Kronika, część 2
 
Kronika, część II

+++Inicjalizacja+++
+++Losowa kronika+++
+++Inicjalizacja+++
+++Kod autoryzacji zgodny+++
+++Odtwarzam+++


-Jaster! Silny ostrzał z dział jonowych!
Wołanie pilota w interkomie brutalnie przerwało ciszę w przedziale pasażerskim lądownika. Jednocześnie półmrok rozświetliła czerwona lampa ostrzegawcza. Niektórzy pośpiesznie chwycili za niezapięte uprzęże. Jaster Mereel poderwał się z miejsca i ruszył w stronę kokpitu. Niewiele brakowało, by przewrócił się gdy kanonierką nagle gwałtownie targnęło. Kuel poczuł, jak czyjaś dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku. Aisha siedziała tuż obok niego. Z wizjera jej hełmu wyczytał nieme pytanie. Pokrzepiająco uścisnął jej dłoń. Gdy Jaster przeciskał się obok nich, Ha’rang odpiął swoje pasy i ruszył za nim. Weszli do sterowni. Planeta Korda VI w całości wypełniała już przedni iluminator. Z powierzchni nadlatywały w ich kierunku błękitne wiązki ładunków jonowych.
- Nie wiem, co się dzieje. Sensory nie działają. Dostaliśmy. – Pilot, choć wciąż zdenerwowany, silił się na spokój. – Przekierowałem całą dostępna moc do silników podświetlnych. Nie jest tego dużo, ale uda mi się sprowadzić nas na ziemię. – Po chwili dodał - To nie będzie komfortowe lądowanie.
- Jak pozostali? – Dopytywał się Mereel.
- Wszystkie podsystemy padły, więc nie mamy też łączności. Tylko to, co widać.
Kuel zerknął przez boczne szyby, próbując dojrzeć pozostałe kanonierki. Kilka punktów jarzyło się na tle planety, wchodząc w atmosferę, ale z tej odległości niemożliwym było dojrzeć w jakim były stanie. Odwrócił się i zauważył, że Jaster patrzy w jego stronę.
- Jest za wcześnie, żeby wyciągać wnioski. – Powiedział szybko. Nie dziwił się, że starszy Mandalorianin szukał wyjaśnień u niego. Przez ostatnie kilka tygodni Ha’rang analizował wszystkie dane przesyłane mu przez wywiad Kordy. To były niepewne informacje, ale nie było czasu na przeprowadzenie własnego zwiadu. Zlecenie obejmowało ewakuowanie niewielkiej grupy ludzi z terenu opanowanego przez tubylców - w teorii prosta sprawa. W związku z tym zdecydowali się podjąć zadanie bez zbierania dodatkowych danych. Raporty, które przeglądał Kuel mówiły wyraźnie o minimalnym oporze. Działa jonowe nie mieściły się w tym sformułowaniu, ale na dane wywiadu zawsze trzeba było brać poprawkę…
Mereel klepnął pilota w ramię i opuścił przedział, nie odzywając się. Ha’rang obserwował sytuację za iluminatorem jeszcze przez chwilę. Widząc jednak, że nic tu po nim, także wycofał się do sekcji rufowej. Wrócił na swoje miejsce obok Aishy. Ledwo zdążył zapiąć uprząż, gdy statkiem znów szarpnęło gwałtownie. W tle Jaster mówił coś do pozostałych, ale Kuel go nie słuchał. Zajął się ponownym sprawdzeniem części informacji z wywiadu na swoim wyświetlaczu HUD. Nadal uparcie figurował tam zwrot minimalny opór.
- Lądujemy! – W interkomie zabrzmiało ostrzeżenie pilota. Chwilę później łapy podwozia zaorały w ziemię. Spięte pasami płyty pancerza boleśnie wbiły się w ciało. Kanonierka trzęsła się, gdy jej podbrzusze szorowało o glebę. Wreszcie, po dłuższej chwili, transportowiec zastygł w bezruchu. Zapadły ciemności, gdy wszystkie podzespoły wreszcie się poddały i zgasło oświetlenie.
Pilot otworzył trap. Na zewnątrz słychać było odległe eksplozje i wystrzały. Mandalorianie jeden po drugim zaczęli wyskakiwać z przedziału. W pewnym momencie gdzieś z prawej strony zabrzmiała salwa z dział przeciwpiechotnych. Zasypał ich grad laserowych błyskawic. Większość pocisków wbiła się w kadłub kanonierki oraz w ziemię pod nogami. Kilka jednak dosięgło celu. Jeden z żołnierzy natychmiast upadł na ziemię, a reszta rozpierzchła się w poszukiwaniu osłony. Kuel, który nie zdążył jeszcze wyjść na zewnątrz przytrzymał Aishę. Oboje odbezpieczyli broń. Pozostali musieli dotrzeć już za osłonę - nastąpiła wymiana ognia. Jeden z Mandalorian uzbroił rakietę w karwaszu i posłał ją w kierunku umocnienia. Po sekundzie nastąpiła eksplozja, a po niej cisza.
- Czysto. - Ha’rang usłyszał w głośnikach hełmu głos Jastera. Wraz z Aishą wreszcie zeszli na powierzchnię planety.
Krajobraz dookoła był pełen niskich pagórków, rozrzuconych między nimi wysokich głazów i skalnych półek. Pilot podczas lądowania wybrał pusty płaskowyż pośrodku - znaleźli się więc na niekorzystnej pozycji między wzgórzami, na których wróg rozstawił swoje umocnienia. Jedynym schronieniem okazał się tu prowizoryczny okop - wyryty przez kanonierkę rów w ziemi. W ślad za pozostałymi wskoczyli do względnie bezpiecznej strefy. Mereel kucał w błocie wywołując kolejne drużyny przez komunikator. Występ skalny nad jego głową rozsadziła nagle kolejna salwa z ciężkiego blastera. Mandalor z przekleństwami na ustach wyszedł z chmury pyłu i odłamków.
- Wszystko wskazuje na to, że lądowanie nie odebrało nam żołnierzy - powiedział. - Co innego tubylcy. Raporty mówią o moździerzach, wyrzutniach rakiet... W jednym miejscu vode natknęli się na zaminowane pole. Minimalny opór nie oznacza brak oporu, ale to, co się tu dzieje - to zbyt wiele.
- Informacje pochodziły od tych chakaare z wywiadu Kordy. –Odrzucił Kuel, ale bez przekonania. Odpowiadał za wywiad, a więc wina także spadała na niego.
- Zdaję sobie z tego sprawę. – Przytaknął Jaster. Jego głos był spokojny i opanowany, ale Ha’rang wiedział, że Mandalor nie jest zadowolony. – Musimy się przemieszczać. Jango znalazł lepszą pozycję. Połączymy nasze drużyny.
Dotarcie na miejsce nie było łatwe - wciąż musieli schylać, a momentami wręcz czołgać się w błocie, by uniknąć natarczywego ostrzału. Przemieszczali się wzdłuż pasma niewysokich pagórków. Na ich szczytach było widać małpowatych Kordian - wypatrywali Mandalorian wśród skał poniżej, a gdy tylko ich zobaczyli, natychmiast otwierali ogień. Dysponowali zaskakująco rozwiniętym arsenałem.
Wreszcie grupa Jastera dotarła do drugiego, przecinającego się okopu. Ten był nieco głębszy, położony wyżej i równolegle do umocnień przeciwnika - zapewniał dużo lepszą osłonę, a przede wszystkim umożliwiał prowadzenie równej wymiany ognia. Okop wypełniali żołnierze z grupy Janga. Tutaj wreszcie Jaster był w stanie wywołać Montrossa. Jego oddział prowadził otwartą walkę na skrzydle i z raportów wynikało, że sukcesywnie przebijali się w stronę celu wykorzystując plecaki rakietowe.
Kuel przykucnął obok Aishy.
- Wszystko w porządku? - Zapytał dziewczynę. Kiwnęła głową.
- Jak u ciebie?
- Zostaliśmy wciągnięci w pułapkę. Nie wiem, co się dzieje, ale nie wygląda to dobrze…
- Nie teraz, ad’ika. Na to przyjdzie czas. - Zmieniła magazynek w swoim blasterze i podniosła się. - Bierzmy się do pracy!
Wychylili się zza nasypu i otworzyli ogień. Ha’rang zauważył w celowniku dwóch tubylców obsługujących moździerz na pobliskim wzniesieniu. Kilka celnych strzałów skutecznie wyłączyło ich z walki.
Po chwili usłyszał w hełmie głos Jastera.
- Ruszamy. Zbierz naszą grupę.
- Zrozumiałem. Jaki jest plan?
- Ten di’kut, Montross, odmawia wycofania się. Jak tak dalej pójdzie wszyscy tam zginą. Idziemy po nich. - Teraz już Mandalor nie krył irytacji. - W tym czasie Jango weźmie kilku ze swoich ludzi, wykorzysta nas jako dywersję i spróbuje podejść do naszego celu od północy.
- Tak jest.
Dotarcie do Montrossa nie było trudne - jego natarcie rzeczywiście oczyściło spory fragment pola bitwy. Jednak gdy natrafili na żołnierzy, okazało się, że praktycznie cały oddział jest przygwożdżony przez znaczne siły nieprzyjaciela. Ich dowódca nie zważał na to i na samej szpicy nadal szturmował w głąb umocnień, rozciągając tyralierę do granic możliwości.
Aisha dopadła do leżącego na ziemi Mandalorianina. Ranny kulił się za pojedynczym głazem, a jego plecak wyglądał na poważnie uszkodzony. Dziewczyna odbezpieczyła granat i posłała go w stronę najbliższego stanowiska ciężkiego blastera, a następnie ostrzelała uciekających przed eksplozją obsługantów. Kuel w tym czasie podniósł z ziemi żołnierza i niemalże ciągnąc go za sobą, wydostał z potrzasku. W chaosie zdążył dostrzec jedynie Mereela, który minął ich i pobiegł w kierunku czoła natarcia. Mandalor musiał być wściekły na Montrossa, ale nie zamierzał go zostawiać na pewną śmierć. Ranny Mandalorianin stęknął, gdy pod drugi bok chwyciła go Aisha. Wspólnie eskortowali go do bezpiecznej strefy.
Gdy po chwili wracali w stronę pola bitwy, nagle wewnętrzne kanały komunikacji w ich hełmach wypełniła wrzawa. Żołnierze przekrzykiwali się nawzajem - padały nowe rozkazy i polecenia przegrupowania się. Wśród wywołań i raportów dało się wychwycić dwa słowa. Straż Śmierci.
Kuel aż zatrzymał się z wrażenia. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Aisha stanęła obok niego i położyła mu rękę na ramieniu. Chyba coś mówiła, ale zignorował ją. Przełączył się na kanał Jastera w samą porę, by usłyszeć:
- …Vizsla jest tutaj.
Ruszył biegiem. Gliniaste błoto pod nogami nie pozwalało się rozpędzić. W pewnym momencie potknął się i byłby upadł, gdyby ktoś go nie przytrzymał. Aisha była tuż za nim. W słuchawce pośród szumów i trzasków słyszał jak Jaster nawołuje Montrossa. W końcu zapadła wymowna cisza, ale nie zatrzymywał się i wciąż biegł.
Ułamek sekundy później wśród unoszącego się w powietrzu dymu i pyłu wylądował przed nimi Montross. Jego zbroja i plecak wyglądały jakby przeszedł przez samo piekło. Był też chyba ranny. Ha’rang nie dbał o to - dopadł do starszego Mandalorianina i chwycił go za płyty napierśnika.
- Gdzie Mand’alor? Dlaczego nie jest z tobą?
Montross dyszał ciężko. Spojrzał spode łba. Kuel nie widział jego twarzy pod hełmem, ale w jego głosie dało się wyczuć coś bardzo niepokojącego. Nie tak niepokojącego jak wieść, którą przekazał:
- Zginął. Jaster Mereel nie żyje.

+++Koniec pliku+++

Mateusz „Kuel” Dąbrowski


 

Komentarze
 
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
 

Dodaj komentarz
 
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
 
 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,821,497 unikalne wizyty