| |
Imię: |
Aksymand
|
Pseudonim artystyczny: |
Aksymand
|
Kryptonim operacyjny: |
|
Ranga: |
Mando`ad
|
Planeta pochodzenia: |
Nieznana
|
Kolor oczu:: |
|
Kolor włosów: |
|
Urodziłem się na Nar Shadda. Dzieciństwo przeżyłem na zapomnianej przez bogów placówce górniczej jako niewolnik. Rodzice zadłużyli się u Huttów, przegrali wszystko. Mieszkanie, oszczędności, swojego syna. Matka podobno płakała jak mnie stary zastawił w grze pazaaca, nie wiem, nie pamiętam. Nie pamiętam jej twarzy. Jedyne co pamiętam to chyba miała blond, nie wiem. Minęło tyle lat. W placówce huttów spędziłem ponad 5 lat. Ciężka fizyczna praca, brak opieki medycznej zniszczyły moje ciało, mając 17 lat byłem już niemal kaleką.
Wtedy z mojego losu wyrwali mnie Mandalorianie. Przeprowadzili atak, zabili gangsterów, wzięli wszystko co było w magazynach. Jeden z nich zwrócił na mnie uwagę, zamiast mnie zabić czy zostawić postanowił mnie zabrać ze sobą na statek i adoptować. Podobno przypominałem mu o synu, który umarł dawno temu. Dziadyga raczej nie dbał o niego, jeśli kreatura jaką byłem wzbudziła w nim takie skojarzenia.
Z rąk Huttów trafiłem do militarnej grupy przestępczej. W ostateczności mój los się poprawił. Moja przyszywana rodzina zapewniła mi edukację, wyżywienie. Dzięki opiece medycznej i długim okresie rekonwalescencji moje ciało wróciło do pełnej sprawności. Czy tego chciałem czy nie zostałem wojownikiem i byłem w tym niezły. Obsługa blastera przychodziła mi z łatwością. Do walki włócznią czy beskadem miałem naturalny talent. Nigdy jednak nie czułem, że przynależę. Dla swojego klanu nie byłem bratem jakiego pragnęli, dla swojego przyszywanego ojca nie byłem synem na jakiego zasługiwał. Byłem jednak skuteczny i dlatego mnie tolerowali. Potem się okazało, że byłem w błędzie. Nasza ostatnia misja zakończyła się katastrofą. Cały mój klan wybito, zostałem tylko ja. Stary z dwójką innych się poświęcił i osłaniał mój odwrót.
I tak znowu zostałem tylko ja i przerażająca galaktyka przede mną.