Kronika, część 6
 
Kronika, część VI

+++Inicjalizacja+++
+++Losowa kronika+++
+++Inicjalizacja+++
+++Kod autoryzacji zgodny+++
+++Odtwarzam+++


Na razie panował względny spokój. Dochodziła piąta rano czasu lokalnego. Kuel nie spał. Nie mógłby zmrużyć oka. Patrzył na obce ściany wynajętego pokoju i ledwie słyszalnym szeptem wymieniał imiona wszystkich znajomych osób, o których pamiętał, a których nie było już wśród żywych. Był im to winien. Aay’han. Wszyscy oni zginęli i może tylko dzięki temu on mógł żyć dalej. Wspominanie ich imion każdego wieczora było sposobem na pamiętanie i oddanie im czci.

Na końcu tej litanii, brutalnie, jakby znienacka, zupełnie niechciane pojawiło się jej imię.

Aisha...

I nastała cisza. Zupełna, niczym nie zagłuszana. Ile to już czasu minęło? Choć Ha’rang starał się ze wszystkich sił przypomnieć sobie, w tej chwili nie potrafił. To się stało tak nagle. Któregoś dnia zwyczajnie źle się poczuła. Lekarz postawił diagnozę. Choroba w stanie uśpienia. Aisha mogła być nosicielką przez wiele lat, nawet o tym nie wiedząc. I właśnie wtedy komórki uaktywniły się. Doktor nie znał tej dolegliwości. Mogła zostać przywieziona z każdej planety, jaką wspólnie odwiedzili przez tyle lat. Kuel nie miał pojęcia co robić.

W tym momencie lekarz odwiódł go na bok i wyszeptał do ucha, że prawdopodobnie zostały jej około 24 godziny. Ha’rang był porażająco bezsilny. Czuł na barkach tak ogromny ciężar, gdy siedział na krawędzi jej łóżka. Przez tyle lat walczyli w bitwach, brali udział w misjach różnego rodzaju. Nieskromnie mógł przyznać, że kilka razy uratował ukochaną z opresji. A teraz? Nie mógł zrobić nic. Obiecywał lekarzowi złote góry, dostatnie życie, wszystko co posiadał. Jednak medyk tylko rozkładał ramiona i wreszcie z bólem na twarzy wsiadł do śmigacza i odjechał.

Miała 24 godziny. Walczyła trochę ponad 48. Kuel nie opuścił jej przez cały ten czas. Siedział przy jej łóżku i widział jej blednącą twarz, uwydatniające się żyły. Poza tym nie było właściwie nic. Choroba zabijała w ciszy i spokoju. Był tam też ich syn. Dane dzielnie to znosił. Musiał. Był Mandalorianinem. Gaanla się nie pojawiła. Kuel dawno stracił nadzieję, że jeszcze kiedyś o niej usłyszy. Nie miał tego za złe córce. Podjęła decyzję. Miał tylko nadzieję, że o nich nie zapomniała.

Wreszcie późno wieczorem, Kuel posłał Dane’a do łóżka i kilka godzin później, w środku nocy, Aisha wypowiedziała ostatnie słowa... Do końca się uśmiechała... Do końca go kochała...

Budzik piknął cicho, oznajmiając wybicie godziny. Kuel wyrwał się z ponurych myśli. W ciszy wstającego dnia, gdzieś daleko usłyszał krzyki. Westchnął głęboko i wstał. Wszystko miał przygotowane, cały ekwipunek na sobie. Włożył tylko hełm i już miał wychodzić, gdy jego wzrok padł na malutki holograficzny wyświetlacz leżący na stoliku. Sięgnął po niego i z pieczołowitością włożył za pas.

Wynajął mieszkanie w jakimś starym domu w Keldabe, wczoraj wieczorem. Spędził w nim tylko dwie ostatnie godziny. Wiedział, że mimo to go znajdą. Im szybciej, tym lepiej. Pora była dobra, część miasta też- nie będzie żadnych gapiów i postronnych ludzi. Zszedł po schodach na parter i otworzył drzwi.

Chłód poranka poczuł nawet przez zbroję i kombinezon. Światło ze Wschodu powoli przepędzało mrok nocy. Na placu przed budynkiem ustawił się oddział szturmowców z oficerem i, co zaskoczyło Ha’ranga, maszyna krocząca AT-ST. Zaskoczyło, ale nie zbiło z tropu. Pewnym krokiem ruszył w stronę żołnierzy. Oficer przytknął do ust megafon:

-Stać!

Kuel wykonał polecenie. Był świadom czekającego go losu. Był go świadom już wczorajszego wieczora, kiedy samotnie wdarł się do Imperialnego garnizonu w Keldabe i zabił tam piątkę Mandalorian. Niektórzy mówili, że to obsesja. Że Straż Śmierci nie miała nic wspólnego ze śmiercią Aishy. Ale Kuel potrzebował kogoś, kogo mógł obarczyć winą za tamten wieczór. Przez ostatnie lata śledził i eliminował byłych i aktywnych członków tej organizacji. Gdy dowiedział się, że Imperium jest na Mandalorze wspomagane prze kilku Mandalorian ze znakami Straży na zbrojach, nie wahał się długo.

-Rzuć broń! –Wydał kolejne polecenie oficer.

Ha’rang doskonale wiedział, że tak skończy się rajd na garnizon. Zbyt długo czekał jednak na okazję. Pięciu z nich zabrał ze sobą. Dane jest już dorosły - zrozumie to. Tu chodziło o czystą zemstę, a jeśli teraz zginie... No cóż. Aisha i tak czekała długo. A on sam nie miał sił czekać dłużej.

Dziewiątka szturmowców celowała do niego. Działko AT-ST także. Powoli wyciągnął jeden blaster z kabury, schylił się i posuwistym ruchem posłał go w stronę oficera. W czasie gdy ten śledził przesuwającą się broń wzrokiem, Kuel wyszarpnął drugi pistolet i strzelił. Oficer oberwał prosto w głowę i padł na plecy z dziurą w twarzy. Mandalorianin nie widział tego. Biegł w stronę maszyny kroczącej. Wpadł między jej nogi, gdzie miała martwe pole ostrzału. Stamtąd posłał strzały w kierunku szturmowców. Kilka blasterowych błyskawic dosięgnęło Ha’ranga, ale wszystkie rozproszyły się na zbroi. Za to jego strzały były zabójczo precyzyjne. Połowa oddziału padła martwa.

Kierowca maszyny kroczącej w tym czasie próbował przesunąć pojazd na taką pozycję, by mieć Kuela w zasięgu. Ale Mandalorianin był na to przygotowany. Odczepił od pasa magnetyczny ładunek wybuchowy, uaktywnił go i przyczepił do stalowej nogi AT-ST. Miał trzy sekundy. Rzucił się biegiem, ale fala uderzeniowa i tak posłała go na ziemię. Wokół niego zaroiło się od rozgrzanych odłamków...

Gdy chmura pyłu opadła, Ha’rang powoli się podniósł. Wszyscy szturmowcy leżeli martwi, lub ogłuszeni. Wszystko wskazywało na to, że jednak mu się udało... I nagle poczuł ostry ból w klatce piersiowej. Każdy oddech sprawił mu trudność i ból. Sięgnął ręka. Między płytami kombinezon był mokry od krwi. Kuel westchnął i powoli osunął się na kolana. Rana była poważna. „A więc jednak...” pomyślał.

Odgłos wybuchu przyciągnął kogoś. Mandalorianin ujrzał dwie postaci biegnące ku niemu. Obraz jednak powoli się rozmazywał. Gdyby nie podtrzymało go silne ramię, upadł by na plecy. Spojrzał w górę, prosto w twarz Kala Skiraty. „Jaki ten świat mały...” chciał powiedzieć, ale z jego ust wydobył się tylko jęk.

-Spokojnie. –Przemówił Skirata. –Ograniczaj ruchy. Dasz radę. –Jego zatroskana twarz wypełniła wizjer hełmu. Zaczął uciskać ranę na piersi, by zmniejszyć upływ krwi, ale to powodowało tylko większy ból.

Kuel próbował odepchnąć Skiratę, ale w tym momencie przypomniał sobie jeszcze o jednej rzeczy. Ważnej rzeczy. Jego ręce powędrowały w stronę paska i zaczęły mocować się z zaczepami. Kal zauważył to, czego szukał, wyciągnął i podał mu. Ha’rang znalazł przycisk i uaktywnił wyświetlacz holograficzny. Pokazał się niewielki, trójwymiarowy obrazek przedstawiający roześmianą kobietę. Kobieta poprawiła włosy i zerknęła filuternie w stronę domniemanego obiektywu. I to było właściwie całe nagranie, które wyświetlacz powtarzał w kółko od nowa. Skirata ściągnął Kuelowi hełm. Z kącika ust sączyła się krew, a oczy, na wpół już przymknięte uporczywie wpatrywały się w obraz. Na wykrzywionej cierpieniem twarzy pokazał się jednak cień uśmiechu.

Trwało to chwilę, zanim zniecierpliwiony Walon Vau przyklęknął obok Kala i sprawdził puls rannego.

-Nie żyje... –Powiedział. –Musimy się stąd zabierać. Imperialni zaraz tu będą.

Skirata wyłączył wyświetlacz i zamknął na nim dłoń Kuela.

-Jesteś już z nią, vod. –Powiedział cicho. –Nie będziemy wam już przeszkadzać...

+++Koniec pliku+++

+++Brak kolejnego pliku.+++


Kuel


 

Komentarze
 
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
 

Dodaj komentarz
 
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
 
 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,819,191 unikalne wizyty