|
Obietnica Chwały |
|
|
|
Mandalor wiedział, że ludzkości nie wolno lekceważyć, gdyż to ona przepędziła jego przodków z ojczystej planety. Walka przeciw ludziom – wygrana, czy nie, była zawsze drogą ku chwale Manda’yaim, jego dziedzictwa. Ale ludzie często uciekali się do knowań za plecami swych panów. Tchórze, tym byli, gdy mogli kroczyć okryci chlubą wojowników. A jednak nawet wśród tych dziwnych stworzeń pojawiały się jednostki, jak pradawni bogowie, gotów wystąpić przeciw hańbie i zgnuśnieniu. Jak Jedi Ulic Qel-Droma, jego lord, którego wyzwał na pojedynek i przegrał, choć ten nawet nie musiał przywoływać swej prawdziwej potęgi. Wojownik wiedział, że to nie hańba ulec silniejszemu. Hańbą jest nie podjęcie walki. Ucieczka, która głosiłaby zwycięstwo wroga. A on dopełnił słowa swej przysięgi.
Lord Ulic, ze swą Mocą, był jak Kad Ha’rangir, bóstwo, które wystąpiło przeciw Arasuumowi, ospałemu własnym dobrobytem bogowi. Jak lord Ulic, rzucił on wyzwanie silniejszemu bytowi, przełamując hierarchię między bogami. Niszcząc zastój. Wojownik nie był pewien, czy cała Republika była jak Arasuum, zasiedziała w swoich wartościach. Mandalor słyszał tylko opowieści z ust swego lorda. Republika była silna i wielka, ale jej wojownicy już dawno temu twarz obeschłą z ognia walk zamienili na zakłamane uśmiechy i paradne mundury. I z oczu wymazali swoją hardą przeszłość, a uszy nastawili na szepty podszyte śmierdzącą polityką. Jeśli lord Ulic chciał złamać Republikę i przekuć ją na nowo, Mandalor był więcej niż gotów, by go w tym zamyśle wesprzeć. Dla Mandalorian nie ten umierał, co właśnie umierał, lecz ten, co żyjąc w martwej kroczy chwale.
Ulic Qel-Droma był wart podążania za nim, choć był tylko człowiekiem, a ludzkość była z natury podstępna i zdradziecka, nawet dla własnego rodzaju. Dlatego nie rozumiał, czemu Aleema, ta dwulicowa wiedźma dostała tak ważną misję zdobycia Kemplexu IX, a nie on. Ta, co spiskowała przeciw ich wspólnemu przywódcy. Nie podobało mu się to, złym uczuciem drążąc umysł i serce. Ta niedorzeczność mogła być oznaką słabości lorda Ulica. Ludzie zaślepieni miłością popełniali błędy. A kto popełnia błędy bardzo łatwo może zejść ze ścieżki chwały, a on, jak i jego wierni wojownicy, żyli tylko dla chwały.
Protestował, gdy wiedźma wkraczała dumnie na pokład statku, zadziornie unosząc głowę, tym jednym gestem kpiąc z niego. Nie ukrywała swej pogardy względem Mandalorian, potomków wygnanych Taungów. Drwiła z ślepej lojalności, jaką żywił dla Ulica.
Patrz, mówiły jej dumne oczy, dla Qel-Dromy jesteś tylko głupcem, zwykłym psem...
Powinien wiedzieć lepiej, ale tak go upodliła zdradziecka wiedźma, że wcale nie próbował zamknąć swego rozczarowania w szczelnych granicach hełmu. Jestem dowódcą twoich wojsk, lordzie Ulicu! Czy cię w czymś zawiodłem?, pytał, nawet nie potrafiąc dłużej ukryć swego rozgoryczenia, bo nie chciał, by wiedźma miała racje. Czemu to mi nie chcesz powierzyć tej misji? Czemu ona, gdy wiesz, co uczyniła przeciw tobie! Kwestionował rozkaz swego lorda i to nie w poufnej chwili, ale publicznie. Lord Ulic mógłby – winien – go ukarać za taką bezczelność i zniewagę. To nie jego rola, by oceniać plany swego pana. To nie jego miejsce, by domagać się wyjaśnień. By wyrażać swój żal w tak otwarty, zły sposób.
Ale Jedi rzekł tylko, że wie o jej kłamstwach podszytych słodyczą miłości. Ale ponieważ wie o jej zdradzie, ten ostatni raz pozwoli jej służyć ich sprawie. A on, Mandalor, będzie mu jeszcze potrzebny. I wojownik widział, że w oczach pana czai się zadowolenie, jak uśmiech sytego drapieżnika. Cokolwiek czekało Aleemę, nie byłoby to nic, czego się spodziewała. A on, wojownik swego lorda niebawem ruszy w wir krwawej walki, by kroczyć ścieżką swych przodków. Oczy lorda Ulica Qel-Dromy były pełne obietnicy – prawdziwa chwała będzie czekać tylko dla lojalnych sług, tylko dla niego. |
|
|
|
|
|
|
|