|
|
Zagubiony w czasie |
|
|
|
Dxun. Obóz Mandalorian. 3903 BBY
Odgłosy uderzeń w kowadło rozlegały się w całym obozie. Rozebrany od pasa w górę potężny Taung, kuł ostrza dla 3 beskadów, które miał nadzieję skończyć przed zmrokiem. Martwiło go to, że być może to ostatnia broń z beskaru jaką przez dłuższy czas przyjdzie mu wykuć, ale nic nie mógł z tym zrobić. Zapasy beskaru, jakim dysponował jego klan były niemal na wyczerpaniu, a przecież trzeba było zostawić trochę na ewentualne naprawy zbroi i broni. Odganiając niewesołe myśli kowal skupił się na pracy, nadając tworzonym przez siebie ostrzom prawdziwą siłę i precyzję. Pochłonięty pracą nie zauważył jak w jego kuźni pojawił się ludzki mężczyzna w czerwonym pancerzu
- Niezła robota Rang - pochwalił mężczyzna. - Które ostrze jest dla Avi? - spytał.
- To największe - Rang wskazał długie, obosieczne ostrze. - Za kilka dni przechodzi Verd’goten i uważam, że należy jej się z tej okazji podarunek od wuja - dodał z lekkim uśmiechem.
- Nikt tego nie kwestionuje - przyznał mężczyzna. - Dziewczyna ma w sobie prawdziwy ogień. Dawno nie szkoliłem tak obiecującej rekrutki - dodał.
- Nic dziwnego… niewielu zostało tu prawdziwych Taungów - mruknął Rang, wracając do pracy - A właściwie czego chciałeś, Betran? Wiesz, że nie przeszkadza się kowalowi w jego pracy - mówiąc to, Rang rzucił rozmówcy złowrogie spojrzenie.
- Mandalor cię wzywa - powiedział bez ogródek Betran. - Nie wiem o co dokładnie chodzi, ale chce cię za 20 minut widzieć u siebie. Wyglądał na niezwykle ożywionego - dodał.
- No, to mu się nieczęsto zdarza ostatnimi czasy - przyznał Rang. - Zawołam Senara, żeby przypilnował ostrzy i już idę - dodał. Betran skinął mu głową i opuścił kuźnię. Kwadrans później zostawiwszy kuźnię i ostrza pod opieką swojego czeladnika, Rang już w pełnej zbroi ruszył w stronę kwatery Mandalora. Po drodze mijał dziesiątki Mandalorian którzy ćwiczyli walkę, konserwowali sprzęt, grali w paazaka i pili. Serce Ranga rosło widząc te przejawy aktywności świadczące o odżywaniu jego ludu. Ostatnie lata były naprawdę ciężkie dla Mandalorian. Jednak wszystko się zmieniło od kiedy Mandalorem został Canderous Ordo. Zebrał rozproszonych po całej Galaktyce Mandalorian i zaoferował im coś czego tak bardzo im brakowało - poczucie celu i jedność. Szeregi zwolenników Canderousa rosły z każdym dniem. Dołączali do niego pojedynczy Mandalorianie, a także całe klany - jak ten Ranga. Rang był początkowo sceptyczny temu pomysłowi, ale nie sprzeciwił się przywódcy klanu. Nie wierzył, że człowiek, były najemnik, może być tak dobrym dowódcą. Z prawdziwą radością Rang przyjął, że się mylił, a Canderous okazał się genialnym przywódcą i wspaniałym wojownikiem, a służba dla niego każdego dnia przynosiła mu chwałę. Pogrążony we wspomnieniach Rang dotarł do namiotu Mandalora, gdzie oprócz Canderousa byli również Betran oraz Shyla, jedna z głównych zastępczyń Canderousa.
- Jesteś wreszcie, Rang - powiedział Mandalor, jego głos brzmiał co prawda silniej niż ostatnio, ale widać było, że Canderous ma swoje lata i jego dni są już tak naprawdę policzone. Wartownicy nie raz zauważali jak przez godzinę potrafi wpatrywać się w dziką dżunglę Duxunu, mamrocząc pod nosem, że “już czas”.
- Musiałem przekazać robotę Senarowi, ostrza będą gotowe przed zmrokiem i będą to niestety ostatnie ostrza na dłuższy czas, nasze zapasy beskaru są na wyczerpaniu - powiedział Rang.
- Tak wiem, wspominałeś o tym wielokrotnie i wtedy nie miałem na to rady, ale teraz dzięki kontaktom Shyli to może się zmienić - Canderous skinął Mandaloriance dłonią, przekazując jej głos.
- Jeden z moich kontaktów na czarnym rynku przekazał mi ciekawą plotkę, kiedy sprzedawałam mu te zdobyte na Kantorze blastery - zaczęła bez ogródek Shyla, nie ukrywając swoich powiązań ze światem przestępczym. - Na pewnej niezamieszkałej planecie jest starożytna świątynia Sithów, nie zniszczona przez Jedi i nie zapieczętowana przez Sithów. Właściwie to świątynia bardziej pełniła rolę skarbca niż miejsca kultu - kontynuowała opowieść Shyla. - Wieść niesie, że Sithowie gromadzili tam metal mogący pomóc im walce z Jedi… metal, którego nie przebije żaden miecz świetlny - zawiesiła głos.
- Beskar! Sithowie zgromadzili tam swoje zapasy Beskaru?! - Rang ożywił się słysząc te nowiny.
- Najprawdopodobniej tak - przyznał Canderous - Jeśli to prawda, moglibyśmy odbudować nasze zapasy, co pozwoliłoby nam na dalszy proces dozbrajania naszych ludzi - dodał.
- Brzmi pięknie… tylko czy mamy dostęp do tej świątyni? Raczej nie jest to zbyt łatwe skoro, jak zakładam, świątynia nie została splądrowana - zapytał Rang.
- To prawda lokalizacja świątyni jest dobrze ukryta. Sithowie zapisali jej lokalizację na holokronie - wyjaśniła Shyla.
- Na czym? - zapytał Rang słysząc dziwną nazwę.
- Holokrony to specjalne urządzenia umożliwiające zapis informacji. Ich specjalność polega na tym, że mogą być otwierane tylko przez użytkowników Mocy, jasnej lub ciemnej strony - wtrącił Betran.
- A ja zdobyłam ten holokron - pochwaliła się Shyla - Dlatego zapłata za te blastery była… trochę mniejsza - dodała.
- Wszystko pięknie tylko jak go otworzymy? Żadne z nas nie jest wrażliwe na Moc - powiedział Rang.
- I o to się postarałam - odpowiedziała Shyla - Ja i moi ludzie urządziliśmy sobie małe polowanie i udało się nam złapać jednego z niedobitków Sithów. Głupi gówniarz i bardziej akolita niż lord Sithów, ale holokron otworzył - dodała z dumą.
- To rzeczywiście jest powód do dumy - Rang skinął z szacunkiem głową. - Nie łatwo złamać Sitha. Czyli znamy lokalizację świątyni, tak? - upewnił się.
- Tak i chcę żebyś z Betranem poprowadził ekspedycję do świątyni. Macie zebrać wszystko co cenne, a przede wszystkim beskar. Artefakty Sithów Shyla sprzeda na czarnym rynku. Kredyty też się nam przydadzą - powiedział Canderous .
- Jak rozkażesz, Mandalorze. Kiedy wyruszamy? - zapytał z ożywieniem Rang.
- Jutro o świcie. Masz czas wykończyć robotę i pożegnać się z rodziną - powiedział Betran. Rang skinął głową Mandalorowi i wrócił do kuźni, gdzie do wieczora pracował nad ukończeniem trzech beskadów. Jego serce przepełniała radość z powodu usłyszanych wieści. Nie będzie musiał przerwać swojej pracy, nie będzie musiał wygaszać ognia w swojej kuźni, nie będzie musiał zawieszać swoich projektów. Zamiast tego jego klan rozkwitnie i urośnie w siłę. Radość, duma i ekscytacja skutecznie przepędziły jakiekolwiek myśli o niebezpieczeństwie związanym z plądrowaniem sithyjskiej świątyni.
Następnego dnia rano
Rang pakował swoje rzeczy - narzędzia do naprawy broni i zbroi, kilka medpakietów, trochę ubrań na zmianę i smaczniejszych dodatków do racji żywnościowych. Jego żona, Kada pomogła mu założyć jego złoto-czarną zbroję. Następnie Rang przypasał dwa beskady i wziął swój potężny, dwuręczny młot z głownią wykonaną z beskaru.
- Żałuję, że nie mogę z wami lecieć - powiedziała naburmuszona Kada.
- Ja również, ale twoja misja jest również ważna - powiedział Rang, a słysząc pogardliwe prychnięcie żony spojrzał na nią. - Tak. Twoja misja jest równie ważna jak moja. Nasz klan potrzebuję beskaru, ale potrzebuję również innej broni, leków, żywności i paliwa żeby przetrwać. Więc misję zaopatrzeniowe są równie ważne - po raz kolejny tego dnia tłumaczył żonie Rang, jednak w głębi duszy cieszył się, że najbliższa mu osoba nie będzie musiała postawić nogi w świątyni Sithów. Rang sporo o nich słyszał i trochę ich widział. Ich mroczne moce przerażały go, chociaż jak na prawdziwego Mandalorianina przystało, skrzętnie to ukrywał. Tym bardziej więc nie chciał żeby jego żona musiała wchodzić do tej przeklętej świątyni.
- Możliwe, że nie zdążę na verd’goten Avi - powiedział Rang. - Daj jej to od nas. - Podał żonie długi, owinięty materiałem przedmiot.
- Na pewno się ucieszy - powiedziała i lekko objęła męża. - Niech Kad Ha’rangir cię strzeże - dodała.
- I ciebie również - powiedział Rang po czym zebrał swoje rzeczy i opuścił namiot idąc w kierunku lądowiska gdzie przy sporym transportowcu zebrała się reszta ich kilkunastoosobowego oddziału.
- I jak gotowy do drogi? - zapytał Betran.
- Bardziej już nie będę - mruknął Rang.
- Spokojnie to będzie łatwa wycieczka - zaśmiał się jeden z Mandalorian. - Szybki lot, trochę plądrowania i powrót w chwale - dodał.
- I takiego nastawienia się trzymajmy - Betran spojrzał z uznaniem na pełnego optymizmu Mandalorianina.
- A ten to kto? - zapytał Rang wskazując bladego, chudego mężczyznę, związanego i pilnowanego przez dwóch Mandalorian.
-A to ten Sith, którego złapała Shyla, odczyta nam w trakcie podróży holokron - wyjaśnił Betran wyjmując z torby niewielki, czerwony sześcian - No, skoro wszyscy są, to ładować się i lecimy. Zdobądźmy trochę łupów dla naszego klanu - dodał, a reszta Mandalorian ochoczo załadowała się do transportowca. Po kilku minutach statek opuścił orbitę Dxunu i ruszył w kierunku Nieznanych Regionów, gdzie na jednej z bezludnych planet czekał na Mandalorian ogromny skarb.
3 dni później. Nieznane regiony. Nienazwana planeta ze świątynią Sithów.
Transportowiec Mandalorian dryfował nad planetą, a jego pasażerowie szykowali się do zejścia na powierzchnię planety.
- No, to skoro dotarliśmy, czas, żeby nasz Sith trochę pogadał z tym holokronem i podał dokładną lokalizację świątyni - powiedział Betran i trącił nogą Sitha, który w milczeniu siedział na mostku.
- Nie podoba mi się ten gość - mruknął do Ranga jeden z Mandalorian, Drall - Od 3 dni nic nie mówi, nic nie je, nic nie piję, gdyby nie oddychał pomyślałbym, że zdechł. Niech odczyta ten holokron a potem go rozwalmy - dodał stukając palcem o kolbę blasteru.
- Niegłupi pomysł, ale na razie go wciąż potrzebujemy - powiedział Rang patrząc jak Betran próbuję dogadać się z Sithem, który jednak konsekwentnie się nie odzywał.
- Dobra jak jest taki uparty to sami znajdziemy świątynie, a jego wywalmy w próżnię - rozkazał rozeźlony uporem Sitha, Betran.
- Dobrze, otworzę ten holokron - powiedział nagle Sith.
- No proszę, jednak potrafi gadać - powiedział Drall. Betran rozkuł ręce Sitha i podał mu holokron, po czym przystawił mu blaster do głowy.
- I żadnych sztuczek, bo ci przysmażę mózg - warknął Mandalorianin. Sith nie zważając na pogróżki przymknął oczy i sięgnął poprzez Moc otwierając holokron. Po kilku minutach podał koordynaty świątyni. Pilot frachtowca wprowadził je do systemu i transportowiec ruszył ku powierzchni planety.
3 godziny później.
Mandalorianie zostawili transportowiec na polanie i ruszyli w stronę wzgórza, w którym miała znajdować się świątynia Sithów. Planeta była bezludna więc nie zostawili straży na statku. Wraz z trzymanym na muszce Sithem dotarli do świątyni i znaleźli niewielkie, zamaskowane wrota. Według Sitha w holokronie nie było żadnych informacji odnośnie tego jak otworzyć wrota i nawet kilka mocniejszych uderzeń i gróźb nic nie pomogło.
- No nic czyli trzeba inaczej - powiedział Betran rozcierając stłuczone od uderzenia kostki - Drall przynieść ładunki wybuchowe - rozkazał. Wspomniany Mandalorianin radośnie rozpoczął podkładanie ładunków pod wrota świątyni.
- Brudni barbarzyńcy… to święta ziemia Sithów… - wysyczał wściekle Sith, ale Rang uciszył go lekkim uderzeniem w głowę. Kiedy Drall podłożył już ładunki, Mandalorianie cofnęli się na bezpieczną odległość, po czym wrotami świątyni wstrząsnął potężny wybuch, który przełamał je na dwie części, które runęły do środka.
- No to czas szukać łupów - uśmiechnął się Bertran. Mandalorianie kolejno wchodzili do świątyni, jednym z ostatnich był Rang, prowadzący Sitha. Świątynia przywitała przybyszów mrokiem i głuchą ciszą. Mandalorianie zapalili latarki i race, oświetlając świątynię i ujawniając misterne zdobienia i hieroglify na ścianach. Ponura atmosfera świątyni budziła grozę wśród intruzów, ale strach przed docinkami kompanów skutecznie powstrzymywał ich przed wyjawieniem swoich obaw na głos. Idąc w głąb świątyni, Mandalorianie zaczęli dostrzegać skupiska czerwonych kryształów wydających cichy, podobny do szeptu dźwięk.
- Co to jest? - Rang zapytał Sitha trącając go w ramię i pokazując mu kryształy, Sith jednak tylko splunął w odpowiedzi, a Rang nie drążył tematu. Im dalej szli tym bardziej “szept” kryształów stawał się wyraźniejszy, jednak nie potrafili rozpoznać języka w którym “mówiły” kryształy. Rang jednak miał wrażenie, że towarzyszący im Sith doskonale wie czym są i co “mówią”.
- Chyba jesteśmy - krzyknął jeden z Mandalorian. - Tu jest jakaś arghaaa...- dalszy wywód Mandalorianina przerwały wystrzelone ze ściany kolce na grubych, podobnych do drutu linach, które przebiły jego zbroję i ciało w kilkunastu miejscach. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, Mandalorianin padł martwy na posadzkę.
- Co to do cholery było?! - krzyknął Drall doskakując do zabitego kompana. Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć z mroków świątyni rozległo się przerażające wycie. Po chwili na oddział Mandalorian wpadła cała chmara czworonożnych stworów, o kończynach częściowo zastąpionych metalowymi protezami. Mandalorianie chwycili za broń i starli się ze zwierzęcymi napastnikami. Stwory były liczne, ale ich pazury i kły były za słabe by przebić się przez mandaloriańskie pancerze. Martwą ciszę świątyni przerwały ryki bestii, strzały z blasterów, wybuchy granatów i okrzyki bojowe Mandalorian. Rang swoim młotem zgruchotał czaszkę jednej z bestii, która próbowała skoczyć na Dralla. Ocalony Mandalorianin złapał ciężki blaster i nawałą ogniową dziesiątkował stwory, w czym wiernie sekundowali mu jego kompani. Po kilkunastu minutach walka była skończona. Wszystkie bestie leżały martwe, wraz z jednym z Mandalorian, któremu złamały kręgosłup.
- Co to za stwory? - spytał roztrzęsiony Drall, bezskutecznie szukając oznak życia u poległego w walce ze stworami towarzysza.
- Zapytajmy naszego Sitha - warknął Betran i rozejrzał się. - A gdzie on jest? Uciekł? - zapytał wściekły nie mogąc znaleźć więźnia.
- Na to wygląda - odpowiedział Rang. - Ale bez obaw, bez kodów startowych nie ruszy transportowca, jest uziemiony na tej planecie - dodał.
- Uziemiony czy nie, może być niebezpieczny… trzeba go było wcześniej rozwalić - powiedział Betran - W każdym razie idziemy dalej, ale tym razem dużo ostrożniej. Broń w ręku i nasłuchiwać wszystkiego co może zwiastować niebezpieczeństwo - rozkazał. Mandalorianie pozbierali się i załadowawszy zwłoki dwóch kompanów na wózek repulsorowy ruszyli dalej eksplorować świątynię.
Potyczka z dziwnymi mecho-bestiami oraz śmierć dwójki kompanów podkopała pewność siebie Mandalorian, którzy z mniejszym entuzjazmem, ale za to z większą ostrożnością przeszukiwali świątynię. Znajdywali kolejne komnaty pełne dziwnych zwojów, holokronów i posążków. Pułapki zabiły kolejne dwie osoby, ale dalej nie znaleźli nawet kawałka beskaru. Po dwóch godzinach poszukiwań dotarli do ogromnej sali, pełnej dziwnych rzeźb, fresków i malowideł
- Chyba dotarliśmy do centrum świątyni - zauważył Drall - Wygląda okazale - mruknął próbując wygrzebać z rzeźby wibroostrzem kilka klejnotów.
- Taaa trochę łupów z tego będzie, ale dalej nie znaleźliśmy beskaru - mruknął rozczarowany Rang.
- Jeszcze nie znaleźliśmy niczego co wyglądałoby na skarbiec - przypomniał Betran.
- Słyszycie? - zapytała jedna z Mandalorianek, a reszta popatrzyła na nią zdziwiona.
- Niby co? - zapytał Betran. - Nic nie słychać - dodał, rozglądając się wokół.
- Właśnie - odpowiedziała. - Szepty też zniknęły. - Rozejrzała się po sali, gdzie mimo obecności dziwnych kryształów, rzeczywiście nie słychać były ich szeptopodobnego dźwięku.
- Ja za nimi tęsknić nie będę - mruknął jeden z Mandalorian.
- Co nie znaczy, że nie jest to coś niepokojącego - powiedziała Mandalorianka.
- Nie przesadzasz trochę? - zapytał Drall.
- Obawiam się, że wasza towarzyszka ma rację. - Mandalorianie usłyszeli z ciemności znajomy głos. Z ciemności wyłonił się znajomy im Sith, ale wyglądał inaczej. Nie był to już sponiewierany i pobity akolita z nienawistnym spojrzeniem. Miał na sobie bogato zdobiony czarny płaszcz, w ręku dzierżył czerwony miecz świetlny, a na jego twarzy błądził złośliwy uśmiech.
- Nie tylko wy znaleźliście skarby w świątyni - powiedział triumfalnie, wykonując młynka mieczem - Już nie jestem zdany na waszą łaskę, plugawi barbarzyńcy - dodał z pogardą.
- Nas jest nadal więcej. Sam nie dasz nam rady. - Drall wymierzył w Sitha blaster.
- A kto powiedział, że jestem sam? - zapytał Sith, po czym gwizdnął, a z ciemności zaczęły wyłaniać się bestie podobne do tych, z jakimi Mandalorianie już walczyli.
- Szlag by to. Otworzyć ogień! - rozkazał Betran i Mandalorianie rozpoczęli ostrzał bestii, kładąc kilka z nich trupem. Reszta dobiegła do ich pozycji i obrońcy starli się z nimi w walce wręcz. Ponownie pancerze dały Mandalorianom sporą ochronę przed kłami i pazurami bestii, jednak tym razem stwory miały wsparcie. Sith wykorzystał to, że bestie zajęły Mandalorian i ruszył do ataku. Już na samym początku walki powalił dwójkę Mandalorian błyskawicą Mocy. Następnie skrócił o głowę Mandaloriankę, która zwróciła uwagę na ciszę w świątyni. Widząc, że prawdziwym zagrożeniem nie są bestie, a Sith, Rang chwycił mocniej swój młot i ruszył w kierunku przeciwnika. Wykorzystując to, że Sith zaatakował Dralla, Rang uderzył z całej siły Sitha w rękę, kość pękła z głośnym trzaskiem. Przeciwnik Ranga syknął z bólu i odskoczył, unikając kolejnego uderzenia Mandalorianina. Nim Rang zdążył zadać kolejny cios, rzuciły się na niego dwie bestie wytrącając mu z ręki młot. Rang dobył więc swoich beskadów i po krótkiej szamotaninie wypatroszył oba stwory. Bestie osłoniły odwrót Sitha. Podłoga głównej sali świątyni pełna była kałuż krwi, zwłok bestii oraz zabitych Mandalorian. Prócz uśmierconej przez Sitha trójki poległo jeszcze dwóch Mandalorian.
- On nie da nam spokoju. Znajdźmy go, zabijmy i wróćmy z większymi siłami. I tak jest nas za mało do kontynuowania poszukiwań - zaproponował Drall.
- Jestem za - powiedział Rang, podnosząc swój młot, reszta Mandalorian również poparła Dralla.
- A więc ruszajmy - zakomenderował Betran i poprowadził swoich kompanów w ślad za Sithem.
Korytarz, którym uciekł Sith nie miał żadnych odnóg, więc Mandalorianie nie obawiali się, że zgubią swojego przeciwnika. Ponownie mijali dziwne malunki na ścianach oraz wydające szept kryształy. Po długim pościgu znaleźli strzępy płaszcza Sitha oraz ślady krwi.
- Musi być blisko - powiedział Drall oglądając wyraźne ślady butów odciśnięte w kurzu pokrywającym posadzkę świątyni.
- Mocno go zraniłeś, Rang? - zapytał Betran
- Na pewno złamałem mu rękę - powiedział Mandalorianin łapiąc oddech.
- Ruszajmy dalej - powiedział jeden z Mandalorian i ruszył w dalszą drogę ciemnym korytarzem. - Skoro jest blisko, już nam… - nagły świst przerwał dalsze słowa Mandalorianina, który osunął się martwy na posadzkę, ułamek sekundy później na posadzkę upadła jego głowa w hełmie.
-Co jest do cholery? - Drall ostrożnie podszedł do martwego towarzysza i w ostatniej chwili odskoczył, kiedy ze ściany wyskoczyło długie płaskie ostrze, które cięło na wysokości szyi.
- Świetnie, kolejne pułapki - warknął Betran. - Idziemy dalej, ale ostrożnie - dodał. Reszta Mandalorian z pewnym wahaniem ruszyła za swoim dowódcą.
Zdziesiątkowany oddział Mandalorian kontynuował pościg za Sithem, pomni na śmierć towarzysza broni uważnie stawiali kroki i wypatrywali kolejnych pułapek, których udało im się uniknąć, chociaż nieraz było naprawdę blisko. Wreszcie dotarli do końca korytarza, gdzie w niewielkiej sali znaleźli ślady krwi i przejścia do dwóch sal. W jednej z nich paliło się światło i słychać było niewyraźnie dźwieki, jakby ktoś z kimś rozmawiał. Betran dał znać swoim podwładnym, by przygotowali broń i ostrożnie ruszyli do sali z której dobiegały dźwięki. Ostrożnie stawiając stopy i dbając, żeby żaden element zbroi czy broni nie uderzył o ścianę dotarli do uchylonych wrót komnaty. W środku siedział ścigany przez nich Sith, który rozmawiał z bladą, półprzezroczystą postacią.
- Starałem się! Mandalorianie nie są łatwym przeciwnikiem - warknął Sith.
- A ty jesteś Sithem, głupcze! - ryknęła postać potężnym głosem. - Powinieneś zmiażdżyć swoich przeciwników, wyrywać im serca lub zmieniać ich w niewolników - dodała.
- Niewolników - parsknął Drall. - Ja mu dam niewolników - warknął i nim towarzysze zdołali go powstrzymać kopniakiem otworzył drzwi i otworzył ogień z blastera w kierunku Sitha. Zaskoczony Sith ledwo uniknął śmierci i oberwał jedynie w rękę i nogę chowając się za kamiennym stołem.
- I ty nazywasz siebie wojownikiem - zakpiła blada postać. - Dość tej farsy - dodała i wniknęła w ciało Sitha, który zawył z bólu i padł na ziemię. Po chwili zapanowała głucha cisza.
- On nie żyje? - zapytał jeden z Mandalorian podchodząc i trącając lekko butem ciało Sitha..
- On tak, ale ja żyję - przemówił Sith głosem bladej postaci i zerwał się z posadzki, posyłając Mandalorianina pchnięciem Mocy na przeciwległą ścianę. Mando uderzył o ścianę z trzaskiem i osunął się martwy na ziemię.
- Teraz zobaczymy czy jesteście tacy twardzi, Mandalorianie - warknął Sith i poraził błyskawicą jednego z Mandalorian, zabijając go na miejscu. W odpowiedzi Rang odbezpieczył granat gazowy i rzucił go pod nogi Sitha.
- Wycofujemy się - warknął do towarzyszy, ciągnąc ich w kierunku wyjścia. Świadomi przewagi przeciwnika Betran i Drall ruszyli za nim.
- Tym mnie nie powstrzymacie - usłyszeli jeszcze głos Sitha. Mandalorianie, uciekając, wybrali inną trasę niż pełen pułapek korytarz, którym przybyli. Po krótkim biegu ich oczom ukazał się skarbiec świątyni pełen mandaloriańskiej broni i pancerzy. Rang od razu poznał, iż wszystkie dzieła wykonane były z beskaru. Widok takiej ilości cennego beskaru sprawił, że zapomnieli na chwilę o pogoni i zatrzymali się, w osłupieniu oglądając ten skarb.
- Biegnijmy dalej, nie mamy czasu - pierwszy otrząsnął się Drall. Jednak niewidzialna siła cisnęła nim o ścianę, pozbawiając go przytomności.
- Daleko nie uciekliście - powiedział Sith, wchodząc do sali. Rang i Betran sięgnęli po broń, ale nimi również Sith cisnął o ścianę. Tracący przytomność Rang widział jeszcze, jak Sith unosi Mocą jego towarzyszy, po czym odpłynął.
Kiedy Rang się obudził poczuł, że jego ciało jest unieruchomione w jakiejś dziwnej kapsule. Przez szybę kapsuły widział niewielką komnatę pełną innych kapsuł i dziwnych przyrządów. Jego kompanii siedzieli związani pod jedną ze ścian. Przemyślenia dlaczego tylko on jest uwięziony w kapsule przerwało wejście Sitha do komnaty.
- Kim ty do cholery jesteś? - warknął Drall.
- Kimś znacznie potężniejszym od głupca jaki was przywiódł do tej świątyni. Tak wiem wszystko o waszej wyprawie, widzę to w umyśle tego głupca, który należy teraz do mnie - powiedział Sith, uśmiechając się okrutnie. - Jednak jego ciało jest zmęczone i słabe, ja Darth Taral, potrzebuję czegoś… mocniejszego - dodał przeciągając się.
- Darth Taral? To ma nam coś powiedzieć? - zakpił Betran. Sith spojrzał na niego bez emocji i poraził go błyskawicą Mocy.
- To ja zbudowałem tą świątynię. To ja nią rządziłem. To mnie składano ofiary i dary, które wy, barbarzyńscy Mandalorianie, próbujecie ukraść - warknął. - Od teraz wasze życie należy do mnie - dodał.
- No to je sobie weź. - Drall splunął pod nogi Sitha. - Pokaż, że masz trochę jaj i rozwiążmy tę sprawę jak wojownicy - mówiąc to, Drall mimo więzów stanął na nogach. Sith roześmiał się i powiedział:
- Ty żałosny robaku… myślisz, że możesz się równać ze mną? Ze mną który zabił tylu wrogów? Ze mną, który poznał aspekty Mocy o jakich reszcie Sithów się nie śniło?! - zapytał z pasją Sith, po czym uderzył Mandalorianina w twarz.
- Okres mojego zawieszenia pomiędzy światami się skończył. Dziś wracam do życia i zdobędę to, co moje. Nie mam czasu na przesłuchanie was, dlatego wysączę wiedzę z waszych umysłów. Wiedzę o wszystkim co się w tych latach wydarzyło i o tym jak galaktyka wygląda. Ale że w waszych żałosnych umysłach kryje się więcej niż pojmujecie, dlatego nie wydrę tej wiedzy siłą, z was. Ja zobaczę, co widzieliście, usłyszę, co słyszeliście i poczuję, co poczuliście - mówiąc to, Sith umieścił na stole pośrodku sali dziwną zasilaną kryształami maszynę i podłączył do niej wyrywającego się Dralla.
- Co to jest? Zostaw mnie, do cholery! - Drall z całej siły starał się utrudnić Sithowi zadanie.
- Siedź cicho, głupcze, a może przeżyjesz. To urządzenie pozwoli mi poczuć wszystko czego doświadczyłeś i co wiesz o obecnych czasach - warknął Sith, podłączając Dralla, a następnie siebie do maszyny, po czym ją włączył. Kryształy się zaświeciły a Drall zaczął wyć z bólu. Sith siedział w bezruchu podczas gdy maszyna pulsowała. Rang widział, jak Drall traci z każdą sekundą siły, a także się starzeje. Po kilku minutach, jego wysuszony i odarty z sił życiowych trup osunął się na posadzkę. Sith wstał i przeciągnął się jak po dobrym odpoczynku.
- Tak to było ciekawe doświadczenie - powiedział, zadowolony. - Dobrze, że mam jeszcze was dwóch… to chyba więcej niż mi potrzeba - dodał podchodząc do kapsuły i patrząc na Ranga - Ty przydasz mi się później… ta kapsuła dobrze cię zahibernuje - powiedziawszy to, wystukał polecenie na pobliskiej konsoli i Rang poczuł narastającą senność. Wykorzystując skupienie Sitha na Drallu i Rangu, Bertran wyswobodził się z więzów i rzucił się na Sitha. Ten, zaskoczony atakiem, dał się przygnieść Mandalorianinowi, który okładał go pięściami. Sith w końcu zrzucił z siebie przeciwnika uderzeniem Mocy. Bertran uderzył o ścianę komnaty i z trudem wstał.
- Głupcze, zapłacisz za to - syknął Sith.
- Ty pierwszy. - Betran uruchomił detonator w karwaszu i niewielki ładunek wybuchowy, który zostawił obok Sitha podczas szamotaniny eksplodował, poważnie go raniąc i odrzucając na koniec sali. Na szczęście wybuch nie uszkodził kapsuły odpływającego Ranga. Betran skoczył w kierunku kapsuły, próbując ją otworzyć. Ranny Sith próbował wstać, ale jego rany były bardzo poważne. Słysząc, że Sith jednak przeżył, Betrtan złapał leżący obok pręt i ruszył w kierunku Sitha, chcąc go wykończyć. Ostatkiem sił Sith pchnął Mocą Bertrana który uderzył plecami w dziwną maszynę, która wyssała życie z Dralla i wraz z nią wpadł do jednej z kapsuł, która się zatrzasnęła. Było to ostatnie działanie Sitha, który osunął się martwy na posadzkę. Rang tracił siły i ostatnie, co jeszcze zobaczył to wyjącego w kapsule Betrana, którego otaczały dziwne opary z rozbitych kryształów.
26 ABY. Nieznane regiony. Nienazwana planeta z świątynią Sithów.
6 patrolowców typu Pursuer zbliżało się do świątyni. Na pokładach statków znajdowała się grupa uzbrojonych po zęby Mandalorian.
- To na pewno tutaj? - zapytał Mandalorianin w białej zbroi.
- Tak, na pewno Celian. Yarel to wiarygodny człowiek, a po tym co dla niego zrobiliśmy jest nam naprawdę wdzięczny - odpowiedział mu Mandalorianin w czarno-złotej zbroi
- I powinien - mruknął Celian. - Kilkoro naszych zapłaciło życiem żeby ta zasrana wioseczka była bezpieczna - dodał.
- Ich śmierć nie poszła na marne. Łupy z tej świątyni pomogą całej “Dha Werda Verda”, wiesz o tym. - Rozmówca Celiana miał najwyraźniej dość jego wątpliwości.
- Mam nadzieję, Garel. Mam nadzieję - powiedział Celian i zajął się ponownym przeglądaniem sprzętu.
Statki Mandalorian wylądowały obok starożytnej, walącej się świątyni, obok której spoczywał wrak statku z czasów Starej Republiki. Z pokładów statków wybiegło kilkunastu Mandalorian, którzy zajęli pozycję bojowe.
- Chyba zbędna ostrożność - zauważył potężnie zbudowany Mandalorianin, wyciągający ze statków wózki repulsorowe.
- Ostrożność nie zawadzi, Tylexan. To Sithyjska świątynia. Bezpieczeństwo nie leży w naturze takich miejsc - powiedział Garel, dając jednocześnie znać swoim ludziom, by pomogli wyładować sprzęt.
- Prawda. Sithowie lubią brudne sztuczki - mruknął Celian oglądając wrak statku. - Kupa złomu, nie ma co z niego zbierać. Ma setki, jeśli nie tysiące lat - powiedział po dokładniejszych oględzinach.
- I tak nie przylecieliśmy po niego. W świątyni jest coś znacznie cenniejszego - powiedział Garel. - Dobra, ludzie, bierzcie sprzęt i idziemy. Tylexan weźmiesz dwóch ludzi i idziecie na szpicy - wydał rozkaz dowódca Mandalorian.
Oddział Mandalorian ostrożnie zbliżył się do resztek wrót świątyni.
- Ktoś nam ułatwił robotę - zauważył Tylexan.
- Pewno ci ze statku - dodał Celian. - Uszkodzenia nie wyglądają na świeże - dodał.
- Cóż to nam zaoszczędzi roboty - powiedział Garel i pierwszy wszedł do ciemnej i zatęchłej świątyni. Mandalorianie szli pustymi i cichymi korytarzami świątyni. W świetle latarek widzieli wyblakłe rysunki na ścianach i skupiska kryształów, których jednak nie udało się im odłupać ze ścian i posadzek. Po dwugodzinnym marszu Mandalorianie znaleźli ogromną salę pełną rozsypujących się rzeźb oraz szkieletów. Część szkieletów niewątpliwie należała do zwierząt, chociaż miała w sobie różne pordzewiałe, mechaniczne części, natomiast część szkieletów bez wątpienia należała do istot humanoidalnych i miała na sobie resztki pancerzy.
- Co to za dziwne stwory? - Tylexan trącił nogą szkielet jednej z mechanicznych bestii.
- Ci tutaj to chyba nasi - powiedział Celian, oglądając pancerz jednego z nieboszczyków
- Jak to “nasi”? - zapytał jeden z Mandalorian.
- No też Mandalorianie, kretynie. Nie poznajesz po pancerzach? - warknął Celian pokazując mu resztki hełmu, który mimo pewnych różnic bez wątpienia był dziełem Mandalorian.
- Myślisz, że szukali tego samego, co my? - zapytał Garela ofuknięty przez Celiana Mandalorianin.
- Niewykluczone - przyznał Garel. - Zabierzemy ich ciała i pochowamy je porządnie. Nie powinny leżeć w sithyjskiej świątyni - dodał.
Mandalorianie zebrali szkielety swoich pobratymców na wózki i ruszyli dalej w głąb świątyni. Ich droga prowadziła przez pozbawiony odnóg korytarz, gdzie znaleźli kolejne szkielety Mandalorian. Po kolejnej godzinie przemierzania mroków świątyni trafili na kolejną, mniejszą salę, gdzie oprócz kolejnych kilku szkieletów w mandaloriańskich pancerzach znaleźli archaiczne wózki i zakurzone skrzynie pełne klejnotów, resztek ksiąg i pism oraz dziwnych przedmiotów rytualnych.
- No to chyba dokładnie wyczyścili świątynię - zauważył Tylexan ładując skrzynie z klejnotami na wózki repulsorowe.
- Ciekawe, co ich zabiło? - zastanawiał się Garel, oglądając uszkodzone pancerze szkieletów.
- Ja chyba wiem - powiedział Celian - Widzisz to? - zapytał Garela wskazując dziwną dziurę na pancerzu. - Taki ślad zostawia błyskawica Sithów. Widziałem już coś takiego - powiedział z pełną powagą w głosie.
- Wierzę… Ciekawe czy Sithowie jeszcze tu są? - Garel mimowolnie zacisnął dłoń na rękojeści swojego miecza.
- Gdyby tu byli, już byśmy na nich trafili. To tutaj to resztki walki sprzed setek lat. - Mimo własnych słów, Celian sprawdził magazynek w swoim karabinie.
- Tia, klejnoty ładne, ale beskaru ani śladu - zauważył rozczarowany Tylexan.
- Idźmy dalej. Może w końcu trafimy na skarbiec - powiedział jeden z Mandalorian i cała grupa ponownie ruszyła w głąb świątyni.
W końcu Mandalorianie dotarli do ogromnej sali pełnej dziwnych, pustych kapsuł i zniszczonych maszyn. Oprócz dwóch szkieletów - jednego w resztkach mandaloriańskiej zbroi, a drugiego z resztkami miecza świetlnego znaleźli dwie działające kapsuły.
- Ej ktoś w nich jest! - krzyknął Tylexan podbiegając do nich.
- Ostrożnie, idioto, nie wiesz co to jest - warknął Celian, ruszając mimo to za kompanem. Zawartość kapsuły sprawiła, że zaniemówił. - Nie wierzę… - wykrztusił po chwili.
- O co chodzi? - zapytał Garel, podchodząc do kapsuł po czym jego również zatkało. W kapsułach spoczywały ciała dwóch mężczyzn w mandaloriańskich zbrojach. Jeden bez wątpienia był człowiekiem, ale dziwna budowa hełmu tego drugiego wykluczała przynależność do rasy ludzkiej. Obaj Mandalorianie żyli, gdyż widać było, że oddychają, a kapsuły utrzymują ich w jakiejś śpiączce.
- No to niezłe znalezisko - powiedział zszokowany Tylexan. - I co z nimi zrobimy? - zapytał Garela i Celiana
- Ja bym je otworzył, ale to ty decydujesz - powiedział Celian patrząc na dowódcę.
- Nie wiem czy to dla nich bezpieczne, ale kapsuł nie przeniesiemy… więc nie mamy wyjścia - powiedział Garel. - Sprawdźcie czy jest tu gdzieś jakiś panel sterujący albo coś - powiedział do reszty, a Mandalorianie zaczęli przetrząsać salę. W końcu jeden z nich uruchomił jakąś uszkodzoną konsolę. Kapsuła z ludzkim Mandalorianinem po kilku chwilach otworzyła się z sykiem. Znajdujący się w środku mężczyzna padłby twarzą na podłogę, gdyby nie Garel, który skoczył do niego i go podtrzymał. Po chwili mężczyzna otworzył oczy i wyrwał się Garelowi i pozostałym Mandalorianom.
- Co? Kto? Gdzie? Kim wy jesteście? - wyrzucał z siebie kolejne pytania, rozglądając się wokoło z szaleństwem wypisanym na twarzy.
- Spokojnie, też jesteśmy Mandalorianami - powiedział łagodnie Garel, zdejmując własny hełm
- Mand… mandalorianie? - zapytał niepewnie mężczyzna i ostrożnie podszedł do Garela, dotykając jego hełmu. Kiedy to zrobił stało się coś dziwnego. Mężczyzna zdrętwiał, zawył z bólu a jego oczy zaczęły świecić dziwnym niebieskim światłem. Mandalorianie odsunęli się od dziwnego mężczyzny który przez kilkadziesiąt sekund leżał na ziemi i trząsł się w drgawkach. Po chwili na ich oczach mężczyzna zaczął się gwałtownie starzeć. Z każdą sekundą jego twarz pokrywała się zmarszczkami, a włosy zmieniały kolor z czarnych na siwe. Po około minucie znieruchomiał. Garel podszedł i sprawdził czy mężczyzna żyje. Ten nagle odzyskał siły i złapał go za rękę.
- Teraz widzę… to ten Sith… ta jego maszyna… ona to zrobiła… widzę kim jesteście… widzę, kim są teraz Mandalorianie… - powiedział słabym głosem.
- O czym ty mówisz? - zapytał zdecorientowany Garel
- Służyliśmy Canderousowi Ordo… mieliśmy znaleźć tu łupy Sithów… beskar… naszym przewodnikiem był jeniec… akolita sithów… ale coś przejęło nad nim kontrolę… coś, co żyło w tej świątyni… zabijał nas… użył tej maszyny by zabić Dralla… wyssał z niego życie i wspomnienia... wyrwałem mu się… zabiłem go… ale przed śmiercią wrzucił mnie do tej kapsuły… z tą maszyną… i kryształami… te sny… skończyły się kiedy otworzyliście kapsułę… teraz widzę… kiedy dotknąłem cię, to zobaczyłem to, co ty widziałeś… tak jak ten sith… wiem, co ty wiesz… widziałem to, co ty… minęło tyle lat… - mężczyzna mówił coraz słabiej - proszę… jest w tobie więcej z dawnych Mandalorian, niż ci się wydaje… nauka o przeszłości poprowadzi was w przyszłość… utrzymaj honor pośród naszego ludu… pokaż im, że stare tradycje… kodeks wojownika… jest wart bronienia… jeśli nie masz nic… staniesz się pustą skorupą… albo nawiedzoną bestią… w końcu wszystko co masz… to twoja godność - po tych słowach Mandalorianin osunął się martwy na ziemię. Garel spojrzał na swoich zszokowanych tym widokiem towarzyszy.
- Magia Sithów - powiedział Celian zdejmując hełm. - Ona potrafi robić takie rzeczy… to byli dobrzy Mandalorianie. Nie zasłużyli na taki los - dodał ze złością.
- Nikt nie zasłużył - powiedział wciąż zszokowany i poruszony słowami zmarłego Garel.
- Otwórzmy drugą kapsułę. Cokolwiek się stanie z tym w środku… nie będzie gorsze niż zostawienie go tutaj - powiedział Tylexan.
- Zgoda - powiedział Garel i po chwili razem z Celianem otworzyli kapsułę z dziwnym Mandalorianinem. Pokrywa kapsuły z sykiem opadła, a Tylexan wyciągnął z niej potężnego Mandalorianina i posadził go na posadzce, po czym zdjął mu hełm. Jego wygląd zdumiał otaczających go Mandalorian.
- Widziałeś kiedyś przedstawiciela takiego gatunku? - zapytał Garela Celian.
- Tylko na starych rysunkach… jeśli wziąć pod uwagę co mówił ten umarły Mandalorianin… to patrzymy na Taunga… prawdopodobnie ostatniego w Galaktyce - powiedział przejęty Garel.
- No nieźle - mruknął zszokowany Tylexan. - Czekajcie budzi się…
Rang ostrożnie otworzył oczy czując potworny ból głowy. Początkowo nie mógł zebrać myśli, czując mętlik w głowie, ale po chwili uderzyła go fala wspomnień - świątynia, śmierć towarzyszy broni i Sith… Sith… Po chwili kiedy jego oczy przyzwyczaiły się trochę do światła i zobaczyły otaczające go opancerzone postacie, zerwał się na nogi i chwycił leżący obok niego metalowy pręt. Odskoczył od otaczających go postaci i przyjął pozę obronną. Nie wiedział, co się dzieje, ale nie zamierzał zginąć bez walki…
- Spokojnie - powiedział łagodnie Garel, dając znak swoim ludziom, żeby się cofnęli. - Też jesteśmy Mandalorianami - dodał, podsuwając Rangowi swój hełm. Taung obrzucił Garela nieufnym spojrzeniem, ale wziął do ręki jego hełm. Cały czas zezując na Mandalorian uważnie obejrzał hełm. Wyglądał inaczej niż hełmy jego pobratymców, ale charakterystyczny wizjer oraz wykonanie z beskaru sprawiły, że uwierzył, że to mandaloriańska robota.
- Kim jesteście? - zapytał nieufnie, oddając Garelowi hełm.
- Jesteśmy Mandalorianami, jesteśmy “Dha Werda Verda” - powiedział Garel. - Zdobyliśmy namiary na tę świątynie z informacją o przechowywanych w niej skarbach… i znaleźliśmy was - dodał wskazując Ranga i martwego Bertrana.
- Co mu się stało? - Rang z bólem spojrzał na swojego martwego towarzysza
- Nie wiemy - powiedział Tylexan. - Otworzyliśmy kapsułę w której był zamknięty, a kiedy z niej wyszedł stało się coś dziwnego, zaczął się nagle starzeć i słabnąć, a chwilę potem umarł - wyjaśnił.
- Przeklęta magia Sithów - warknął Rang - To ich sprawka! Na pewno jeszcze tu są! - rozejrzał się nerwowo po sali.
- Spokojnie, cokolwiek się stało, to było bardzo dawno temu - powiedział Garel.
- Co? - zdziwił się Rang. - To ile? Ile czasu minęło? - zapytał nerwowo.
- Sądząc po tym, co mówił twój towarzysz… coś koło czterech tysięcy lat - odpowiedział mu Celian.
- Cztery tysiące lat?! Jak? Jak to możliwe? - zszokowany Rang oparł się o kapsułę.
- Magia Sithów, inaczej nie potrafię tego wyjaśnić - wzruszył ramionami Celian.
- Mój klan… moja rodzina… mój lud… - wyszeptał załamany Rang.
- Twój klan i rodzina odeszli, ale twój lud nadal istnieje i jest gotowy ci pomóc - powiedział z powagą Garel. - Dajcie nam pogadać i poszukajcie beskaru w tym samym czasie - dodał.
- Tamtym korytarzem - wtrącił się Rang. - Tą drogą dojdziecie do skarbca - wyjaśnił Mandalorianom.
- Słyszeliście go? Do roboty! - rozkazał Celian. Zanim ruszył za swoimi ludźmi podszedł do Ranga i podał mu swój bukłak. - Masz, to tihaar, własnej roboty, pomoże ci zebrać myśli - powiedział, a Rang skinął mu głową w podziękowaniu.
Przez następne kilka godzin członkowie “Dha Werda Verda” wynosili ze świątyni mandaloriańskie bronie i pancerze, skrzynie klejnotów, zwoje i holokrony Sithów, a także różne ozdoby i artefakty. Wszystko ładowali na pokład swoich statków. Na koniec wynieśli szkielety poległych w świątyni Mandalorian i ułożyli ich na wspólnym stosie, który podpalili. W tym samym czasie Garel rozmawiał z Rangiem, opowiadał mu o historii Mandalorian, o zmianach jakie zaszły od jego czasów, o “Dha Werda Verda” i przyświecających organizacji ideałach. Opowiadał również o tym, jak zmieniła się Galaktyka. Taung słuchał w milczeniu popijając tihaar otrzymany od Celiana.
- W dziwnych czasach przyszło wam żyć - powiedział do Garela, kiedy wychodzili ze świątyni. - Ale chyba niewiele dziwniejszych niż moje czasy - dodał ponuro.
- Nasz lud przetrwał i może się odrodzić - powiedział twardo Garel.
- Mam nadzieję, że masz rację - mruknął Rang.
- I co teraz zrobisz? - zapytał Garel. - Jeśli chcesz w “Dha Werda Verda” znajdzie się dla ciebie miejsce - dodał.
- Chyba i tak nie mam innego wyboru. Uratowaliście mi życie. Planujecie uratować nasz lud. Nie mam już nikogo w tej Galaktyce, więc chyba do was dołączę - powiedział Rang.
- Nieprawda, że nie masz nikogo. Od dziś masz nowy klan i nową rodzinę - powiedział Garel, pokazując zebranych pod świątynią Mandalorian. - Czas wrócić do życia, bracie - dodał i ruszył na statek.
- Tak, stanowczo zbyt długo byłem zagubiony w czasie - mruknął Rang, ruszając za Garelem.
autor: Marik |
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|