Relacje - StarForce 2013
 

Okiem Delty13:
Starforce 2013 za nami, szkoda że tak krótki choć nie wiem czy wytrzymał bym na dłuższą metę taki styl życia. Starforce zawsze będzie dla mnie specjalnym konwentem, pomyśleć że trochę ponad rok temu, na SF2012 pierwszy raz w życiu troopowałem w zbroi i osobiście poznałem część Vode. Oznacza to, że każdy SF to punkt obowiązkowy mojego kalendarza. Tak było i w tym roku i w tym roku SF także był wyjątkowy. Był to najlepiej zorganizowany konwent na jakim byłem. Ale zacznijmy od mojego początku.

Do CSW dotarłem przed 19.00 w piątek, muszę przyznać że tak ciepłego powitania się nie spodziewałem, tu specjalnie dziękuję damskiej części społeczności. Trochę pogadaliśmy i zabraliśmy się do pracy. A tej było jeszcze sporo. Mimo to był czas na babeczki i ciastka, wszystko wyrób domowy mniej lub bardziej lokalnych mandalorianek. Ale nie obyło się bez momentów grozy. Jednym z nich była sytuacja gdy z Iskrą zacięliśmy się w windzie... Gdy dzwoniliśmy po pomoc do kogo się dało za drzwi dobiegały znajome głosy i śmiechy. Usłyszałem między innymi "To znowu ty Delta?"; od Vode którego imienia nie wymienię ale powiem że ma nick od nazwy kosmicznego pasożyta. Spodziewaliśmy się, że za drzwiami będzie stało całe obecne M'y, mające doskonałą zabawę z naszego nieszczęścia. Niestety nie wiemy gdyż przed uwolnieniem winda zabrała nas na dłuższą wycieczkę, po czym odstawiła na pierwotnie zaplanowane piętro. Ważne że przeżyliśmy. Mimo to plotki zapewne będą krążyć... znów. Miałem także okazję w miarę spokojnych warunkach obejrzeć obóz i działa w nim stojące. Choć wspaniały twór Merr-Sonna nieco przyćmił konstrukcję Dinuirara to i jemu należą się gratulacje za bardzo ładną konstrukcję. Piątkowy wieczór i bardzo wczesna sobota przyniosły nieco rozluźnienia. Poświęciliśmy je głównie na rozmowy i żarty. Na jaw wyszły różne ciekawe fakty, ale wszystko co dzieje się na konwencie na nim zostaje. Prawie wszystko...

Sobota przyniosła ze sobą godzinę 0, kilku dopiero przybyłych Vode i robotę w kostiumie. Warunki w przebieralni były takie że żałowałem że nie zabrałem roweru bo na pewno ułatwił by po poruszanie się po niej. Za to także ogromny plus dla organizatorów. W miarę szybkie przebranie i do dzieła. Jak zwykle mnóstwo zdjęć, przerażonych dzieci i takich które roześmiane pozują do zdjęć. Ciekawe było to że chyba jednym dzieckiem które nie ma ze mną zdjęcia był chłopiec w kostiumie Jango Fetta. Skoro mowa o dzieciach, nigdy nie widziałem tak wielu tak dobrych kostiumów najmłodszych fanów. Gdybym nie był w zbroi to na kolana rzucili by mnie dwaj chłopcy kostiumach Rebel Trooperów, i jeszcze jeden w kostiumie Luke'a. Prezentowali tak wysoki poziom że aż poprosiłem Rybę o uwzględnienie zwrotów dla nich. Reprezentacja M'y jak zwykle zaprezentowała spory zapał do pracy, co widać na zdjęciach z niezależnych źródeł. I co bardzo ważne poziom jakości kostiumów jest coraz lepszy. Dodając do tego obóz który nadal będzie rozwijany jestem gotów stwierdzić że niebawem staniemy się konkurencyjną atrakcją w świecie SW. Zresztą z tego co wiem gdzie byśmy się nie pojawili pozostawiamy po sobie bardzo dobre wrażenie. Liczę, że SF nie był wyjątkiem. Miałem także przyjemność zamienić kilka słów z Braćmi Kulesza. Rozmawialiśmy o ich projektach, jak i o moich. Wielkim zaszczytem było dla mnie jak wysoko ocenili moje dzieła niezaprzeczalni eksperci w środowisku. Warte wspomnienia jest także że w końcu wiem co ja robię na konwentach! Moja obecność i działalność otrzymała fachowy termin "Deltowanie / Delting". A w jego ramach między innymi podpisywałem swoje figurki. Muszę pamiętać żeby przy najbliższej okazji podziękować Panu Morrisonowi że tak dobrze zagrał mnie. Po zakończeniu swojego dyżuru w beskar'gam, przebrałem się w mundur. Jak widać na zdjęciach w tym to dopiero można zaszaleć. Obecni na konwencie mogli zaobserwować zaciętą walkę imperium i Mando w Pazaaka. Okazało się że niezależnie od wyniku imperium zawsze przegrywa, ale walczyłem za honor i imperatora. Chyba przegrałem. Sobotni wieczór zapowiadał się nieco spokojniej. Pierwszym obowiązkowym punktem programu była noc gier planszowych. Wpierw jednak kawa. To było kilka minut prawdziwego wytchnienia, kawa torunianka obowiązkowo z pierniczkami, w miłym towarzystwie i malowniczej scenerii starego miasta nocą. Gdybym tylko wiedział że kroczę ku zasadzce przygotowanej przez jetise. Małą grupą dotarliśmy do celu, czyli na noc planszówek po chwili pojawił się mandalor ze swoją świtą. Ponieważ świta mandalora posiadała spore zasoby łakoci postanowiłem zająć się ich redystrybucją. Niestety zostałem zaatakowany od tyłu przez przeważające siły wroga. W obliczu śmierci zdążyłem już wypowiedzieć testament dotyczący wszystkich dóbr jakie posiadałem przy sobie. A jednak przetrwałem. Potem graliśmy w grę której dalej nie rozumiem, wiem tylko że kawałek drewna odgrywa w niej sporą rolę. Następnie rozłożyliśmy grę przez której instrukcję nie mogliśmy przebrnąć. Ciekawe że tylko ja zgłaszałem się na pytanie "kto umie czytać". Pewnie dla tego przylgnęły do mnie tytuły szlachecki i naukowy, Sir phd Delta. Nie rozegraliśmy nawet jednej rundy. Gdy padła komenda do wymarszu. Jak wszyscy porządni mando, skierowaliśmy swoje kroki do najgorszej speluny w mieście. Cel mieliśmy prosty, z rekrutować kolejnych mando i przemieścić się w miejsce pozwalające na spokojniejszą dyskusję. Tak też zrobiliśmy. Dyskusje trwały jeszcze
kilka godzin po północy, po czym udaliśmy się na spoczynek. Rano by uniknąć najgorszej roboty, sprzątania, udałem się w drogę powrotną do domu. To wszystko. Choć nie wszystko wspomniałem, część zapewne zapomniałem. Powiem tylko że na Starforce 2014 czekam z jeszcze większą niecierpliwością, i liczę że do tego czasu przeniosą Toruń bliżej Wrocławia.

Okiem Dinuirara:
Moja relacja ze StarForce będzie dosyć ograniczona, gdyż przez znaczną część imprezy zajmowałem się "koordynacją na średnim szczeblu dowodzenia".
Przyjechałem do Torunia w czwartek około 14:30. Po dotarciu do CSW zabrałem się za drobne naprawy działka do Mandaloriańskiego Obozu. Później tak jak i reszta z obecnych pomagałem przy budowie makiety jaskini (która wyglądała ostatecznie jak element scenografii ze Star Trek: The Original Series z 1966 roku). Pracowaliśmy do późna, potem poszliśmy do hostelu, gdzie panowały całkiem fajne warunki.
W piątek w CSW od rana do późnej nocy odbywały się prace przygotowawcze. Przez cały czas przybywali ludzie do pomocy.
Sobotę spędziłem do godziny 13:30 załatwiając różne sprawy "pomniejsze organizacyjne" oraz pomocnicze, później zająłem się troopingiem. Była to dla mnie najfajniejsza część konwentu. Krótko po wskoczeniu w beskar'gam poszedłem do naszego mandaloriańskiego obozu, gdzie ni stąd ni zowąd dostałem zadanie bycia częścią gry terenowej. Wymyśliłem że trzeba wygrać z którymś z Mandalorian w Pazaaka żeby dostać dalsze informacje dotyczące celu gry (czyli znalezienia Holokronu).
Około 18:00 impreza dobiegła końca dla odwiedzających. Zdjąłem pancerz i jeszcze przez chwilę udało mi się pograć w Kinect Star Wars. Chwilę potem wróciłem do rzeczywistości, zajmując się sprzątaniem po StarForce.
Niedziela minęła mi na koordynacji składania gablot oraz noszeniu stołów.
Jak więc widać z powyższej relacji, nie bardzo miałem ogląd na ogół imprezy, jednak praca w towarzystwie Mando jak zwykle była dużo ciekawsza.

Okiem Kuela:
StarForce 2013 odbył się w Toruniu, w ostatnią sobotę listopada tego roku. Wielu miało obiekcje, odnośnie tego, czy konwent w ogóle będzie miał miejsce, albo, że termin jest nie najlepszy. Ostatecznie organizatorzy zaskoczyli, mam wrażenie, wszystkich, którzy w nich wątpili.
Miejscem tym razem było Centrum Sztuki Współczesnej. Budynek, moim zdaniem, nadawał się idealnie. Zarówno sala prelekcyjna, przestronne korytarze i klatka schodowa, a także salki wystawowe- wszystko było dobrze usytuowane i spełniało swoją rolę. Miejscami robiło się tłoczno, a to tylko dlatego, że fani dopisali, zarówno ci najmłodsi, jak i starsi. Od początku do końca imprezy Centrum było wypełnione po brzegi. Zarówno mistrzostwa Polski w X-Winga, jak i konsole z grami Star Wars, wystawy modeli braci Kuleszów, strefa Lego, prelekcje, strzelnica, sklepiki, wioska Tuskenów, czy obóz Manda’Yaim. Wszystko to przyciągało uwagę rzeszy ludzi.
O Manda’Yaim dość już zostało powiedziane- trzeba tylko zaznaczyć, że procentowo największą grupą fanów na terenie konwentu byliśmy my właśnie. Nie tylko wśród organizatorów, ale i troopujących. Nasz obóz, usytuowany zaraz przy wejściu był obowiązkowym punktem do zwiedzenia dla wszystkich wchodzących. Słowem, byliśmy zauważalną siłą. Świadczą o tym setki zdjęć i duża ilość relacji, w których figurują nasi członkowie.
Tegoroczną edycję spędziłem, praktycznie w całości w zbroi, dlatego nie udało mi się wielu rzeczy zobaczyć, włączając w to gościa specjalnego, Garricka Hagona, czy chociażby mojego ulubieńca- Staszka Mąderka. Ale mam nadzieję nadrobić zaległości w przyszłości. A strat nie żałuję, bo przecież świetnie się bawiłem. Przyczyniło się do tego wielu członków naszej organizacji, dzięki którym Star Force był, jak zwykle, imprezą nie do powtórzenia.
Szkoda, że konwent trwał tylko jeden dzień. Choć to nie do końca prawda, bo jeśli ktoś został na niedzielne sprzątanie, wie, że Star Force trochę udało się jednak przedłużyć, w niedużej, ale wciąż silnej grupie.
Ze zniecierpliwieniem czekam już na Star Force 2014, a na razie pozostają kapitalne wspomnienia z tegorocznego konwentu. Dzięki wszystkim za to!

Okiem Dhadral:
Piątek:
Moja przygoda ze StarForce 2013 rozpoczęła się później niż w przypadku Ran i pozostałych, bo dopiero w piątek, ale za to rozpoczęła się totalnym chaosem i generalnym biegiem. Miałam tylko godzinę na zapakowanie się ze wszystkim. Tym niemniej o 19.20 byłam już na dworcu, a o 22.08 już w Toruniu, gdzie czekał na mnie komitet powitany. Tylko Moc jedna wie dlaczego to ja ich zgarniałam z peronu, a nie odwrotnie :P
Gdy dotarliśmy do CSW wpierw pełna entuzjazmu i olbrzymich pokładów energii witałam wszystkich po kolei , demotywując ich swoim zapałem. Piszczałam z radości jak dziecko na widok niemal każdej instalacji czy wystawy i ogólnie byłam bardzo, bardzo podekscytowana. Chciałam pomóc w przygotowaniach i jakoś wynagrodzić pozostałym fakt, iż zjawiłam się na miejscu tak późno. Jak się jednak okazało mój nadmiar energii był jednak na tyle duży, iż jakoś dziwnie oddziaływał z materią i czasem powodując liczne mniejsze i większe katastrofy. Od mojego potknięcia się o drewniana paletę leżącą w naszej „przebieralni”, przez spadający baner, aż po urwana rączkę od wózka. Po tych wszystkich eksperymentach Ran postanowiła co prędzej zabrać mnie na zaplecze by maksymalnie ograniczyć ilość katastrof które mogłam wywołać i zaznajomić mnie z planem na dzień następny.
Sobota:
Rano o mały włos nie zaspałam, całym szczęściem ran wywaliła mnie z wyrka. W CSW, szybciutko przebrałam się w swój strój. Razem z Rangka’rą ruszyłyśmy na górę, tam musiałam przejść przyspieszony kurs posługi Forcetrainerów. Przy akompaniamencie śmiechów wolontariuszy, którzy w ciągu kilku minut zamienili mój radosny entuzjazm w szewską pasję. Na szczęście ulotnili się nim zaczął się pierwszy dyżur. Praca z dziećmi byłą jak zwykle zabawna, choć było mi smutno gdy niektórym nie udawało się podnieść piłeczki. Ran musiała zniknąć wcześniej, bo wzywały ją inne obowiązki (ściślej została modelką :P ), na szczęście przysłała zastępstwo w postaci Alicji. Po zakończeniu dyżuru tułałam się trochę po terenie imprezy, obejrzałam wystawę, robiłam za posłańca i ogólnie świetnie się bawiłam biegając po piętrach (bo jak powiedziano winda jest dla tych którzy nie widzą stopni). Wokoło cały czas trwało poszukiwanie holokronu. Warto zapamiętać by następnym razem nie chować go pod schodami, ponieważ gdy pewnym momencie spadł na mnie obowiązek zaprowadzenia do tej skarbnicy wiedzy pewnej grupy zainteresowanych, wyrżnęłam głową w sufit. Ot i tyle z powagi przewodnika :P Wspaniałą zabawą było robienie wspólnej fotek, choć na 90% zdjęć mam niezwykle głupią minę (tylko ja mogłam ustawić się do zdjęcia jedząc pizzę). Później miałam mieć koleiny dozór przy Forcetrainerach, ale poprzednia grupa zgłosiła, ze źle działają i zamknęła punkt. Dało mi to dodatkowy czas na zabawę, przyłączyłam się do grupy robiącej origami i pod opieką Gai zrobiłam papieru gwiezdny niszczyciel (chciałam zabrać go do domu, ale niestety ktoś na nim usiadł). Następnie razem z Gają udałam się na spotkanie z Garrickiem Hagonem. Spotkanie było wspaniałe. Ale to nie był jeszcze koniec dnia. Ran razem z Rybą musieli pojechać na kolację z gościem specjalnym, spora część paczki udała się do Kotłowni, ale na szczęście na Nocy Planszówek było nas dostatecznie wielu by dobrze się bawić. Iskra, Ran i Ryba dołączyli później i zabawa trwała dalej. Grałam w tak niesamowite gry jak: Jungle Speed czy Labirynt. Prawdę mówiąc mogła bym się tak bawić o wiele dłużej, ale pozostali byli zmęczeni. I wcale im się nie dziwie, biorąc pod uwagę cała ciężką pracę jaką włożyli w przygotowanie StarForce.
Niedziela: niestety ani Ran ani ja nie mogłyśmy pomóc pozostałym w sprzątaniu. Bowiem jeszcze przed południem wyruszyłyśmy w podróż do domu.
Ogólnie podsumowując było wspaniale.

Okiem X-Yuriego:
StarForce... jednodniowy zlot na który wyjechałem w środę wieczorem by wrócić w poniedziałek rano. Cztery dni z członkami M`y, w różnym natężeniu. Cztery dni organizowania, uczestniczenia i dezorganizowania StarForce'a.

Nie będę relacjonował zbyt dokładnie całości, to lepiej zrobili już inni. Tak więc ogólnie jedynie patrząc, powiem, że był to mój najlepszy StarForce jak dotychczas. I jak co roku. Powrót do korzeni i CSW był świetną ideą - toruńska lokacja z przed dwóch lat nie była zła, ale była oddalona od centrum zbyt mocno jak dla mnie. 3 dostępne dla SF poziomy (Parter, 2 i 3 piętro) dawały idealną wręcz przestrzeń dla wszelkich punktów - wszystko można było dobrze porozkładać, nie było ani ciasnoty ani zbyt wiele wolnego miejsca. Z punktu widzenia strojowego niesamowita była sala używana jako przebieralnia - nie przesadzę zbyt mocno (albo i w ogóle) jeśli powiem, że w ramach tejże na jednego przebierającego się przypadało więcej miejsca niż na takim Pyrkonie 2013 mieliśmy dla siebie WSZYSCY!

W sobotę w samej imprezie uczestniczyłem w pewien sposób 'dwuetapowo' - to jest najpierw chodząc w zbroi jakoś ponad 4 godziny (od początku imprezy do wspólnej M`y-fotki), później w cywilu. W pierwszym przypadku ciężko mówić o uczestniczeniu, ot, chodziłem po całości obiektu regularnie dając się fotografować z chętnymi, często jak w jakimś bardziej ruchliwym miejscu mnie przyszpilono to kilka minut tam spędzałem, pozując z dziećmi (i nie tylko) wymieniającymi się miejscem obok mnie. Poczyniłem już refleksję z tym związaną przy okazji Wałbrzycha, ale powtórzę - dzieciaki na takiej czysto-SW imprezie są mocno inne od przypadkowych jakie można spotkać podczas akcji w galerii handlowej. Są... małymi fanami po prostu. Często TCWowymi, ale, czerpiącymi radość ze swojego obcowania z SW w takiej formie, i z obcowania z postaciami w kostiumach na zlocie.

Po tym jak zdjąłem zbroję mogłem trochę swobodniej poruszać się po obiekcie - widziałem, jak wielka popularnością cieszy się zlot. Właściwie wszystkie atrakcje były oblegane, w większości trzeba było czekać w kolejkach. Po prostu... było świetnie.

Byłem na czterech poprzednich edycjach, byłem na tej, z pewnością będę na kolejnych. Bo to StarForce. Warto.

Okiem Rangka'ry:
Dla mnie SF rozpoczął się już w czwartkowe popołudnie. Niedługo po moim przybyciu na miejsce wraz zresztą obecnych rzuciłam się w wir pracy. Pierwszym zdaniem z którym przyszło mi się zmierzyć była pomoc przy budowie jaskini na ostatnim piętrze Toruńskiego CSW. Stworzenie jaskini z papieru oraz foli budowlanej było wielce ciekawym wyzwaniem pod względem konstrukcyjny. Momentami nawet trochę frustrującym, szczególnie kiedy od foli zaczęły odklejać się skały, ale dało się to odreagować gniotąc kolejne kartki na rzeczony materiał skalny. Dzięki pomocy dużej ilości taśmy klejące, linki oraz zszywacza do papieru udało nam się uporać z wszelkimi przeciwnościami i ukończyć to zadanie z powodzeniem. Powstało abstrakcyjne dzieło stuki na miarę CSW co najmniej. Nieliczne jednostki biorące udział w budowie tego tworu pokusiły się nawet o próbę interpretacji ukrytych znaczeń dzieła naszych rąk (sic!). Oczywiście skończyliśmy pracę dopiero późnym wieczorem.

Piątek kolejny dzień wypełniony przygotowaniem SF. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przybyciu do CSW była inspekcja naszej jaskini. O dziwo nasza myśl technologiczna okazała się na tyle dobra, że jaskinie nie rozpadła się przez noc. Było to bardzo miłe zaskoczenie. Następnie wraz z młodym Gajowym i przy wsparciu naszego wspaniałego Mandalora zabrałam się za gabloty. Skręcenie 12 gablot, choć nie bez pewnych komplikacji, poszło nam na wyraz sprawnie. Dobra organizacji pracy działa cuda jak widać. Nasunęło mi to pewną myśl, że chyba nadaję się na poganiacza niewolników. W międzyczasie do CSW przybywali inni członkowie M'Y od razu zabierając się za przydzieloną im pracę. Bardzo miło było zobaczyć nowe dla mnie twarze, które wreszcie mogę zacząć kojarzyć z nickami. Oczywiście nie obyło się też bez, chyba standardowego przy okazji organizacji jakiegokolwiek wydarzenia, noszenia ławek, stołów oraz krzeseł. W międzyczasie okazało się ze przywiezione na warsztaty Ari sztalugi nie mają podkładek, więc ze zdobycznych kartonów próbowałyśmy posklejać kilka. Mimo skrajnego przerażenia spowodowanego świadomością możliwości rzucenia modelu mistrza Yody udało mi się przenieść go nie uszkadzając przy okazji. Najlepszą jednak pracą było ustawienie naszego obozu. Późnym wieczorem chwilą wytchnienia dla mnie była wycieczka na dworzec po Dhadral. Której energia i entuzjazm pozwoliły choć trochę podładować mi swoje już bardzo wyczerpane baterie sił. (Dzięki Ci siostro!) Tego dnia jak tylko wróciliśmy do hostelu zasnęłam prawie natychmiast.

Sobota wielki dzień. Wstanie rano okazało się nie lada problemem dla mnie tego dnia. Zresztą chyba nie tylko dla minie. :D Szybko wraz z Dhadral wyszłyśmy z hostelu biorąc śniadanie ze sobą na miejsce. Dokonałyśmy krótkiej inspekcji jaskini i poszłyśmy się przebrać w nasze stroje. Dziwnym uczuciem było przebierać się w strój Jedi pośród tylu Mandalorian. Znowu udałam się do naszej jaskini tym razem już, aby objąć swoją wartę przy Forcetrainerach wraz z Dhadral. Widok Jedi i Sitha ramię w ramię udzielających młodym adeptom instrukcji jak korzystać z mocy w celu podniesienia piłeczki musiał być dość intrygujący dla odwiedzających naszą atrakcję ludzi. Kolejny przydział dał mi trochę w kość. Trudno było mi wysiedzieć przez prawie 1,5 h nie ruszając się jako model na warsztatach rysunkowych prowadzonych przez Ari. Skończywszy ten przydział mogłam poszwendać się trochę po budynku CSW oglądając wystawy i inne atrakcje. Posiedzieć trochę w naszym obozie rozmawiając z innymi członkami M'Y. Z tego miejsca chciałabym pozdrowić innych konspiratorów oraz naszego niedoszłego przywódcę puczu. Moje kręcenie się po SF przerwane było tylko kolejnymi dyżurami przy Forcetrainerach od czasu do czasu. Wieczorem po całej imprezie część z nas udała się na Noc Planszówek do Feniksa. Udało nam się zagrać nawet w dwie gry zanim wszyscy skapitulowali już ze zmęczenia.

W niedzielę rano niestety musiałam wrócić do domu i nie mogłam pomóc w sprzątaniu CSW. Uważam, że był to jeden z najlepszych SF. Choć pierwszy raz brałam udział także w jego przygotowywaniu.

Okiem Serim'iki:
29.11.2013 r
Kiedy przybyłam późnym popołudniem CSW wyglądało już naprawdę StarForcowo, jednak nieco sennie. Pojedynczy Mandalorianie i ludzie z TISWu przenosili rzeczy z punktu A do punktu B i z powrotem jednak zapał przygotowań opadł na chwilę z powodu oczekiwania na kolejne transporty. Zniknęłam na dłuższą chwilę dopiąć kilka rzeczy w sprawie warsztatów, a kiedy wróciłam przygotowania wrzały.
Modele Kuleszów były ostrożnie przenoszone korytarzami, windy się zacinały, szkło w antyramach trzeszczało groźnie, grafiki przekrzywiały się uparcie, a gabloty rozkręcały, mimo to wiele udało się zrobić i do wpół do pierwszej większość ludzi poszła odpocząć i jedynie Iskra i Ryba pozostali czekając wytrwale na obóz Tuskenów.
30.11.2013 r
Kolejny dzień rozpoczął się o wiele, wiele za wcześnie, ale po kilku łykach kawy i energetyków większość ludzi ponownie była na nogach szykując wszystko przed oficjalnym otwarciem bram. Początek był jak zwykle nieco ospały, nie wszyscy dotarli jeszcze z różnych zakątków miasta. Miałam okazję spokojnie przyuczać idealną liczbę uczniów (czyli jednego) i jednocześnie odwdzięczyć się choć trochę Ran za pozowanie poprzez rysunek. Za to koło południa tłumy zaczęły pojawiać się w CSW i na wszystkich atrakcjach. Wtedy dwie godziny zniknęły zanim się obejrzałam kiedy Vassk dzielnie pozował na stojąco, a ja próbowałam wspomóc w rysunku całkiem liczną grupę. Nadeszła jednak chwila na grupowe zdjęcie, więc wszyscy zebrali się na zapleczu. Tak naprawdę zanim jeszcze dzień się zaczął już chylił się ku zachodowi. Uroki szybko mijającego czasu kiedy się jest zapracowanym. Wytrwale wystał jeszcze jako model senacki strażnik (naprawdę podziwiam jak bardzo nieruchomo stał O.O) i warsztaty dobiegły końca. Zbiegałam szybko teren CSW podziwiając lodowego Yodę i spotykając w przelocie mando, ale tak naprawdę był już czas zbierać się na spotkanie z Garrickiem Hoganem. Aktor, którego niestety mało się napatrzyliśmy w filmie, okazał się kopalnią zabawnych anegdot z planu i konwentowego życia (moi faworyci: wyścig na arabskich koniach z Markiem Hamillem dzień przed kręceniem Nowej nadziei i kawałki wykładziny sprzedawane jako fragmenty Titanica!). Z mniejszym lub większym trudem skomunikowaliśmy się jak rozegrać to wydarzenie i pod koniec wraz z Rybą wstaliśmy podziękować naszemu gościowi drobnym prezentem.
W chwilę później zostałam kompletnie zaskoczona wiadomością, że to jeszcze nie koniec Star Forca i ratując się wpadnięciem na chwilę do domostwa Iskry ruszyłyśmy razem i jeszcze w zacnym towarzystwie Ran i Ryby na końcową kolację Star Forcową. Po wymianie szczegółów kulinarnych na temat różnic między kluskami śląskimi, a wszelkimi innymi tworami mączno - ziemniaczanymi i pożegnaniu z Garrickiem w końcu, jako chyba ostatni dotarliśmy do Feniksa gdzie w najlepsze trwało po starforcowe planszówkowanie. Ciężkie przygotowania do SF jednak wszystkim dały się we znaki i o haniebnej, drugiej godzinie, większość padła w objęcia Morfeusza.
01.12.2013
Bardzo senna niedziela upłynęła, jak można się domyśleć, na żegnaniu się, odjeżdżaniu, sprzątaniu i jedzeniu zacnej drożdżówki.

Okiem Ryby:
Przygotowania do StarForce zaczęły się na dobre miesiąc przed imprezą. Wiele spraw organizacyjnych było w rękach członków Manda’Yaim. Bardzo dużą, jeżeli nie największą pomocą w przygotowaniu tegorocznej edycji było zaangażowanie Iskry. Z dostępnych na nasz nietypowy zimowy termin lokalizacji wybraliśmy Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu”, wracając tym samym do korzeni gdyż to właśnie w tym budynku odbyła się pierwsza edycja w 2009 roku.
Spotkania organizacyjne w CSW przebiegały w bardzo przyjemniej atmosferze i od pracowników obiektu otrzymaliśmy wiele rad jak najlepiej wykorzystać pomieszczenia oraz jaki sprzęt i skąd najlepiej zdobyć. Tak w ostatnich tygodniach przed imprezą zarezerwowaliśmy ramy, sztalugi, stoły, krzesła i zrobiliśmy trochei zakupów najpotrzebniejszych rzeczy.
Działania na terenie CSW rozpoczęliśmy już w czwartek kiedy na plac boju przybyli pierwsi Mandalorianie spoza Torunia Rangka’ra, Dinuirar i Yuri oraz brat Gajowego, zwany Gajowym. Warto zaznaczyć, ze nasz Mandalor przybył do Torunia jako pierwszy. Pierwszym zadaniem było zbudowanie jaskini na trzecim piętrze budynku. Po kilku testach wybrano najlepszą technologię i przystąpiono do właściwej realizacji.
Piątek był dniem kiedy ostatecznie plany trzeba było wcielić w życie, zwieść wszystkie wynajęte wcześniej rzeczy, udzielić wywiadów lokalnym mediom, wprowadzić ostanie poprawki do planu rozmieszczenia atrakcji w CSW oraz zaimprowizować wszystko to o czym zapomnieliśmy. Osób do pomocy przybywało przez cały dzień. Mam tylko nadzieję, że przy wspaniałym chaosie organizacyjnym wszyscy bawią się tak dobrze jak ja.
Co bardzo różniło ten SarForce od poprzednich to brak parady. To spowodowało, że zwiedzający nie przybyli wszyscy naraz, ale schodzili się stopniowo i w budynku utrzymywała się mniej więcej stała ilość zwiedzających.
Obok corocznej wystawy modeli Katarzyny Anuszewicz-Kulesza oraz Braci Adama i Marka Kulesza mieliśmy kilka nowych atrakcji. Na wystawie zagościły prace Mariusza Gandzla, rysownika pracującego obecnie przy grach Star Wars wydawanych przez Fantasy Flight Games. Typowo zimowym punktem programu był rzeźbiony podczas imprezy mistrz Yoda z lodu. Dla uczestników przygotowaliśmy grę terenową, która prowadziła ich przez kolejne atrakcje.
Przy współpracy z toruńskim sklepem z grami planszowymi zorganizowaliśmy Mistrzostwa Polski w grę bitewną X-wing. Na turniej przyjechali gracze z całej Polski, przez co było to największe wydarzenie tego typu w Polsce.
Premierę na StarForce 2013 miał mandaloriański obóz. Atrakcja, która bardzo naturalnie żyje własnym życiem, przez co praktycznie obsługuje się sama i mam nadzieję postawić obóz na jeszcze nie jednej imprezie.
Niedziela była dla większości czasem powrotu do domu i sprzątania, dla mnie był to czas spędzony z Garrickiem Hagonem, gościem specjalnym StarForce 2013. Wybraliśmy się na ulicę Obi-wana Kenobiego w Grabowcu i zostaliśmy ugoszczeni na chwilę w domu Leszka Budkiewicza. Garrick był bardzo zadowolony z wizyty oraz z okazanej mu gościnności. Opowiadał tez o kilku eskapadach na konwenty w których brał udział razem z członkiem honorowym Manda’Yaim, Jeremim Bullochem.
Po odwiezieniu naszego gościa na lotnisko zajrzałem jeszcze do CSW gdzie trwały ostanie prace porządkowe i przygotowywano rzeczy do rozwiezienia w poniedziałek rano. Bardzo spodobał mi się fakt, iż nasz Mandalor niczym kapitan okrętu pierwszy przybył do Torunia w czwartek i ostatni w niedziele wyjechał.
Czego zabrakło w tym roku to bardziej rozbudowana część fandomowa, która zwykle służyła jako źródło zabawy dla tych, którym nie wystarczała satysfakcja we współorganizacji właściwej części imprezy. Myślę jednak, że satysfakcję Mandalorianie, którzy przyłożyli ręce do StarForce powinni odczuwać, ponieważ zarówno od środka jak i sądząc po opiniach uczestników impreza była udana. Jest to o tyle ważne, ze pierwszy raz Manda’yaim występowało w roli współorganizatora.
Z niecierpliwością oczekuję nowych wyzwań oraz miłej współpracy przy przyszłorocznej edycji.


Poniżej wybór fotek skupiających się na M`y, po bardziej ogólną galerię ze zlotu zapraszamy tutaj.







 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,951,195 unikalne wizyty