Kronika, część 4
 
Kronika, część IV
+++Inicjalizacja+++
+++Losowa kronika+++
+++Inicjalizacja+++
+++Kod autoryzacji zgodny+++
+++Odtwarzam+++


Statek osiadł na lądowisku. Łapy podwozia zazgrzytały na rzeźbionych kamieniach antycznego kompleksu świątynnego. Rasa, która wzniosła budowle na Trippoa została dawno zapomniana przez historię. Obecnie nieprzebytą dżunglę planety zamieszkiwały miliony gatunków istot, jednak żaden z nich nie należał do tych rozumnych.
Trippoa leżała jednak w Przestrzeni Huttów, co oznaczało, że pradawne budynki nie należały do opuszczonych. Na lądowisku pojawiła się para droidów serwisowych oraz kilku ochroniarzy, którzy tylko pozornie wydawali się niezainteresowani przybyłym właśnie pojazdem. Rufowy właz frachtowca typu Kom’rk otworzył się, a po wysuwanym trapie zszedł na powierzchnię Mandalorianin w pełnej zbroi koloru kobaltowego.
Pewnym krokiem przemaszerował przez płytę lądowiska. Spojrzenie zza wizjera w kształcie litery T prześlizgiwało się między kolejnymi strażnikami. Wreszcie, gdy skręcił w stronę drzwi prowadzących w głąb kompleksu, jeden z nich zastąpił mu drogę. Devaronianin o imponującym porożu i karmazynowej skórze górował nad człowiekiem w zbroi, lecz to zdawało się nie zrażać przybysza. Charakterystyczna przysłona hełmu zwróciła się w stronę obcego.
- Jakiś problem? - Głos Mandalorianina zniekształcony przez głośniki hełmu zabrzmiał niepokojąco cicho i gardłowo.
- Broń. - Warknął strażnik, wskazując kabury u pasa opancerzonego wojownika.
Przez krótką chwilę stali bez słowa, wpatrując się w siebie. Wreszcie jednak przybysz sięgnął wolno i wydobył bliźniacze pistolety blasterowe Westar-35. Podał je Devaronianinowi. Tamten zatknął broń za pasem na plecach i uważnie przyjrzał się Mandalorianinowi. Przez chwilę badał wzrokiem karwasze na przedramionach wojownika.
- Jeden fałszywy ruch - wycedził, szczerząc ostre jak brzytwa kły, - a osobiście przegryzę ci gardło.
Nie doczekawszy się odpowiedzi odwrócił się i nakazał podążać za nim. Weszli na teren kompleksu. Porośnięte mchem i pnączami mury skrywały labirynt wąskich korytarzy i przejść przerywany od czasu do czasu otwartymi dziedzińcami. Jeden z takich placów, otoczony imponującą kolumnadą poprowadził ich do imponującej budowli. W zapomnianych czasach - zanim planeta znalazła się pod kontrolą Huttów - to musiał być główny ośrodek miejscowego kultu. Kamienne ściany budynku od podstawy aż po sam szczyt pokrywały wyblakłe od słońca reliefy. Sens przedstawionych na nich scen ginął gdzieś w pomroce dziejów.
Devaronianin kiwnął głową kolejnej parze strażników pilnującej wejścia. Masywne drzwi uchyliły się i po chwili wszyscy byli już w środku. Sala mimo swych pokaźnych rozmiarów była duszna i sprawiała klaustrofobiczne wrażenie. Winne były nie tylko ciężkie kamienne mury, ale też panujący tam półmrok i zawieszone w powietrzu kłęby dymu. Większą część komnaty zajmowały dwa szerokie, kamienne podesty. Dawniej zapewne tam znajdowały się ołtarze. Obecnie jedno podwyższenie zaadaptowano na scenę. Wirowały na niej dwie tancerki przy akompaniamencie szybkiej, rytmicznej muzyki granej przez rodiański zespół. Po przeciwnej stronie, na drugim z podestów urządzono tron. Ogromne siedzisko całym sobą wypełniał Hutt Rokko.
Wielkie, podobne do ślimaka cielsko, przyozdobione kolorowymi piórami lokalnego ptactwa drgało w rytm melodii. Szeroka paszcza uchylała się, ukazując ohydny, czarny język. Wielkie, jaszczurze ślepia nie spuszczały wzroku z kobiet na scenie. Rokko był typowym przedstawicielem swojego gatunku.
Devaronianin dał znak, by zaczekać i sam udał się w kierunku tronu. Mandalorianin został pod drzwiami i uważnie rozglądał się po sali, korzystając z funkcji swojego hełmu - zoomu oraz szerokokątnego pola widzenia. Przez chwilę przyglądał się tancerkom na scenie. Jedna z nich była Zeltronką, druga kobietą rasy ludzkiej. Ta druga zwróciła uwagę, ubrana w fantazyjny kostium z piór w kolorze głębokiej czerni. Nie był to oczywisty dobór kolorów dla tak egzotycznej scenerii, ale pasował idealnie do jej szarych oczu i ciemnych, delikatnie farbowanych purpurą włosów. Odwróciła się w jego stronę i ich spojrzenia się przecięły - ona nie mogła widzieć jego oczu, ale Mandalorianin i tak momentalnie odwrócił wzrok.
- Ha’rang! - Zadudnił nagle w całej komnacie głęboki głos Rokko. Hutt próbował wykręcić swe cielsko w taki sposób, by widzieć stojącą przy wejściu postać. - Ha’rang!
- Jestem tu, Rokko. - Kuel zszedł po stopniach i stanął na środku pomieszczenia, między podestami. Kątem oka widział, jak z zakamarków sali wychynęli zaciekawieni dworzanie, a także kolejni strażnicy.
- Powiedz, że go masz. Powiedz, że go masz, Mando! - Obślizgły gospodarz wydawał się niezwykle podekscytowany wizytą opancerzonego wojownika, co przykuwało uwagę tłumu. Muzyka przycichła.
Ha’rang sięgnął do kieszonki u pasa i wydobył drobny przedmiot. Rzucił go w stronę Hutta. Obiekt zręcznie złapał stojący na podeście Devaronianin. Obejrzał go a następnie podał swemu panu. Rokko nie posiadał się ze szczęścia.
- Nareszcie! Nareszcie! - Jego głos odbijał się echem pod sufitem. - To cenna, rodzinna pamiątka. Tak, tak. Nie powinna była trafić w niepowołane ręce.
- Masz mnie za idiotę, Rokko? - Przerwał mu Kuel. - To kryształ shoroni. Nieoszlifowany. W tej postaci wart około dwóch milionów kredytów. A ty nie jesteś sentymentalny, tylko zwyczajnie chciwy. Masz szczęście, że to nie jest mój problem - każdy inny łowca wziąłby kamień dla siebie i zniknął.
Hutt zamilkł na moment, uważnie taksując gościa swoimi gadzimi oczami. Po chwili jednak zaniósł się tubalnym śmiechem. Lojalni dworzanie zawtórowali.
- Was, Mando, nie da się oszukać.
Kuel dał wszystkim czas na opanowanie wesołości zanim odpowiedział:
- Nie da się. Dlatego czas na zapłatę. Informacje, które obiecałeś. Daj mi namiary na Endo Vargę i jego ludzi. Wiem, że tu byli. Wiem, że prowadzisz z nimi interesy. Muszę wiedzieć, gdzie ich szukać.
Znów zapadła cisza - tym razem na dłuższą chwilę.
- Kimże bym był, gdybym nie dotrzymywał danego słowa - przemówił wreszcie Rokko. - Tak się jednak składa, że słowo dałem też Vardze. To był naprawdę udany interes. Z perspektywą na kolejne. Natomiast ty, Ha’rang... Chyba masz wobec niego złe zamiary.
- Moje zamiary, moja rzecz - wycedził Mandalorianin, spodziewając już, co nadchodzi. Mięśnie napięły się pod zbroją. Hutt nieświadomie trafił na bardzo zły moment, by wykręcać się z umowy. - Dostałeś swój drogocenny kryształ. Informacje to moja zapłata.
- Zapłata będzie taka - odrzucił Rokko - że pozwolę ci żyć, choć grozisz mojemu przyjacielowiiiiaaaaahhh!
To był ułamek sekundy. Tyle Kuel potrzebował, aby jednym susem dostać się na podest. Jedną ręką chwycił Hutta za przegub. Drugą zamachnął się, by wysunąć ukryte w karwaszu ostrze. I już miał je wbić w miękkie podgardle Rokko, gdy zatrzymało go silne ramię Devaronianina. Rogaty obcy chwycił za nadgarstek i z całej siły odciągnął napastnika od swego mocodawcy. Kuel wylądował plecami na kamiennej posadzce między sceną a tronem. Zerwał się i nie czekając wystrzelił w stronę Hutta z wbudowanej w karwasz wyrzutni strzałek. Chybił potrącony przez rosłego Grana - kolejnego z najemnych zbirów.
Strzał wywołał panikę. Goście pałacu rzucili się do ucieczki w losowych kierunkach. Kolejni strażnicy próbowali przedrzeć się przez tłum w stronę sceny. Wojownik w pancerzu mógł dzięki temu wyeliminować jednego po drugim.
Uderzył kolanem, trafiając Grana w brzuch. Gdy ten schylił się z bólu, Ha’rang wyrwał mu blaster i zdzielił w skroń kolbą. Z tłumu wyłonił się Rodianin z karabinem blasterowym w rękach. Warunki nie sprzyjały użyciu ciężkiej broni - nim zdążył wycelować, laserowa błyskawica trafiła go w sam środek klatki piersiowej. Nagle Kuel poczuł jak ktoś chwyta go za pelerynę na plecach i próbuje pociągnąć do parteru. Nie patrząc nawet, odwrócił się na pięcie, złapał napastnika za kołnierz i szarpnął, pochylając jednocześnie głowę. Poczuł uderzenie na czole hełmu. Chrupnęło. Strażnik odskoczył jak porażony, chwytając się za nos.
Rokko grzmiał ze swojego tronu.
- Zabić go! Zabić Mando!
Ha’rang dostał się na teraz opustoszałą scenę. Nie wyglądało to dobrze. W jego stronę posypały się strzały z blasterów. Część trafiła w ścianę za nim, pozostałe rozprysły się na płytach pancerza. Lecz strażników było coraz więcej. Wbiegali do komnaty wszystkimi drzwiami. Prawie wszystkimi.
- Mando! - Usłyszał wołanie za plecami. W ścianie za sceną znajdowało się wąskie przejście. Za załomem korytarza ujrzał kobietę o czarnych włosach i szarych oczach. - Tędy. Prędko!
Nie zastanawiał się zbyt długo i pod ostrzałem wpadł do korytarza. Za plecami słyszał rozkazy rzucane przez Hutta i odgłosy pościgu. Biegli, zdawało się na chybił trafił, ale Kuel szybko zorientował się, że tancerka musi znać układ przejść i pomieszczeń, a celowo tylko myli trop pogoni. Gdy zrobiło się ciszej, zwolnili. Najemnicy musieli rozdzielić się, by przeczesać wszystkie korytarze. To działało na korzyść uciekinierów. Przez chwilę szli w totalnej ciszy, nasłuchując uważnie. Wydawało się, że zapanował chwilowy spokój. Ha’rang chciał podziękować kobiecie za pomoc, lecz w tym momencie poczuł jak ktoś chwyta go od tyłu i zamyka w żelaznym uścisku. Szarpnął, czując jak grunt umyka mu spod nóg. W polu widzenia pojawiła się jaszczurza twarz Trandoszanina. Tancerka odskoczyła z krzykiem, ale to nie ona była celem ataku. Łuskowaty obcy zasyczał z satysfakcją, zaciskając nieproporcjonalnie długie łapy na szyi Mandalorianina. Kuel zazgrzytał zębami z wysiłku. Po chwili mocowania udało mu się oswobodzić lewą rękę. Pancerna rękawica trafiła napastnika prosto między oczy. Uścisk zelżał i obaj wylądowali na podłodze. Zwinny Trandoszanin całą swoją masą błyskawicznie przydusił go do ziemi, jednocześnie wytrącając mu blaster z ręki. To był jego błąd. Padł strzał. Nagle obcy zwiotczał i przestał się ruszać. Kuel podniósł wzrok i ujrzał stojącą przed nimi tancerkę w czerni z wyciągniętymi przed siebie ramionami i blasterem w zaciśniętych dłoniach. Dyszała ciężko. Trandoszanin stoczył się na podłogę z wypaloną w czole dziurą.
- Dzięku… - zaczął Ha’rang, podnosząc się z ziemi. Szybko przerwał. Kobieta nie opuściła broni. Teraz celowała w niego.
- Nie tak szybko, Mando. Pomogłam ci, bo jesteś moim biletem poza planetę. Masz zabrać mnie na swój statek i odstawić do najbliższego portu kosmicznego. Zrozumiałeś?
Rozumiał doskonale. Parsknął, uśmiechając się pod hełmem.
- Mandokarla
- Słucham? - Machnęła ostrzegawczo bronią, gdy stanął na nogi, otrzepując rękawy kombinezonu. Odwrócił się w jej stronę. Z lekką satysfakcją zauważył jak przełyka, widząc swoje odbicie w jego wizjerze. Nie chciał jej jednak straszyć.
- Pomogłaś mi już dwukrotnie. Jestem twoim dłużnikiem. Z chęcią spłacę to zobowiązanie. Lecz jeśli to ma się udać, będę potrzebował blastera.
Wyciągnął dłoń. Nastąpił wyraźny moment wahania, ale kobieta wiedziała, że nie ma wielkiego wyboru. Podała mu broń.
- Możesz mi zaufać - dodał jeszcze by ją uspokoić. Tancerka w odpowiedzi parsknęła tylko ironicznie, ale nie kontynuowała. Kuel rozejrzał się, próbując ustalić kierunek marszu.
- Na płytę lądowiska… tędy? - Zapytał niepewnie.
- Tak, ale proponuję nie wchodzić głównymi drzwiami. Mogą tam na nas czekać. Chodź za mną. - Ruszyła w przeciwną stronę. Mandalorianin wyraźnie się zawahał. Zerknęła na niego z przekornym uśmiechem na pomalowanych ustach. - Zdaje się, że ty też musisz zaufać mi.
Po chwili marszu Kuel zorientował się, że znajdują się pod płytą lądowiska, w korytarzu zaadaptowanym na tunel serwisowy. Jak się okazało, strażnikom faktycznie nie przyszło do głowy, by zabezpieczyć tę drogę. Przez właz widać było stojący na płycie mandaloriański frachtowiec oraz komitet powitalny pod głównymi drzwiami. Nie było jednak możliwości by dostać się na pokład niezauważenie. Ha’rang odpiął od pasa granat udarowy.
- Kiedy dam znak, biegniesz ile sił w nogach do rampy, a następnie na dziób. Z kokpitu uruchomisz automatyczny układ ochrony perymetru. Dasz radę?
Niepewnie, ale kiwnęła głową.
- A ty co zrobisz? - Spytała.
- Odwrócę ich uwagę.
Przecisnął się przez wąski właz i ruszył przez lądowisko. Odbezpieczył ładunek i odliczając sekundy cisnął w stronę odwróconych strażników. Szczęk metalu na kamiennej podłodze zwrócił ich uwagę, ale nie mieli czasu zareagować. Granat wybuchł powalając całą grupę na ziemię.
- Oya, oya! - Kuel krzyknął i sam puścił się biegiem w stronę ogłuszonych i zdezorientowanych najemników.
Zapanował chaos. Wśród szamotaniny i wystrzałów zarejestrował jak czarnowłosa tancerka wbiega po trapie. I rzeczywiście, nie trzeba było długo czekać zanim przeciwpiechotne działka laserowe obudziły się do życia. System sam wybrał cele, skrupulatnie omijając opancerzonego właściciela statku, a eliminując pozostałych przy życiu strażników.
Ha’rang wbiegł po trapie i zamknął za sobą śluzę. Ruszył w stronę kokpitu. Właśnie wtedy usłyszał krzyk. Biegiem dopadł do drzwi sterówki. Kobieta leżała na konsolecie, przytrzymywana przez rosłego Weequaya. Musiał dostać się za nią na pokład nim włączyła system ochrony. Jedną ręką ściskał ją za szyję, drugą próbował chwycić oba jej nadgarstki. Oblizywał się przy tym lubieżnie, zdradzając swoje obrzydliwe zamiary. Kuel nie czekał nawet sekundy. Chwycił obcego od tyłu za szyję i szarpnął. Zaskoczony najemnik próbował się wyrywać, ale było za późno. Mandalorianin zaparł się i szarpnął raz jeszcze. Usłyszał charakterystyczny trzask, Weequay zwiotczał mu w ramionach i osunął się na pokład. Zapadła cisza przerywana tylko urywanym oddechem tancerki.
Powoli podniosła się z konsoli. Podczas szarpaniny straciła część ze swojego ubioru. Ha’rang odpiął z pleców pelerynę i podał jej. Bez słowa przyjęła ją i opadła na fotel drugiego pilota. Kuel tymczasem zajął się inicjowaniem procedury startu. Dopiero gdy byli już w wyższych partiach atmosfery, odchylił się na siedzisku, zdjął hełm i głęboko odetchnął. Odwrócił się do swojej pasażerki. Musiała być w szoku, ale gdy na nią spojrzał, wyraźnie się otrząsnęła.
- Możesz się rozluźnić. Nie ma pogoni. Prawdopodobnie nie zdążyli poderwać myśliwców, o ile Rokko w ogóle jakieś posiada.
Nie odpowiedziała, a jedynie przyglądała się badawczo. Zorientował się, że po raz pierwszy zobaczyła go bez hełmu. Odruchowo przeczesał palcami włosy. Teraz on również miał możliwość przyjrzeć się jej dokładnie. Trudno było odgadnąć ile ma lat - podejrzewał jednak, że mogli być w podobnym wieku. Częściowo starty makijaż ukazywał bladą cerę. Ciemne włosy wciąż mieniły się delikatnym purpurowym odcieniem. Cisza przedłużała się niezręcznie, więc kontynuował:
- Wolałbym go wyrzucić przez śluzę, nim skoczymy w nadświetlną - wskazał martwego Weequaya na podłodze. - Na burcie znajdziesz przedział pasażerski i odświeżacz. Czuj się jak u siebie.
Kiwnęła głową, wstała z fotela i wyszła. Jeszcze kilka minut siedział w kokpicie podczas gdy chmury na zewnątrz powoli zmieniały się w usianą gwiazdami czerń. Zerknął na pusty fotel drugiego pilota i pozwolił myślom krążyć. Bycie znów w akcji zadziałało aż za dobrze. Na kilka godzin niemal zapomniał, po co się tu znalazł. Teraz jednak wspomnienia wracały na swoje miejsce, wyparte wcześniej przez zastrzyk adrenaliny.
Westchnął i zmusił się by wstać. Chwycił martwego Weequaya za kołnierz i pociągnął w stronę śluzy. Z korytarza słyszał działający odświeżacz. Miło było znów mieć kogoś na pokładzie... Potrząsnął głową, starając się odpędzić tego typu myśli. Musiał pozostać skupiony i obmyślić nowy plan.
Gdy pozbył się ciała, wrócił do sterowni i wybrał z komputera pokładowego jedne z zapamiętanych współrzędnych. Bur’cya skoczył w nadprzestrzeń. Z przedziału pasażerskiego wciąż dochodziły odgłosy krzątania się, więc zamiast czekać przeszedł na rufę sprawdzić diagnostykę silników. Gdy ponownie wrócił do kokpitu, zastał tam swoją pasażerkę w fotelu drugiego pilota. W całym pomieszczeniu pachniało środkami higienicznymi. Wyglądało na to, że kobieta próbowała zmyć z siebie wszystko co związane z pałacem Hutta Rokko. Zmieniła też ubiór - znalazła jedną z jego cywilnych koszul, o wiele na nią za dużą. Na kolanach trzymała hełm, który zostawił wcześniej na siedzisku. Gdy wszedł chciała mu go podać, ale gestem zachęcił ją, by go przytrzymała. Usiadł w fotelu i zerknął na odczyty. W odbiciu na ekranie zauważył, że mu się przygląda. Bez makijażu i w spiętych włosach wyglądała naprawdę urodziwie. Odchrząknął.
- Za chwilę będziemy w okolicach Hydiańskiej. Tam masz szeroki wybór portów - zastanów się, gdzie chciałabyś abym cię podrzucił - odwrócił się w jej stronę. Wpatrywała się w oczy jaig wymalowane na jego hełmie.
- W jednym z portów przy Drodze Hydiańskiej mieszka moja stara znajoma. Podam ci współrzędne.
- Doskonale. - W powietrzu unosiło się wręcz namacalne napięcie. Kuel nie był pewien skąd się wzięło. Wyciągnął rękę próbując je rozładować. - Zdaje się, że nie miałem okazji się przedstawić. Kuel Ha’rang.
Uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń.
- Anais. - Przedstawiła się i po chwili dodała - dziękuję.
- Za co?
- Za pomoc. Zgodziłeś się mnie zabrać.
- Pomogliśmy sobie nawzajem. Natomiast jeśli chodzi o zgodę, cóż… Nie miałem wyboru. - Puścił do niej oko. Wyglądała na szczerze zawstydzoną.
- Wybacz. Nie zamierzałam strzelać.
- Wydaje mi się, że wtedy byłaś gotowa. Widziałem już to spojrzenie. Miałaś szansę i niewiele do stracenia. Statek był do wzięcia, ze mną czy bez. - Widząc, że ją to poruszyło szybko dodał - Nie chowam urazy. W takiej sytuacji trzeba walczyć o swoje i chwytać okazję, kiedy tylko się pojawia. To jest właśnie mandokarla.
- Użyłeś tego słowa już wcześniej…
- Tak. Określa zbiór cech właściwych Mandalorianinowi. Upór, determinacja, gotowość do działania…
- Przyjmę to zatem jako komplement - uśmiechnęła się. Rozmowę przerwał sygnał komputera pokładowego. Bur’cya wyszedł z nadprzestrzeni, lecz tylko na chwilę. Anais podała nowe współrzędne i Kuel zainicjował kolejny skok. Gwiazdy w przednim iluminatorze znów rozmyły się w błękitną mozaikę.
- Co teraz zamierzasz? - Spytała. Ha’rang milczał przez chwilę. Nie był pewien. Jego trop się urwał.
- Muszę dokończyć co zacząłem. Rokko nie podał mi informacji, których potrzebuję, ale to nie jedyne źródło w Galaktyce. Coś wymyślę.
- Ta… misja, którą wykonujesz. Czy to zlecenie?- Nie. Tak naprawdę nie jestem łowcą nagród. To raczej prywatna wendetta. - Zawahał się, ale po chwili dodał - Straciłem bliską mi osobę. Ci ludzie, których ścigam… Obawiam się, że tego nie zrozumiesz.
- Sprawdźmy.
Kuel westchnął.
- Ci ludzie nie są bezpośrednio odpowiedzialni za jej śmierć. Wojna wygasła jakiś czas temu. Ale po tych latach walki nie jestem w stanie zrozumieć, czemu oni mieliby dalej żyć, a ona nie. To nie jest zwykła zemsta. W mojej głowie to… wyrównanie niesprawiedliwości.
Po raz pierwszy powiedział to na głos. W dodatku innej osobie. I wcale nie wzbudziło to w nim odrazy do samego siebie, tak jak się tego obawiał. Być może rzeczywiście śmierć Aishy wyprała go z wyższych uczuć. Czekał na reakcję rozmówczyni. Milczała przez chwilę. Gdy wreszcie się odezwała, nie wyczuł w jej głosie ani grama wyrzutów:
- Wiesz, jako tancerka byłam przy Rokko praktycznie przez cały czas. Ten człowiek, o którego pytałeś - Endo Varga - odwiedzał pałac niejednokrotnie. On i jego siepacze nie kryli się ze swoją brutalnością i perwersją.
Kuel odwrócił się w jej stronę, ale nie przerywał. Patrzyli sobie prosto w oczy.
- Ubili interes. Rokko sprzedał im jeden ze swoich tajnych, przemytniczych magazynów. Podobno mieli go zaadaptować na kryjówkę dla całej swojej grupy. Placówka mieści się na planecie Nevarro.
Poczuł jak jego umysł wraca na właściwe tory. Oto znów miał trop - i to jaki! Ścigał Vargę od dawna, ale nie zdawał sobie sprawy, że otacza go duża i być może ostatnia funkcjonująca komórka Straży Śmierci. Zacisnął pięść w niemej satysfakcji. Oya! Właściwe polowanie czas zacząć. Poczucie jasnego celu wyparło wszelkie dotychczasowe wątpliwości.
- Dziękuję - tyle tylko powiedział na głos.
- Anais wyciągnęła rękę i chwyciła go za dłoń. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, przyglądając się sobie w milczeniu. Wreszcie komputer pokładowy znów obudził się do życia. Dotarli do celu.

+++Koniec pliku+++


Kuel


 

Komentarze
 
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
 

Dodaj komentarz
 
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
 
 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,421,280 unikalne wizyty