędrowały w bój by zyskać honor i sławę nie tylko dla siebie ale i dla mieszkańców całej Mandalory. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy ile to kosztuje...
Jako dzieciak po przejściu verd'goten pracowałem jak każdy w tamtych czasach przy przeładunku fregat handlowych na wielkim szlaku handlowym ciągnącym się po zewnętrznych rubierzach, wtedy też napatrzyłem się swoje i nasłuchałem opowieści od naszych chłopaków którzy pracowali jako ochrona w transportowcach na wielkim szlaku kupieckim Manda. Już wtedy chciałem do nich dołączyć i zwiedzić galaktyke.
Po dorośnięciu przyszła i pora na mnie z ogromnym entuzjazmem wyruszyłem w galaktyke aby zdobyć co moje i odznaczyć się w historii mego ludu przywdziawszy rodziny pancerz przybrałem kolory rodzinnego Scarif i ruszyłem w ciemność by być jednym z tych którzy odbiją swe piętno na galaktyce.
Walka ramie w ramie z pobratymcami była tym czego szukałem całe życie... to było to jedność w walce, ramie w ramie przeciwko wszystkim którzy nie pierzchali na samo słowo Mando. Byliśmy nieźli ale trafiła kosa na kamień. Zaatakowali nas piraci a my wypełnieni pychą nie doceniliśmy siły i przewagi przeciwników. Wpadliśmy w zasadzke i prawie cała załoga poległa w tym mój cały oddział za wyjątkiem mnie.
Przez kolejne lata tułałem się po galaktyce chwytając się każdego zajęcia jakie dało mi się zdobyć by zalać smak porażki i utratę towarzyszy. Niechcąc pokazać swoją twarz na rodzinnej planecie błąkałem się bez celu tu i ówdzie. Pewnego dnia podczas rutynowej robocie na jakiejś zapyziałej planecie spotkałem się z innym Mandalorianinem imieniem Arc, razem wzieliśmy ochronę lokalnego rodiańskiego kupca i jego zaopatrzenia. W walce u boku Arca przypomniałem sobie smak walki u boku rodaka o zapachu zwycięstwa i o tym czego brakowało mi przez te wszystkie lata. Arc zabrał mnie do swoich – Klanu Rodarch – a ci przyjeli mnie jak z dawna oczekiwanego krewniaka.
Od tamtego czasu gdziekolwiek Klan mnie potrzebuje ja się stawie.
Za braterstwo,
Za honor,
Za Mandalore.