|
| Cytaty - Luke Skywalker i Cienie Mindora | |
Luke Skywalker i Cienie Mindora LsiCM:x - Strona z której pochodzi cytat (polskie wydanie)
Jeżeli w całej galaktyce istniało coś, czego nienawidził bardziej niż wielogodzinnego siedzenia w zamkniętej sali i słuchania, jak inteligentne istoty paplą o byle czym, było to wielogodzinne siedzenie w zamkniętej sali i słuchanie, jak paplą Mandalorianie.
O rety, jak on ich nienawidził!
Nie był świętoszkiem i mimo niefortunnych doświadczeń z konkretnym mandaloriańskim łowcą nagród - który, jeżeli Moc była sprawiedliwa, powinien już dawno się roztopić w sokach trawiennych sarlacca - na ogół nie czuł niechęci do Mandalorian. Nie spotkał ani jednego z tych samozwańczych mistrzów wszelkich parszywych technik walki, który potrafiłby powiedzieć „dzień dobry" bez podtekstu, który mógł brzmieć tak: „Lepiej żeby ten dzień był dobry, bo jeżeli wykręcisz jakiś numer, bez wahania jariler twój miękki, miłujący pokój koreliański zadek, aż przestaniesz się orientować, w jakiej jesteś galaktyce".
Tak, nie czuł niechęci do Mandalorian; nienawidził tylko tych, z którymi się kiedyś spotkał. Co więcej, jakieś pokrętne poczucie honoru, etniczna duma czy jeszcze coś innego zakazywały Mandalorianom mówienia w basicu. Naturalnie taki drobiazg nie powstrzymywał ich od gadania. Po prostu paplali w Mando 'a, języku, który dla niechętnego ucha Hana brzmiał jak wycie piaskowych panter, usiłujących wykrztusić z paszczy kulę kłaków wielkości jego głowy. Najgorsze jednak, że odgłosy towarzyszące wykrztuszaniu tej kuli musiały być wiernie tłumaczone na basie dla wygody głównej negocjatorki Nowej Republiki.
If there was anything in the galaxy he hated more than sitting around in a room for hours on end with nothing to do but listen to people yap, it had to be sitting around in a room for hours with nothing to do except listen to Mandalorians yap.
Man, he hated those guys!
Han was no bigot; despite some unfortunate experiences with a certain Mando bounty hunter-who, if the Force believed in justice, was still to this very day screaming as he slowly dissolved in a sarlacc's digestive juices-he didn't hate Mandalorians in general. He'd just never met a single one of these stuck-up more-studly-than-thou self-proclaimed MESFACs (Masters of Every Single Flippin' Aspect of Combat) who could even so much as say ``Good morning`` with-out making it sound like he was really saying ``It better be a good morning, because if you pull anything, I will without hesitation jariler your weak peace-lovin' Corellian butt till you don't even know what galaxy you're in.``
He didn't hate Mandos in general; he only hated the ones he'd actually met.
Further, some screwed-up sense of honor or ethnic pride or something had somehow made these particular Mandalorians unwilling to speak Basic during these talks. Which didn't stop them from yapping, of course. They just yapped in Mando'a, a language that, to Han's more-than-somewhat biased ear, made them sound like a pride of sand panthers trying to cough up hairballs bigger than his head. And this hairball-hacking then had to be dutifully translated into Basic for the convenience of the chief New Republic negotiator
Han o Mandalorianach i Mando'a LsiCM:96
Tak czy owak, zanim zdążył ściągnąć tu Leię, po pilnym we zwaniu przedstawicieli miejscowych władz, imperialne siły zbrojne zostały całkowicie pokonane i rozproszyły się po wszystkich zakątkach galaktyki. W systemie pozostało tylko pięciuset czy sześciuset mandaloriańskich najemników, którzy okopali się wokół kilku trójneutronowych siłowni na głównej zamieszkanej planecie systemu. Mandalorianie oznajmili, że są gotowi i chętni do wysadzenia siłowni w powietrze w chwili, kiedy na planecie wyląduje pierwszy republikański okręt. Wszyscy wiedzieli, że taka eksplozja wysterylizowałaby całą planetę, a przy okazji zabiła trzy i pół miliarda jej mieszkańców.
Krótko mówiąc, Mandalorianie wzięli planetę na zakładnika.
W ciągu niekończących się godzin pełnych napięcia negocjacji Hań zdążył się zorientować, że przed odlotem imperialny dowódca rozkazał Mandalorianom, aby „za wszelką cenę" uniemożliwili opanowanie planety przez Republikę. Mandaloriański przywódca zinterpretował słowa „za wszelką cenę" w taki sposób, że może nawet zabić wszystkich mieszkańców, nie wyłączając swoich podwładnych.
Anyway, by the time he'd brought Leia here at the urgent summons of the local system authority, the Imperial forces had been thoroughly defeated and scattered to the stars-all except five or six hundred Mandalorian mercenaries, who were dug in around several 30 trineutronium power plants on the system's main inhabited world; the Mandos had proclaimed themselves ready and willing to detonate these installations at the first touchdown of a Republic ship, which would sterilize the planet and kill all three and a half billion people who lived there.
They'd taken the world hostage.
Han had been able to gather, through the endless hours of tense negotiations, that the final order from the fleeing Imperial commander had been for the Mandos to deny the planet to Republic forces ``by any and all necessary means.`` The Mando commander had interpreted that to mean ``Even if you have to kill everybody, including yourselves.``
Mando'ade opanowali planetę. LsiCM:98
Wracał z mandaloriańskich przestworzy, dokąd poleciał, żeby odszukać jedynego gościa w całej galaktyce, który mógł jego zdaniem wpłynąć na przebieg negocjacji: Wielkiego Szefa Mandaloriańskich Protektorów i Samozwańczego Lorda Mandalora, słynnego Fenna Shysę.
A ściślej, jak Hań na ogół o nim myślał, Fenna-Jeżeli-Choćby-Tylko-Jeszcze-Raz-Spojrzysz-W-Taki-Sposób-Na-Leię-Przysięgam-Że-Rozwalę-Twój-Mandaloriański-Łeb-Jak-Pęcherzoowoc-Shysę.
Jego podwładni przestali być najemnikami, a sam Mandalor przekształcił swoją kadrę w zalążek Protektorów - czyli myślących kategoriami społecznymi polityków, policjantów i nielicznych dobroczyńców. Oznaczało to, że Shysa jest nie tylko urodzonym Mistrzem-Wszelkich-Możliwych-Parszywych-Technik-Walki, ale także facetem szlachetniejszym, bardziej skłonnym do poświęceń i szanowany niż wszyscy pozostali.
He was on his way back from Mandalorian Space, where he had gone to corral the one guy in the galaxy Lando claimed could change the alleged minds of these commandos: the Big Boss of the Mandalorian Protectors and self-styled Lord Mandalore, Fenn Shysa himself.
Or, as Han usually thought of him, Fenn You-So-Much-as-Look-at-Leia-That-Way-One-More-Time-and-I-Swear-I'm-Gonna-Pop-Your-Mando-Skull-Like-a-Bladdergrape Shysa.
Shysa and his men had given up the mercenary life, and he'd organized his cadre into the kernel of the Protectors-kind of civic-minded volunteer police and freelance do-gooders, more or less. Which meant that Shysa, on top of his born-and-bred MESFAC more-studly-than-thou thing, had piled more-honorable-than-thou, moreself sacrificing-than-thou, and more-all-around-good-guy-than-thou.
O Shysie i mando-komando LsiCM:99
- Lando... generale Calrissian... nie możemy dłużej stać z założonymi rękami! -wybuchnął.
- To ja stoję - odparł Lando. — Ty się przechadzasz.
- Muszę rzucić do akcji moich ludzi — stwierdził Shysa. - Po winniśmy im pomóc!
- Możesz przyłączyć się do bitwy, jeżeli twoim zdaniem to naj lepsze, co możesz zrobić — oznajmił Calrissian. — Jestem ostatnim człowiekiem w galaktyce, który ośmieliłby się wydawać rozkazy Lordowi Mandalorowi. Problem w tym, że komandosi nie są twoimi podwładnymi, przynajmniej nie w tej chwili. Pracują dla mnie.
Finally Shysa couldn't take it anymore. ``Lando-General Calrissian-we can't just stand here!``
``I'm standing,`` Lando said. ``You're pacing.``
``I have to scramble my men. We should be out there!``
``You can join the battle if you feel that's best; I'm the last man in the galaxy who'd presume to give orders to Lord Mandalore. But the commandos aren't your men. Not right now, anyway. They work for me.``
Lando i niecierpliwy Fenn LsiCM:197-198
Spojrzał przez dziobowy iluminator. - Tak, rozumiem - przyznał w końcu. - Pozostając za nocną stroną planety, będziesz mógł ją wykorzystać jako osłonę przed gwiezdnymi rozbłyskami. A później polecimy na niewielkiej wysokości przez atmosferę. Jeśli jednak zamierzasz wydać rozkaz dowódcom okrętów liniowych, Żeby zbliżyli się do bazy nieprzyjaciół w wulkanie, powinieneś przedtem wyeliminować ich naziemne stanowiska artylerii - turbolasery, działa jonowe, a przede wszystkim grawitacyjne działo.
Jak zamierzasz tego dokonać?
- To rzeczywiście może być problem - przyznał Lando, cały czas uśmiechnięty. - Nie wiesz przypadkiem, gdzie tu można znaleźć pięciuset czy sześciuset mandaloriańskich superkomandosów, co?
- Fenn zamrugał raz i drugi, dopóki się nie zorientował, że i on zaczyna się uśmiechać.
``Then...`` Fenn stared out through the forward screens, suddenly thoughtful. ``Yeah, I get it: from nightside, you have the planet as a shield against the stellar flares... then we come in low-level, through the atmosphere... but if you're planning to bring capital ships close to that volcano base of theirs, first you've got to take out their ground-based artillery-turbolasers, ion cannons .. . and especially that gravity gun. How do you figure on doing that?``
``Might be a problem.`` Lando was still smiling. ``You wouldn't happen to know where I could lay my hands on, say, five or six hundred Mandalorian supercommandos, would you?``
Fenn blinked, blinked again, and then discovered that he was starting to smile, too.
Fenn i mający wizje Lando LsiCM:199
- Lando odwrócił się i ponownie włączył osobisty komunikator. - Fenn, macie się wycofać - rozkazał.
Na sekundę zapadła cisza, a później Lando usłyszał ponure pytanie:
- Jak daleko?
- Jak najdalej - powiedział. - Kiedy to grawitacyjne działo otworzy ogień, odpowiemy swoim ogniem. Ze wszystkich sił.
- Czy widziałeś, jak to miejsce jest opancerzone? - zapytał
Shysa. — Przebicie go zajmie wam przynajmniej kilka godzin.
- Owszem... jeżeli będziemy strzelali do pancerza- odparł Lando.
Zapadła kolejna krótka cisza.
- Pilnie wszystko obserwuję — odezwał się w końcu Mandalorianin. -Nie czekaj na nas, Lando.
- Fenn...
- W żadnym razie nie zdążymy. Róbcie, co musicie. Ocalcie flotę.
- Nie rozumiesz, co się za chwilę wydarzy... — zaczął Calrissian.
- Jesteśmy Mandalorianami — przypomniał Shysa. — Po to się urodziliśmy i po to żyjemy... i po to zginiemy.
- Przestań! Nie znoszę tego bełkotu! - Lando zagryzł nerwowo wargi, głęboko westchnął i zebrał się na odwagę.
Lando turned away and again triggered his personal comlink. ``Fenn, I need you to fall back.``
There was silence for a second or two, then a grim, ``How far?``
``All the way. When that gravity gun opens up, we'll hit back. Massively.``
``Have you seen the armor on this place? It'll take you hours to pound through!``
``If we shoot the armor.``
Another pause, then: ``I scan. Lando, don't wait for us.``
``Fenn...``
``We'll never make it. Do what you have to. Save the fleet.``
``You don't understand what's about to happen...``
``We're Mandalorian. This is what we live for. This is how we die.``
``Stop it! I hate that garbage!`` Lando chewed the inside of his lower lip for a second or two, then took a deep breath to keep a grip on his courage.
Mando'ade - „z tarczą, albo na tarczy” LsiCM:309
Fenn Shysa przycisnął plecy do grodzi i spojrzał z nadzieją na błyskający czerwono wskaźnik naładowania swojego karabinu blasterowego. Dziesięć strzałów. Jeden granat. Może wystarczy, żeby przeżyć do chwili, kiedy kontratak Calrissiana rozpyli wroga na atomy.
Wymienił ponure spojrzenie z dowódcą komandosów, który stał w identycznej pozie po drugiej stronie ziejącej między nimi dziury otwartego włazu. Dowódca komandosów trzymał się blisko niego zgodnie z dumną mandaloriańską tradycją: zamierzał osłaniać odwrót swoich podwładnych albo zginąć podczas tej próby. Fenn Shysa nie znalazł się jednak w tym miejscu dlatego, że był dowódcą. I nie dlatego, że był przywódcą mandaloriańskich Protektorów ani nawet dlatego, że był Lordem Mandalorem. Stał tu dlatego, że nazywał się Fenn Shysa.
W pewnym momencie walki ściągnął z głowy i odrzucił hełm, bo odbity od niego rykoszet unieruchomił wyświetlacz w polu widzenia właściciela, a usterka zmusiła autopolaryzator do przyciemnienia przesłony i Shysa przestał cokolwiek widzieć. Miał świeże oparzenie na skroni, gdzie przypadkowy strzał zwęglił jego włosy. Mgłę w bunkrze rozjaśniały raz po raz rozbłyski szkarłatnych błyskawic blasterowych strzałów, a w powietrzu unosiła się woń dymu, przypiekanego mięsa i ozonu.
Fenn Shysa pressed his back against the bulkhead and scowled down at the red-blinking charge meter on his blaster rifle. Ten shots. One grenade. Maybe just enough to last until Lando's counterstrike vaporized them all.
He exchanged a grim look with the mercenary commander who stood in an identical posture on the other side of the blown-open hatch between them. The mercenary commander was at his side because in the proudest Mandalorian tradition, he would cover his men's retreat or die in the attempt. Fenn Shysa, though, wasn't there because he was a commander. Or even because he was commandant of the Mandalorian Protectors, or because he was Lord Mandalore. He was there because he was Fenn Shysa.
He'd discarded his helmet at some point-a glancing hit had disabled his heads-up display, and the malfunction had triggered the autopolarizer to black out his visor altogether-and now he had a fresh burn streak along his temple where a near-miss had set his hair on fire. The haze in the bunker flickered and flashed with scarlet streaks of blasterfire, and it smelled like smoke, roast meat, and lightning.
O Fennie LsiCM:318
Fenn w końcu zlokalizował źródło strzałów. Nie mierząc, przycisnął spust i wypuścił w tamtą stronę strugę ognia ze swojego karabinu, żeby nieprzyjaciel nie mógł wychylić głowy. Odrzucił na bok rozładowany blaster i skoczył ku punktowi oporu, starając się trzymać z daleka od błyskawic lecących ku pozycji szturmowców z karabinu dowódcy najemników. Zaatakował punkt oporu szturmowców, bo chciał zrobić użytek z ostrzy w rękawicach, a gdyby przyszło do walki wręcz, mógł się posłużyć blasterami zabitych przeciwników... ale zrobił to głównie dlatego, że był Fennem Shysa. Jeżeli tego dnia miał zginąć, postanowił umrzeć z zębami zatopionymi w gardle napastnika.
Fenn located the focal point of the blasterfire. He ran in a tight arc, holding down his rifle's trigger, not aiming, putting fire on their position to keep their heads down and spoil their shooting as he threw aside his empty rifle and turned his tight arc into a straight-line charge, just wide of the line of fire pouring at the stormtrooper position from the mercenary commander. He charged partly because he still had his gauntlet blades, and if he could get into hand-to-hand he could rearm himself with the blasters of dead enemies-but mostly he charged because he was Fenn Shysa, and if today should bring his death, he would fall with his teeth in the throat of the man who killed him.
O Fennie LsiCM:319
Krzyk szturmowców stłoczonych w ładowni „Lansjera" jeżył włosy na karku Fenna Shysy. Mandalorianin nie miał wprawdzie pojęcia, co się dzieje, ale aż za dobrze rozumiał podstawowe reguły walki... a jedna z nich brzmiała następująco: „Kiedy nie masz pojęcia, co się dzieje, dzieje się zawsze coś niedobrego".
Kiedy szturmowcy dostali konwulsji, Fenn wskoczył na kontener towarowy i ryknął po mandaloriańsku: - Zabezpieczyć ich broń! Natychmiast! Tylko dlatego rzeź, która później nastąpiła, nie okazała się o wiele straszniejsza... ale i tak była wystarczająco potworna.
Najemnicy zajęli się wykonywaniem rozkazu jak zdyscyplinowani wojownicy, którymi zresztą byli. Przedzierali się przez tłum w takim szyku, żeby mieć wolne pole ostrzału i wyciągać z opresji swoich kolegów, a także - gdyby to okazało się konieczne - otwierać ogień do wijących się i dygoczących szturmowców. Niestety żadne szkolenie ani zdyscyplinowanie nie mogły umożliwić niewielkiemu oddziałowi najemników zapanowania nad liczącą kilka tysięcy osób grupą ogarniętych paniką cywilów.
In the crowded hold of Lancer, the screaming of the stormtroopers had raised hairs on the back of Fenn Shysa's neck. He didn't have any idea what was going on, but he understood all too well the fundamental rules of combat, one of which was When you don't know what's happening, what's happening is always bad.
As the troopers had fallen into seizures, Fenn had jumped atop a cargo container and roared in Mandalorian, ``Secure their weapons'.
Now!,`` which was the main reason the slaughter that followed wasn't much, much worse-but it was still bad enough.
The mercenaries had leapt to their task like the disciplined warriors they were, deploying in staggered array to keep clear lines of fire open so they could cover each other and, if necessary, shoot the convulsing stormtroopers. Unfortunately, no amount of training or discipline could allow a small cadre of soldiers to instantly control several thousand panicked civilians.
Fenn-dowódca LsiCM:345
- Opuścić blastery! - ryknął Shysa, bo zauważył, że strzały najemników powodują tyle samo ofiar wśród cywilów co działania oszalałych szturmowców. - Opuścić blastery i wysunąć klingi!
Fenn Shysa był jednym z przywódców, którzy wierzą w zasadę dowodzenia przez dawanie przykładu. Zeskoczył z kontener, towarowego i wylądował na plecach zakutego w czarny pancerz szturmowca. Pierwsze ostrze wbił w kark przeciwnika. Zanim szturmowiec zdążył się zorientować, że nie żyje, Fenn przetoczył się i dźgnął następnego szturmowca w nerki, a kiedy imperialny żołnierz odwrócił się, żeby zobaczyć, kto go zranił, dowódca Protektorów wbił klingę głęboko w jego podbródek. Gdy martwy szturmowiec upadł, Shysa rozejrzał się w poszukiwaniu następnego celu.
Miał mnóstwo celów do wyboru i nie spodziewał się, że mu ich zabraknie w najbliższym okresie... okresie, który jak przewidywał - miał się zakończyć jego śmiercią.
``Down blasters!`` Fenn roared; the mercenaries were inflicting almost as many civilian casualties as were the maddened troopers.
``Down blasters and up blades!``
And because he was the sort of commander who believed in leading by example, he leapt from the cargo container to land hard on the back of a black-armored trooper and punched his own fist blade through the back of the trooper's neck. Before that trooper even knew he was dead, Fenn had rolled to his feet and stabbed the next one in the kidney, and as that trooper whirled to face him, the Protector commandant jammed his blade in deep under the man's chin. He let the dead man fall and looked around for his next target. He had plenty to choose from; he didn't anticipate running short in the foreseeable future-a future that would be, in Fenn's experienced judgment, exactly as long as the rest of his life.
O Fennie LsiCM:346
| |
|
|