|
Pustka, Mrok, Światło i Ha’rangir |
|
|
|
MIT TAUNGÓW (Pustka, Mrok, Światło i Ha’rangir)
Była Ciemność i była Jasność. Obie bezkresne i bezkształtne wypełniające sobą wszystek świata, poza jedną Pustką, w której i mrok i światło zatracało się całkowicie. Nikt nie wiedział, kim lub czym jest Pustka, lecz ta zawsze trwała niewzruszona na zgiełk Ciemności i Światła, jakby te nie znaczyły nic. A oni się jej bali, bo Pustka pochłaniała wszystko i była nie do zaspokojenia.
Ciemność i Jasność stykały się ze sobą, ocierały o siebie, przepychały, nachodziły na siebie, aż nie złączyły się w jedno ciało, co nie było ciałem, lecz wszystkim. Ale nie chcąc być jednością, ciało swe rozerwały, na powrót splatając się i rozszarpując, łącząc i dzieląc. A ich krew ściekała z ran, kropla po kropli mieszając się, mieniąc się to mrocząc, aż nie można było ich rozróżnić od siebie. I nie było już najjaśniejszej krwi Światła ani najciemniejszej krwi Mroku, lecz ich oczom ukazał się dotąd nieznany nikomu stwór. Miał łuskę utkaną z Ciemności, a oczy iskrzyły się złotem, zaś w żyłach gorała krew nieokiełznana. Jego gniew spopielał wszystko i wszystkich, toteż Mrok i Światło nazwali swego potomka Ha’rangirem, co znaczy Smok, co Spopiela. Lecz Smok nie pragnął mieszkać ani w ciele Mroku, ani Światła ani nawet między nimi. Zamieszkał daleko od nich, w sercu Pustki, tam, gdzie nawet Mrok i Światło nie ważyli się być.
Widząc, jak potężne było ich pierwsze dzieło, każdy z nich zamarzył o własnym, posłusznym potomstwie. I nie mówiąc nic drugiemu, zaczęli roić wspólne marzenie i ucieleśniać je.
Gdy Mrok wydał na świat Noc, Światło spłodziło Dzień, przynosząc tym samym zagładę wszelkim cieniom. Tam, gdzie cień poległ, Światło chętnie płodziło swe nowe dzieci, a te żyły dostatnio, nim Mrok nie otrząsnął się z żałoby i nie pożarł ich w gniewie. Kiedy Światło się o tym dowiedziało, wpadło w furię.
- Dlaczegoś pożarł moje dzieci, Mroku nieprzejednany?
- Dlaczegoś zgładziłeś moje potomstwo, Świetle okrutny?
I na powrót Mrok i Jasność zaczęli ze sobą walczyć; splatać, ranić, tlić się i mroczyć, rozrywać swe ciała na pół i ćwierć i nim się spostrzegli, już istniała ziemia, którą potomni nazwą Notronem, i już rozlał się wokół niej nieboskłon, na którym zamieszkają wszelcy bogowie, co powstali z kropel ich krwi.
Lecz nim Mrok i Jasność zdołało się zabić wzajem, Smok rozdzielił ich swym ogniem i zmusił, aby odstąpili od walki. I poczęli się mu skarżyć i żalić, lecz Ha’rangir pozostał nieugięty na ich tłumaczenia.
- Co ci zawiniły dzieci Światła, Mroku? – zapytał swego rodzica. – Wszak to nie one zabiły twą Noc, nawet jeśli to na jej ciele się rodziły i żywiły.
I Mrok czując, jak tli się w nim tysiące dzieci Światła, a w każdym z nich jest krew i ciało jego dziecka, raz jeszcze powołał na świat Noc. A tysiące ogników spłodzonych z nasienia Światła wypluł na ogrom swego bezkształtnego ciała, aby żyły jako część Nocy i z nią patrzyły na ziemski padół. Tak zrodziły się gwiazdy.
- Czym cię upodliły dzieci Mroku, Świetle? – zapytał swego rodzica. – Przecież nie zagrażały twemu Dniowi, nawet jeśli przyszły na świat jako pierwsze.
I Światło się zawstydziło swego strachu przed swą niemocą. Widząc, że jego dzieci stały się jednością z Mrokiem i na powrót mieniły się cudnym blaskiem, zrozumiało, że Dzień nie może zabijać Cienie, a żywić je swym ciałem, aż nie uplotą się w Noc. A gdy nastanie Noc, to ona będzie karmić sobą rodzący się świt.
- Tak, to sprawiedliwe – rzekł Ha’rangir z ostrym uśmiechem kłów – aby oddech dany był oddechem zabranym. I od dziś, na zawsze, tam, gdzie będzie Życie, musi być też Śmierć. A one wzajemnie się zapładniają i zabijają. Tak jak Noc i Dzień, rodzą się na truchle drugiego i z ich ciała rodzi się następne. Takie więc będzie odwieczne prawo świata. Życie i Śmierć będą nierozerwalną jednością. Oto Porządek, którego nikt nie może złamać.
- My ciebie spłodziliśmy jako pierwszego, lecz nie chciałeś słuchać nas – pożaliło się Światło. – Gdybyś był nam posłuszny, nigdy byśmy nie postanowili płodzić swe nowe dzieci bez współudziału drugiego.
- Gdybyś został z nami – zawtórował Mrok – mógłbyś nas chronić przed waśnią.
Lecz Smok zapłonął gniewem na słowa swych stwórców.
- Niewdzięcznicy! – ryknął. – Nie jestem waszym sługą, by was słuchać, ani rozjemcą, by godzić. Mam w sobie Mrok i Światło, ale nie jestem ani jednym, ani drugim. Jestem Chaosem, tym, co będzie się buntować przeciw ustalonemu Porządkowi i który będzie wiecznie się poświęcać dla niego, abyście wy i wasze nasienie mogło trwać beztrosko. To ja żyję w sercu Pustki, aby swą śmiercią nasycić Ją, by nie pożarła was wszystkich. Daliście mi ciało, lecz Ona dała mi wolę lecz i wybrała, bym dźwigał to straszne brzemię. I ja, Ha’rangir, Smok co Spopiela, sam zamieniam się w popiół, aby nasycić Pustkę. Nie może istnieć Życie bez Śmierci, ani Śmierć bez Życia.
I od momentu swego zaistnienia, Ha’rangir spogląda na świat zapłodniony przez Mrok i. Światło. A gdy Pustka odzywa się swym głodem, Smok ulatuje daleko poza granice świata, w głąb samej Pustki, by tam swą śmiercią nasycić Ją choć na trochę. I z własnego popiołu się odradza, gdyż Życie i Śmierć są nierozerwalnym Porządkiem wszechświata.
Hashhana
|
|
|
|
|
|
|
|