|
Relacja - Dni Fantastyki 2011 |
|
|
|
Dni Fantastyki 2011, które odbyły się w miniony weekend, tj. 24-26 czerwca, to trzecia edycja tego konwentu, na którą zawitałem.
Całość relacji podzielę na 5 sekcji, odpowiednio na 3 sekcje poświęcone poszczególnym dniom, sekcję poświęconą ogólnie konwentowi i sekcję z podsumowaniem. A więc po kolei:
Dzień pierwszy
Na "dobry początek" spędziłem w sali Gwiezdno-Wojennej... 4 godziny! Z krótką przerwą. Podczas tych 4 godzin odbyły się 4 prelekcje:
Konflikty zbrojne w świecie „Gwiezdnych Wojen” - Najsłabsza prelka tych DF-ów (z tych, na których byłem, oczywiście). Jakoś mega-tragicznie nie było (...lepiej niż na prelekcji o mieczach świetlnych rok temu), ale i tak, zachwytu brak. Pomijając pewne pominięcia ważnych konfliktów ( Zhellowie i Taungowie ? Xim Despota ?) autor prelekcji raczej źle dobrał temat. Za duży zakres. W godzinę nie da się przedstawić wszystkich ważnych konfliktów inaczej niż ograniczając się do nazwy i dosłownie paru zdań... a taka forma jest, dla mnie przynajmniej, nieatrakcyjna.
Konkurs wiedzy o Sithach - Na tym punkcie najbardziej zaskoczył mnie uczestnik którego imienia niestety nie pamiętam. Ale najłatwiej określić go jako "dzieciak" (to nie ma mieć wydźwięku negatywnego!). Szedł łeb w łeb ze "starymi nerdami" w konkursie. Super widzieć takie coś. Zwłaszcza w kontekście marudzenia niektórych, że dzisiejsi młodzi fani to tylko TCW i Ahsoka/Rex...
Japońskość „Gwiezdnych Wojen” - Ciekawa prelekcja autorstwa Kaela z Jedi Order. Ciężko mi w sumie coś o niej powiedzieć, była dobra, merytorycznie nie mam jej nic do zarzucenia, słuchałem względnie uważnie przez cały czas jej trwania. Była na tyle fajna, że żałuję, iż nie udało mi się dotrzeć na żadną z pozostałych dwóch prowadzonych na DF-ach przez Kaela prelekcji, zwłaszcza, że obie wydają się zdecydowanie bliższe memu sercu (bo Japonia i japońskość to tak średnio mnie interesują).
Fenomen Boby Fetta - Prowadził ją Immo. Dodawać coś więcej? Jak ktoś był kiedykolwiek na jakimś jego punkcie programu, to wie jakie on robi prelki. A jak nie był, to niech się kiedyś wybierze.
Dzień drugi
Rebel Alliance Infantry Detachment - Na tę prelekcję (gdy już jakiś czas trwała) wpadłem w sumie przypadkiem, nie planowałem na nią iść, ot, zajrzałem co się dzieje w sali SW. Shvagyer i Vissan opowiadali o rebelianckich żołnierzach, skupiając się oczywiście na aspekcie "tworzenia replik strojów" tychże. Sam temat niezbyt mnie interesował, zostałem w sali żeby chwilę sobie posiedzieć i nie żałuję. Prowadzący mówili (jak zwykle w ich przypadku) dość ciekawie o tym, jak można robić stroje.
Spotkanie z Femi Taylor - pierwsze i jedyne spotkanie z Femi, na którym byłem (w piątek jakoś się nie wybrałem...). Było ciekawie. Przede wszystkim, widziałem w niej pasję.
Gwiezdno-Wojenny konkurs wycinkowy - Kolejny punkt programu prowadzony przez członka M`Y, konkretnie Fixera ( z pomocą Herkaya). W samym konkursie nie brałem udziału, śledziłem go jedynie jako obserwator i "złośliwy komentator". W moim odczuciu konkurs był bardzo fajny, a fragmenty ciekawie dobrane. Choć do dziś niezbyt ogarniam, jak działała ta punktacja...
Spotkanie ze Steve’m J. Sansweetem – Pytania i Odpowiedzi - Pierwsze spotkanie ze Stevem Sansweetem, które odwiedziłem. Było super, Steve miał sporo ciekawego do powiedzenia (...i pewnie o wiele więcej, jeszcze ciekawszego, czego powiedzieć nie mógł...), zwłaszcza zafascynowała mnie historia o tym, jak rozpoczęła się jego praca u Lucasa. Porzucić pewną robotę dla słabiej (1/3 poprzedniej płacy) płatnej pracy bez gwarancji ponownego zatrudnienia po roku... to takie... magiczne.
Specjalizacje Jedi - Autorstwa Pepcoka. Czyli Al`verd i Mand`alor siadają obok siebie i nabijają (oczywiście względnie cicho, między sobą, żeby nie przeszkadzać innym zainteresowanym prelekcją) z omawianych Jedi. Ale tak poważniej, to prelka fajna i dość wyczerpująca temat.
Kostium Star Wars tanim kosztem - Byłem tylko na końcowym kawałku, było ciekawie, choć trzeba by się zastanowić ile to "tanio". To znaczy, ja rozumiem stwierdzenie, że jakiś kostium jest tani, bo można go zrobić już za 900 zł, bo wiem ile kosztują niektóre z legionowych, ale zastanawiam się czy postronni słuchacze też uznają, że prawie tysiąc złotych to "tanio".
Flota Rebelii i Nowej Republiki – od Galaktycznej Wojny Domowej aż do Yuuzhan Vongów - Prelekcja z najdłuższym tytułem na jakiej byłem na tegorocznych DF-ach. Cóż, Radek, czyli prowadzący prelekcję, to ta sama klasa jakości, co Immo. Prawdę mówiąc, wiedziałem, że pójdę na jego prelekcję, nie bardzo pamiętając o czym ona w ogóle ma być - jego osoba (znów: jak i Immo) łączy w sobie dwie ważne cechy: pasję i umiejętność prowadzenia punktów programu. Jeśli chodzi o prelekcyjne punkty programu to tę Radkową stawiam na szczycie, tuż obok Fenomenu Boby Fetta.
Dzień trzeci
Tradycyjnie ostatni dzień to dzień pożegnań, pojedynczy fani zaczynają już wczesnym rankiem odjeżdżać, a później, co jakiś czas odjeżdżają pomniejsze grupki... Zazwyczaj jest to też dzień, w którym zaliczam najmniej punktów programu: tak było i tym razem - odwiedziłem tylko jeden punkt programu, ale za to jaki! "Siła Kolekcjonerstwa - Spotkanie ze Steve’m J. Sansweetem". Uwielbiam zanurzanie się w ogromnym oceanie kolekcjonerstwa SW, możliwość posłuchania więc kogoś, kto posiada największą kolekcję Gwiezdno-Wojenną na świecie, jak o niej opowiada, o różnych gadżetach itd, było niesamowite. Co prawda żadna ze wzmianek o mandaloriańskich kolekcjonariach nie była dla mnie nowością, ale już gadżety nie dotyczące Mandalorian... niesamowita sprawa, naprawdę niesamowita. Zaryzykuję chyba nawet stwierdzenie, że (bez rozdzielania na spotkanie, na którym byłem w sobotę i na to niedzielne) Steve Sansweet był najbardziej atrakcyjnym gościem polskich konwentów, jakiego dotychczas spotkałem. Dla mnie, osoby, która jest bardziej fanem EU i całej otoczki okołofilmowej niż samych filmów, Sansweet był zdecydowanie ciekawszą personą, niż osoba, która grała tylko w filmie (zwłaszcza gdy są to osoby, które spędziły na planie raptem kilka dni, a w filmie widać je przez parę sekund...). Gdybym stanął przed możliwością wyboru, czy chcę ponownie spotkać Steve`a czy Jeremy`ego Bullocha, to... nie jestem pewien co bym wybrał. Samo spotkanie, jeśli chodzi o aspekt tłumaczeniowy było na podobnym poziomie co sobotnie, tzn. nie obyło się bez kilku mylnych tłumaczeń, ale całościowo tłumaczenie uznaję za dobre.
Po zakończeniu spotkania z Sansweetem jeszcze godzinę posiedzieliśmy przed zamkiem integrując się, a potem dużą grupą fanów udaliśmy się na pociąg do Wrocławia Głównego. Jedyne co mogę powiedzieć o drodze powrotnej Wrocław Leśnica - Wrocław Główny - Katowice, to to, że było ciasno. Co prawda w TLK udało się nam (szóstka fanów ze Śląska) zająć miejsca siedzące, ale siedzenie na podłodze/śpiworach przez 3 godziny nie jest zbyt atrakcyjne. Niestety, koniec długiego weekendu niefajnie zgrał się z końcem Dni Fantastyki...
Ogólnie
Jak Dni Fantastyki wyglądały ogólnie? Cóż. Skupię się oczywiście na ogólnym wyglądzie tej Gwiezdno-Wojennej części - miejsce było straszne. Umieszczenie sali SW na tak skrajnym uboczu, gdzieś z tyłu, w jakiejś wieży, do której prowadziły emocjonujące, kręte schody (emocjonujące, bo mijanie się na nich z kimkolwiek, kto zmierzał w przeciwnym kierunku, dostarczało fajnych emocji) to jakieś nieporozumienie. Już 100 razy wolałem salę, która była przejściem do Gamesroomu/czegoś tam, ale była "w centrum" zamku, a nie jakieś peryferia...
Brakowało też miejsca żeby sobie usiąść PRZED zamkiem. W zeszłym roku były ławki, duuużo ławek pod parasolami. W tym roku... też były ławki, ale było ich malutko.
Zawartość gustownego czarnego woreczka na zwło... znaczy, na konwentowy stuff była poprawna, książeczka-informator (choć prawdę mówiąc dla mnie to całkowicie zbędna rzecz, traktuję je jedynie kolekcjonersko, nie praktycznie...), w której była osobna karteczka z programem rozpisanym na godziny (szalenie praktyczna rzecz), jakaś osobna książeczka z opowiadaniem, smycz, jakiś nieinteresujący mnie komiks, coś a`la gazeta z reklamą WSB, oraz mała DF-owa przypinka. Tzn. ta ostatnia podobno była. Nie wiem czy swoją gdzieś zgubiłem, czy dostałem "wybrakowaną torebkę", ale szukając jej w reklamówce w piątek wieczorem nie udało mi się jej znaleźć... Mam pecha do przypinek, tą, którą dostałem na Pyrkonie 2010 też nie dane było mi się nacieszyć, bo ją gdzieś zgubiłem...
Akredytacja przebiegła bezproblemowo. Podszedłem, przedstawiłem się, dostałem kartę noclegową, identyfikator i woreczek. Tak to przynajmniej wyglądało w przypadku opłacenia wcześniej akredytacji, osoby które chciały ją wykupić na miejscu musiały postać trochę w kolejce. W porównaniu z tą legendarną, Pyrkonową, była króciutka zasadniczo, ale... ale nie wypowiadam się w sumie o czymś, co mnie bezpośrednio nie dotyczyło.
Podsumowanie
Podsumowując - konwent się udał. Ale (uwaga, tekst powtarzany przez wielu) większa zasługa w tym przybyłych fanów, niż organizatorów (mówiąc organizatorów mam na myśli Zamek ogólnie, nie Wedge`a, który sprawił się całkiem nieźle). No i goście, nie można zapominać, że ściągniecie Steve`a i Femi wzbogaciło ten konwent bardzo (co było miłą odmianą po zeszłorocznym gościu)... Ciekawym, jak to będzie wyglądać za rok, wszakże wtedy we Wrocławiu będzie także Polcon...
Autor: X-Yuri
Zdjęcia: Urthona, Bastion, TISW
Okiem Fixera:
- Najlepsza prelekcja: „Krótki, nieszczęśliwy żywot Stargane Universe” prowadzona przez Karola ‘Wedge`a’ Dobosza, która zyskała sobie to miano przez to, że była zrealizowana w naprawdę dobry sposób, jak i dawała pole do przeprowadzenia dyskusji.
- Inna prelekcja, która zasługuje na wspomnienie, czyli „Wizje przyszłości w XX wieku” Igora ‘Skrzata’ Chrobota, kiedy to w dwóch godzinach pomimo określonego tematu zostały zrealizowane aż 3 prelekcje i to w bardzo fajny sposób pozwalający na nawiązanie nieco humorystycznej dyskusji.
- Najgorsza prelekcja, na jakiej byłem to „AI – Sztuczna inteligencja”. Oczywiście bez obrazy dla prelegenta, gdyż widocznie zjadła go trema, ale niestety całość była zrobiona raczej nieprofesjonalnie i ogół wyglądał tak, że uczestnicy mieli więcej do powiedzenia na określony temat. Swoją drogą przypomniała mi się moja prelekcja o strojach sprzed gdzieś dwóch lat, kiedy to z sali aż wychodziły podczas jej prowadzenia matki z dziećmi, więc wiem, że pomimo nawet wcześniejszego przygotowania prelekcja nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli.
- Mój „Gwiezdno-Wojenny konkurs wycinkowy”, który prowadziłem wraz z Marcinem ‘Herkayem’ Smolskim uznaję za dość udany. Może i nie zapadł nikomu jakoś szczególnie w pamięć, ale serdecznie dziękuję wszystkim, którzy wzięli w nim udział.
- Zamek, jako organizator imprezy niestety tym razem się nie popisał. Trzeba zacząć od tego, gdzie były ulokowane sale prelekcyjne SF i SW. Aby do nich dojść trzeba było wyjść bocznym wyjściem na dwór, okrążyć cały budynek, aż oczom ukażą się małe drzwi, za którymi ukryte były wysokie, kręcone schody, po których idąc do sali SW trzeba było się schylać, aby nie dostać schodkami nad sobą w głowę. Przypomniało to mi Pyrkon, kiedy to organizatorzy postanowili ulokować budynek z prelekcjami SW tak, aby było trzeba przejść przez dzielnicę, która nie wydawała się sielankową. Dodatkowo w przeciwieństwie do poprzedniego konwentu w tym Zamku, nie kursował bus między tą lokacją, a szkołą, która była noclegiem. Spowodowało to, że trzeba było na tym odcinku poruszać się zwłaszcza wieczorem większymi grupkami. No i trzeba zakończyć pewną kobietą, która wprowadzała drugiej nocy zamieszanie na noclegu i odbierała niektórym konwentowiczom przepustki. Mimo jednak tych wszystkich utrudnień, jakie sprawił Zamek i tak nie mogę przeczyć, że dobrze się bawiłem.
- Najbardziej epicka rzecz: do tego miana miałem dwóch kandydatów. Pierwszym była gra we flanki, w którą grali drugiej nocy konwentowicze pod zamkiem. Jednak było coś bardziej epickiego, czyli pomalowanie Moofa. Oczywiście zdarza się to niemal na każdym konwencie z udziałem różnych osób, ale fakt, że Moof spał wtedy z otwartymi oczami i się patrzył na ludzi, co było swoją drogą dziwne, przechyliło szalę.
- Chciałbym również podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w tym konwencie i z którymi miałem przyjemność się spotkać ;)
Okiem Clarka:
To był mój pierwszy konwent, więc podekscytowanie trwało aż do godziny 5 rano, kiedy to kładłem się spać. Cieszyłem się z możliwości spotkania Vode, z grania w Podziemiach i z nawet ciekawego programu. Miejscami czułem się jak Yuri, który zasnął kilka razy, ale częściej chłonąłem słowa mówcy, szczególnie przy (moim zdaniem najlepszej) prelekcji naszego Mand`alora Immo. Nocleg w szkole to bardzo, bardzo dobry pomysł. Było świetnie.
|
|
|
|
|
|
|
|