|
|
Kronika, część 1 |
|
|
|
Kronika, część I
+++Inicjalizacja+++
+++Losowa kronika+++
+++Inicjalizacja+++
+++Kod autoryzacji zgodny+++
+++Odtwarzam+++
Olśniewająco biały korytarz zdawał ciągnąć się w nieskończoność. Wrażenie potęgował fakt, że od kiedy zeszli z platformy lądowniczej, nie spotkali żywej duszy. Nie licząc stłumionych odgłosów nawałnicy na zewnątrz, wokół panowała cisza. Kuel Ha’rang kątem oka zerknął na idącego obok mężczyznę. Ostatni raz widział go na Galidraanie. I od tamtej pory zakładał, że Jango Fett nie żyje.
Nadal nie wyzbył się zdumienia, które ogarnęło go, gdy Fett się z nim skomunikował. Minęły lata. Co się stało? Czemu nie odezwał się wcześniej? Miał wiele pytań, ale wstrzymywał się z ich zadawaniem. Czekał, aż Jango sam postanowi mu wszystko wytłumaczyć. Włącznie z tym dlaczego musieli spotkać się w tak… egzotycznym miejscu?
Kamino nie było systemem, o którym słyszałby wcześniej, ale Kuel miał za sobą pracę w wywiadzie. Gdy tylko otrzymał współrzędne, przepuścił je przez wszystkie znane sobie bazy danych. Odkryte informacje przeanalizował zdanie po zdaniu, jednak wciąż nie było to dla niego jasne, dlaczego musieli spotkać się właśnie tu.
System słynął z wysokiej klasy technologii i znaczących osiągnięć naukowych, głównie na polu genetyki i klonowania. Kaminoanie realizowali zlecenia dużych, zewnętrznych podmiotów - w grę wchodziły więc ogromne finanse. Usługi oferowane przez Mandalorian mogły okazać się niezbędne. Z tym, że dotychczas nie było żadnej historii między systemem Kamino a Mandalorą. Żadnych powiązań czy umów. Fakt, że Jango po swoim zniknięciu wypłynął właśnie tu musiał oznaczać coś więcej niż zwykłe zlecenie.
Towarzysz jakby usłyszał kłębiące się w jego głowie myśli i wreszcie przerwał milczenie:
- Rozumiem, że masz wiele pytań. Zanim wszystko wyjaśnię, chcę pokazać ci dlaczego tutaj jesteśmy.
Kuel w odpowiedzi skinął tylko głową. Doszli do skrzyżowania. Korytarz, którym do tej pory się poruszali okazał się być boczną odnogą dużo szerszej alei. W ścianie naprzeciwko znajdowały się drzwi. Jango podszedł do nich i musnął palcami konsoletę. Skrzydła rozsunęły się z cichym sykiem. Za nimi znajdował się galeria widokowa wznosząca się ponad ogromną halą. Ha’rang wolno podszedł do barierki i omiótł pomieszczenie wzrokiem.
Wyświetlacz HUD w wizjerze hełmu identyfikował niektóre z urządzeń. Zbliżenie pozwoliło mu również dojrzeć Kaminoan - wysokie, smukłe istoty o szarej skórze - przechadzające się między instalacjami w dole. Większą część hali zajmowały trzy wysokie matryce. Ich szczyty sięgały wysoko ponad galerię na której stali. Każda z nich zawierała setki inkubatorów wypełnionych błękitną, fosforyzującą cieczą. Termiczne skanery hełmu wychwyciły istoty zanurzone w pojemnikach. Tutaj więc inżynierowie genetyczni hodowali klony. Mimo iż nie był to koncept mu obcy, Kuel mimowolnie się wzdrygnął. Być może sprawiła to skala przedsięwzięcia, być może chłodny, bezduszny wystrój tego miejsca. W podobnych halach znajdowały się zazwyczaj fabryki produkujące przedmioty użytkowe, a nie żywe, oddychające istoty.
Za jego plecami odezwał się Jango:
- Witaj na hali dwunastej. Robi wrażenie, czyż nie?
- Dwunastej? Jak duży jest ten kompleks? - Zdziwił się Ha’rang.
- Spory. Nie mogę podać szczegółów dopóki się nie zgodzisz.
- Zgodzisz na co?
Fett nie odpowiedział. Odwrócił się do drzwi i gestem zachęcił go, by podążył za nim. Wrócili na korytarz. Gdy szli szeroką aleją, Kuel miał okazję z bliska przyjrzeć się Kaminoanom.
Z pewnością nie miał okazji spotkać wcześniej przedstawiciela tej rasy. Poruszali się wolno, z dużą gracją. Na widok opancerzonych wojowników odwracali osadzone na długich szyjach głowy. Nienaturalnie duże, czarne ślepia z ciekawością przyglądały się obcym. Jango zdawał się nie zwracać na nich uwagi.
Po chwili marszu Mandalorianie dotarli do kolejnych drzwi. Ha’rang spodziewał się ujrzeć następną halę produkcyjną, jednak tym razem było to niewielkie pomieszczenie mieszkalne. Weszli do czegoś w rodzaju salonu. Przeciwległą do drzwi ścianę zajmowało okno, przez które widać było szalejący na zewnątrz ocean i zachmurzone niebo. Oprócz tego w surowo urządzonym pokoju znajdowało się standardowe wyposażenie - kanapa, stolik, fotele - wszystko wyraźnie przystosowane do potrzeb przedstawiciela rasy ludzkiej.
Jango odpiął karwasze i odstawił je na stolik. Otworzył jedną z szafek, wyciągnął dwie szklanki i karafkę z przeźroczystym płynem w środku. Kuel zdjął hełm.
Fett wskazał mu jeden z foteli. Przyglądał mu się, nalewając trunek.
- Pamiątka po Galidraanie? - Spytał.
- Wyjątkowo paskudna. - Ha’rang odruchowo potarł bliznę przy lewym oku. - Ale nie mogę narzekać, miałem dużo więcej szczęścia niż pozostali...
Jango podał mu szklankę i usiadł naprzeciwko, wzdychając ciężko. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Za szybą błyskawica rozświetliła stalowoszare niebo. Kuel wziął łyk alkoholu i zapytał wreszcie:
- Co się z tobą działo? Dlaczego nie wróciłeś?
Mężczyzna spoglądał w okno, jego wyraz twarzy się nie zmienił. Gdy wreszcie odpowiedział, mówił bardzo cicho.
- Dorwałem go. Tora. Wiem, że też go szukałeś. Nie żyje.
Kuel domyślił się, że coś takiego mogło się wydarzyć. Rzeczywiście przez pewien czas ścigał Vizslę, ale w pewnym momencie trop nagle się urwał. Później zaś pojawiły się inne zmartwienia. Szybko zapomniał o polowaniu.
- Najważniejsze, że ten hut’uun gryzie piach. Wiesz, że to była jego wina? Wiesz, że to on napuścił na nas Jedi?
Fett pokiwał tylko głową. Ha’rang powtórzył pytanie:
- Dlaczego nie wróciłeś do nas? Myśleliśmy, że nie żyjesz. Potrzebowaliśmy…
- Zająłem się pracą. - Przerwał mu.
- Tym? - Kuel wskazał w stronę drzwi. - Co to właściwie jest?
- Armia.
- Armia…?
- Zbieram szkoleniowców. Dlatego tu jesteś.
- Kto zamawia całą armię klonów?
- Nie wszystko mogę zdradzić. Przynajmniej dopóki się nie zgodzisz.
- Będziesz musiał zdradzić mi cokolwiek, jeśli w ogóle mam coś rozważyć.
Jango westchnął. Oderwał wzrok od okna i spojrzał prosto w oczy rozmówcy.
- Ufam ci i wiem, że to co teraz powiem nie wyjdzie poza ten pokój.
Kuel nie odezwał się. Odpowiedział tylko na spojrzenie. Na chwilę znów zapadła cisza.
- Armia jest przeznaczona dla Republiki. - Podjął wreszcie Fett. - Projekt jest tajny. Wie o tym zaledwie garstka ludzi w całej Galaktyce.
- Dlaczego właśnie ty?
- Zwerbował mnie były mistrz Jedi, który przewidział nadchodzący konflikt i postanowił działać poza jurysdykcją. Potrzebował wojownika. Kogoś, kto już na starcie będzie w stanie zapewnić tym żołnierzom jak najlepsze umiejętności, a następnie ich przeszkolić…
Myśli w głowie Ha’ranga kotłowały się jak szalone. Armia dla Republiki. Jedi. Wojna. Brzmiało to jak opowieść szaleńca, ale te ostatnie słowa sprawiły, że na ułamek sekundy odsunął wszystko inne na bok.
- Czekaj, co chcesz przez to powiedzieć? Te klony… Kto jest pierwowzorem?
Fett nie odpowiedział. Jednym haustem opróżnił zawartość szklanki. Jego milczenie było nad wyraz wymowne.
- Dlaczego…?
Wzruszył ramionami.
- A dlaczego nie? Gdybyś znał wielkość zapłaty… Poza tym oprócz pieniędzy dostałem coś jeszcze.
- Co takiego?
- Zemstę. Za Galidraan.
- W jaki sposób… - Kuel z trudnością dobierał słowa. - Armia dla Republiki, stworzona przy współpracy z Jedi miałaby być zemstą za Galidraan?
Jango milczał przez dłuższą chwilę. Znów patrzył w okno.
- Już i tak powiedziałem zbyt wiele. Zresztą to nie jest istotne. Zwróciłem się do ciebie ze względu na stare czasy. Jesteś dobry w tym co robisz, a ja będę potrzebował pomocy wykwalifikowanych ludzi. Potraktuj to jak każde inne zlecenie. Dostaniesz pod swoje skrzydła grupę żołnierzy. Kontrakt obejmuje dziesięć lat szkolenia. To praca. Obaj wiemy, że przyda ci się zajęcie po tym, co stało się…
Ha’rang posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Znów zapadła cisza.
- Nie mam pojęcia, w co tak naprawdę się wplątałeś. - Przemówił wreszcie Kuel. - Nie jestem pewien czy ty sam jesteś tego świadomy. I nie wiem czy chcę być tego częścią. Poza tym to nie jest takie proste. Mam teraz syna…
- Rozumiem. Mógłbyś oczywiście zabrać go ze sobą, jest chyba dość duży. Miałby zapewnione najlepsze warunki…
Ha’rang rozejrzał się po sterylnym pokoju o białych ścianach. Spojrzał za okno, gdzie ocean ciągnął się po horyzont, a z nieba bezustannie lał się deszcz. Zerknął w stronę drzwi za którymi czaili się Kaminoanie ze swoimi genetycznymi eksperymentami.
Westchnął. Miał jeszcze tak wiele pytań. Zmysł wywiadowcy podpowiadał mu, by dowiedzieć się jak najwięcej o armii klonów i nadchodzącym konflikcie. Zdusił to w sobie, zamiast tego wstał z fotela i włożył swój hełm. Fett również się podniósł.
- Nie musisz odpowiadać od razu. - Powiedział. - Jesteś jednym z pierwszych, do których się odezwałem. Masz czas.
- W porządku, Jango. Zastanowię się.
+++Koniec pliku+++
Mateusz „Kuel” Dąbrowski
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
|
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
|
|