To co kryje się za wizjerem.
 
To co kryje się za wizjerem.

To nie jest tylko praca to jest całe życie. Dlatego nosimy miano Mandalorian, dlatego dbamy o dziedzictwo tych którzy byli przed nami.

Nie jesteśmy jedną rasą, a mimo to wszyscy jesteśmy braćmi. Łączy nas tradycja, łączy nas język, łączy nas stal okrywająca nasze ciała. Ale przede wszystkim łączy nas to że wszyscy stajemy się demonami wojny.


Patrzysz na mnie i widzisz własne odbicie w moim wizjerze, to jest najstraszniejszy widok. W swoich oczach widzisz wszystko co masz na sumieniu. Każdy ma coś na sumieniu. Każdy z nas może stać się celem. Patrzysz na mnie ale mnie nie widzisz. Ja widzę wszystko, widzę strach, widzę to jak bardzo chcesz uniknąć śmierci. Ale jej nie unikniesz. Ja pociągnę za spust będę obserwował twoją śmierć po czym odejdę. Możesz być spokojny o moje sumienie jest twarde i zimne jak Beskar na mojej piersi. Piersi po której spływa jeszcze gorąca krew, twoja krew .

Odejdę, odbiorę zapłatę, wrócę do domu do rodziny. Zapytasz pewnie czy będę mógł spojrzeć w ich oczy, czy będę w stanie spojrzeć we własne. Dlatego nazywamy się Mandalorianami. Dlatego że nie boimy się stanąć twarzą w twarz z samymi sobą. Jesteśmy świadomi tego że jeżeli uda nam się dożyć starości, to zakończymy tą podróż z ogromnym emocjonalnym bagażem. Rozumie to każdy prawdziwy Mando, każdy który jest na tyle inteligentny alby przeżyć pierwsze lata pracy. Jesteśmy ekspertami w prowadzeniu wojen, zabijaniu i niszczeniu, przesłuchiwaniu i zdobywaniu informacji. Nie osiągnęli byśmy tego gdyby nie to że doskonale znamy się na psychologii pola walki, na psychice żołnierza. Poznanie siebie to podstawa zwycięstwa, dodatkowe poznanie przeciwnika to jego gwarancja. Jednak niezależnie od tego jak dobrym jesteś żołnierzem nie unikniesz wątpliwości, nie unikniesz wspomnień.

Opowiem ci historię, nie liczę że mnie zrozumiesz? musiał byś być Mando. Galaktyką targała największa wojna od dawna. Jak każdy młody Mandalorianin korzystałem z niej tak wiele jak tylko się dało. Byłem sierżantem w grupie najemników, pracowaliśmy zgodnie ze starą szkołą, szkołą która nieomal nie umarła na Galidraanie. Nikt nie może nam zarzucić zbrodni wojennych, ofiar w ludności cywilnej czy niepotrzebnych zniszczeń. A mimo to wspomnienia tej wojny towarzyszą mi do dziś. W galaktyce mocowały się dwie siły, wiele systemów postanowiło z tego skorzystać, cześć zdecydowała się na nasze usługi. Wszystko to były małe brudne wojenki. Tłumienie powstań i rewolucji, zwalczanie piratów, przełamywanie blokad. Nie walczyliśmy z robotami, walczyliśmy z żywymi istotami, i dosłownie lała się krew. Na rodzinnej planecie Concord Dawn, czekała na mnie dziewczyna, wychowana w tradycyjnej Manadaloriańskiej rodzinie. Kiedy rano budziłem się w zimnym błocie, jedyne o czym marzyłem to powrót do domu, do niej. Były to jednak krótkie chwile na granicy snu i jawy, po otwarciu oczu zamieniałem się w twardego żołnierza, jak i wszyscy bracia. Co dnia zabijałem, i widziałem śmierć, szybko zrozumiałem że albo zabije albo zostanę zabity. Nie byłem zaskoczony że zabijanie stało się codziennością ono było codziennością. Widziałem zniszczone miasta, rodziny nad ciałami bliskich a jednak nie robiło to na mnie wrażenia. Żyłem ja żyli moi bracia i tylko to się liczyło, to pozwalało spać spokojnie. Zostałem jednak ranny, nic poważnego ale rekonwalescencja musiała potrwać, wracałem do domu, wracałem do niej.

Gdy wylądowałem czekała na mnie ukryta za hełmem, gdy go zdjęła moim oczą ukazała się ta sama twarz którą co rano widziałem w marzeniach, pomimo moich obaw że w snach idealizowałem ją zanadto. Cóż pierwsza noc w domu była dość szalona, więc może ją ominę. Gdy rano się obudziłem, poczułem strach nie miałem na sobie pancerza, pod ręką nie leżał blaster, do tego czyjaś ręka leżała na mojej klatce. Zajęło mi parę sekund aby zrozumieć gdzie jestem, że jestem tam gdzie chciałem być co rano. Gdy emocje opadły, wstałem zrobić nam śniadanie, ubrałem się poszedłem do kuchni nastawiłem kaf i zacząłem smażyć placki z owocami. Zacząłem rozmyślać o braciach którzy są już pewnie po pożywnym ale niezbyt smacznym śniadaniu i już ryzykują gdzieś życiem. I że mnie z nimi nie ma. Z transu wyrwał mnie jej głos. Zapytała dlaczego gotuję śniadanie w Beskar?gam? Chciałem coś odpowiedzieć, ale dopiero do mnie dotarło że rzeczywiście mam na sobie pełną zbroje, założyłem ją zupełnie automatycznie. Obróciłem to w żart, ale ona za wiele razy widziała jak jej ojciec robi to samo aby po prostu zbagatelizować tą sytuację. Dni mijały a ja cały czas budziłem się z nadzieja że gdy otworzę oczy będę w błocie, albo na jakiejś pustyni i że od dziś będę mógł zaopiekować się moimi chłopcami z oddziału. Nie męczyły mnie ofiar, nie zabijanie jest dla mnie czymś naturalnym, bałem się śmierci brata, może tak naprawdę bałem się własnej śmierci?.Byłem przekonany że doskonale ukrywam swoje emocje. Jednak Mando wiedzą co dzieje się w umyśle żołnierza, a zwłaszcza ona. W nocy nie mogłem spać, za dnia męczyła mnie bezsilność w głowie miałem tylko jedną myśl wrócić na front. Po dwudziestu jeden dniach w cywilu nie nadawałem się do niczego.

Tego wieczoru, wracaliśmy z miasta w milczeniu, gdy nagle ona wyrzuciła z siebie coś co mogło by być rozkazem, jutro o jedenastej zero zero z miasta odlatuje zaopatrzenie dla chłopaków, masz się tam stawić, rozprawić z tym co cię męczy i wrócić taki jaki odleciałeś za pierwszym razem. Nagle poczułem się jak nowo narodzony, trudno opisać towarzyszące temu emocję, dlatego ostatniego wieczoru w domu także nie opiszę. Wróciłem do służby, wszystko było jak dawniej wojna, bracia, i marzenia o domu. Tak trwałem zawieszony w konflikcie. Nastał jednak dzień którego się obawiałem, dzień w którym stracę pierwszego brata. Postrzelił go snajper, pech chciał że pocisk nie tylko trafił dokładnie między płytki ale i pod takim kątem że spowodował ogromne obrażenia wewnętrzne. Jako sanitariusz z wykształcenia, dałem rozkaz zneutralizowania zagrożenia a sam pobiegłem do poszkodowanego. Okazało się że ofiarą jest starszy Mando który szkolił mnie w zakresie medycyny pola walki. Obaj wiedzieliśmy że z tego nie wyjdzie, postanowiłem zostać przy nim do końca. Podałem mu rękę i podniosłem głowę. Przed śmiercią powiedział mi jedno zdanie. Jesteśmy aż Mando i tylko Mando, każdego z nas można zastąpić. Nie wiem co mnie mną bardziej wstrząsnęło śmierć czy to zdanie a może oba na raz?. Najbardziej męczyło mnie to czy rzeczywiście można nas po prostu zastąpić, przecież nigdy nie zapomnę jak stary drań kazał mi robić pompki za każdym razem jak tylko pomyliłem kolejność opatrywania rany. I chyba wtedy naprawdę zrozumiałem co znaczy być żołnierzem a co znaczy być prawdziwym Mando. Byłem żołnierzem, wykonywałem rozkazy dbałem o to aby wszyscy moi chłopcy wrócili do domu, nie dopuszczałem myśli o starcie któregoś a jednak można mnie było zastąpić i to w każdej chwili. Słowa przodków w końcu do mnie dotarły, zrozumiałem że czasem trzeba pozwolić umrzeć i żyć z szacunku dla tych którzy się dla nas poświecili bo choć można ich zastąpić to niewolno ich zapomnieć. I trzeba dbać aby i nas nie zapomniano. Do domu wróciłem z bagażem wspomnień, z obrazami śmierci kolejnych braci, pewne sceny widzę do dziś. Ale wykonałem jej rozkaz byłem wolny od obaw że moi bracia zostaną zapomniani że ja zostanę zapomniany , żyje pełnią życia aby podziękować tym który polegli i żeby inny mnie zapamiętali.

Jestem tu bo dbam o tradycję, jestem tu bo zabijanie jest codziennością, jestem tu bo demony wojny domagają się krwi. Ale wrócę do domu spokojny bo jestem Mando. Nie liczę że mnie zrozumiesz? musiał byś być żywy.



Delta13

Od Autora
Jak wiecie wojsko to moja pasja. Trudno nie zauważyć że bycie żołnierzem wiąże się z ogromną presją psychiczną. W wyniku moich rozważań nad tym problemem w realiach Madnalorian powstał ten tekst. Jak widzicie skupiłem się na poczuciu odpowiedzialności za życie innych. Uznałem że zabijanie jest bagatelizowane w kulturze Mando, a więc sens życia i śmierci swojej jak i braci staje się głównym problemem, czymś co może ciążyć na sumieniu Mando. Tekst oparłem na prawdziwych przypadkach, zwłaszcza objawy. Więc przy okazji tego tekstu pomyślcie o wszystkich dzielnych ludziach którzy do końca życia będą płacić za wojnę którą toczyli za nas
 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,805,566 unikalne wizyty