Boba Fett: Próba
 
Gryzący dym wciąż unosił się nad wrakiem, kiedy Dengar dotarł do Jamy Carkon. Wybierając drogę przez kawałki leżące na ziemi, widział jak źle to wyglądało. To nie bitwa spowodowała takie uczucie, chociaż walka była zażarta - widział już wiele bitew. To jej zakończenie go przeraziło. Na Tatooine opowiadano historie o nocnych istotach i o tym, co robiły z zagubionymi podróżnikami. Już więcej nie zwątpi w te opowieści. Zresztą i tak nie zamierzał tu spędzać kolejnego dnia. Gdyby nie to, że wciąż jeszcze odczuwał skutki wypitego zeltroniańskiego wina, dawno by się stąd wyniósł.
Ale i tak było to zabawne. Boba Fett nie pił za dużo, ale chciał mieć miejsce w pierwszym rzędzie, kiedy dojdzie do egzekucji Solo i Skywalkera. Kiedy Dengar się ocknął, grupa egzekucyjna odleciała do prawdziwego miejsca, które turyści mogli podziwiać. Mówiono, że Jabba lubił wychodzić o dziwnych porach aby podziwiać swoje okrucieństwo.
Jednak podczas tej podróży wydarzenia się skomplikowały. Po ostatniej wiadomości cały pałac wpadł w panikę. Niektórzy myśleli, że Tuskeni przyjdą i dokończą dzieła; reszta kupiła opowieść Gammoreanina o Vaderze w przebraniu.
Wszelkie próby zorganizowania pomocy przepadły, kiedy wirus dostał się do komputerów więziennych Jabby i setki najgorszych przestępców wydostały się na wolność. Zwykle strażnicy Jabby poradziliby sobie z tym, ale teraz większość z nich była pożywieniem dla smoków krayt.
Dengar pomyślał, że mógłby pomóc, ale że nie płacono za to, odpuścił. Ukrył się w opuszczonej jamie rancora dopóki zbiegli więźniowie nie nasycili się zemstą i zniszczeniami. Jednak nie próżnował - układał plany.
Doszedł do wniosku, że taki bogaty gangster jak Jabba, miał wielkie bogactwa, które walały się dookoła. Hmm..
Kiedy skończył myszkować po pałacu okazało się, że wiele ze skarbów Jabby było poukrywanych w prywatnych rezydencjach w całej galaktyce. Nawet prywatne komnaty Jabby w pałacu były właśnie takie - prywatne. Magnetycznie zamknięte drzwi do skarbca stworzone zostały z kadłuba dreadnoughta. Jedyną przepustką był chip identyfikacyjny.
Oczywiście Jabba nigdy nie spuszczał z oka czegoś tak cennego. Dengar domyślił się, że miał to na sobie kiedy został zabity.
Pozostawał jeden sposób, żeby się przekonać.
Kiedy wzeszło słońce, ukradł skiff. Kradzież od Hutta była złym pomysłem, ale pomyślał, że ktoś zrobił coś gorszego i uciekł. A więc był tutaj, na jednym z najnieprzyjemniejszych miejsc w galaktyce.
Dengar sprawdził wykrywacz bestii, mając nadzieję, że nie przykrył go kurz. Otrzymał kilka słabych odczytów, jakieś 100 metrów od miejsca, w którym przebywał a wszystkim co widział był piasek i krater. Prawdopodobnie gniazdo czy coś takiego. Czy coś innego...
Na horyzoncie ujrzał płonący wrak barki żaglowej Jabby. W tamtą stronę zbliżał się też piaskoczołg Jawów, a niektórzy z nich już rozmontowywali kadłub i niemal doszczętnie stopione części maszynerii.
Dengar roześmiał się. Kto by się spodziewał, że Jabba, największy gangster w Zewnętrznych Rubieżach skończy jako jeszcze jedna ponura dekoracja na wyprzedaży? Dengar zwolnił i począł zbliżać się do barki, z karabinem blasterowym gotowym do strzału. Należało pokazać Jawom kto tu rządzi. Nagle zobaczył flarę. Kto mógł ją wystrzelić jak nie...
Zbliżył się i zobaczył... Bobę Fetta. Przynajmniej domyślał się, że to on, nigdy nie widział go bez zbroi i ubrania. Widok jaki teraz sobą przedstawiał był warty zapamiętania.
- Boba, co tu się stało?
- Nigdy... nie nazywaj mnie... echhh.
To rzeczywiście był Fett, na krawędzi przepaści. Wyglądał strasznie, połamany i okryty jakimś włóknistym materiałem, jakby wyykmelon. Kiedy Dengar wdrapał się na występ, przez chwilę wydawało mu się, że widział hełm Fetta znikający w dziurze.
Fett nadal trzymał jakiś rodzaj pistoletu na flary, ale nie taki, jakie widział wcześniej Dengar. Kawałek za występem, kilka metrów w dole, leżała kupka metalowych odłamków. Możliwe, że był to składzik Jawów, jeśli w ogóle mieli coś takiego. Fetta otaczały tuziny takich fragmentów, skorodowanych dokładnie.
Wciągając Fetta na pokład pociągnął nosem i niemal opuścił go z powrotem. Taki zapach powodował, że chciałeś spalić własny nos.
Wkrótce wracali. Dał Fettowi cztery zastrzyki, które nie odniosły efektu poza tym, że spowodowały kolejne skurcze. Kiedy dotarli do pałacu, próbował go umyć, ale nie odniosło to efektu. Włókno, czy cokolwiek to było, trzeba było odcinać wibroostrzem.
Kiedy droid medyczny zajmował się Bobą, Dengar mógł dokładniej obejrzeć jego rany. To nie były rany odniesione w walce.
Wyglądały, jakby ktoś wyssał go, jak zrobiłyby to ośmiornice z Gyndine. Pokrywały jego ciało.
Zgodnie ze słowami droida, przyczepiły się do arterii i żył Fetta. Nastąpiła jakaś wymiana krwi. Nie było wątpliwości, że Boba został wchłonięty przez Sarlacca.
Dziwne było to, że rany Boby wydawały się pochodzić z wystawienia na pragnienie. Fett był najedzony, a przynajmniej tak wskazywały proteiny jedzenia w jego krwi. Problemem była alergiczna reakcja na różne typy krwi w jego żyłach, do której dołączyły sztuczne neurotoksyny. Zapytał o to droida. Jedyną teorią było to, że Sarlacc nie mógł strawić jedzenia bez pomocy, a więc karmił ofiary swoją krwią, a ona dostarczała im składników pokarmowych, dzięki czemu żyły, a w związku z tym Sarlacc miał stałe źródło pożywienia. Tymczasem ofiary powoli się rozpuszczały.
Dengar otrząsnął się, kiedy droid opowiadał, i pomyślał o genetycznych próbkach w krwi Boby. Kilka z nich odpowiadało tym, które posiadali goście, których Jabba dawno temu wrzucił do jamy. Całe to "rozpuszczanie się w brzuchu Sarlacca przez tysiąc lat" było prawdziwe, a Boba znajdował się w środku tego wszystkiego. Wzdrygnął się.
Miesiąc później, Fett wybudził się ze śpiączki. Dengar nie chciał myśleć o tym, co usłyszał, kiedy Fett rozmawiał o planach ucieczki z gośćmi, którzy nie żyli od dziesięciu lat. Albo takimi, którzy od dziesięciu lat powinni być martwi. Kiedy Boba wydobrzał, porozmawiali.
- Myślałem, że nikomu nie udało się wyjść z tego stwora...
- Każdy z nich próbował jedynej oczywistej drogi ucieczki. Ja nie. Oni uciekali w stronę wejścia. Ja "stworzyłem" wyjście.
Kiedy w końcu wznieśli się statkiem w powietrze, Dengar uspokoił się. Próbował namówić Bobę, żeby nie wracali, ale bez skutku.
Krążąc nad Morzem Wydm, odnaleźli tamto miejsce. Zardzewiały kształt był pokryty świeżym piaskiem. Patrzyli na jedyny grób Jabby. Trzy kilotony były wystarczające wg Dengara, ale dobrze było widzieć, że Fett jest pamiętliwy; oznaczało to, że wraca do normalności.
Kiedy Tatooine zniknęło z sensorów, nawikomputer pokazał koordynaty Nar Shadaa i obliczył skok w nadprzestrzeń. Dengar zobaczył, że Fett relaksuje się, czego nie robił od tygodni. Nadszedł czas zapłaty.

Autor: Michael Allen Horne
Tłumaczenie: Urthona

 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 23,322,836 unikalne wizyty