|
|
Relacje - Skiercon 2017 |
|
|
|
Okiem Mahiyany:
O tym słynnym Skierconie słyszałam już od tak jakoś od trzech lat, ale jakoś nigdy nie było okazji, ani jakoś szczególnie mi nie zależało żeby się wziąć i zorganizować. W tym roku jednak stwierdziłam, że może w sumie warto by pojechać na konwent w mieście, w którym jeszcze nigdy nie byłam.
Konwentowa atmosfera zaczęła się już na dworcu w Skierniewicach, gdzie natknęłam się na Wrocławski Fanklub Gwiezdnych Wojen, z którym, jak się okazało, jechałam pociągiem – tylko w innych wagonach. Po chwili dołączył do nas jeszcze przedstawiciel Fanklubu Łódzkiego i wyruszyliśmy wspólnie w stronę konwentu.
Bardzo fajną sprawą był osobny sleep dla fanklubów i dla nas, w którym spokojnie rozłożyliśmy rzeczy i wybraliśmy się na poszukiwanie jedzenia.
W ostatniej chwili przed konwentem, dowiedziałam się, że na miejscu będzie organizowana wystawa fanartów, więc jeszcze w piątek rano biegłam do drukarni żeby mieć co przywieźć, bo niestety duża większość moich prac (a na prewno większość tych nadających się do czegoś) jest wykonanych na komputerze. Prace przekazałam Vhipir, która była odpowiedzialna za games room, w którym miała się owa wystawa odbywać. Ostatatecznie została ona rozłożona na korytarzu i uważam, że była to zdecydowanie lepsza decyzja gdyż dużo więcej osób mogło ją zobaczyć – nawet nie mając takiego zamiaru, po prostu przechodząc korytarzem. Miło było zobaczyć, że się podoba, w szczególności młodszym dzieciom, które z ogromną radością rozpoznawały bohaterów z Pory na Przygodę, którzy wystąpili w mojej serii prac łączące to Uniwersum z Gwiezdnymi Wojnami :)
Na chwilkę pojawił się Arakh, który zbierał materiały do audycji o Mandalorianach. Niestety dość szybko musiał wracać, ale i tak fajnie było się choć na chwilę spotkać :)
Piątek wieczór spędziłam rozmawiając z Egzarem i Kiryłem, z godzinną przerwą na konkurs improwizacji Sellera, na który osobiście nas zaprosił, bo brakowało wystarczającej liczby ludzi żeby się odbył. Odgrywanie scenek wyszło nam.. dość ciekawie… Tak to chyba można ująć ^^’ W każdym razie każdy z uczestników (a było nas aż trzy osoby) dostał po 4 skiercoiny, które były panującą walutą konwentową, którą jak to zwykle bywa można w sklepiku konwentowym wymienić na nagrody. Nie znalazłam jednak nic co by mnie szczególnie interesowało, więc jedną z monetek oddałam Dinu, a resztę zostawiłam sobie na pamiątkę, bo są bardzo ładnie wykonane. Z tego co zresztą słyszałam wiele osób podjęło podobną decyzję, zostawiając sobie przynajmniej jedną monetkę – tak zrobił na przykład Kirył. Do tego chodzą plotki, że waluta z tego roku będzie uznawana również podczas kolejnej edycji, co ma dużo sensu biorąc pod uwagę, że niektóre planszówki były warte 25 skiercoinów, a za pierwsze miejsca w konkursach dostawało się 6 monet (potem odpowiednio 4 za drugie i 2 za trzecie), więc ciężko byłoby taką kwotę uzbierać. Jeden z konwentowiczów uznał to nawet za kryptozachętę do przyjechania za rok, żeby połączyć monety z wygranych i kupić sobie coś sensowniejszego.
W sobotę nadszedł czas na moje prelekcje, co nie ukrywam, że było trochę stresujące, w szczególności że prowadziłam coś takiego pierwszy raz w życiu. Obawiałam się, że skończę trochę za szybko, ale zarówno w przypadku prezentacji społeczności jak i mojej prelekcji o symbolach publiczność była na tyle zaangażowana w dyskusję, że nie było to dużym problemem. Pomiędzy moimi prelekcjami znalazły się też dwie prelekcje Sh’ehn oraz panel Mandalorian Mencaries, prowadzony przez Rednessa, Dexa i Vasska. Panele Sh’ehn jak zwykle były przepełnione wiedzą i bardzo ciekawe. Jeżeli chodzi o panel chłopaków to faktycznie był bardzo merytoryczny i zawierał wiele cennych informacji dla osoby, która chce zrobić swoją zbroję, ale był troszkę za sztywny jak na standardy konwentów. Myślę, że brakuje im po prostu trochę doświadczenia w takich rzeczach i po kilku kolejnych panelach, będą je robić w zgrany i ciekawy sposób :D
Reszta soboty i kawałek niedzieli upłynęły nam na graniu w Battlestar Galactica, bez której Ryba najwyraźniej nie wyobraża sobie konwentu. Ja razem z Sh’ehn i Vhipir nie zdecydowałyśmy się jednak na rozgrywkę – Vhipir krążyła od naszej salki do planszówek, a ja z Sh’ehn zajęłyśmy się szkicowaniem – Sh’ehn różnych postaci, a ja otaczających mnie ludzi (podobno niektórzy są do siebie nawet podobni ^^).
I tak nadeszła niedziela – ostatni dzień konwentu. Pożegnania zaczęły się już z samego rana. Dinu zmył się przed 8, a koło 9 na dworzec wyruszył Egzar. Do 12 jeszcze siedziałam z Kiryłem, Ari i Rybą rozmawiając o różnych losowych rzeczach, po czym nadszedł czas żeby się zebrać i wyruszyć do domu.
Tradycyjnie pora na podziękowania:
Sh’ehn za zaproponowanie i ogarnięcie transportu rollupów i sztandaru, przeprowadzenie świetnych prelekcji, przywiezienie czajnika i najkwaśniejszego lizaka, jakiego w życiu miałam okazję spróbować (i to jeszcze w kolorach Manda’Yaim!)
Rangakrze za przywiezienie i wbicie się w zbroję na moją prelekcję
Dinu za dopowiedzenie informacji o oczach Jaiga na moim panelu (bo wiedziałam, że tam było tego więcej, ale troszkę mi się to wszystko zapomniało ^^)
Kiryłowi za noszenie sztandaru po całym konwencie, lego BB8, katalogi LEGO i nawigowanie po Skierniewicach
Vhipir za ogarnięcie moich obrazków (i ogólny entuzjazm co do tego jak wyszły), za cenną krytykę po moich panelach, gorące ploty i zaproponowanie żeby Kiryła awansować przy bardziej oficjalnym spotkaniu wszystkich członków M’Y
Rybie za przywiezienie Rangakry, Sh’ehn oraz siebie, żarty nad którymi trzeba chwilę pomyśleć i przyjście w zbroi na moją prelekcję
Egzarowi za wymiesienie się z drugim pojedynkiem na korytarz, pieśni krzyżackie i głębokie rozmowy o macierzyństwie
Arakhowi za wywiadzik :)
Sellerowi za ogarnięcie przynajmniej części konwentu, zaproszenie mnie i Kiryła na konkurs (,za skiercoiny oczywiście,) i za przygotowanie pisemnych podzieńkowań za przeprowadzenie prelekcji (to było naprawdę
miłe)
Vykkowi za przynajmniej udawanie, że pamięta, że poznaliśmy się na Polconie w Warszawie.
Przedstawicielom Wrocławskiego Fanklubu za przyprowadzenie mnie na konwent
Dziewczynie od naklejek za zachwyt nad tajemniczym banknotem 10cio złotowym
i całej reszcie, która sprawiła, że był to bardzo udany konwent. Za rok na pewno jadę :)
Okiem Kiryła:
SkierCon 2017 uważam za bardzo udany konwent. Po pierwsze, było tam o wiele mniej ludzi niż na Pyrkonie co według mnie jest dużym plusem, nie było dzikich tłumów, które tworzyły kolejki do wszystkich możliwych miejsc, od gamesroomu po gastronomię. Może i było trochę mniej cosplayerów, no ale to kwestia proporcji między konwentami, z roku na rok pewnie będzie ich na SkierConie przybywać, a może i ja niebawem do nich dołączę.
Najważniejsze dla mnie jest to, że był to dla mnie drugi konwent spędzony u boku członków Manda’Yaim i pierwszy konwent już jako oficjalny członek naszej społeczności. Bardzo cenię sobie te trzy dni spędzone razem z resztą ekipy, której udało się pojawić (szczególnie propsy dla Arakha za to, że pojawił się w piątek pomimo przeziębienia i goniących go obowiązków) i żałuję, że tak rzadko możemy się spotykać osobiście. Bardzo dziękuję wam wszystkim, oby było więcej okazji do spotykania się.
Poza tym udało nam się wraz z Mahiyaną wziąć udział we „Wielkiej Improwizacji” Mistrza Sellera, gdzie dane mi było odegrać role swojego życia – R2D2 i Chewbaccę! I pomimo faktu, że odpadłem z turnieju Gwinta wybitnie szybko to dało mi to jedynie motywację, by do następnego (a mam nadzieję, że jakiś będzie) przygotować się lepiej.
Dużym (i w zasadzie dla mnie jedynym) minusem lokacji, w której odbywał się konwent, był brak pryszniców w budynku czy nawet na terenie całego PWSZ. Poza tym nie mam się do czego przyczepić. Ogarnięta gastronomia w pobliżu (a w drugim i trzecim dniu także kiełbaski tuż przed budynkiem, czego chcieć więcej :D ). Trochę żałuję, że ostatecznie nie wybraliśmy się na plażę. ale może za rok zbierze się więcej chętnych, bo Egzar pod wpływem się chyba nie do końca liczy.
Okiem Sh'ehn:
Skiercon! Konwent od lat zbierający pozytywne recenzje od vode, na który planowałam wybrać się już rok temu, był wydarzeniem długo przeze mnie wyglądanym i nie zawiódł moich oczekiwań. Skierniewice okazały się być uroczą mieściną, trochę zbyt słoneczną, jak na mój gust, ale idealną do wieczornych spacerów w poszukiwaniu pryszniców (które serdecznie polecam jako niezapomniane i niezwykle pozytywne doświadczenie : ). Budynek PWSZ w którym odbywał się konwent również był bardzo ładny, z zieloną trawą, ładnymi widokami z okien. Sleeproom dzieliliśmy z gośćmi specjalnymi - ćmami, które można było spotkać w niesamowitych ilościach.
Sam konwent nie jest duży, co działa jedynie na jego korzyść - uczestnik nie musi być jedynie świadkiem zbiorowego performance`u polegającego na tłumach spacerujących po terenie konwentu w strojach lub bez nich, ani biernie ukształtowanym konsumentem dóbr jakimi są informacje (prelekcje i konkursy) z domyślnie przyporządkowanej mu dziedziny jego "głównego" fandomu, ale może aktywnie angażować się w przyswajanie nowych doświadczeń - mały, lecz bogaty w atrakcje konwent zachęca do nowych doświadczeń i interdyscyplinarności, aktywnego wchodzenia w dialog z prelegentami, jak i innymi uczestnikami atrakcji.
Długo, bo prawie dwa lata (bez kilku dni) nie zdarzyło mi się pojawić się na konwencie na trzy dni, ale w porównaniu z moimi, lekko już zakurzonymi, wspomnieniami, Skiercon wypada bardzo dobrze, z fajną organizacją, atmosferą, ciekawymi punktami programu i koordynacją, zarówno wewnętrznie, w obrębie konwentu, jak i we współpracy z różnymi miejskimi instytucjami. Uwaga, jaką poświęcono kwestiom transportu, noclegu, dostępu do urządzeń sanitarnych, czy żywności sprawia, że uczestnicy mogą czuć się "zaopiekowani". Dla wielu osób drobnym minusem było przeniesienie funkcji informacyjnej strony internetowej konwentu na facebook`owy fanpage, ponieważ było to rozwiązanie nieintuicyjne, i sprawiało, że osoby nieświadome informacyjnej roli fanpage`a były przekonane, że brak informacji na stronie wynika z braku informacji w ogóle, jednak rozwiązanie miało to swoje plusy - podczas trwania konwentu nowe informacje mogły być szybko publikowane, a powiadomienia o nich automatycznie docierały do większości uczestników.
Choć zabrzmi to na pewno dość snobistycznie, jednym z głównych czynników które sprawiają, że Skiercon 2017 został przyporządkowany do mojego zbioru bardzo szczęśliwych wspomnień byliśmy M`Y*. Szalenie lubię przebywać z vode, i choć podczas konwentu z powodów osobistych kilka godzin spędziłam nie uczestnicząc bezpośrednio w rozmowach, ale siedząc gdzieś obok i obserwując, to patrzenie na bawiących się przyjaciół nie ustępuje bawieniu się z nimi. Samych rozmów zresztą też nie brakowało, i chciałam podziękować wszystkim z którymi mogłam spędzić czas.
*ale też kilku przyjaciół spoza Manda`Yaim
Okiem Dinuirara:
O SkierConie słyszałem od przynajmniej trzech lat, jednak wybrałem się na ten konwent dopiero w tym roku. Zacznijmy od początku.
Skierniewice leżą bardzo blisko Warszawy, stąd podróż pociągiem minęła mi niezwykle szybko. Przy akredytacji pojawiłem się wraz z Kiryłem na godzinę przed jej otwarciem, miałem więc chwilę czasu na spokojną obserwację otoczenia.
Jako pierwsi (poza organizatorami) uczestnicy, dostaliśmy numery identyfikatorów 200 i 201. Udaliśmy się do starwarsowego sleep roomu, gdzie mieliśmy nocować wraz z Wrocławskim Fanklubem SW oraz Łódzkim Fanklubem SW.
Pierwszą zwiedzaną przeze mnie atrakcją był Games Room. Był dobrze wyposażony jeśli chodzi o gry, z pewnością każdy mógł znaleźć odpowiednią dla siebie i znajomych. Wraz z dwoma spotkanymi znajomymi graliśmy w Master of Orion, przypominającą uproszczoną wersję gry Eclipse lub Terraformacji Marsa. Rozgrywka była dość szybka i w mojej opinii ciekawa.
Około godziny 20:30 w kilkuosobowej grupie wybraliśmy się na poszukiwania pryszniców. Były trochę oddalone na mapie od głównego budynku, co stanowiło dobry powód do spaceru po Skierniewicach.
W piątek byliśmy jeszcze na prelekcji "Wspaniałe pomysły Wspaniałych Przywódców", poświęconej działalności dyktatorów, poprowadzonej w fajny sposób i ciekawej.
Sobota standardowo była najbardziej wypełniona atrakcjami. W mundurze Gwiezdnej Floty przysłuchiwałem się ciekawym prelekcjom (prowadzonym przez Mahiyanę, Sh'ehn czy polski oddział Mandalorian Mercs). Wziąłem też udział w konkursie wiedzowym organizowanym przez Mistrza Sellera. Tu warto wspomnieć o bardzo fajnym wykonaniu waluty konwentowej. Miała ona formę metalowych monet i wyglądała wspaniale.
Po bloku prelekcji spotkaliśmy się na grupowym zdjęciu, po którym wyruszyliśmy na kolejną wyprawę do prysznicy - przebiegła ona dużo sprawniej niż poprzednia.
Wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi fanami Gwiezdnych Wojen graliśmy do późna w Battlestar Galactica: The Board Game. Gra jak zwykle była bardzo emocjonująca i oddawała klimat serialu. Po raz kolejny wygrali Cyloni.
Niestety nie mogłem uczestniczyć w niedzielnych atrakcjach, ponieważ rano musiałem wracać. Niemniej jednak, konwent był wyjątkowo udany. Atmosfera konwentów dawnych lat była wyczuwalna. Korytarze, sale prelekcyjne czy sleep roomy nie były przepełnione, natomiast można było spotkać wiele znajomych twarzy.
Okiem Ryby:
Skiercon odbył się na terenie państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Miejsce konwentu znajduje się w odnowionym kompleksie powojskowych budynków. Wszystkie atrakcje, łącznie z noclegiem, ulokowano bardzo kompaktowo na trzech piętrach jednego gmachu. Do dyspozycji oddano też trawnik, który służył jako pole namiotowe.
Program oferował wybór prelekcji rzadko spotykany już na współczesnych konwentach, które zmieniają formę i starają się być atrakcyjne ludzi dla mniej zaznajomionych z tematem fantastyki. Jest to wielki plus Skierconu.
Nie zabrakło całodobowego games roomu. Udało nam się skorzystać z jego gościnności by rozegrać partię gry planszowej Battlestar Galactica. Ludzie znowu przegrali z Cylonami.
Na samym terenie konwentu zabrakło jedynie prysznica. Organizatorzy skierowali nas do pobliskich orlików. Korzystając z dołączonej do informatora mało jednoznacznej mapki szukaliśmy ich około godziny. Do osiągnięcia tego czasu dołożyła się tez niechęć Skierniewiczan do tabliczek z nazwami ulic. Po dotarciu na miejsce okazało się, że orlik jest zamknięty. Po telefonicznej interwencji przyjechał bardzo miły pan, rodowity Skierniewiczanin, który oprowadził nas po prysznicach i po kąpieli odwiózł na konwent.
Była to moja pierwsza wizyta na Skierconie, ponieważ wcześniej myślałem, że Skierniewice są dużo dalej od Torunia. Jednak na pewno nie jest to ostatnia wizyta.
Okiem Egzara:
Na skiercon dotarłem już w piątek ok godziny 15, a drogę z dworca pokonaliśmy w całości pieszo. Od razu po akredytacji poszliśmy z przyjaciółmi do sleeproomu zrzucić nasze bagaże. Zakwaterowaliśmy się w sali razem z resztą Manda'yaim. Chodziłem własnymi drogami. Konwent zamiast na prelekcjach spędziłem raczej na wałęsaniu się z kumplami i zawieraniu nowych znajomości. W sobotę wieczorem odwiedziliśmy gale cosplay, po raz pierwszy na skierconie widziałem ją od strony widowni a nie uczestnika co było niemniej dobrą zabawą. Później odwiedziłem jeszcze karaoke. W niedzielę rano niestety musiałem już wracać do domu. Wiem że moja relacja jest bardzo skromna, ale niektórych szczegółów uwierzcie lepiej nie znać.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|