|
|
Historia RP |
|
|
|
Concordia, księżyc Mandalory.
Tuż nad ranem przy bladym świcie na wzgórzach pojawił się lekki zarys postaci. Postać była odziana w ciężki pancerz i stała nieruchomo patrząc w dół gdzie stała zbieranina ludzi. Panował gwar, w pewnym momencie słychać było słowa "zacznijmy więc!", a następnie tłum oszalał z radości, rozbrzmiały bębny, a tłum zaczął śpiewać pieśń bitewną. Obserwatorowi zaczęły drżeć kolana gdyż dawno nie słyszał tej pięknej pieśni. Zaczął cicho śpiewać razem z tłumem:
Taung sa rang broka!
jetiise ka'rta!
Dha Werda Verda a'den tratu!
Coruscanta kandosii atu!
Duum motir ca'tra nau tracinya!
Gra'tua cuun hett su dralshy'a!
Kom'rk tsad droten troch nyn ures adenn!
Dha Werda Verda a'den tratu!
Coruscanta kandosii atu!
Duum motir ca'tra nau tracinya!
Gra'tua cuun hett su dralshy'a!
Dha Werda Verda a'den tratu!
Coruscanta kandosii atu!
Duum motir ca'tra nau tracinya!
Gra'tua cuun hett su dralshy'a!
Dha Werda Verda a'den tratu!
Coruscanta kandosii atu!
Duum motir ca'tra nau tracinya!
Gra'tua cuun hett su dralshy'a!
Podniósł z ziemi swojego Verpina, spojrzał przez lunetę i zaczął szukać celu.
-Gdzie ten stary chakaar jest, gdzie się ukrywa.....
Prowadząc obserwacje widział jak młodzieniec pokonuje jakiś tor przeszkód, pomyślał sobie, że może to być jakiś rytuał przejścia. Każdy klan czy to na Mandalore czy na Concordii miał swój własny rytuał,
-Aaaaaa, tu jest....
Postać naniosła w celowniku poprawki na odległość po czym mężczyzna położył palec na języku spustowym. Wziął kilka szybkich oddechów po czym wstrzymał oddech i zaczął naciskać Język spustowy a w myśli miał tylko jedno "Vilaz, już jesteś mój.."
-Merel! Natychmiast przerwij akcje! Powtarzam przerwij akcje! Kieruj się do punktu zbiórki, tam Cię odbierzemy.- głos z wewnętrznego komunikatora jego hełmu sparaliżował go.
Merel natychmiast zdjął palec z języka spustowego swojego Verpina po czym wyciszył mikrofon systemu łączności swojego hełmu
-Di'kut jasny by to strzelił!
Po chwili włączył go ponownie
-Dlaczego? Coś się stało? Mam tego chakaara na celowniku!
-Rozkaz samego Mandalora.
Merel spojrzał w dół przez makrolornetkę i zauważył jakieś poruszenie na dole.
-W porządku, już do was zmierzam.
W gruncie rzeczy nic nie było w porządku, jego życiowa szansa poszła na marne. Miał okazje zadać potężny cios Straży śmierci. Merel odwrócił się i puścił biegiem w stronę punktu zbiórki. Po godzinie dotarł do prowizorycznego lądowiska gdzie czekała na niego kanonierka.
-Co tu się do cholery jasnej odprawia!?- krzyknął Merel
-A jak myślisz? Wykonałeś zadanie...
-CO ZROBIŁEM?- Przerwał Pilotowi
-Zaliczyłeś próbę przejścia ad.
Z luku desantowego wychylił się mężczyzna w znanym mu beskargamie w barwach złoto czerwonych,
-Su'cuy Mand'alor. - Merel wykonał ukłon w stronę Mandalora
-Su cuy'gar mando'ade. Tyle razy mówiłem ci głupi di'kucie ze masz mnie nazywać normalnie bez uroczystych zwrotów!
-Ni ceta buir...
Mandalor się uśmiechnął
-Dziś świętujemy, mój pierworodny przeszedł rytuał przejścia, przywódca Straży Śmierci ciągle żyje mimo tego że jedno naciśnięcie spustu i miałby dziurę w głowie od oka do potylicy, jednak na razie nie ma potrzeby aby wybuchł kolejny konflikt między nami.
-Buir prawie go miałem!- przerwał na chwilę- Chwila.... jak to? skąd wiesz gdzie celowałem?
-Zamontowałem w twoim Verpinie "swój" celownik z małą kamerą i widziałem wszystko to co ty. Następnym razem pilnuj swoich rzeczy, wracajmy na Manda'yaim, wszyscy czekają na Ciebie.
-Buir... te zadanie pozwoliło mi na pewne przemyślenia
-Jakie synu?
Merel lekko się zmieszał "to nie odpowiedni moment na takie wyznania" powiedział w duchu.
-Eeeee.... Rodzina jest najważniejsza- odpowiedział co mu pierwsze na myśl przyszło w odpowiedzi zobaczył tylko zdziwiony wzrok ojca.
-Widzę, że jesteś głodny bo zaczynasz majaczyć. Pakuj się.
Kiedy wszyscy byli na pokładzie pilot uruchomił silnik i zamknął luk desantowy, po czym z lekkim pomrukiem silników zaczął się unosić, pilot zaczął wciskać różne przyciski na konsolecie, pociągnął drążek dopalaczy i w jednej chwili wystrzeliło ich jak z działa turbolaserowego w kierunku przestrzeni kosmicznej. Po godzinie lotu w próżni dotarli do domu. Do ukochanej Mandalory.
Mandalora zewnętrzne rubieże, miasto Krymorut, Lądowisko H-51
Kanonierka z lekkim łoskotem siadła podwoziem na transpastalowej płycie lądowiska. Gwardia Honorowa już była ustawiona w szyku aby powitać Mandalora oraz jego syna. Między dwoma liniami formacji szedł w stronę statku rosły mężczyzna w złoto czarnym beskargamie z Verpinem zawieszonym na plecach i hełmem przyczepionym do pasa, na jego pokrytej bliznami twarzy widać było 20 lat trosk zmartwień i jeszcze raz tyle okrucieństwa, szedł szybkim twardym krokiem na spotkanie z Mandalorem. Kiedy luk desantowy się otworzył ze środka wyszedł mężczyzna w złoto czerwonej zbroi. Spojrzał na mężczyznę który stanął trzy kroki przed nim i się uśmiechnął
-Sierżancie! Munin, Ner Vode coś się stało?
Mężczyzna wykonał lekki ukłon po czym podszedł i przywitał się uściskiem ręka łokieć, dodatkowo jeszcze poklepali się po plecach
-Bracie mój, młodziki robią postępy w szkoleniu niedługo zakończą etap trzeci szkolenia i będzie można ich wysyłać na samodzielne misje.
-Dobrze, dobrze że się szybko uczą.
-Jaing, bracie, odnośnie mojego pierworodnego...
-Munin! Tyle razy on jak i ja mówiliśmy ci że on chce działać jako Operacyjny, nie możesz mu tego zabronić
-Wiem... ale martwię się o niego, wolałbym jednak...
-Zamknij się już! Valon będzie operacyjnym a ty mu w tym pomożesz, będziesz go szkolił jak najlepiej potrafisz. Tak poza tym mamy nowego członka klanu, Merel przeszedł próbę.
-Zabił go?
-Nie, ale by to zrobił. Przerwałem mu zadanie, nie chcemy na razie konfliktu z Watahą Śmierci
-Oczywiście, zostaw go mi.
-Nie, on zaczął te zadanie i on je zakończy, Merel zapraszam cię do nas.
Merel wyszedł i stanął koło ojca
-Su'cuy Ba'vodu!
-Su'cuy Ad'ike!- Munin objął Merela po ojcowsku- gratuluje, spisałeś się. Któregoś dnia ty założysz zbroje swojego ojca i staniesz się Mandalorem
-Dzięki wujek
-Dobra chłopaki zbieramy się, uroczystość sama się nie zrobi.
Mandalora, Plac ceremonialny
Późny mroźny wieczór okrył Krymorut i pobliskie miasteczka nieopodal miasta centralnego leżała czaszka Mythosaura przed nią ustawione były pochodnie a na samym środku stał Jaing, wzdłuż na styl ścieżki prowadzącej do niego stali wojownicy najlepsi z najlepszych z klanu Skiraty wśród nich także Munin, w tle słychać było rytmiczne uderzanie w bębny rytualne, a tłum zgromadzony zaczął śpiewać pieśń Gra'tua cuun, w trakcie śpiewu przez dwurząd zaczął iść w stronę Jaing'a Merel, poruszał się krokiem defiladowym w stronę ojca, ubrany był w lekką ciemną tunikę i luźne ciemne spodnie przy pasie zwisały mu dwie kabury z blasterami a przez plecy miał przewieszony karabin typu verpin. Na głowie miał chustę z wyglądu przypominającą typową kominiarkę. Kiedy tak szedł, cały był spięty, drżał z napływu emocji. "Dziś jest ten dzień, dostanę tytuł wojownika" pomyślał również o tym że będzie musiał iść do kowala żeby przekuł beskar i Beskar'gam, zbroję której płyty są wstanie uchronić ciało nawet przed mieczem świetlnym. Nigdy nie twierdził że bez zbroi nie będzie mando "mandalorianin to coś więcej niż zbroja" oprócz tego Merel miał tysiąc myśli na minutę, jak będzie od teraz wyglądało jego życie? Co się stanie chociażby jutro.
-Dziś mój pierworodny przeszedł próbę!- krzyknął Mandalor- I dziś będziemy świętować jak za każdym razem kiedy nasz klan wzbogaca się o kolejnego wojownika!
Rozległy się okrzyki bojowe i oklaski na cześć nowego członka klanu. Merel stanął przed ojcem spojrzał mu w oczy i przykląkł na lewe kolano zniżając głowę w rytualny sposób.
-Powstań Mer'ika, od dziś jesteś wojownikiem naszego klanu.- Mandalor na chwilę przerwał aby zebrać myśli- Ucztę czas zacząć!
Wojownicy z dwóch rzędów objęli się ramionami tworząc zamknięty okrąg, wciągnęli do niego także Merela
i razem wszyscy zaczęli śpiewać:
Kote!
Kandosii sa kar'ta, Vode an.
Manda'Yaim a'den mhi, Vode an.
Bal kote, darasuum kote,
Jorso'ran kando a tome.
Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an.
Kandosii sa ka'rta, Vode an.
Coruscanta a'den mhi, Vode an.
Bal...
Motir ca'tra nau tracinya.
Gra'tua cuun hett su dralshy'a.
Aruetyc talyc runi'la solus cet o'r.
Motir ca'tra nau tracinya.
Gra'tua cuun hett su dralshy'a.
Aruetyc talyc runi'la trattok'o.
Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an!
Po zakończeniu pieśni wojownicy zasiedli do suto zastawionych stołów. Merel stał i wypatrywał jednej osoby jednak nie potrafił jej znaleźć zamiast tego dostał kopniaka w tyłek.
-Bam! I co kuzyn? Głupio ci teraz co? Podszedłem cię jak małe dziecko, hahaha
-Vau! Właśnie cię szukałem, usłyszałem rozmowę naszych ojców, to prawda?
-Tak... chcę być agentem
-To twoja ostateczna decyzja?
-Tak.
-Vau ale ty masz dopiero 14 lat!
-Ja chce tego rozumiesz? To moje marzenie, z resztą i tak imperialni stawiają u nas garnizony więc prędzej czy później i tak by nas potrzebowali, z resztą ojciec też tam pójdzie, brakuje mu wojny.
-Prawie ją wywołałem.
-Słyszałem, masz ledwo 18 lat a już byś wciągnął nas w wojnę
-Nie prawda, nie wiedzieliby że to ja, pięć dni u nich koczowałem obserwowałem ich śledziłem podsłuchiwałem i co? Głupki nie wiedzieli nawet, że kanonierka na ich ziemiach wylądowała. Vilaz... Jeszcze go dopadnę
-Żebyś nie miał kłopotów przez to.
-Spokojnie. Chodźmy do reszty.
Uroczystość przemieniła się w biesiadę wszyscy się dobrze bawili. Jaing i Munin przeszli się kawałek dalej porozmawiać w ciszy
-Czy to możliwe?- zapytał Munin
-Na to wygląda, di'kut nie widział syna od kiedy ten poszedł do koszar i na koniec jeszcze go wydziedziczył.
-Straszne, ktoś go kiedyś odstrzeli
-Mój syn to zrobi.
2 lata później
Mandalora, zewnętrzne rubieże
Mroźny poranek zawitał na ponurym stepie, słońce rzucało leniwie poświatę na rosnące to tu to tam kupki drzew, opadająca mgła powoli odsłaniała zabudowania Krymorut, Mandalora budzi się do życia, ten surowy klimat planety nie jest niczym nowym dla Mando. 15km na południe od Krymorut znajdowała się mała osada którą dziś jest obóz szkoleniowy.
Na wzgórzu nieopodal siedział Merel już odziany w czarny jak noc Beskar'gam z białym Mythosaurem i wszystko oglądał przez makrolornetkę. "Vau dasz rade to nic wielkiego" dopingował w myślach Merel "no w końcu ci się udało" mi też się uda co zaplanowałem. Mandalorianin udał się na lądowisko gdzie w hangarze czekał na niego Ds-Mantis, wsiadł do niego chwycił za stery i udał się na Concordię.
Concordia, księżyc Mandalory
Po wylądowaniu w bezpiecznej strefie Merel puścił się biegiem w stronę kwatery wodza Watahy Śmierci. Usadowił się w odległości od okna Wodza i czekał aż się pojawi. Mijały godziny, aż w końcu zauważył jakieś poruszenie w gabinecie, jest, pojawił się ale po chwili zniknął widać tylko jakiegoś di'kuta po chwili wyszedł ale Vilaz skrył się za ścianką, znowu poruszenie, zaraz... czyż to nie syn samego Vilaz'a? Tak to on... muhahahaha będą dwie pieczenie na jednym ogniu. Merel zgrał optykę wycelował i.... Vilaz runął na podłogę a szyba rozleciała się w drobny mak ale jak to? W całej bazie rozległ się alarm, Mando rozejrzał się po wzgórzach i zobaczył jakąś postać która zaczęła uciekać, no nic pomyślał, na mnie też czas, po czym puścił się biegiem do statku. Po wbiegnięciu do niego poderwał maszynę i odleciał na Mandalorę.
8 lat później
Mandalora, zewnętrzne rubieże, Krymorut, Dom Mandalora
Do pokoju narad Mandalora wszedł Merel odziany w uroczysty czerwono-biały beskar.
-Buir? Coś się stało?
Jaing pokazuje na list obok pudła z rzeczami
-Czytaj, ja ci tego nie mogę powiedzieć, nie przejdzie mi to przez gardło
Merel wziął list do ręki i zaczął czytać
Sztab Główny Imperialnych Wojsk Naczelnych
Z przykrością informujemy o tragicznym zdarzeniu jakie miało miejsce dzisiaj na Corusant. W wyniku wybuchu miny pułapki pod jednym z pojazdów imperialnego patrolu śmierć poniósł sierżant Munin Obrim.
Munin pełnił służbę wojskową w 81' legionie Rozpoznania na stanowisku strzelca wyborowego. Posiadał duże doświadczenie wyniesione z poprzednich misji na Fondor oraz w innych zakątkach Galaktyki. Miał 47 lat. CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI.
-Nie, oni się pomylili to nie on
-Też tak myślałem ale spójrz w pudło.
Oprócz rzeczy osobistych jak talizmany Merel znalazł zdjęcie na którym jest Munin wraz z młodym Vau.
-On już wie?
-Dowiedział się szybciej niż my, jutro przywiozą ciało, zrobimy mu pochówek.
Następnego dnia o świcie cały klan zebrał się o świcie aby pożegnać Munina, Merel dostąpił zaszczytu podpalenia stosu pogrzebowego.
-Mando’ad darramaanar Mando’ad slanar haran re’tsad.- Mandalorianie nie umierają, Mandalorianie idą do piekieł żeby się przegrupować.
Merel spojrzał z głębokim smutkiem w oczach ostatni raz na Munina. Poczuł jak po policzku zaczynają cieknąć mu łzy. Munin był mu bliski jak jego ojciec. Rzucił pochodnię, a cały stos zajął się ogniem. Powstrzymując płacz zaczął odchodzić od paleniska rzucając na odchodne:
-Ret'uryce mhi Ba'vodu! Może się jeszcze zobaczymy wujku!
Rok później
Nal Hutta, centrum szkolenia wojsk imperialnych.
-Etanolis? Co to za pijacka ksywa- uśmiał się Merel.
-Nie moja w tym głowa mamy chwile zanim komandor przyjdzie.
-Mam coś dla ciebie.
Merel wręczył Etanolisowi zdjęcie.
-Twój ojciec miał to w chwili śmierci, chciałby żebyś to miał przy sobie.
Etanolis spojrzał na zdjęcie i wzruszył się na jego widok.
-Dzięki ner vode.
Merel objął kuzyna w ciepłym uścisku.
-Wszystko będzie dobrze.
-Nie mam już nikogo.
-Gówno prawda! Masz mnie nie zostawię cię, zawsze będę w pobliżu, pamiętaj! Lecę, jeszcze nas zauważą..
2 lata później
Mandalora, Dom Mandalora
-Ojcze, muszę opuścić Mandalorę na jakiś czas.
-Co się dzieje Merel?
-Ugrupowanie w którym jest Vau potrzebuje dobrego łowcę, szczególnie on sam mnie potrzebuje
Jaing spojrzał na niego z troską w oku
-W porządku, uważaj na siebie i na niego. Ret'uryce mhi ad...
-Ret'uryce mhi buir.
3 Miesiące później
Flota Imperialna, Ziost Shadow, mostek
Merel stał przed iluminatorem i spoglądał poprzez odbicie swojego hełmu na bezkres przestrzeni kosmicznej. Zauważył że wysoka postać w czarnej zbroi z aparatem tlenowym na twarzy podchodzi do niego. Był to Twilek spojrzał na jego miecz świetlny przy pasie i już wiedział, że jest to Darth Hyperowski
-Jak ci na imię?
-Merel panie.
-Szanowane imię wśród Mandalorian, Lordzie Sopran czy mamy przywódce ds. Łowców?
-Nie mamy, panie.
-Hmmmmm.....
Hyperowski chwilę przyglądał się Merelowi
- Wyczuwam wielką odwagę w twym sercu i nie małą pomysłowość w twoim umyśle... W takim bądź razie Mianuje Merela na przywódcę Łowców naszego bractwa.
Tego dnia odszedł też Darth Far, a wraz z nim kilkoro innych członków organizacji. Nikt nie wie gdzie się udali.
Mijały miesiące, Merel stał się jednym z najlepszych łowców w galaktyce, wykonywał zlecenia niemożliwe do wykonania. Pewnego dnia został zdradzony przez Dartha u którego był na usługach. „List gończy w siedmiu systemach imperialnych“ czyżby dlatego, że Hyperowski bał się Merela? Organizacja Sith Reborn zaczęła upadać poprzez korupcję i zaniechanie ze strony rządzących jak i głupkowatych doradców Dartha. Merel uciekł. Na początku zastanawiał się gdzie znajdzie bezpieczny kosmoport. Przypomniał sobie słowa Darth Far’a „Mando’ad jeżeli będziesz chciał do nas dołączyć na pewno nas znajdziesz“. Jak jego losy się potoczyły? Dowiecie się niebawem.
Merel |
|
|
|
|
|
|
|
|
|