|
Relacje - Avangarda 2015 |
|
|
|
Okiem Dinuirara:
Konwentowanie zaczęliśmy (wraz z Rangka`rą, Sh`ehn i Rybą) od piątku. Jedyny punkt programu na którym się pojawiłem tego dnia, to konkurs wiedzy o Mass Effect`cie, prowadzony przez członków warszawskiego Centerpoint. W pozostałym czasie zwiedzaliśmy teren konwentu oraz Warszawę. Kilka słów o pogodzie: prawie jak Tatooine, tylko zamiast piasku mieliśmy beton.
W tym roku szkoła noclegowa była dużo bliżej terenu konwentu niż na poprzedniej edycji Avangardy, co prawdopodobnie było powodem tego, że nocowało w niej dużo więcej osób (aczkolwiek nadal nie była przepełniona, co stanowi duży plus).
W sobotę konwentowanie zaczęliśmy od odwiedzenia trekowej debaty oksfordzkiej, czyli dosyć zabawnego punktu programu gdzie dwie drużyny dyskutowały na zadany temat w ściśle moderowanych warunkach. Następnie była półgodzinna prelekcja o ekonomii Federacji Planet ze Star Treka. Kolejnym punktem programu była prelekcja na temat mesjanizmu w Gwiezdnych Wojnach, prowadzona przez Sh`ehn, po której poszliśmy na obiad i zebraliśmy siły przed Starciem Uniwersów - Star Wars kontra Star Trek. Dość duży i całkiem dobrze zorganizowany konkurs, na którym większość uczestników bawiła się raczej dobrze. A M`Y najlepiej, bo obie drużyny które weszły do finału po stronie Gwiezdnych Wojen, miały w swoich składach członków Manda`Yaim. I pokonaliśmy Trekowców.
W niedzielę członkowie M`Y prowadzili dwie prelekcje: "Sancho Pansa z kosmosu, czyli o drugich do pary w Odległej Galaktyce", oraz "Mandalorianie przez pryzmat Starej Trylogii i nowych produkcji".
W trakcie trwania konwentu odwiedziliśmy także salę wystawową, urządzoną przez warszawskich fanów Star Wars z Centerpointu oraz fanów fantasy i Star Treka (a także Mass Effecta i Battlestar Galactica, co wnioskuję po wystawianych przedmiotach).
Okiem Sh`ehn:
Już jadąc na Avangardę spodziewałam się, że będzie fajnie - tylko obietnica naprawdę dobrej zabawy mogła w środku lata wyciągnąć mnie z bezpiecznego, odizolowanego od słońca i ciepła wnętrza domu. Teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Zaczynając od tego, iż w Warszawie, mimo fatalnej, słonecznej, upalnej, nieznośnej i paskudnej pogody i tak panowała lepsza aura niż w mojej rodzimej Bydgoszczy, poprzez niesamowity budynek konwentu (w którym udało mi się znaleźć dwa aneksy kuchenne z lodówkami, mikrofalówkami, zlewami i czajnikami, dwie łazienki z prysznicami i pralką, a także odkryć, że wyjścia na boczne klatki schodowe są otwarte i kompletnie niestrzeżone), zdobycie wraz z Dinu trzeciego miejsca w konkursie, w którym oceniano poczucie humoru (co, mam wrażenie, chyba było największym żartem ww. konkursu, ale śmiech to zdrowie), radość ze strzelania wodą (spryskiwacz do kwiatów to dobra broń) do wszystkiego co się rusza (w tym miejscu pragnę przeprosić Oskara, który, mam wrażenie, oberwał jeden raz za dużo), i fakt, że zawsze znaleźli się chętni, by wraz ze mną spożywać dżem porzeczkowy (samemu troszkę głupio), aż do niesamowitych trekowców, niesamowitej klimatyzacji w sali Star Trek, znajomych nieznajomych, którzy kojarzą cię z Pyrkonu i uczciwych konwentowiczów oddających nożyczki, a także dyskusjach na tematy mniej lub bardziej związane z kryptologią i jej związkiem z ludolfiną. Powinnam też wspomnieć o tribble`ach, które skradły moje serce, i o Starciu Uniwersów. Starcie Uniwersów to dla mnie taki wyjątkowy kawałek wspomnień - świadectwo jak kochanych, wspaniałych (i utalentowanych pod względem gry w kalambury) mam Vode. Udział w konkursie wzięłam tylko dzięki nim, i ich uporze - w bardzo dużej mierze dzięki nim też tak dobrze wspominam ten konwent. Z wyjazdu na Avangardę wyciągnęłam też kilka wniosków na przyszłość - nauczyłam się, że nie nadaję się do prowadzenia prelekcji, za to mogę w dowolnym momencie cosplayować dublerkę księżniczki Lei. (A za rok doczepimy do pucharu Starcia Uniwersów figurkę Slave`a I :D )!
|
|
|
|
|
|
|
|