|
|
Relacje - StarForce/Copernicon 2015 |
|
|
|
Okiem Mahiyany:
Decyzja o zorganizowaniu StarForce`a i Coperniconu początkowo wydawała się sensowna. StarForce zyskiwał w ten sposób miejsce ze sleepem. Jednak rzeczywistość pokazała, że wcale nie była to tak dobra decyzja.
Do Torunia udało mi się dotrzeć już w piątek. Nie ukrywam, że moim głównym celem był jednak Copernicon, gdzie miałam pomóc przy prowadzeniu dwóch paneli. Zlokalizowanie sleeproomu sprawiło mi troszkę trudności, ale udało mi się w nim rozłożyć i jeszcze zdążyć na panel.
Mimo, że miałam wybrane panele na całą sobotę na Coperniconie, postanowiłam spędzić jednak też trochę czasu na StarForce. Poza tym obiecałam zrobić kilka zdjęć, a rano miała odbyć się parada. Bardzo miłym akcentem była obecność orkiestry (a przynajmniej części orkiestry), która zagrała kilka słynnych melodii z Gwiezdnych Wojen i towarzyszyła przebierańcom przez całą paradę. Mimo mnogości postaci z Gwiezdnych Wojen, które przecież uwielbiam, parada trochę wyprowadziła mnie z równowagi. Po pierwsze denerwowali mnie ludzie, którzy przyszli z dziećmi, więc byli przekonani, że wszystko im się należy. Pomińmy fakt, że nie znoszę dzieci, jestem na tyle miła, że byłabym w stanie jakieś dziecko przed siebie wpuścić, bo jest niższe i faktem jest, że nie widzi najlepiej, ale nie tyczy się to jego rodziców, którzy są ode mnie wyżsi. Byłoby to jeszcze do przeżycia, gdyby nie drugi problem – cosplayerki. Parada z założenia jest przeznaczona dla ludzi przebranych za postacie z Gwiezdnych Wojen, jednak nie wszyscy jak widać byli to w stanie uszanować. Atencja musi być. Może nie będę się rozpisywać więcej na ten temat, jeżeli ktoś chce posłuchać jak bardzo nie znoszę takich ludzi może mnie spytać osobiście. Z odmawiającym posłuszeństwa aparatem starałam się robić zdjęcia Mandalorian, co niestety wymagało ciągłego podbiegania do przodu, żeby spokojnie zrobić im zdjęcie.
Gdy parada dotarła do CSW poświęciłam ledwie chwilkę na przywitanie się z ludźmi i spojrzenie na obóz, który ułożony w kącie wyglądał dużo korzystniej niż na Pyrkonie. Wkrótce byłam już na panelu na Coperniconie.
Pojawiłam się jednak jeszcze na StarForce dwa razy – na panelu Staszka Mąderka, który dalej dzielnie kręci swój film (przynajmniej tyle mu to zajęło, że jestem już na tyle duża, że nikt mi nie będzie marudził, że oglądam sceny erotyczne, które z tego co wiem w tym filmie się pojawią XD) oraz odebrać plakat z konkursu facebookowego. Plakaty najwyraźniej nie dotarły, więc dostałam 200 jednostek waluty konwentowej, a plakat podobno jeszcze kiedyś do mnie trafi.
Resztę dnia spędziłam już na Coperniconie. Mimo, że koło 20 pożegnałam się ze wszystkimi Mandalorianami, jakich mogłam znaleźć, to minęłam większość jeszcze dwa razy idąc do sleepa. O ile za pierwszym razem przy odległości 5m ktoś jeszcze mnie zauważył, to później przy odległości 5cm już nikt.
Zeszłoroczny Copernicon wspominam jako bieganie między znajomymi i wynikające z tego konflikty. Tegoroczny zapadnie mi w pamięć m.in. jako wybieranie pomiędzy dwoma konwentami.
Okiem Maggy:
Nadmieniam od razu, że to mój pierwszy tego typu event, więc relacja może być zabarwiona emocjonalnie. Jako miłośniczka jakiegokolwiek fantasy i tak dalej zawsze chciałam jechać na jakiś konwent lub inne wydarzenie tego typu. Padło na StarForce. I nie żałuję! Spędziłam niesamowite 7 godzin (niestety zawitałam wyłącznie w sobotę) ze świetnymi ludźmi. Niektórych znałam wcześniej, inni byli całkiem nowi, a mimo to czuło się jakby każdy znał się tam od lat. Podejrzewam, że to dlatego, że wszystkich nas łączyła jedna pasja. Obóz Manda`Yaim łączyło zainteresowanie kulturą Mando, a całe StarForce łączyła miłość do Gwiezdnych Wojen. Niesamowite jest to, że każdy traktuje cię jak przyjaciela mimo, iż nie zna tego prawdziwego, "poza konwentowego" ciebie. Niezapomniana atmosfera. Na StarForce, gdy masz cosplay, przestajesz być sobą. Przestajesz być uczniem, pracownikiem, dzieckiem czy dorosłym. W pancerzu stajesz się wojownikiem Mando i tak cię tam widzą. Tak ty przez ten czas widzisz siebie. Nieważne, czy masz 30 lat czy 13, wszyscy wydają się równi i nikt starszy nie traktuje cię z góry. Aż się chciało łzę uronić w pociągu powrotnym, że ta "magia" się skończyła i wracasz tam, gdzie twoich zainteresowań nie dzieli niemal nikt. StarForce ma w sobie to coś. Ma w sobie coś, co sprawia, że zapominasz o realnym świecie. Jest jedyny w swoim rodzaju. Obawiałam się jak to będzie, ale jak tylko przekroczyłam wejście do naszego obozu obawy uleciały. Przyjęliście mnie, świeżaka-rekruta, bardzo ciepło i za to Wam wszystkim dziękuję.
Okiem Dinuirara:
StarForce 2015 to już szósta edycja tej imprezy w której brałem udział. Tym razem jednak zaszła duża zmiana względem lat poprzednich: konwent był trzydniowy, podjęto także współpracę z Coperniconem. Dla mnie zaczął się już w czwartek, kiedy to wraz z Sh`ehn spakowaliśmy obóz do ciężarówki, a następnie pojechaliśmy do Torunia. W Centrum Sztuki Współczesnej zajęliśmy się rozkładaniem naszego stanowiska. Tego dnia nie mieliśmy już wiele więcej zajęć.
W piątek od rana zaczęli się zjeżdżać do Torunia Mandalorianie z odleglejszych rejonów Polski. Po wykonaniu pewnych drobnych poprawek w obozie, grupa pięciu Mando w granatowych pancerzach pojawiła się na sesji zdjęciowej do toruńskich Nowości. Kolejnym miejscem, które tego dnia zostało przez nas (i nie tylko, byli tam także członkowie Imperium Mocy i Legionów) odwiedzone, jest Aula UMK, gdzie odbywał się koncert muzyki filmowej z sagi Star Wars. Wieczorem wróciliśmy do CSW, gdzie odebraliśmy koszulki organizatorskie. Stamtąd udaliśmy się do szkoły noclegowej. Na szczęście mieliśmy dostęp do pryszniców, co było bardzo ważne po całym dniu troopingu.
Sobota, czyli główny dzień imprezy. Program zaczynał się od parady, do której uczestnicy przygotowywali się od 10:00. Około 11:30 wróciliśmy do CSW, by wyznaczone osoby rozpoczęły swoją zmianę troopingową. Od 13:30 odbywała się gra terenowa przygotowana przez Sh`ehn, w której role NPCów pełnili członkowie naszej społeczności. Obsługiwałem strzelnicę (potem na tym stanowisku zastąpił mnie Krayt), która, muszę przyznać, cieszyła się sporym powodzeniem wśród młodszych uczestników konwentu, a nie tylko osób które uczestniczyły w grze terenowej. Chciałem w tym miejscu podziękować znajomemu ze szkoły, Obszanowi, który pomagał w obsłudze strzelnicy. Po grze, w obozie, spotkała się większość obecnych na SF członków M`Y, gdzie mieliśmy wspólne zdjęcie. Na tym zakończyłem swoją zmianę i udałem się do budynków Coperniconu, aby posłuchać prelekcji pt. "Filozoficzna wiwisekcja Gwiezdnych Wojen. Analiza struktury opowieści w starej trylogii", o elementach obecnych już w starożytnych mitach a zauważalnych w SW, a następnie "Murder Ballads", o balladach w których tekst inspirowany jest prawdziwymi zbrodniami.
W coperniconową niedzielę byłem na prelekcji o historii mitu jednorożca, oraz "Baśniach, mitach i legendach, czyli brytyjskim folklorze w magii Harry`ego Pottera".
Połączenie konwentów z jednej strony było dobrym pomysłem, urozmaiciło formułę obu imprez, z drugiej jednak, nie pozwalało na uczestniczenie w żadnej z nich tak, jak bym chciał. Zwykle bywałem zarówno na jednej jak i drugiej imprezie, tym razem nie miałem takiej możliwości (niestety bilokacja nie należy do moich umiejętności), uznaję jednak wyjazd za udany.
Okiem Dhadral:
Star Force 2015. WOW. Było genialnie. Mogło by być jeszcze lepiej, ale to co zrobiliśmy było super. Mieliśmy genialny obóz, który podobał się całej masie ludzi. Gra Terenowa poszła niesamowicie i mimo moich początkowych wątpliwości cieszę się, że brałam w tym udział. After Party - to też było dobre przeżycie. Trochę coś się posypało na Paradzie. Ok. Lekcja na następny rok: System 3-2-3-2 nie jest najlepszym pomysłem. Nadal uważam ze system z roku 2014 – „Parami” był najlepszy. Łatwiej pilnować szyku. Tym niemniej, samo maszerowanie w tym kolorowym tłumie, z tyloma innymi niesamowitymi cosplayami było niesamowite. Żal mi, że tak mało czasu spędziłam z Braćmi.
Powiem jeszcze raz: WOW! Żałuję też, że nie mogłam przyjechać wcześniej i przepadł mi w praktyce cały piątek.
Jak widać, mam co nadrabiać w przyszłym roku. Więc: „Do zobaczenia na SF2016”. A serio to mam nadzieję, że jeszcze prędzej.
Okiem X-Yuriego:
Zapewne się powtarzam, ale StarForce jest dla mnie imprezą szczególną - jedyną, w przypadku której mogę się pochwalić obecnością na wszystkich dotychczasowych edycjach! W tym roku połączony był w pewien sposób (przede wszystkim terminem!) z Coperniconem - co miało moim zdaniem swoje plusy i minusy; osobistym minusem jest dla mnie na pewno fakt, że w przeciwieństwie do dwóch poprzednich lat, Toruń konwentowo w bieżącym roku odwiedziłem tylko raz.
Sam StarForce z mojej perspektywy (plakietka Organizator) był udany, myślę, widać lata doświadczeń swoistego kręgosłupa ekipy tworzącej imprezę. SF ponownie odbywał się w Centrum Sztuki Współczesnej - fakt, że osiadł on już na stałe w Toruniu i w tymże CSW oceniam pozytywnie, bo to świetne miejsce. I pełne niespodzianek - co edycja poznaję inne jego zakamarki.
Na temat M`Y, obozu się rozpisywać nie będę - głupio same zachwyty pod adresem własnej organizacji posyłać... Ale obóz był udany. Możliwość spotkania się z dawno niewidzianymi, albo jeszcze-w-ogóle niewidzianymi Vode też bardzo zacna. Choć standardowo, szkoda, że niektórzy tylko w sobotę wpadli - mało czasu na jakieś pointegrowanie się.
Skrótowo, kolejna fajna impreza. Pozwalająca podładować akumulatory pozytywnej energii.
Okiem Stefana a.k.a. Jednostki_1:
Su`cuy gar. Jestem Stefan, od niemal pół roku noszę beskar`gam i towarzyszę Mando`ade na konwentach.
Na StarForce przybyłem już w czwartek, wraz z Sh`ehn i Dinuirarem - ci, którzy śledzą nasz profil na facebooku, już o tym wiedzą. Do wieczora nadzorowałem rozkładanie obozu przez moich vode (musicie przyznać, że bardzo dobrze im to wyszło!), służyłem im też radą w niektórych kwestiach, a gdy udali się na krótką przerwę, w celu spożycia yai`yaic posiłku, pilnowałem mandaloriańskiego dobytku. W obozie spędziłem też noc.
Następnego ranka, przy pomocy Mandalora X-Yuriego dokonałem ostatnich poprawek przy mojej zbroi, która od poprzedniego konwentu zyskała kilka nowych elementów. Jeszcze przed południem oddział uderzeniowy Manda`Yaim, czyli ja, Araxuss, Dinuirar, Krayt, Ozzik i Sh`ehn byliśmy gotowi do troopingu. Gdy oni, pod przykrywką sesji zdjęciowej, udali się na zwiad przed planowaną inwazją na Toruń, ja postanowiłem potroopować na terenie CSW, i przy okazji, popodziwiać efekty ciężkiej pracy innych Mandalorian. Wieczorem, zamiast udać się na koncert, zdecydowałem, że wykorzystam ten czas by przedyskutować pewne istotne sprawy z Mandalorem. Niestety, nie mogę wam wyjawić o czym rozmawialiśmy - wiedza o pewnych tajnych projektach nie jest przeznaczona dla uszu aruetiise.
W sobotę od rana mieliśmy ręce, lub w moim przypadku łapki, pełne roboty - był to główny dzień konwentu i wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Niezmiernie żałuję, lecz nie wziąłem udziału w paradzie - zapowiadano przelotne deszcze i obawiałem się, że zmoknie mi futerko - jednak obserwowałem ją pilnie z okna CSW. Muszę przyznać, że kolumna cosplayerów była nieco nieuporządkowana, ale z góry ciężko było odkryć tego przyczynę. Tak jak wszyscy inni, ja również miałem swój dyżur troopingowy - byłem jednym z NPC w Mandaloriańskiej Grze Terenowej. Aż ciepło się na serduszku robiło, gdy patrzyłem jak młodzi wojownicy tworzą plakat pełen pro - mandaloriańskich haseł. Muszę też podziękować współpracującym ze mną NPCom - byliście świetni i dzięki wam dobrze się bawiłem. Mam nadzieję, że kiedyś przywdziejecie zbroje i przyłączycie się do nas na dobre. Gdy Gra Terenowa dobiegła końca wraz z innymi udałem się do obozu na tradycyjne zdjęcie grupowe - z przykrością jednak stwierdzam, iż z powodu niskiego wzrostu raczej niemożliwym jest dostrzeżenie mnie w tłumie pancerzy. Sobotni wieczór spędziłem razem z vode - nieczęsto mamy okazję się spotkać - jednak z powodu zmęczenia postanowiłem zrezygnować z After-party. Gdy inni Mandalorianie ruszyli do Oyu`baat (z nieznanych mi przyczyn uparcie nazywanej "Kredensem") udałem się ostatni raz na obchód obozu, po czym poszedłem spać.
W niedzielę od rana nasze obozowisko stało się polem bitwy. Mimo, iż do CSW zaglądały już tylko niedobitki fanów, w ich sercach płonęła żądza walki - szczególnie w pamięci zapadł mi pewien młody klon, który z uporem bronił Mandalorian przed równie młodym Jetii, staczając z nim kilka potyczek na miecze świetlne i blastery. Ja również wziąłem udział w pojedynku, jednak - wstyd przyznać - nie doceniłem mych przeciwników i zostałem pokonany. Pozbieranie się z ziemii i uleczenie otrzymanych ran, szczególnie tych zadanych dumie zajęło mi trochę czasu, lecz już odzyskałem siły i jestem gotowy na kolejne wyzwania. Około południa zaczęliśmy sprzątać obóz - pełniłem funkcje dowódcze i wydawałem rozkazy Mando`ade pakującym nasz vheh`yaim - dzięki temu po raz pierwszy w skrzyniach naprawdę panuje porządek i nie ma niepotrzebnych duse. Krótko po godzinie piętnastej wraz z Sh`ehn wróciłem do Bydgoszczy.
Nie jestem w stanie ocenić jak na StarForce wpłynął fakt połączenia go z Coperniconem, gdyż nie za bardzo interesowałem się tym drugim konwentem - jak pewnie zauważyliście byłem dość przywiązany do naszego obozu. Mimo to nie żałuję - spędziłem wiele czasu z vode i spotkałem się z mnóstwem fanów Gwiezdnych Wojen. Dobrze się bawiłem, a weekend minął mi w niezwykle pozytywnej atmosferze. Podsumować ten konwent mogę tylko w jeden sposób: "Kandosii bal oya Manda!"
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|