No i na co mi to było, trzeba było olać — kłębiły się myśli w głowie osłoniętej hełmem z charakterystycznym wizjerem, kiedy leciała na skuterze repulsorowym ponad nierówną powierzchni planety.
Poprzedniego wieczoru
Wystrzał i krzyk w środku obozowiska obudziły nielicznych śpiących i licznych szykujących się do snu Mandalorian. Z założonymi na szybko pancerzami zmierzali w stronę źródła dźwięków. Tam, nad dymiącym ciałem z pokaźną dziurą w hełmie, dokładnie w miejscu, w którym należało spodziewać się oka, stała Mandalorianka cały czas trzymająca w ręku blaster.
— Coś ty zrobiła? Zessk był nam potrzebny.
— Jak tak dalej pójdzie to stracimy połowę stanu przed pierwszym starciem.
— CO TU SIĘ DZIEJE!?
Tłum posłusznie rozstępował się przed nadchodzacym dowódcą oddziału. Połowę zasługi za rozstępowanie trzeba było jednak przypisać jego głosowi i posturze, a dopiero drugą pełnionej funkcji.
— Usłyszeliśmy strzał, przybiegliśmy, myśląc, że ktoś nas atakuje, a tu stoi ona, nad ciałem, z blasterem w dłoni.
— Zrobiłaś to? — Dowódca skierował swoje pytanie do głównej podejrzanej.
— Nie moja wina, że nie zainwestował w porządny kubeł. I sam sprowokował. Krzywo na mnie spojrzał.
— W hełmie?
Pomimo gotowości pójścia pod ostrzał ciężkich dział, niecała połowa zebranych zrobiłaby wszystko, żeby nie być odbiorcą spojrzenia, którym kobieta obdzieliła pytającego alora. Pozostali zaś mieli problemy z prawidłową oceną, gdyż mogli obserwować głównie profil i tył głowy wojowniczki. Mimo to, nawet oni — widząc reakcję towarzyszy — mieli pojęcie na co został wystawiony ich dowódca, który jako jedyny pozostał niewzruszony, chociaż wielu z biorących udział w wyprawie zgadzało się, że to musiała być poza. Wszyscy zaś zgodzili się, że choć spojrzenia zabijać nie mogą, to było jednym z niosących najwięcej z groźby nieodległej śmierci (niewykluczone, że z powodu nieodległej śmierci kogoś innego, osoby, której trup właśnie stygł pod nogami obrzucającej spojrzeniem). Trzeba było przyznać — groźba została przekazana w sposób należyty.
— Tak, w hełmie. Nie tylko spojrzenie mi przeszkadzało.
Dowódca pokiwał głową ze zrozumieniem. Idiotów zaczepiających uzbrojone kobiety w niedelikatny sposób nie brakowało. Jeżeli trafili dodatkowo na kiepski humor wyżej wymienionych, cóż… ofiary się zdarzały. Niespecjalnie żałował straty człowieka nie dość inteligentnego, żeby mieć szacunek do wojowniczki, i dość głupiego, by nie czuć szacunku do blastera przy jej pasie. Jednak to pozostawiało go z problemem do rozwiązania.
— Zessk miał jutro zwiad. Jesteś odpowiedzialna za to, co zabiłaś. Lecisz za niego.
— Leciałam dzisiaj.
— Twoja sprawa. Było strzelać w nogę, wtedy to byłby jego problem.
Arneun |