Relacje - Wałbrzych 2013
 
Okiem Aranei:
PROLOG
Cóż, trudno mi było zabrać się za pisanie tej relacji. Między innymi dlatego, że dużo się działo, a z reguły się streszczam. Tym razem jednak obiecałam rozdziały. Będą krótkie, ale ja obietnic na wiatr nie rzucam. Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się przybliżyć emocje, które kierowały naszymi zachowaniami.

ROZDZIAŁ 1
Piątek

Spałam sobie smacznie, gdy nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. O tak, to był nasz vod, Ryba, i jego sprawdzony sposób na budzenie. Spojrzawszy na zegarek miałam ochotę spać dalej, ponieważ 9:00 jest dla mnie zdecydowanie zbyt wczesną godziną. Ale obowiązek obowiązkiem, tak więc bez dłuższego marudzenia wstałam. Rozczesałam niesforne, rude włosy i zjadłam śniadanie. Ok. 10:00 wyjeżdżaliśmy. Miałam tę przyjemność siedzieć obok połowy bagaży, które ze sobą wzięliśmy. Przynajmniej było na czym głowę położyć podczas snu. W podróży telefon Ryby bez przerwy dzwonił, a za sekretarza robił niestrudzenie Dinuirar. Katastrofy i wypadki utrudniały kostiumowcom z całej Polski dotarcie do celu: zerwana sieć trakcyjna, objazdy, wypadek w Jarocinie, zalane tory - to tylko kilka z przypadków.
Dojechaliśmy ok. piątej po południu, prawie równo z Mandalorem, Iskrą i KatharSiSem. Punkt pierwszy - wypakowywanie strojów do magazynku. Punkt drugi - rozgoszczenie się w sanatorium o wdzięcznej nazwie "Mieszko". Mieliśmy całe dwa piętra dla siebie, warunki sanitarne i poziom czystości wprost luksusowe. Gorąca woda, papier w toaletach, umywalki w pokojach... cud, miód i orzeszki! Byłam zachwycona. Punkt trzeci - galeria. Od 21:00 ustawialiśmy stoły i krzesła, żeby zrobić miejsce dla sceny, rozstawialiśmy gabloty (w jednej z nich zamknięto Iskrę, a ja miałam okazję podziwiać od środka dwie pozostałe), rozwieszaliśmy bannery, ustawialiśmy modele.
Robotę skończylismy ok. pierwszej w nocy i wybraliśmy się na zakupy do Tesco. A dojazd nie był wcale taki łatwy, ponieważ tzw. "7 minut samochodem" trwało prawie pół godziny. Ale dotarliśmy, więc cel misji osiągnięty. Niezbędnik konwentowy nakazuje brać kubek, łyżeczkę i widelec, jednak tego przy sobie nie miałam. Właściwie, w promieniu 300 km tego nie miałam. Na szczęście mamy w Manda'Yaim życzliwych vode, dzięki którym dania gotowe nie musiały być wlewane prosto do gardła.
Po pożywnej kolacji wzięłam gorący prysznic i poszłam spać, wtulając twarz w miękką poduszkę...

ROZDZIAŁ 2
Sobota

Poranek był makabrycznie chłodny, ale wstać trzeba było. Zegarek wskazywał 9:00 lub 10:00, a ja znów pragnęłam tylko snu. Chwyciłam koc i podreptałam do łazienki, jako tako się ogarnąć. Na śniadanie zjadłam ulubioną zupę z marketu, kurczak na ostro. Miałam rano trochę czasu, więc spakowałam potrzebne mi rzeczy, czekoladę i snickersa do torby, którą zarzuciłam na ramię. Nie wiedzieć czemu, KatharSiS od rana rzucał pewnymi porównaniami.
W galerii Victoria mieliśmy być o 13:00 już w strojach, więc logicznym jest, że znaleźliśmy się tam wcześniej, aby się przebrać. Niestety, moja zbroja została w domu. Dostałam natomiast ciut za duży kostium Gai, przedstawiający Anakina Skywalkera. Sandały pasowały idealnie.
Nadszedl czas na najważniejszą część - trooping! Trzy godziny wałęsania się po galerii, zakrapiane Akademią Jedi, zabawą z listami gończymi oraz zwiedzaniem Empiku byłyby prawie odprężające, gdyby nie fakt obcierających butów. Znowu. Zostaliśmy jednak nagrodzeni czymś lepszym, niż głupie pieniądze - upragnionym obiadem. Pyszny devolay z pieczarkami, których nie cierpię, ale byłam zbyt głodna, żeby bawić się w wygrzebywanie ich z mięsa, ziemniaki i całkiem niezła surówka. Oraz nadprogramowo makaron sojowy od Ariadny. Wiedzieliście, że jeżeli coś wygląda jak przezroczyste nitki, to wcale nie oznacza, że nie może być smaczne? Kolejne trzy godziny troopingu zakończyły się sukcesem, choć moje stopy już nie wytrzymywały. Ale nie powinnam narzekać, bo czymże są obtarte stopy wobec zapuszkowanych szturmowców lub Delty w podszytej futerkiem kamizelce? Oj, lało się z nich, lało. Wesołą atmosferę wprowadziło niecodzienne znalezisko w jednej z walizek. Następnie odbyliśmy długą rozmowę z organizatorkami, na temat tego, co musimy poprawić, a jakich udogodnień oczekujemy. Po pewnym czasie zaczęłam ignorować wymianę zdań i zajęłam się rozmową z Luke'iem z Force Squadronu. Tak, zdecydowanie ciekawiej.
Po powrocie do "Mieszka" zajęliśmy się czymś równie pożytecznym, co poprawa humoru mieszkańcom Wałbrzycha - jedzeniem kolacji. Skończyły się bułki maślane z Tesco, więc zaplanowaliśmy wyprawę na następny dzień. Zebraliśmy parę osób i zasiedliśmy nad planszówką (a pisząc "planszówka" mam na myśli grę, nie alkohol) Battlestar Galactica to jedna z najlepszych gier konwentowych, zawsze trwa parę godzin. W pomieszczeniu było zimno, więc przytachałam ze sobą stylowy, pasiasty kocyk. Trochę zajęło tłumaczenie zasad nowicjuszom, ale rozkręciliśmy się i cyloni w pięknym stylu pokonali ludzi. Ha, znowu wygrałam! Zmęczeni Lego, X-Yuri i Weronika opuścili towarzystwo, więc zagraliśmy w Czarne Historie. Bez wątpienia najlepiej radził sobie Delta. Chyba upiliśmy się wodą mineralną, bo dalej przez parę godzin siedzieliśmy po ciemku... Wzięłam lodowaty prysznic (o trzeciej niestety wyłączali ciepłą wodę) i szczelniej okryłam sie kocem. Odwiedził nas wesoły, pijany Force Squadron i pięć osób sprawdzało, czy w szafie jest Narnia. Niestety, nie było, o czym wkrótce przekonał się Delta z KatharSiSem. Pomogłam im nawet zmotywować się do dogłębniejszych poszukiwań, opierając krzesło o drzwi. Oczywiście nie dali rady się wydostać, więc się zlitowałam. Wiedzieliście, że wieszak ma 1000 zastosowań? Chyba byliśmy naprawdę pijani, albo mózg człowieka nie pracuje o czwartej, ale nagle zaczęły nas śmieszyć porównania Katha. I tak już niestety zostało. Doszliśmy zgodnie do wniosku, że najwyższa pora iść spać i tak też zrobiliśmy.

ROZDZIAŁ 3
Niedziela

Niestety ostatni dzień troopingu. Wszystko działo się szybciej, niż w dniach poprzednich. Do galerii dostałam się w przemyconym, mieszkowym kocyku, ponieważ było mi zimno. Przebranie się zajęło mniej czasu, trooping przed obiadem był krótszy - może to świeżo otwarta strzelnica umiliła mi czas? Większość osób zgodnie twierdziła, że czas płynie szybciej, niż w sobotę. Szkoda, choć może nie do końca... Mniejsze zmęczenie po troopingu. Spokojnie, nadrobiliśmy doprowadzaniem galerii do stanu poprzedniego. Pakowaniem modeli, kolekcji, zwijaniem gratów, pakowaniem stuffu, rozkładaniem gablot, zsuwaniem mebli... Oj tak, było co robić. Z żalem patrzyliśmy na galerię - ostatni raz tu byliśmy. Przynajmniej w tym roku, bo podbijemy ją ponownie w przyszłym! Ale mimo wszystko, szkoda było kończyć akcję. Sesje zdjęciowe po troopingach będą mnie napełniać wspomnieniami, a Empire Strikes Back znam już prawie na pamięć, bo większość czasu spędziłam przy telewizorze, na stanowisku Xboksowym. A, nie zapominajmy o dzieciach, które były w porządku - niektóre nawet prosiły o autograf. Wzruszające, prawda? Podpisywałam się "Skywalker", za co dostałam obietnicę - prawdziwy Skywalker się nie dowie. Jak miło :)
Ostatnia noc w sanatorium poprzedzona była wizytą w Tesco - dodałam nieco absurdu temu dniu, maszerując spokojnie w markecie owinięta kocem. Nie widziałam w tym nic dziwnego - człowiek w kocu, robiący zakupy o 1:00. Podobno to nie jest normalne. Trudno, niech się przyzwyczajają. Mało jest ekscentrycznych ludzi na świecie?
Po powrocie zjedliśmy kolację, a następnie wybrałam się na imprezę. Skończyło się na tym, że strzegłam Ayli przed duchami i pomogłam Luke'owi wnieść rzeczy do pokoju. Taaka impreza. Podreptałam jeszcze chwilę przed budynkiem, ale stwierdziłam, że mi zimno i wróciłam do pokoju. Nadal widziałam tam tylko Dinu gadającego zawzięcie z Iskrą oraz pogrążonych rozmową Rybę i Ariadnę. No i co ja mam robic w takim towarzystwie? Poszłam posiedzieć z pijącymi Stelem, Lego, Katharem i Krzyśkiem. Mieli ciekawe historie do opowiadania, ale nie będę się nimi dzielić.
Z braku dalszych rzeczy do roboty położyłam się spać. Pierwotnie miałam przemysleć parę rzeczy, ale było zbyt wygodnie.

ROZDZIAŁ 4
Poniedziałek

Wstałam sobie spokojnie o 8:15 i powoli zdjęłam kamizelkę z przypinkami, żeby nie hałasować za bardzo. Poszłam pod prysznic, licząc, że będzie ciepła woda. Nie pomyliłam się, całe szczęście. Po zjedzeniu śniadania poszłam pogadać z Force Sqadronem i Kathem. Cóż, trzeba się było żegnać. Ostatni dzień konwentu. Trzeba było rozstać się z kocem, ale mówi się "trudno" i żyje dalej. Samochód zapakowaliśmy dopiero o 13:00, choć plan przewidywał 10:00. Dodatkowy obsuw zagwarantował wrocławski aquapark. Miałam całe dwie godziny na czytanie magazynu "Asia on Wave", bo nie cierpię basenów. Skończyło się na tym, że po ponad czterech godzinach dotarliśmy "aż" do zamku Książ. Piękny obiekt, polecam serdecznie. Kilkoro drzwi jest pozamykanych na klucz ale resztę da się otworzyć. No i jest skała spełniająca życzenia z efektami świetlnymi i dźwiękowymi. Piękny ogród i ciekawe pamiątki. Uroczy taras widokowy. Czarno-białe zdjęcia. Antyki. No i jest ciepło.
Wypoczęci ruszyliśmy w dalszą podróż. Trzy dni z fandomem robi jednak swoje i przespałam fragmenty jazdy. W końcu dotarliśmy do Bydgoszczy, o północy wprawdzie, ale cali. Z asortymentem Lego. Zjedliśmy na kolację kurczaka w cieście i sałatkę gyros, po czym legliśmy spać.

EPILOG
Wtorek

Wywalono mnie z łóżka już o 13:30, więc niewiele sobie pospałam. Urządziliśmy popołudnoe filmowo-growe z "Księciem Persji, Piaski Czasu" i Munchkinem. O tak, można nazwać konwent udanym! Trwał aż 5 dni!

Okiem Dinuirara:
Piątek: większość dnia upłynęła na podróży. Średnio co godzinę dzwonił telefon z wiadomością o kolejnym kryzysie(wypadek na drodze, zerwana trakcja, zepsuty samochód itp). Na miejscu spotkaliśmy organizacyjny chaos. Większość spraw musiał ogarnąć dowódca polowy(Ryba). Brakowało obsługi do wieszania bannerów i noszenia modeli, więc sami się tym zajęliśmy, uprzednio spożywając yai'yaic jedzonko.
Później udaliśmy się na nocleg. Mieliśmy dla siebie cały opuszczony budynek sanatorium "Mieszko". Warunki noclegowe były bardzo komfortowe.

Sobota: Początkowa faza przygotowań przebiegała bez zbroi(biegałem tu i ówdzie, przekazując różne info). Potem wskoczyłem w beskar'gam i kręciłem się po galerii. Na tablicy koło sceny wywieszone były podobizny poszukiwanych w konkursie osób, w tym mnie, w związku z czym udzielałem autografów uczestnikom "polowania". Aż szkoda było wychodzić z pancerza, gdyż teren akcji był klimatyzowany.

Niedziela: przebiegała podobnie jak dzień poprzedni, jednak bardziej zorganizowanie. Więcej rzeczy było ustalonych i każdy wiedział co robić. Wieczorem zaczęliśmy pakować graty. Część paczek trzeba było wysłać pocztą, by można było się ze wszystkim zabrać(problemy logistyczne).

Poniedziałek: dzień zleciał na pożegnaniach i powrotach do domów. Odwiedziliśmy też aquapark we Wrocławiu i zamek Książ. Osobiście zlądowałem w bazie około północy.

Podsumowując była to jedna z bardziej udanych akcji (głównie dzięki pozostałym uczestnikom zamieszkującym "Mieszka"). Dobrze by było ją powtórzyć za rok.

Okiem Ryby:

Przygotowania
Pewnego razu podczas burzy mózgów w Studiu Magma, które organizuje rożne tematyczne eventy na terenie Galerii Victoria w Wałbrzychu padło hasło „Star Wars”. Wrzucone w przeglądarkę pokierowało zainteresowanych na stronę Toruńskiego Imperium Star Wars. Po kontakcie ze strony organizatorów zabraliśmy się do pracy. Wiele radości dostarczyło mi zbieranie ekipy trzy razy, ponieważ dwa razy przesuwano termin. Początkowo 1-2 czerwca, potem 22-23 czerwca, aż w końcu zostaliśmy przy 29-30 czerwca. To dało nam trochę więcej czasu na obmyślenie atrakcji, a czasu do zagospodarowania na akcji mieliśmy bardzo dużo.
Do działania zebraliśmy cztery organizacje, trzon siły uderzeniowej stanowiły Polska Społeczność Mandalorian „Manda'Yaim” oraz Force Squadron, przy wsparciu Wrocławskiego Fanklubu Gwiezdnych Wojen oraz Toruńskiego Imperium Star Wars. Łącznie 24 osoby z Bydgoszczy, Torunia, Dąbrowy Górniczej, Poznania, Częstochowy, Katowic, Wodzisławia Śląskiego, Sopotu i Kołdowa pod Człuchowem. Wśród strojów, oprócz Mandalorian z Jango i Bobą Fettem na czele zebraliśmy Dartha Vadera, Szturmowców, Dartha Maula, Shaak Ti, Aaylę Securę, komandora Cody'iego, Dartha Revana, Jedi, Sithów oraz kilka innych.

Piątek - 28 czerwca.
Abyśmy byli wypoczęci podczas działań operacyjnych w sobotę, już w piątek wyruszyliśmy do Wałbrzycha, gdyż zapewniono nam nocleg przed akcją. Wyjechałem z Torunia o 6.00 rano. Po drodze zabrałem Dinuirara i Araneę z Bydgoszczy. W międzyczasie wyruszały kolejne transporty. Krzysiu, którego modele okrętów miały stanąć na wystawie w Galerii Victoria, o 8.56 wyruszył, również z Bydgoszczy, pociągiem. Po drodze dostaliśmy informację, że trakcja na trasie tego pociągu została zerwana. Opóźnienie sięgnęło pięciu godzin.
W tym czasie modele Krzyska podróżowały samochodem, razem z kolekcją Lego Kamila Domagalskiego, który popsuł się we Wrocławiu. Całe szczęście usterkę dało radę w przeciągu kilku godzin usunąć.
Już około 20km przed dotarciem do celu spotkała nas miła niespodzianka, kiedy to zobaczyliśmy billboard przy ruchliwym skrzyżowaniu, reklamujący naszą imprezę. Potem widzieliśmy ich jeszcze kilkanaście.
W Wałbrzychu zakwaterowano nas w opuszczonym sanatorium „Mieszko”. Praktycznie cały budynek był dla nas. Duże przestrzenie, sale możliwe do adaptacji na planszówkowy Games Room, ciepła woda pod prysznicem, całodobowe Tesco w okolicy, wszystko co potrzeba do szczęścia. Nocleg znajdował się około 10 minut jazdy autem od miejsca akcji, co przy sprawnej organizacji nie stanowiło problemu.
O 21.00, kiedy zamykano galerię rozpoczęliśmy prace. Wieszanie banerów, skręcanie i przesuwanie gablot, usuwanie niepotrzebnej ekspozycji z terenu galerii, ustawianie wystawki, transport strojów do przebieralni, szybkie rozdzielanie zadań na następny dzień i zastała nas 3.00 w nocy kiedy potrzebowaliśmy dostać się do Tesco po kolację, oczywiście późna pora nie przeszkodziła nam w telefonowaniu do jednej z organizatorek by dowiedzieć się gdzie dokładnie jest sklep.
Na wystawie oprócz wspomnianych kartonowych modeli okrętów Krzysztofa Wilczyńskiego oraz kolekcji LEGO Kamila Domagalskiego stawili się bracia Kulesza ze swoimi modelami. Wśród nich mistrz Yoda w skali 1:1, Sokół Millennium o średnicy 1,5m, czy najnowsza fregata Nebulon-B długości 4,5m. Tak więc następnego dnia było co oglądać.

Sobota – 29 czerwca
Sama akcja trwała od 13.00 do 19.00. Początkowa godzina zeszła mi na bieganiu ze sprawami organizacyjnymi, w tym czasie dużo spraw załatwił też Dinuirar. Kiedy już wszystko zaczęło funkcjonować obaj wskoczyliśmy w zbroje i dołączyliśmy do pozostałych troopujących.
Na scenie odbywała się Akademia Jedi prowadzona przez grupę Force Squadron naprzemiennie z dwiema uroczymi Jedi, zatrudnionymi do tego zadania przez Mandalorian. Poza treningiem młodych padawanów można było sprawdzić się w konkursach wiedzowych.
Swoją premierę miała zabawa funkcjonująca pod szyldem Gildii Łowców Nagród. Na specjalnej tablicy wywieszaliśmy listy gończe za postaciami w strojach, które ukrywały się na terenie galerii, a następnie uczestnicy zabawy musieli znaleźć poszukiwanych i uzyskać od nich podpisy na specjalnym formularzu. Uważam, że trooping plus ukrywanie się przed łowcami nagród jest dużo fajniejszym zajęciem niż sam trooping. Tak więc zabawę trzeba będzie powtórzyć na innych akcjach.
Na wystawionych przez MediaMarkt czterech xboxach odbywała się prezentacja gry Star Wars Kinect naprzemiennie z turniejem.
Po 19.00 zrobiliśmy drobne spotkanie organizacyjne by wyciągnąć wnioski i dopracować plan na drugi dzień naszych działań.
Wieczorem udaliśmy się na zasłużony odpoczynek, który nie mógł obyć się bez partii w grę planszową Battlestar Galactica. Do tego celu zaadaptowaliśmy jedno z pustych pomieszczeń w naszym sanatorium. Po rozgrywce zgasiliśmy światło i pogrążyliśmy się w rozmowach. Dyskusja na temat wyższości starego Star Treka nad nowym zaabsorbowała mnie do tego stopnia, że nie zauważyłem jak półtora metra ode mnie Aranea zamknęła w szafie Katharsisa i Deltę.

Niedziela – 30 czerwca.
Szlaki przetarte, plan dopracowany. Tego dnia mogłem ubrać zbroję już na 13.00. Każdy wiedział co ma robić, a czas mijał szybko i przyjemnie.
Tego dnia do naszej oferty dodaliśmy strzelnicę. Dysponowaliśmy dwoma tarczami oraz trzema pistoletami na strzałki. Do obsługi tej atrakcji zatrudniliśmy Stele'a z wrocławskiego fanklubu w stroju rebelianta z Endora.
O 20.00 rozpoczęliśmy działania mające na celu zwinięcie naszych atrakcji. Iskra i Dinuirar zostali obarczeni zadaniem upakowania jak największej ilości rzeczy do kartonów, które miały zostać wysłane do Torunia pocztą, gdyż nie było dla nich miejsca w samochodzie. Ewakuacja pozostałych rzeczy na nocleg wymagała kilku kursów autem.
Wieczór upłynął na grze (oczywiście po ciemku) w Czarne Historie oraz odwożeniu pierwszej grupy na dworzec.

Poniedziałek – 1 lipca
Dzień pożegnań i powrotów. Po drodze czekała nas jeszcze wizyta w zamku Książ oraz we wrocławskim aquaparku. Sama droga powrotna minęła już bez niespodzianek.

Według mnie to był jeden z najbardziej udanych wyjazdów. Bardzo dziękuję organizatorkom, Violetcie i Magdzie za miłą współpracę i zrozumienie naszych potrzeb. Była to pierwsza nasza współpraca z grupą Force Squadron i myślę, że nie ostatnia. Największe podziękowania należą się wszystkim zaangażowanym vode za dobrze wykonaną pracę i miłe towarzystwo. Do zobaczenia przynajmniej w takiej ekipie za rok!

 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,302,740 unikalne wizyty