Kantyna, gdzieś na Zewnętrznych Rubieżach
— I co my z tym teraz zrobimy?
— A bo ja wiem… Blasterem… owszem… w knajpie… rozumiem… ale to jest… właściwie jak to nazwać?
— Samobójstwo? Wypadek?
— Co tu się odwala!? Czego tak się stłoczyliście!? — w drzwiach kantyna stał ubrany w beskar`gam wojownik, który chwilę po wejściu ściągnął hełm — Coście mu zrobili? — spokojnie powiedział kiedy już się rozstąpili, ukazując leżącego na ziemi Mandalorianina z okrągłą dziurą w hełmie.
„On tak sam”, „My… nic” — rozległy się głosy.
— Taa… „nic” — pierwszy raz widzę, żeby ktoś się zabił w knajpie. Przyznać się, komu zalazł za skórę.
Podczas gdy parę osób z niedużego tłumu chaotycznie streszczało niedawne wydarzenia wyraz twarzy wojownika powoli przechodził z poważnego w pełen niedowierzania.
— I mam uwierzyć, że ktoś w `gamie przyszedł do knajpy i zaczął się przechwalać mieczem świetlnym i warkoczykiem zabitego Jedi? Bez ściągania hełmu i stawiania kolejki? I że przypadkiem włączył miecz, przebijając sobie głowę? Co wy mnie macie za gamorreanina?
— Było jak mówili — do rozmowy włączył się barman — Jak nie wierzysz, to na zapleczu mam nagranie. Był sam, jesteś jego rodakiem, nie miał tu długów. Po mojemu ciało i reszta są twoje. Zwłaszcza, że wy chyba wszyscy jesteście braćmi, czy co tam to wasze „vode” oznacza.
Mandalora, pół roku później
— Mały ten `gam, nie dziwię się, że chcesz go opchnąć — handlarz dokładnie oglądał zbroję. — Prawie nówka, na ciebie na pewno nie wejdzie — przerwał mruczenie pod nosem i odwrócił głowę do Mandalorianina. — Skąd masz?
— I tak byś nie uwierzył, ale jak chcesz, mogę pokazać ci hełm.
— Masz hełm do kompletu?
— Nie kupisz, znam cię. Nie da się używać. Zresztą zobacz. Młody, który z niego korzystał, nie zasłużył na pochowanie w zbroi. Miałem zachować dla syna… ale wiesz jak jest… synowi zdążę zrobić, a żyć trzeba.
— No wiem… uuu… okrąglutka dziura… co to było?
— Miecz świetlny, ale już sprzedałem. Miałem jeszcze warkoczyk padawana, ale wylądował w grobie z młodym — na niego akurat zasłużył.
Arneun |