Star Force 2017
 



Okiem Mahiyany:
Dopiero co skończył się Copernicon a ja znowu wyruszyłam do Torunia. Tym razem moim celem był Star Force – w praktyce bardziej festowal niż konwent, skupiony na tematyce Gwiezdnych Wojen.

Przybyłam już w piątek o 13 i po dopracowaniu swojej prelekcji wysuszyłam razem z Iskrą do Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie już trwały przygotowania. Jako, że obóz zastałam już rozstawiony zajęłam się rozwieszaniem swoich prac. W ostatniej chwili zadecydowałam, że wystawiłabym jeszcze swoją najnowszą serię, co wymagało znalezienia drukarni w mieście, którego nie znam. Na szczęście z pomocą przyszedł mi wolontariusz Janek, który zaprowadził mnie do swojej zaufanej placówki (jak i później poszedł odzyskac mojego pendrive’a, którego ambitnie zapomniałam). Miałam bardzo miłą możliwość rozwieszenia prac na sznurkach zawieszonych na ścianie, dzięki czemu końcowy efekt wyglądał najlepiej w całej historii mojego wystawiania prac.

Moja wystawka znalazła się pomiędzy modelem Lego bitwy na Tatooine a replikami sukni Padme Amidali autorstwa Adony Talarczyk. Uświadomiło mi to, że w mojej skromnej wystawce nie ma ani jednej Padme, więc noc z piątku na sobotę (a przynajmniej jej część) spędziłam na rysowaniu pracy do cyklu Kill la Kill. Nie przewidywałam, że będę coś takiego robić, więc nie byłam w ogóle przygotowana, ale uratował mnie Kirył pożyczając mi myszkę. Na szczęście poznałam już dobrą drukarnię, więc w sobotę rano wiedziałam gdzie pobiec wydrukować moją specjalną Star Force’ową pracą – stworzoną na Star Force, podczas Starforce i zainspirowaną Star Force! Miałam okazję o tym wszystkim opowiedzieć udzielając już drugiego wywiadu dla gwiezdne-wojny.com.pl, którego można posłuchać tutaj.

Większość ruchu na festiwalu przypada na sobotę, więc było wtedy najwięcej do roboty. Zaczęliśmy od parady kostiumowców przez starówkę. Wielu ludzi było bardzo zaskoczonych widząc Mandalorian dzielnie idących na miejsce zbiórki. Zanim zaczęliśmu udało mi się udzielić krótkiego wywiadu dla PAPu, którego fragmenty zostały potem zacytowane na onecie. Sama parada nie obyła się bez trudności technicznych, a mianowicie urwała się taśma mająca oddzielać uczestników od całej reszty. Po błagalnym wołaniu jednej z wolontariuszek o pomoc, przekazałam Gajowemu funkcję robienia zdjęć i pobiegłam zdziałać co się dało. Zaczęliśmy od zabrania kawałka taśmy z drugiej strony, ale nie starczyła na zbyt długo, Na szczęście udało mi się zdobyć całą rolkę taśmy, którą już do końca starałam się odgradzać paradę. Było to zaskakująco trudne – nie dość że ktoś regularnie nią szarpał to wielu ludzi nie rozumiało jej idei wpychając się na nią lub nawet próbując przejśc pod (czemu zapobiegałam z ogromną satysfakcją obniżając na chwilę taśmę). Najgorsza była końcówka, ale jakoś daliśmy radę. Widok ogromu ludzi czekających aż pozwoli im się wejść na piętro z wystawami był niesamowitym ale też trochę przerażający. Na szczęście mogliśmy dojść do obozu i na spokojnie się ustawić zanim zostali wpuszczeni.

Powoli zbliżała się pora mojej prelekcji więc zaczęłam się strategicznie kręcić wokół sali kinowej. Przyznaję, że dalej muszę poćwiczyć moje wystąpienia publiczne, ale w sumie po 15 minutach udało mi się zdecydowanie uspokoić. Miło było zobaczyć na widowni znajome twarze z prelekcji na Coperniconie. Czasowo też udało mi się sensownie wypaść – skończyłam w 50 minut co dało nam czas na pytania i spokojne przygotowanie się prelegentek, które prowadziły nastepną prelekcję. Szkoda tylko, że udostępniony laptop nie czytał mojego pendrive’a, ale na szczęście miałam własny laptop, więc obyło się bez większych problemów technicznych.
Następne na liście rzeczy do zrobienia były warsztaty dla dzieci z monotypii. Mimo, ze bardziej się ich obawiałam niż prelekcji, poszły świetnie. Wszyscy się najwyraźniej dobrze bawili i wiele osób deklarowało, że jak już się nauczyło to będzie się bawić tą techniką w domu. O ile w pierwszej turze wszyscy zaczęli względnie w tym samym czasie i mogłam tłumaczyć wszystkim naraz kolejne kroki, to w drugiej troszkę się to rozjechało. Na pewno było to korzystne dla uczestników, bo do każdego podchodziłam indywidualnie, ale z drugiej strony wymagało to ciągłego biegania wokół stołu i tłumaczenia tego samego po 10 razy. Oczywiście warto było – prace stworzone przez uczestników aż mnie zaskoczyły :)

Po posprzątaniu stanowiska (korzystaliśmy z pianki go golenia i barwników spożywczych, więc trochę bałaganu było). Udałam się po przydziałowy makaron, a potem wybrałyśmy się z Neą na szybką kawę. Następnie udało mi się spędzić trochę czasu na układaniu domków z moich wizytówek i rozmów z innymi fanami, jednak dość szybko trzeba było wziąć się za zbieranie obozu i moich prac – oficjalna część Star Force’a dobiegła końca.

Zdążylismy jeszcze wybrać się na herbatkę i gorącą czekoladę i chwilę pogadać, ale wszyscy byli już trochę zmęczeni, a większość planowała jeszcze pomóc następnego dnia, więc koło północy każdy wyruszył do łóżka

W niedzielę zdążyłam jeszcze pomóc przy zdejmowaniu plakatów ze ścian i rozkręcaniu ławek. I tak niestety trzeba było wracać do szarej rzeczywistości.

Rekordowo dużo udało mi się pomóc i zorganizować podczas Star Force’a 2017, więc czuję się dumna. Mam nadzieję, że za rok uda mi się przynajmniej równie dużo zdziałać.

Pora więc na podziękowania.

Vhipir za zrelacjonowanie jak było na pokazie mieczy świetlnych
Gajowemu za pomoc przy paradzie
Arakhowi za żarty z Twi’leków i rozmowy o odżywkach do włosów
Nei za kawę dającą życie
Dhadral za trooping wymagający wielkiego poświęcenia
Dinu za memiczne zdjęcia i chodzenie w maseczce chirurgicznej
Egzarowi za dzielny trooping i śmieszki
Iskrze za ogarnianie wszystkiego, makaron i lody
Kiryłowi za wolontariuszowanie i pożyczenie myszki
Merr-Sonnowi za miłą rozmowę i entuzjazm co do witaminy C
Morrigan za trooping i werbowanie dzieci
Ozzikowi za założenie w końcu zbroi mandaloriańskiej
Rangka`rze za milion ogarniania i potajemne spotkanie
Rybie za milion milionów ogarniania
Ari za ogarnianie dzieciaczków
Sh`ehn za nakrzyczenie na mnie na paradzie i ogarnianie wszystkiego i wszystkich


Okiem Aranei:
Dla mnie Star Force zaczął się w środę, 11 października. Przygotowania budynku do imprezy zawsze trwają długo, ale też atmosfera dopisuje - wszyscy robimy to z pasji. Star Force zawsze ekscytuje mnie tak samo, ale w tym roku przeszedł sam siebie - byłam tak zestresowana, że żywiłam się głównie kawą przez ten tydzień. Absolutnie mi to nie przeszkadzało, kawa to napój bogów
i najpopularniejszy „naroktyk”. Przechodząc się wśród nie rozpakowanych do końca wystawców i ich pięknych modeli, makiet, figurek, fanartów czy strojów czułam się po prostu na miejscu; Star Force ma w moim sercu szczególne znaczenie. Uczestniczyłam w każdym w różnym stopniu, angażując się coraz bardziej w organizację i co roku chcę robić coraz więcej - nie można zostawiać
wszystkiego na barkach koordynatorów. Podobało mi się, że stanowiska Manda`Yaim i Mandalorian Mercs Costume Club były obok siebie; obie organizacje, mimo skupiania się na jednej grupie ze świata Gwiezdnych Wojen, Mandalorianach, pokazały się z różnych stron i właśnie różnorodność tych organizacji dodawała temu wszystkiemu smaku.


Teraz trochę o programie. Pierwszy punkt: parada! Mam mieszane uczucia co do niej, mogła być zorganizowana o wiele lepiej, ale nie było jakichś poważnych dramatów - wszystko do dopracowania na przyszłym Star Force. Niemniej, był to mój debiut na paradzie, w pięknej zbroi wykonanej przez naszą She`hn, za którą będę wdzięczna do końca świata. Jeśli chodzi o inne punkty programu czy prelekcje, to nie miałam za bardzo okazji na nich być, ale może w przyszłym roku się uda. Kiedy sobotni tłum uderzył z pełną siłą na CSW, był to niesamowity widok, chociaż trochę przerażający dla osoby nie czującej się dobrze wśród sporej ilości ludzi. Na szczęście nasz obóz cieszył się zainteresowaniem, i bardzo słusznie, bo kosztował nas wiele wyrzeczeń, nerwów i zniszczonych przyjaźni. Kiedy największy tłum nieco się rozrzedził, zmęczenie znów do mnie dotarło, więc wybrałam się z Mandalorem na kawę. Swoją drogą, odkryłam w tamten weekend nowe miejsca, w których serwują mój ulubiony „narkotyk” i nie jestem pewna, czy to dobrze, czy nie do końca...


Mam wrażenie, że większości organizatorów przypadł do gustu catering, więc może warto o nim wspomnieć – makaron był idealnym posiłkiem na całodniowe troopowanie czy bieganie po schodach; ciepły obiad to jak odzyskanie 4 godzin snu, a sen jest walutą star force`ową o bardzo wysokim kursie. Z drugiej strony, jedzenie również, ale to akurat było zapewnione (chociaż niektórych i tak trzeba było siłą zaciągać, bo przecież nie ma czasu). Dotrwaliśmy do końca eventu, połowa sukcesu! Zasłużone AfterParty w Ahoj Cafe było bardzo dobrym podsumowaniem, chociaż byłam wyczerpana ilością ludzi tego dnia – naładowanie moich introwertycznych baterii wymagałoby zero kontaktu z kimkolwiek na obszarze 10 kilometrów... ale nie ma czasu, robimy Star Force! Ogólnie Star Force oceniam na solidnych 8 Carterów na 10. Do zobaczenia na kolejnej edycji i przyszłych konwentach, Vod'e!









 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,805,240 unikalne wizyty