|
|
Mandaloriański Syndrom |
|
|
|
Ostatnimi czasy spotykam się ze skrajnym spostrzeganiem mandaloriańskich wojowników. Z jednej strony uchodzą za osobników brutalnych, gotowych zabić wszystko i wszystkich choć przestrzegających własne kodeksy honorowe. Dla kontrastu mamy też grupę definiowaną przez osoby pokroju Kala Skiraty, który pomimo najemniczego fachu, żyje ideą, że rodzina (klan) stanowi najwyższe dobro. Tak naprawdę jedna opcja nie wyklucza drugiej, lecz patrząc po reakcjach fanów, można odnieść wrażenie, jakby tylko jedna postawa mogła być prawdziwie mandaloriańska. Spór, według mojego zrozumienia, tyczy się tego, co konkretni ludzie oczekują po kulturze Mandalorian – utrzymanie wizerunku milczących, pozbawionych skrupułów i litości wojowników, czy zaakceptowanie „Sześciu Zasad”, które opierają się głównie na posłuszeństwie wobec Mandalora, oddaniu rodzinie i kultywowaniu rodzimych zwyczajów. Innymi słowy, czy wizerunek Mandalorian z czasów Wojen Mandaloriańskich, gdzie pustoszyli galaktykę, mordowali i szukali wyzwań, aby zdobyć osobistą chwałę i honor jest lepszy bądź gorszy od podejścia mandaloriańskich najemników z serii Komandosi Republiki, gdzie cały ich sens życia wynikał z miłości do synów, którymi stały się klony Jango Fetta. A przecież te wspomniane zachowania to tylko dwie strony tego samego obrazu. Dlaczego? Bo obie są patologiczne.
Jacy by nie byli Mandalorianie – honorowi, idealistyczni, czy całkowicie pozbawieni wyrzutów sumienia, zostali ukształtowani przez kulturę obcej, teraz już wymarłej rasy. Taungowie byli dalecy od fizjonomii ludzi, mając „ciała bestii”, ale pomimo braku wspólnej krwi, przekazali swe dziedzictwo innym rasom. Patrząc na umiłowanie wojny i niesprzyjające warunki, w które zaadoptowano ludzkość, nie trudno doszukać się panujących tam od dawna patologii. Kultura Mandalorian to dość spójny, zamknięty krąg powtarzających się zachowań, które z punktu widzenia przeciętnego człowieka mogą uchodzić za niepokojące, jeśli tylko zechce je analizować. Dlatego też nie można wykluczyć emocjonalnych Mandalorian z grona „drani”, tylko dlatego, że bliskim co rusz wyznają swą miłość.
O starożytnych Mandalorianiach można mówić, jak o najlepszym przykładzie tego, co sobą powinni reprezentować. Jest to niejako Złoty Wiek dla tej kultury, do której notorycznie odnoszą się wszelkie analizy, zarówno z perspektywy fana, jak i samego uniwersum Star Wars, bo wszak do tego okresu nawiązują późniejsi Mandalorianie jak Straż Śmierci, pragnący powrotu do swoich „korzeni”. Na „ułamek sekundy”, ci starożytni przodkowie nie tylko zbudowali własne imperium, lecz także wciągnęli Republikę w długoletnią wojnę, którą ta przegrałaby gdyby nie interwencja Revana i jego zwolenników.
Kim byli więc ci starożytni Mandalorianie? Pierwszym i chyba najważniejszym określeniem będzie: wojownicy. Poprzedzeni przez określenia jak: Dumni. Hardzi. Honorowi.
Wojownicy. Bardzo ładne słówko, którym najczęściej opisuje się istoty żyjące dla walki i wojny, nie mające oporów przed zabijaniem innych. Mordercy, których od zwykłych rzezimieszków ma odróżniać poczucie swoistego honoru. Oczywiście, czym ten honor jest, to już inna, bardziej subiektywna sprawa, bo tegoż przecież nikt nie zamknie w sztywnych granicach.
Można odnieść wrażenie, że starożytnych Mandalorian, jak to często bywa z dawnymi plemionami wojowników, osnuła romantyczna idealizacja. Ludzie z perspektywy czasu pamiętają wizerunek niezwykle atrakcyjny, bo kto nie lubi dumnej rasy, walczącej dla wojennej chwały i własnej dumy? Tylko, że jednostki takie jak Canderous Ordo – uchodzący za najznakomitszy przykład mandaloriańskich cnót – szybko rozwiały powszechnie panującą gloryfikację dawnych dni. Bo choć on, jak i jego pobratymcy, kierowali się religijnymi pobudkami i własnymi ambicjami, nie stronili od okrutnych czynów. Wymordowanie Catharów, którzy w Wojnach Sith stanęli przeciw Mandalorianom. Całkowite unicestwienie ras, które nie umiały sprostać Mandalorianom w walce. Zabijanie bez żalu potężnych przeciwników, jak i bezbronne kobiety i dzieci. Niszczenie planety po planecie, by tylko zmusić Republikę do podjęcia rzuconego wyzwania. To tylko przykłady. Mandalorianie nigdy nie stronili od przemocy, a jakkolwiek rozumiany przez nich honor, nie zabraniał im siać zniszczenie i śmierć w szeregach słabszych. Wręcz wymagał, na równi z wierzeniami w walczące bóstwa, aby ciągle szukać nowych pól bitew i sposobów na samodoskonalenie poprzez walkę, pod wodzą najlepszego z ich grona.
Taki agresywny charakter kultury został przejęty w dużej mierze przez ludzi. Część z nich zapewne należała do populacji żyjącej od dłuższego okresu pod hegemonią Taungów, choć pełny status mandaloriańskiego wojownika uzyskali dopiero za sprawą Mandalora Ostatecznego. Z powodu wdzięczności, potomkowie Mandalorian zwą tego „Great Shadow Father”.
O ile ludzie żyjący pod silnym wpływem Taungów, mogli w naturalny sposób stać się częścią ich społeczności, wielu zostało zmuszonych do zaadoptowania nowego stylu życia. Tu zaczyna się jedna z najwidoczniejszych patologii – adopcja.
W mandaloriańskiej kulturze adopcja to nie tylko nadanie dziecku swego nazwiska (i duszy), lecz także ogólnie przyjęcie obcej osoby do swego klanu i traktowanie jej na równi z biologicznymi członkami rodziny. Mandalorianie – zwłaszcza w okresie Wojen Mandaloriańskich – mieli stałe zapotrzebowanie na nowych żołnierzy do tego stopnia, że siłą wcielali w swe szeregi całe tabuny przeróżnych istot. Które zresztą w pierwszej kolejności zazwyczaj sami uprowadzili.
Dzięki serii komiksowej Rycerze Starej Republiki, mamy dwa osobne przykłady na przymusowe, masowe „przysposobienie” do kultury Mandalorian1
1. Rycerze Starej Republiki: Wektor – Zayne Carrick na Jebble
2. Rycerze Starej Republiki: Wojna – Zayne Carrick jako jeniec wojenny (ponownie) zostaje siłą wcielony do mandaloriańskiej armii.
W pierwszym przypadku Zayne miał nieszczęście znaleźć się na Jebble, na powierzchnię której zwieziono różnych przestępców z Taris. Tych zaś postawiono przed faktem dokonanym, że od dziś będą nosić mandaloriańską zbroję i walczyć dla Mandalora. Przedstawiono im pokrótce Sześć Zasad, nakazano zgłosić się po zbroję i stawić się przed ich przyszłymi sierżantami, którzy mieli nadzorować ich, prowadzić do boju i jednocześnie przyuczać do bycia pełnoprawnym członkiem mandaloriańskiej kultury.
W drugim przypadku podobny los (choć nie aż tak szczegółowo ukazany) czekał wziętych do niewoli jeńców wojennych. Warto wspomnieć, że w przypadku KotOR: War, istniał wybór: walczyć (po stronie Mandalorian), bądź być niewolnikiem. Choć jest to jakaś alternatywna możliwość, należy się zastanowić, czy „mięso armatnie” jakie tworzyły siłą zwerbowane oddziały były lepiej uprzywilejowane niż niewolnicy? Nie mogli zdezerterować, bo każdy taki delikwent był łapany i ponownie wysyłany na pole bitwy, by mógł zginąć chwalebną śmiercią (jeśli adekwatną analogią może być przypadek dezertera Rohlana Dyre). Byli pod nadzorem sierżantów (Rally Masters), którzy boleśnie karali ich za nieposłuszeństwo, wymigiwanie się od walki lub inne, nie tolerowane zachowania.
Pomimo często brutalnego traktowania, część z wcielonych osób zaadaptowała się do nowego stylu życia na dobre. Część zaś po zakończeniu wojny zajęła się zapewne przestępczym działaniem – o niegodnych działaniach wojowników wspominał Canderous Ordo, wyrażając swoje niezadowolenie na upadek obyczajów.
Jak Zayne zauważył, ci siłą wcieleni w szeregi Mandalorian nie wydawali się być nieszczęśliwi – większość jakoś dostosowała się do nowego stylu życia, porzucając stare tradycje. Ko Sornell nie jest całkowicie pewnym przykładem, odnośnie swego pochodzenia – mogła być zaadoptowana w kulturę Mandalorian na wiele lat przed wybuchem wojny lub jak Zayne „znaleźć się w złym czasie w złym miejscu”. Jednakże ona i jej rodzina stanowią przykład pełnej akceptacji brutalnych realiów, w którym przyszło im żyć. Stereotypowa Devaronianka stroni od pozaplanetarnych podróży, lecz Sornell nie tylko nie ma nic przeciw życiu nomadów, jest także aktywną wojowniczką wraz z mężem wychowującą swoje dzieci na linii frontu.
Ciekawym zjawiskiem jest przemiana siłą zwerbowanych istot, które adaptują się do nowych realiów. Na ile bycie wojownikiem i wartości Mandalorian są atrakcyjne dla nich samych, a ile w tym udziału presji, przemocy i psychologicznych zmian zbudowanych wokół zależności między „oprawcami”, a „ofiarami”?
Jest to o tyle ciekawe zagadnienie, bo choć Wojny Mandaloriańskie wygasły (a wraz z nimi hegemonia Taungów), adopcje – dobrowolne bądź przymusowe – stanowią jeden z wyznaczników kulturowych Mandalorian:
„Wojownicy, których wielu się obawia, jednak cenią sobie rodzinne życie i przygarniają sieroty wojenne, zamiast zabijać je jak czynią to inne rasy.”
(Mandalorianie: Lud i kultura)
Już raz na łamach Manda’yaim poruszałam swe odczucia odnośnie Mandalorian według Karen Traviss, lecz wypada mi powtórzyć swoje przemyślenia. Mandalorianie żyli dla wojny. Czy to jako najemnicy (jak oddziały Jastera Mereela i Jango Fetta) czy jako wojownicy walczący dla siebie (Tor Vizsla i Wataha Śmierci), walka była ich naturalną częścią życia. Nikt nie przeczy, że ci potrafili zaadaptować obce sobie dzieci, lecz warto mieć na uwadze, że często oni sami byli tą śmiercionośną siłą, która osierociła dzieci w pierwszej kolejności. Zaś brali pod opiekę te, które uznali za interesujące pod względem hardości charakteru, zdolności lub innych zaistniałych czynników. Poza samymi adopcjami dzieci, istniała szeroko pojęta asymilacja innych grup wiekowych, gdyż do Mandalorian można było dołączyć na każdym etapie życia.
Wiem, że kontrowersja wokół travissowskich Mandalorian pomimo upływu tylu lat nadal jest silna. Sama mam problem z wizerunkiem wykreowanym przez autorkę serii Komandosi Republiki/Imperium i Dziedzictwa Mocy – nie można odmówić jej zasług w ożywieniu zainteresowania tą frakcją, lecz opisane przez nią szczegóły wzbudzają we mnie obiekcje. Jednym z częstych kontrargumentów dla Mandalorian tej konkretnej autorki jest silna gloryfikacja i koncentracja motywacji bohaterów na miłości do klanu, nie zaś na umiłowaniu wojny. To nawet zabawne, że Kal Skirata doczekał się tak wielkiej rzeszy fanów, którym często umyka fakt, że ten „miłośnik klonów” ma na sumieniu wiele zbrodni i przestępstw. Skirata stał się niejako symbolem kochającego ojca, gotów adoptować wszelkie społeczne odrzutki do swego klanu. Miłość, ckliwość, etc. Jest to o tyle ironiczne, że wiele z tych przypadków wypada o wiele mniej kolorowo przy analizie.
Jednakże nim przejdziemy do „dziwnych przypadków adopcji według Skiraty”, warto przeanalizować samą formę adopcji:
1. Dobrowolne – jak sama nazwa wskazuje, podstawą jest możliwość wyboru. Osoba w jakimś stopniu zetknęła się z Mandalorianami, lecz nie jest pod całkowitą presją kulturową. Może to być wynik fascynacji nimi, bądź wynikać z miłości czy silnych sympatii. Raczej charakterystyczna dla dorosłych, już w jakimś stopniu ukształtowanych jednostek.
2. Przymusowe – osoba ma ograniczoną możliwość wyboru bądź jest zupełnie tego pozbawiona. Tyczy się to dorosłych, na równi z dziećmi.
3. Skomplikowane – czyli niejednoznaczne do określenia. Do tej kategorii zaliczyłabym:
- wszystkich biologicznych potomków Mandalorian, którzy urodzili się w klanach i od małego byli poddawani odpowiedniemu wychowaniu (szkoleniu). Niby istnieje dobrowolność wyrażona przez możliwość zrzeknięcia się swego dziedzictwa bądź rodzica/nowego opiekuna, lecz rodzina w realny sposób oddziałuje na dopiero kształtującą się osobowość i psychikę dziecka, tworząc nacisk kulturowy (zawarty w Sześciu Akcjach).
Przeskakując z Wojen Mandaloriańskich prawie cztery tysiąclecia do przodu, sztampowym przykładem przymusowej adopcji jest relacja2Arly Fett z Watahą Śmierci. Ta, po śmierci rodziny (oraz domniemanej śmierci Jastera Mereela, jego Prawdziwych Mandalorian i małego Jango Fetta), została uprowadzona przez żołnierzy Tora Vizsli. Nie wiadomo, czego doświadczyła, ani jak ją traktowano – poza teoriami snutymi przez Fenna Shysę i Kala Skiratę o zgwałceniu, trudno powołać się na jakieś rzetelne fakty w tej kwestii. Być może wspomniani Mandalorianie mieli racje, a może się kompletnie mylili, co trudno ocenić m.in. przez zaburzone zdrowie psychiczne Arli. Wiadomo, że na jakimś etapie życia dołączyła do Straży Śmierci i aktywnie działała w ich szeregach. Potem (po złapaniu przez kogo?) była przetrzymywana na Coruscant w psychiatryku (czemu akurat tam?) za zabicie kilku osób. Została uwolniona dopiero w okresie Wojen Klonów dzięki Bardanowi Jusikowi, który wraz ze swymi towarzyszami przeprowadzał uprowadzenie również uwięzionej tam doktor Uthan.
Pokusiłabym się o stwierdzenie, że w tym przypadku wystąpił syndrom sztokholmski (stąd też pomysł na tytuł tejże rozprawki), lecz jako osoba bez wyspecjalizowanej wiedzy poprzestanę na pewnym twierdzeniu o uzależnieniu Arli Fett od Tora Vizsli/DW. Uzależnieniu tak silnym, że dziewczyna była gotowa wspierać swego prześladowcę i identyfikować się z nim. Wynikało to z izolacji, instynktu samozachowawczego i emocjonalnego związania się z napastnikiem, gdzie chęć przetrwania wykorzystała ludzką potrzebę formowania więzi.
Można prześledzić los Arli (gdzie wg mnie część zachowań/sytuacji spełniałoby wymogi warunkujące syndrom sztokholmski):
1. Była świadkiem śmierci swoich rodziców i potencjalnej śmierci brata (który miał spłonąć wraz z Mandalorianami na podpalonym przez Straż Śmierci polu). Jednakże nie próbowała stawiać oporu swoim oprawcom (co by przemawiało za silnym instynktem samozachowawczym)
2. Tor nakazał uprowadzenie dziewczyny, aby nie pozostawić po sobie żadnych śladów. Zapewne nie było to planowane uprzednio działanie, a dostosowanie się do nowo zaistniałej sytuacji.
3. Nie wiadomo, jak dziewczyna była traktowana pośród żołnierzy Straży Śmierci, ani gdzie ją przetrzymywano. Mogła być zmuszona do ciągłej podróży z nimi na statku, bądź przetrzymywana w jakieś ich tajnej lokalizacji. Uwięzienie i trauma po śmierci rodziny mogły być czynnikami pozbawiającymi ją nadziei na ratunek, a poczucie zagrożenia wymuszało na niej dostosowanie się do poleceń oprawców (Tora?). To z kolei formowało poczucie dominacji i zależności między nią, a Watahą Śmierci.
4. Jednak jakkolwiek by nie była traktowana, wystąpiła u niej swego rodzaju empatia rzeczywista – do tego stopnia, że działała w imię Watahy. Można polemizować, czy dobrowolnie czy z przymusu stała się aktywnym członkiem tej organizacji (ulegając wpływom bądź próbując zaskarbić sobie względy np. Vizsli), lecz na pewnym etapie życia Arla wiedziała, że jej brat żyje. Pomimo tego, nie próbowała się z nim skontaktować, ani nawiązać na nowo kontaktu. Mogło to wynikać z własnego poczucia wstydu (bo należała do DW), albo wręcz z obarczania swego brata/Jastera Mereela winą za śmierć rodziny (druga opcja przemawiałaby za akceptacją motywów Tora Vizsli/DW, a kiedy krewni i najbliżsi są uznawani za „wrogów”, jest to jeden z objawów syndromu).
5. Arla została pochwycona przez siły republikańskie i uznana za niezrównoważoną morderczynię, co zaowocowało zamknięciem w więzieniu psychiatrycznym. Uwolniona przez Bardana Jusika, na nowo stała się osobą przetrzymywaną, tym razem przez klan Skiraty. O ile ci ją dobrze traktowali, już jako dorosła kobieta, miała wiele psychologicznych problemów, wynikających z przeżytych traum.
6. Wg opublikowanych zapisków autorki, gdyby nie anulowano Imperial Commando 2, Arla miałaby poprosić o usunięcie (zmodyfikowanie) swej pamięci oraz skończyć jako żona Jusika (co wskazuje na (a) liczne jej problemy psychiczne, (b) być może poczucie zagubienia, skoro jej dawni towarzysze z DW/ Tor Vizsla i Jango nie żyją i nie posiada nikogo, z kim mogłaby się utożsamiać i (c) dalsze życie w zależności między nią, a swymi porywaczami (klan Skiraty) do tego stopnia, że pobrałaby się z jednym z nich3
Bardzo silne uzależnienie ofiary od sprawcy (co jest elementem występującym w syndromie, lecz nie samym syndromem) zostało zidentyfikowane nie tylko u osób porwanych, lecz także wśród jeńców wojennych (co współgra z wspomnianymi przykładami z KotOR-a, gdzie wiele osób zasymilowało się z mandaloriańską kulturą pod wpływem presji i izolacji).
Wiadomo, że w historii Jango Fetta (Prawdziwych Mandalorian) to Wataha Śmierci odgrywała rolę złoczyńcy, ale pozostaje pytanie, czy przypadek Arli jest odosobniony, jako przykład skrajnego zaadaptowania osoby, czy w brutalnej kulturze Mandalorian zdarzało się to częściej niż rzadziej?
Nasuwa się też kolejne pytanie – co z Jango Fett?
Nie pomylę się za wiele, jeśli sformułuję tezę iż Jaster Mereel uratował chłopca, dając mu nowy dom i mandaloriańską „rodzinę” pośród Prawdziwych Mandalorian. Tak się przyjęło uważać, że działanie ze strony Mereela było tym dobrym i właściwym. Nie będę z tym przekonaniem walczyć, lecz można się zastanowić, czy Jango naprawdę dobrowolnie dołączył do Mandalorian?
Został osierocony pod wpływem kilku okoliczności:
· Jaster Mereel i jego kompani znaleźli schronienie na polu Fettów, a ojciec chłopca dostarczył im potrzebnej żywności
· Pomoc starszego Fetta sprowadziła na jego rodzinę Watahę Śmierci. By uratować swego męża, matka Jango zainicjowała strzelaninę, w której rodzice chłopca zginęli a on uciekł na pole, które zostało chwilę później podpalone
· Tam natrafił na Mandalorian – Jaster przedstawił mu sytuację: iść z nimi, lub dołączyć do zabitych rodziców. Ale nawet gdyby nie dołączył do nich, chłopak sam znalazł wyjście z opresji (ratując przy okazji samych Mandalorian)
· Chcąc zemsty na mordercach rodziny, zaproponował Mandalorianom pomoc w dotarciu do miasteczka – Mereel zgodził się go zabrać na akcję.
· Jango zaatakował człowieka odpowiedzialnego za śmierć rodziców i w walce tegoż zabił. Jaster Mereel zasadniczo ograniczył się do stwierdzenia „Wyszedłeś z tego cało, Jango. Ale musimy iść. Już.”. Wziął chłopca na ramiona i (po zapytaniu jak się czuje) powitał w szeregach Mandalorian.
Jango Fett zasadniczo nie został zapytany, czy chce dołączyć do Mandalorian. Jaster nie dociekał, czy posiada jakiś krewnych bądź bliskich przyjaciół rodziny – tu można teoretyzować, czy jako były protektor z Concord Dawn miał na tyle bliskie relacje ze starszym Fettem, aby znać sytuację rodzinną chłopca bądź czy nie stało się to poza kadrem. Sens tych wątpliwości jest taki, czy Jango podczas tych traumatycznych wydarzeń był w stanie podjąć samodzielną i dobrowolną decyzję, czy stało się to w wyniku niezależnych od niego wydarzeń? Czy kiedy podrósł, uświadomił sobie, że to przez Jastera Mereela (który uciekając przed DW, szukał pomocy u jego ojca) jego rodzina poniekąd zginęła? Czy może przejął całkowicie światopogląd i motywację tegoż, uznając go za swego wybawcę?
Wiemy, że na przestrzeni lat bardzo zżył się z Mereelem, do tego stopnia iż ich relacje stały się ojcowsko-synowskimi i wręcz działanie młodego Fetta było nastawione na danie Jasterowi nowych powodów do dumy. Jednak wraz z Galidraanem i rozbiciem oddziału Tora Vizsli, nastąpiło wyraźne „załamanie” w Jango. Do tego stopnia, że nawet nie próbował własnego syna wychować na Mandalorianina. Nauczył go walczyć, polować i stawiać czoła swemu strachowi, lecz ominął kulturową część zawartą w Sześciu Akcjach4. Czy był to wynik spojrzenia na swoją przeszłość z perspektywy czasu?
Sprawa Jango Fett może więc uchodzić za przykład, który nie da się jednoznacznie określić.
Do skomplikowanych adopcji, zaliczyłabym także te, które zaistniały pomiędzy członkami mandaloriańskiej społeczności, a które zostały podyktowane przez śmierć prawnych opiekunów. Adoptowana osoba w takiej sytuacji wie, że jest to działanie podjęte dla jej dobra, lecz wcale nie musi okazywać wdzięczności na każdym kroku – co oczywiście wypływa raczej z indywidualnego radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby, aniżeli zwyrodniałego charakteru. Widać to na przykładzie Ghesa Orade, który choć został adoptowany przez bliskiego przyjaciela rodziny, przez pierwsze lata ich relacje nie były zbyt dobre. Dopiero upływ czasu pozwolił im na zaciśnięcie rodzinnych więzi (seria Dziedzictwo Mocy).
Innym przykładem jest Dinua Jeban, adoptowana przez Gorana Beviina na prośbę jej własnej matki, która chciała mieć pewność, że w razie swej śmierci, dziewczyna nie pozostanie sama bez wsparcia (Boba Fett: Człowiek Praktyczny).
Dobrowolne adopcje, które wydawałyby się być tymi najczęstszymi, wcale nie są tak liczne w literaturze Star Wars. Z serii Komandosi Republiki (i Imperium) można by znaleźć kilka przykładów:
1. Jusik Bardan – jako Jedi służył w armii Republiki podczas trwających Wojen Klonów, gdzie poznał Kala Skiratę. Pod wpływem tegoż i silnej więzi ze sklonowanymi żołnierzami, odszedł z Zakonu i został adoptowany przez Skiratę.
2. Mij Gilmar – dołączył do Mandalorian, gdyż zakochał się w mandaloriańskiej wojowniczce.
Najprawdopodobniej do tej grupy można zaliczyć Walona Vau. Podkreślam możliwość błędu, gdyż jego przeszłość, poza paroma szczegółami, w dużej mierze jest nie wyeksploatowana5. Wiadomo, że był synem arystokraty, lecz status społeczny nie uchronił go przed przemocą zarówno fizyczną jak i psychiczną. Po ucieczce (bądź wygnaniu) z ojczystego Irmenu w nieokreślonym czasie dołączył do Mandalorian. Czy było to całkowicie dobrowolne, czy wymuszone jakimiś okolicznościami, niestety nie ma jak zweryfikować tego.
Gdzie więc jest Kal Skirata i jego mała, wesoła gromadka?
Tu zależnie od przypadku, można dostrzec pewne tendencje, jeśli chodzi o dołączanie mężczyzn i kobiet do jego rodziny. Warto zacząć od samego Kala, który za młodu został adoptowany przez Munina Skiratę.
· Kal został osierocony w bardzo młodym wieku – po śmierci rodziców żył niczym zwierzę w kraterze po bombie. O swojej rodzinie nie miał za wiele wspomnień, poza kolorem sukienki mamy, a po ojcu pozostał mu tylko nóż, którym zaatakował napotkanych Mandalorian. Tym spodobała się jego brawura i po prostu go wzięli ze sobą, nadając nowe imię – Kal (co znaczy właśnie „nóż”)
· Mały Kal pierwotnie nie znosił Munina, gdyż ten zmuszał go do fizycznego wysiłku, mającego przysposobić chłopca do najemniczego życia. Nie tylko nienawidził go za te ćwiczenia, ale także za wyzywanie (zarzucając lenistwo bądź tchórzostwo).
· Pomimo tego Kal wyrósł na Mandalorianina, który szczerze kochał swego nowego ojca i każdego dnia po śmierci najemnika, wspominał w myślach jego imię. Dzięki niemu wyrósł na człowieka szanującego swoją rodzinę i aktywnie powiększył szeregi swego klanu zarówno o klony, jak i inne napotkane osoby.
Jak widać na przykładzie Kala Skiraty, ten został zaadoptowany, gdyż zaimponował mandaloriańskiemu najemnikowi. Ale czy ten znalazł się w strefie działań wojennych i brał czynny udział w niszczeniu miasta? Nie wiadomo. Kal zresztą nigdy nie rozważał na łamach książkowych stron nad możliwością, że jego rodzice zginęli właśnie przez Mandalorian. Trudne dzieciństwo i ciężki trening za młodu ukształtowały go w człowieka pragnącego własnej rodziny i dzieci, lecz jednocześnie gotowego zabić innych za pieniądze.
Po tym jak jego małżeństwo rozpadło się, a Prawdziwi Mandalorianie zostali rozbici na Galidraanie, Skirata potrzebował nowego celu w życiu. Jango Fett (za namową Walona Vau) zrekrutował go do szkolenia tajnej armii Republiki. Tam też poznał swoich przyszłych synów – klony.
Żołnierze Sił Specjalnych serii Zero
A konkretniej szóstka takowych (Ordo, Mereel, Jaing, A’den, Prudii i Kom’rk), których Ko Sai nie zdążyła uśmiercić, gdyż Kal Skirata postanowił sam się nimi zająć. Od tamtego momentu Zera stały się całkowicie lojalne wobec swego wybawiciela i zasadniczo przejęli od niego wszystko, co się dało. Od tych chwalebnych cech, jak miłość i oddanie do rodziny, jak i bezwzględność w zabijaniu, etc. Można się zastanowić, na ile pragnęli być Mandalorianami (jeśli w ogóle tego pragnęli, nie pamiętam aby na łamach powieści Skirata kiedykolwiek ich o to zapytał), a na ile zwyczajnie powielali zachowania swego ojca, by nie sprawić mu zawodu? Z późniejszych lat ich życia wiemy, że czasami Skirata nie był świadomy jak bardzo na nich oddziaływał – albo był świadomy, lecz nie zawsze umiał to odpowiednio szybko pojąć – do tego stopnia, że notorycznie w jakimś stopniu ingerował w ich dorosłe życie, a co za tym idzie, samodzielne decyzje. Zera zaś mieli problem, aby mu to wypomnieć, właśnie z powodu silnej, wręcz fanatycznej lojalności.
Komandosi Republiki
Podobnie jak inni szkoleniowcy WAR-u, Skirata miał pod swą opieką ponad setkę młodych klonów. Przez okres ośmiu lat ci młodociani żołnierzy wręcz chłonęli wszystkie mądrości swego instruktora, zaczynając od zawodowych kończąc na osobistych radach. Niektórzy, jak np. Niner wręcz przejęli od niego różne nawyki, lub próbowali zachowywać się jak on. Podejście Skiraty do klonów było diametralnie różne od szkolenia Walona Vau – Kal pomimo trudnych treningów, nie omieszkał rozpieszczać swoich podwładnych przemyconymi słodyczami, nie szczędził im pochwał i fizycznego kontaktu, jak poklepywanie po plecach i tym podobne, ojcowskie czułości. Nie ma się co dziwić, że ci wychowaniu w sterylnych warunkach, lgnęli do Skiraty, który oferował im namiastkę rodzinnego ciepła i miłości.
Tak jak w przypadku Zer, Kal uznał młodociane klony za pełnoprawnych dziedziców mandaloriańskiej kultury i pragnąc uchować ich od „stanu nieistnienia”, silnie na nich oddziaływał (np. ucząc ich mando’a i zwyczajów panujących pośród Mandalorian). Pomimo tak silnej mandaloryzacji, nie wszyscy ulegli jej całkowicie, widząc w sobie wpierw klony, a dopiero potem Mandalorian. Z czasem do pierwotnej grupy klonów szkolonych przez niego, dołączyli inni m.in. Atin, były podwładny Walona Vau, czy Corr, zwykły żołnierz przetrenowany na komandosa.
Obie te grupy od małego były pod silnym wpływem Kala Skiraty i jak większość klonów, odczuwały bezgraniczną lojalność do swego szkoleniowca. Ten zaś widział w nich swych synów i wcale nie ukrywał swej sympatii.
Bardan Jusik już został wspomniany. Po tym jak zetknął się z Kalem Skiratą i Zerami, szybko uległ zmandaloryzowaniu. Być może jako Jedi, który nigdy nie miał rodziny, możliwość należenia do takowej skłoniła go, by ubiegać się o względy starego sierżanta. Do tego stopnia, że starał się swym działaniem zasłużyć na pochwałę Skiraty. Po odejściu od Zakonu stał się pełnoprawnym synem Kala, a w czasie panowania Imperium ukrywał się pod imieniem Gotab.
To tyle, jeśli chodzi o męską część obsady. Poza przymusową adopcją samego Kala Skiraty i nieprzyjemnymi okolicznościami, w których zrodziła się jego więź z klonami, jego klan nie był całkowicie wolny od dwuznacznych zależności między „adoptującym”, a „adoptowanym” - co głównie wynikało z A) fanatycznej lojalności Zer i B) ogólnego oddania klonów, co czasami Kal wykorzystywał do osiągnięcia swoich celi (co usprawiedliwiał przed sobą działaniem na rzecz dobra swoich synów). Teraz czas na kobiety i ich rolę w powieści.
Zacznę od najmniej skomplikowanej postaci: Laseema
Brak komplikacji wypływa głównie z tego, że choć stała się częścią klanu, wynikało to bardziej z jej związku z Atinem, aniżeli z relacji z samym Kalem. Jako Twi’lekanka nie miała łatwego życia na Coruscant, gdzie notorycznie była narażona na nieprzyjemności ze strony mężczyzn. Jeśli nie z miłości, to dla samego poczucia bezpieczeństwa, Atin był dla niej idealnym chłopakiem / mężem. Skirata nigdy nie traktował jej źle, jednocześnie wcale nie naciskał na nią, aby stała się w pełni Mandalorianką - niby Atin nauczył ją posługiwać się nożem, lecz większość książkowej akcji była "obiektem miłości" bądź pomocą dla innych. Laseema dodatkowo pełniła rolę opiekunki dla małego Kad’iki, a gdy w życie wszedł rozkaz 66, musiała opuścić Coruscant i pozostawić za sobą całe dotychczasowe życie.
Agentka Besany Wennen podobnie jak Laseema stała się częścią klanu Skiraty bardziej przez relację a później i małżeństwo z jednym z klonów [w tym wypadku Ordo], aniżeli przez potrzebę bycia adoptowaną przez Kala. Jej pierwsze spotkanie ze swym przyszłym mężem przebiegło niefortunnie, gdyż ten ją postrzelił (zabiłby gdyby nie interwencja Etain). Potym pomogła w zorganizowaniu akcji na Coruscant, choć uprzednio została porwana przez Ordo i Etain, by ci (wraz z innymi członkami operacji) mogli dowiedzieć się od kobiety kim jest i co robiła do momentu złapania. Potem, na prośbę Mereela, agentka wykorzystywała swoje stanowisko i dojścia, aby wykradać tajne informacje dla Skiraty. Do tego stopnia, że ucierpiała na tym jej koleżanka z pracy, Jilka. Besany zasadniczo porzuciła całe swoje dotychczasowe życie i podobnie jak Laseema, przeniosła się na Mandalorę.
Etain Tur-Mukan to dość skomplikowany przypadek. Kiedy czytelnik poznaje ją, ucieka przed pijanym przedstawicielem rasy Weequay, który chciał ją zgwałcić. Przed najgorszym uratował ją Ghez Hokan nietolerujący podobnych zachowań u swych podwładnych. Na jej szczęście nie wiedział, że jest poszukiwaną przez niego Jedi - Etain udało się przetrwać samej na okupowanej przez Separatystów planecie Qiilura, dopóki nie spotkała sklonowanych żołnierzy. Była młodą, niezbyt zdolną padawankę, która dopiero co straciła swego mistrza, dowiedziała się też, że wybuchła galaktyczna wojna, a ją mianowano generałem WAR-u (co jest dziwne, bo nie miała tytułu Rycerza Jedi). Skutki niedawnej próby gwałtu widać było (tylko) w jej postawie, kiedy po raz pierwszy natknęła się na okutego w zbroję klona, Darmana. Przeżycia z Qiilury mocno związały ją z żołnierzami z nowo powstałej drużyny Omega, zwłaszcza z wspomnianym Darmanem. Wraz z tajną operacją na Coruscant, ich zauroczenie szybko przerodziło się w romans. Ten zaś zaowocował ciążą. Niestety, o ile wcześniej jej stosunki ze Skiratą były poprawne, tak na wieść o jej ciąży, mandaloriański sierżant zachował się wobec niej okrutnie - nazywając ją egoistką, która wykorzystała (jego) Darmana i zasadniczo zabronił jej mówić mu o dziecku, jednocześnie dając do zrozumienia, że to on będzie nadzorować ich potomka (choćby przez wybór imienia, gdzie Etain została pozbawiona możliwości nazwania własnego dziecka. Miał to zrobić Darman, bądź właśnie Kal, w zastępstwie za klona, przed którym de facto on sam zataił tą kluczową informację). Jedi przyśpieszyła Mocą czas ciąży i urodziła chłopca na Mandalorze. Później, kiedy już Darman dowiedział się o własnym synu, oprócz pobicia Skiraty, miał pretensje do samej Etain. Na koniec ta młoda kobieta zginęła podczas Rozkazu 66, gdy rzuciła się na ratunek klonom przed przerażonymi padawanami, którzy próbowali przeżyć.
Jej usilne próby życia w zgodzie ze Skiratą wynikały głównie ze względu na Darmana. Ten, podobnie jak inni sklonowani żołnierze, był bardzo lojalni wobec swego sierżanta. Kal okazywał mu wiele troski i zrozumienia, co w pewien sposób urzekło samą Etain - ona, jako Jedi, była pozbawiona biologicznych rodziców i więzi z nimi. Chciała zapewnić przyszłość Darmanowi, dając mu namiastkę własnej rodziny, poprzez urodzenie syna. Warto zwrócić uwagę, że kiedy przekazała informację o swoim błogosławionym stanie (w nadziei, że Kal jej pomoże), ten obarczył ją całkowitą winą. Bo w oczach Mandalorianina, Darman był niewinnym dzieckiem (gdyż ten ma tendencję ignorować fakt, że klony są młodymi, ale dorosłymi ludźmi). Choć zarówno Darman jak i Etain dobrowolnie współżyli ze sobą, to jednak kobieta ponosiła konsekwencję ich intymnego spotkania i przez większą część historii odczuwała negatywne zachowanie Skiraty (który dopiero po jej śmierci doszedł do wniosku, że źle ją traktował).
Etain przez niemal cały czas była uzależniona od Skiraty i jego dobrej woli. To on mógł tylko jej pomóc, o czym była świadoma - w to wliczyć należy także jego nadzór poczynań młodej kobiety, poprzez innych sklonowanych żołnierzy, zaczynając od Zer, kończąc na Levecie, podwładnym samej Jedi. Jej prawo rodzicielskie było ograniczone i w pewien sposób wymuszone argumentem, że A) to dla dobra Darmana i dziecka, B) ona sama nie ma doświadczenia rodzicielskiego, C) gdyby się nie podporządkowałaby, odebrałby jej potomka. Potem wszak kod genetyczny nienarodzonego Kad'iki (jako połączenie genów Jedi i klona) był kartą przetargową wobec przetrzymywanej na Mandalorze badaczki Ko Sai. Znów, dla dobra Darmana i ogólnie wszystkich klonów. Chociaż Etain działała głównie z miłości do swego ukochanego i syna, jej relacje ze Skiratą były różne i często odnosiłam wrażenie, że ten manipuluje jej dobrymi intencjami, poprzez wmawianie jej winy, egoizmu, lub żerując na sympatii dla uciemiężonych żołnierzy.
Etain stała się częścią rodziny Skiraty, lecz ten w pełni zaakceptował ją jako swoją "córkę" dopiero, gdy ta zmarła, a Darman pogrążył się w rozpaczy.
Doktor Uthan była odpowiedzialna za tworzenie wirusa, który miałby zabijać tylko klony. Podczas potyczki na Qiilurze między Omegami, a Ghez Hokanem, została uprowadzona przez Republikę. Z jej więzienia (w psychiatryku) uprowadził ją klan Skiraty, aby zmusić ją do pracy nad spowolnieniem procesu starzenia się klonów. Toteż z więźnia Republiki, stała się więźniem Mandalorian. Z czasem zaczęła - jeśli nie utożsamiać się ze swymi "ciemiężycielami", to przynajmniej popierać i/lub rozumieć cel ich działania, choćby przez posiadanie wspólnego wroga w postaci Imperium. Według planów autorki, Uthan miała zostać żoną Mija Gilmara.
Jilka była koleżanką Besany z pracy. Gdy prawda o przestępstwie (jakim jest wykradanie tajnych danych i udostępnianie ich postronnych) popełnianym przez agentkę Wennen była bliska odkryciu, Gurlanie postanowili temu zapobiec. Wrabiając właśnie Jilkę, która została niesłusznie aresztowana i zamknięta w więzieniu. Skirata (jak i Zera) nie przejęliby się jej losem, gdyby nie poczucie winy Besany – z tego powodu postanowili odbić niewinną kobietę. Jednakże Jilka nie mogła już wrócić na Coruscant i zasadniczo jako osoba porwana, została zmuszona do zamieszkania na Mandalorze. Obcując z Mandalorianami i klonami (przy okazji będąc zmuszoną do gotowania dla tychże), zainteresowała się Correm. Według zapisek autorki dla możliwego zakończenia Imperial Commando 2, Jilka miałaby zostać dziewczyną/żoną tegoż klona (kolejna kobieta zakochana w sklonowanym żołnierzu i zamężna. Co z tego, że cierpiała przez działanie Besany/Skiraty, była uprowadzona i przetrzymywana wbrew swej woli, skoro i tak byłby happy end! Brzmi, jakby następna bohaterka nabawiła się syndromu sztokholmskiego...)
Arla Fett została już uprzednio opisana, przy okazji przymusowej asymilacji z Watahą Śmierci. Zasadniczo kobieta ta nie miała szczęścia w życiu - wpierw porwana przez żołnierzy Tora Vizsli, później zamknięta w wariatkowie, by na koniec znów być przetrzymywana wbrew własnej woli - tym razem przez klan Skiraty. Nie można się dziwić jej problemom psychicznym, ani nawet pragnieniu interwencji w jej własny umysł (planowane przez autorkę "wymazanie złych wspomnień"). Jednak czy można być pewnym, że była to jej dobrowolna decyzja, czy zwykłe, psychologiczne powielanie schematów gdzie po raz kolejny musiała dostosować się do grupy, która niejako ją więziła? Nawet, jeśli była dobrze traktowana, nie zmienia to faktu, że jej swoboda została ograniczona, a ona była pod stałym nadzorem. Sam pomysł autorki, aby związać tak pokiereszowaną psychicznie kobietę z Jusikiem (człowiekiem, który de facto porwał ją z psychiatryka) nie brzmi dla mnie jak szczęśliwe zakończenie dla biednej Arli, a raczej dalszy ciąg jej problemów - kolejne uzależnienie od kogoś wobec kogo jest bezsilna. Nie ma znaczenia, czy była dobrze czy źle traktowana przez Skiratę bądź jego rodzinę - czy istnieją podstawy, aby móc mówić o podjęciu przez nią przemyślanych decyzji o byciu częścią tegoż klanu? Arla Fett jest dla mnie dziwnym, nieszczęśliwym przypadkiem, którą autorka chyba dołączyła do fabuły, aby podkreślić jak złą organizacją była Wataha Śmierci, jednocześnie dając kolejny pretekst, jak "niedobry" Kal stworzył miejsce dla odrzutków i pokrzywdzonych pośród Mandalorian. Bo czy jest lepsza rodzina niż jego własna?
Jeśli ktoś nie zauważył, główną cechą wspólną wymienionych kobiet jest to, że każda z nich została kochanką lub żoną jednego z Mandalorian (bądź klonów, jeśli ktoś ich za takowych nie uważa). O ile Etain, Besany i (do jakiegoś stopnia?) Laseema były zakochanymi kobietami, które miały nieszczęście wplątać się w rodzinne problemy tegoż klanu, tak Jilka, doktor Uthan i Arla Fett zasadniczo zostały uprowadzone i zmuszone do życia w „nowej” rodzinie. Przypadek Arli już opisano wyżej, ale można zastanowić się jak wiele podobieństw było między nią a dwiema innymi porwanymi kobietami. Na ile działała zasada zależności i emocjonalnego zżycia między nimi, a ich „porywaczami”, a ile w tym było – sugerowanej przez autorkę? – realnej fascynacji osobą Skiraty, jego ukochanych synów-klonów czy samymi Mandalorianami?
Głównym celem tego artykułu było przybliżenie problemu, jaki pojawia się przy asymilacji "obcych" z Mandalorianami. Niektórzy z nich podjęli własny, świadomy wybór i skorzystali z okazji dołączenia do jakiegoś klanu. Byli tacy, których to adopcja zdarzyła się w skomplikowanych okolicznościach i można wręcz rzec, że był to wynik braku lepszych perspektyw na życie. Jednakże wiele przypadków "dołączenia", które znamy z literatury, jest albo stricte przymusowe, albo jest wynikiem silnych nacisków (czy to psychologicznych, czy fizycznych) ze strony danej grupy Mandalorian. Sam przypadek klanu Skiraty pokazuje, jak część z dołączonych osób zostały niejako zmuszone poprzez jego własne machlojki i działania. Można by się pokusić, że w odległej galaktyce istniał Mandaloriański Syndrom, który to powstawał u osób w jakiś sposób uzależnionych od Mandalorian. Do tego stopnia, że te - nawet wbrew sobie - przyjmowały ich zasady i akceptowały je jako własne, nowe życie. A potem cykl był powielany i błędne koło patologii zamykało się.
PRZYPISY
1 Dobrym oddaniem podobnej sytuacji może być pieśń „Pressgang” przedstawiająca przymusowe wcielenie do Royal Navy – człowiek zostaje siłą wcielony do służby, gdyż wyglądał na silnego, a było zapotrzebowanie na zwiększenie liczebności Królewskiej Marynarki. Ciekawym elementem jest końcówka, gdy po nieprzyjemnych przeżyciach, ów „ofiara” sama staje się „katem”, w podobny sposób rekrutując innych. Tak mogłaby wyglądać rekrutacja pośród Mandalorian – wcielona osoba w końcu zaczyna powielać doświadczone na sobie przeżycia i krąg „patologii” się zamyka.
2 Jak dla mnie najpewniejszy przykład syndromu sztokholmskiego.
3 Jedna z kobiet, która była zakładniczką podczas napadu na bank w Sztokholmie (od którego to wydarzenia wzięto nazwę dla opisanego wtedy po raz pierwszy syndromu) pobrała się z mężczyzną, który współuczestniczył we wspomnianym przestępstwie. Toteż wg mnie takie zakończenie wątku Arli tym bardziej definiowałoby ją jako osobę z syndromem sztokholmskim.
4 A przynajmniej w perspektywie uniwersum, bo chronologicznie historia Jango i Boby wyprzedzała późniejszy wkład Karen Traviss, więc siłą rzeczy Jango nie mógł postępować zgodnie z Sześcioma Zasadami.
5 Warto też wziąć poprawkę na samego Walona Vau, który bezpośrednio nie kłamie, lecz nie zawsze też mówi pełnej prawdy, manipulując słowami – widać to było m.in. w rozmowie z Zeyem, gdzie sprawnie Vau oszukał Jedi bez użycia kłamstwa.
Hashhana
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|