|
|
Wrocławskie Dni Fantastyki 2018 - Relacja |
|
|
|
Okiem Arakha:
Łączenie przyjemnego z pożytecznym - przyjazd do rodzinnego Wrocławia, testy termiczne elementów do eksperymentu doktorskiego oraz zakucie się w zbroję i trooping na konwencie (oczywiście wszystko po kolei, nie na raz). Odbywające się na wrocławskiej Leśnicy Dni Fantastyki 2018 zapowiadały się bardzo ciekawie - konwencik relatywnie niewielki, ale o wielu przeróżnych atrakcjach - taki Pyrkon, tylko zmniejszony o jakieś 50-60 %. Już sam dojazd był przygodą - poprzednio dwa razy już zdołałem przebyć trasę linii tramwajowej nr 10 Biskupin-Leśnica od początku do końca. Tym razem trafił się niskopodłogowy Moderus Beta, więc było wygodniej wnieść walizę ze zbroją; po półgodzinie uznałem, że tak dalekodystansowe tramwaje w sumie powinny mieć wagon restauracyjny oraz toaletę. Po 63 minutach jazdy tłum młodych ludzi wydostał się na peronik leśnickiej pętli i skierował się chmarą ku Centrum Kultury Zamek.
Na miejscu cosplayerom oddano do użytku dwa skromne, przechodnie pokoiki, za to z krzesłami, biurkami, lustrami od stóp do głowy i szafkami - uzbrojenie się odbyło się całkiem sprawnie. Niestety nie załapałem się na konkurs cosplay, a szkoda - może bym wygrał np. jakąś naklejkę albo coś innego, podobnie ekscytującego (choć nagrody główne były naprawdę pokaźne). Na samym wydarzeniu można było spotkać relatywnie dużo postaci starwarsowych - Jedi, Sithów (pozdro dla Kylo Rena z deadpoolowym zacięciem!)... Całkiem licznie obecne było Brotherhood of the Sith, w postaci Dartha Alkerna, Zuni, Lady Kass i mnie; zaszczytem było poznanie Lorda Założyciela Bractwa, obecnie na Bractwowej emeryturze - Dartha Freejacka, który specjalnie wybrał się tego dnia na Leśnicę, by pozdrowić nowe, mroczne Sithy w Bractwie i powspominać stare czasy z obecnym Mrocznym Lordem. Bardzo miło było spotkać na konwencie naszego Mand`alora, który, wyposażony w fotopstryka, udzielił mi zaszczytu uczynienia mi paru ładnych zdjęć do raportu troopingowego.
Całe szczęście nie było tak gorąco - 19 stopni Celsjusza i lekki wiaterek pod wieczór wcale nie powodował przegrzewania się w skórzanych softach pod HIPS-owymi płytami, wprost przeciwnie - niektórzy z wolna narzekali na ziąb. Część osób niestety nie dotrwała do finału konkursu cosplayowego - ja również nie, ale zdołałem obejrzeć kilka pierwszych strojów. Prezentacja a la "Mam talent!" chyba nie była zbyt trafionym pomysłem, ale stroje i tak były całkiem, całkiem - między innymi Son Goku z rozwichrzoną czupryną, tańczące tango postacie z filmu Coco, czteroletni Włóczykij grający (a jakże) na harmonijce, materiałowy, pełzający Gollum i zrobiony z kapsli, aluminium z puszek po piwie i zawleczek z tychże puszek rycerz-Lechita.
Pożarta konwentowa kiełbasa nie wywołała żadnych przykrych skutków brzuchowych - Arakh Approved; stoiska sprzedawców przeróżne, siłą rzeczy mniej różnorodne, niż na Pyrkonie, ale i tak warte uwagi (choć niektóre były aż za bardzo arts-and-craftsowe). Wieczorem razem z resztą Bractwa Sithów udaliśmy się do centrum; wielkie podziękowania dla Dartha Alkerna za "wsparcie mroku mrokiem" i odwiezienie do domu, razem z walizą ze zbroją! Fajnie było potem, w grupie reszty Sithów, prawie do północy obgadywać bractwowe sprawy i planować następne bractwowe historie.
Podsumowując - konwent niewielki, ale bardzo fajny; rozważę przyjazd w następnym roku. Byłem jedynym uzbrojonym Mando (niestety...) - ale i tak było fajnie, dzięki Sithom, Mand`alorowi i Kylo Renowi o deadpoolowym zacięciu, z którym troopowałem przez pewien czas. Oya!
Okiem Mahiyany:
Wrocławskie Dni Fantastyki zawsze były dla mnie trochę dziwne - z jednej strony wymagają dłuższego dojazdu, a z drugiej na noc wracam do mieszkania. Taki już urok Leśnicy, czyli w praktyce dzielnicy Wrocławia.
Na DFach pojawiłam się dopiero w sobotę, gdyż w piątek więcej zeszłoby mi na dojazd niż na faktyczne bycie na konwencie. Dzięki dość małym rozmiarom konwentu udało mi się szybko znaleźć Arakha, który dzielnie przechadzał się w swojej egzekutorskiej zbroi. Po drobnej sesji fotograficznej każdy z nas powrócił do swojej grupki znajomych. Pomijając to, w sobotę udało mi się trafić na prelekcję o pająkach oraz tradycyjnie przejść się po okolicznym parku i lesie.
Podobnie jak i rok temu większość atrakcji czekała mnie w niedzielę - na dodatek atrakcji, które sama prowadziłam! Zaczęłam od prelekcji o pokoju fana Gwiezdnych Wojen, gdzie podzieliłam się sposobami na to jak "zagracić sobie pokój" najmniejszym kosztem. Bardzo przyjemnym aspektem tej prelekcji było to, że prawie wszystkie zdjęcia z prezentacji należały do mnie, więc dodatkowo mogłam sobie powspominać wszystkie szalone pomysły, które udało mi się zrealizować w domu rodzinnym :). Drugą atrakcją, którą przygotowałam były warsztaty z quilling, a konkretniej z robienia kartki z BB-8tem. Samej techniki nauczyłam się wieki temu na tarnowskim konwencie Imagicon i bardzo cieszyło mnie, że mogę przekazać tę umiejętność dalej (a kto wie, może za parę lat któryś z uczestników pójdzie w moje ślady i przekaże wiedzę dalej ^^). Jak to z warsztatami dla dzieci bywa, były one pełne chaosu i rozlanego kleju. Prawdopodobnie lepiej by poszło, gdybym dostała te dwie godziny, o które prosiłam, ale myślę, że większość uczestników załapała o co chodzi i wyposażona w potrzebne materiały spokojnie mogła skończyć karteczkę w domu.
I tak nadszedł koniec konwentu. Urokliwego, małego konwenciku na obrzeżach miasta, na który mam nadzieję wpaść za rok :)
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|