Wataha Śmierci i Komandosi Mereela – Wojna Domowa, czy potyczka klanów? Death Watch wzbudza wiele kontrowersji, jeśli nie niechęci wśród Mandalorian i ich fanów. Przyjęło się, że ta grupa za mandaloriańskich wojowników uważała tylko tych urodzonych w klanach i rodzinach takowych. Że ich jedynym celem istnienia była chęć powrotu do agresywnych podbojów galaktyki.
Jednakże, najważniejsze źródło, z których dowiadujemy się o konflikcie między Vizslą, a Jasterem Mereelem, a mianowicie komiks Jango Fett: Łowy, tak naprawdę nigdy nie podały takich informacji. Nigdy nie usłyszeliśmy założeń tej grupy wojowników z ich własnych ust, ani nie poznaliśmy ich punktu widzenia.
W przebieg konfliktu wprowadzają nas krótkie wyjaśnienia pochodzące od obecnego lorda Sithów, Hrabiego Dooku. [Już ten początek ukazuje pewną jednostronność postrzegania wydarzeń. Należy wziąć pod uwagę, skąd Dooku czerpał swoje informacje – od byłych kompanów Jango. Co w pewien sposób zwiększa możliwość błędu, bo w końcu jego źródło (jak i sam komiks) jest przede wszystkim pokazane z punktu widzenia żołnierzy jednej strony.]
Zasadniczo wywód Dooku można zamknąć w kilku zdaniach – istniała grupa najemników zwanych Mandalorianami, która podzieliła się na dwa silne ugrupowania. Pierwsi pozostali lojalni wobec nawróconego mordercy, Jastera Mereela, który uważał, że Mandalorianie to jedynie wysoko opłacani żołnierze. Odszczepieńcy, zwani Death Watch, z barbarzyńcą na czele, uważającym, że Mandalorianie powinni podbić galaktykę. Ów mężczyzna, Vizsla, zorganizował krwawy przewrót i od tego zaczął się konflikt.
Jednakże poznając kulturę Mandalorian można dostrzec pewne nieścisłości. Dlaczego Vizsla miałby w ogóle zajmować się organizacją przewrotu? Mandalora – o ile nim Mereel w ogóle w tym czasie był, można po prostu wyzwać na walkę. Jeśli naprawdę mieli jakieś starcia między sobą, mogli najzwyczajniej w świecie rozstrzygnąć to w walce jeden na jeden, gdzie zwycięzca bierze wszystko. Tak, jak niegdyś Mandalor Nieposkromiony walczył z Jedi Ulicem Qel-Dromą, tak jak Jango Fett stanął do walki z Montrossem w grze Bounty Hunter (powołując się na oficjalną fabułę gry). Tak jak Mandalorianie mieli w zwyczaju rozwiązywać swoje spory, kiedy słowa przestawały skutkować. Zamiast tego najbardziej prostego rozwiązania, obie grupy wolały wykrwawiać się w walkach. Mandalorianie zawsze rządzili się swoimi prawami, więc jeśli kogoś nie uznawali za swojego przywódcę – bo był niehonorowy, albo niegodny podążania, albo po prostu nie zgadzali się z nim w jakieś kwestii, to mogli odmówić pójścia za nim. Przykładami takich sytuacji mogą być ostatnie książki z udziałem mandaloriańskiej ludności. W Luke Skywalker i Cienie Mindora Fenn negocjujący z przywódcą mandaloriańskich najemników, prosił i zaklinał, że [on] Mandalor im nakazuje ustąpić, ale i tak nie wymusiło to żadnej reakcji. Tak samo jak Boba Fett w Poświęceniu podczas spotkania z przywódcami poszczególnych klanów oficjalnie podjął decyzje, że Mandalora nie przystąpi do konfliktu zbrojnego, ale nie mógł nikomu zabronić indywidualnie nająć się do walki...
Czy w takim razie należy przyjąć, że ani Vizsla, ani Mereel nie chcieli stanąć do rozstrzygającej walki jeden na jeden, albo wręcz któryś z nich odmówił, a drugi postanowił siłą zakończyć spór?
Sama historia konfliktu – ta widoczna dla czytelników – zaczyna się, gdzie obie grupy się starły, na Concord Dawn: od uciekającego Mereela, oraz od słów Vizsli: nie uciekniesz przede mną, Jaster! Spalę wszystkie twoje kryjówki i zabiję każdego, kto ci pomoże! A kiedy nie będziesz już miał dokąd uciekać, dostanę twoją głowę!.
Mówi się, że Mandalorianie nie grożą, oni tylko składają obietnicę, a Vizsla okazał się być całkiem słowny.
Zanim jednak przejdziemy do rozpatrzenia samego przebiegu wojny, należy najpierw spojrzeć na główne postacie konfliktu. Pierwsze wzmianki o Jasterze Mereelu pochodzą z 1996 roku, z opowiadania Ostatni Łowca: opowieść o Bobie Fetcie Daniela K. Morana. Wiemy, że Jaster Mereel jest byłym protektorem z Concord Dawn, który został wydalony z planety za morderstwo, a który posiada bardzo silne poczucie sprawiedliwości i zasad moralnych (jak wiara, że ślub przedmałżeński jest złem). W komiksie Jango Fett: Łowy, jak najbardziej jego pochodzenie się nie zmieniło. Jedynie Mereel nie przeistoczył się w znanego wszystkim łowcę głów Boba Fetta, ale stał się mentorem dla młodego ojca Boby, Jango Fetta. Z jego okrojonej historii można wysnuć wnioski, że Jaster już wcześniej miał kontakt z klanem Fettów. Ojciec Jango zajął miejsce wydalonego Mereela, a także udzielił mu schronienia, o czym będzie szerzej później. Klan Fettów jest dość sławnym i starym rodem, którego obecność można dostrzec nawet w czasach wojen mandaloriańkich (odległe czasy Starej Republiki). Można przypuszczać więc, że swoją historię z Mandalorianami Jaster zaczął właśnie przez znajomość z ojcem Jango. Można też założyć, że skoro Concord Dawn jest zmandaloryzowaną planetą, wyrósł w tych klimatach... ale czy wtedy nie winien być uznawany za Mandalorianina? Oficjalnie został określony mianem nawróconego mordercy. Dodatkowo znaczącymi słowami jest opinia Dooku, iż Jaster Mereel, uważał, że Mandalorianie to jedynie wysoko opłacani żołnierze.
To może być wskazówka, jedna z nielicznych, o co tak naprawdę Vizsla i Mereel walczyli.
Teraz wypadałoby zapoznać się z krótką charakterystyką przywódcy Death Watch. Na samym początku Vizslę określono mianem barbarzyńca. W polskim brzmieniu ma to dość negatywne znaczenie, ale należy pamiętać, że w oryginale słowo barbarian nie odnosi się tylko do kogoś niecywilizowanego, ale także do natury tej osoby – idąc za angielską definicją tego słowa – to także odniesienie do cech charakteru, tj. osoba barbarzyńska to brutalny, lubiący wojnę, nieczuły osobnik. Brzmi strasznie? Ale to nie opis pierwszej z brzegu osoby, a mandaloriańskiego wojownika. I tak Vizsla jest mniej więcej przedstawiany, jako człowiek nie liczący się z życiem obcych, gotów zabić każdego, kto wejdzie mu w drogę.
Oczywiście, pozostaje kwestia, jak Vizsla rozumiał podbój galaktyki. Ale pierwszą konkluzją wydaje się być sposób spostrzegania jak obaj przywódcy chcą żyć – Jaster jako żołnierz, walczący dla obcych kredytów, oraz Vizsla, chcący być panem ‘samego siebie’. Podbój galaktyki, jakby się nie wydawał mało oryginalny (niemal wszystkie ‘złe postacie’ Star Wars marzą o podboju galaktyki), miał pewne wymogi militarne. By Mandalorianie mogli ruszyć na taką ekspedycje, wpierw musieliby stworzyć silne, zwarte oddziały. A silna armia wiąże się z pewnym poczuciem narodowościowym, tudzież celów. Można przypuszczać, że Vizsla był ‘nacjonalistą’, chcącym, by Mandalorianie na powrót byli silną, zjednoczoną grupą, a nie rozbitymi klanami.
Ciężko powiedzieć, co tak naprawdę się stało, że w miarę spójna grupa rozpadła się. Czymkolwiek by to nie było spowodowane, ani Vizsla, ani Mereel nie był osamotniony w swoich ideach. Po obu stronach znaleźli się Mandalorianie gotowi walczyć.
Być może jest to wynik długotrwałego, narastającego konfliktu i rozpadowi, jaki wkradł się w szeregi Mandalorian. Może sytuacja obu przywódców, jest tylko efektem przysłowiowej kropli, która przelała kielich goryczy, gdy w końcu coś pękło i wydało się obu, że walka to najlepsze rozwiązanie.
Przyjrzyjmy się na chwilę sytuacji Mandalorian. Kanon niestety ulegał zmianie na przestrzeni lat i tak z niemal zapomnianej kultury wojowników, którą reprezentował samotny Boba Fett, nagle mamy Jango Fetta, ostatniego Mandalorianina i tragiczne wydarzenia na Galidraanie. By na koniec skończyć z całkiem pokaźną ilością wojowników, porozbijanych na pomniejsze grupy, jak pacyfistyczny odłam Nowych Mandalorian, na stałe zamieszkujących Mandalorę najemników, oraz... jakieś trzy miliony(?) rozproszonych po galaktyce istot. Taka ilość i różnorodność z pewnością zaowocowała odmiennymi wizjami, czym Mandalorianie, byli, są i winni być. Są grupy, które chcą zerwać z przeszłością, są takie, które chcą przywrócić zapomnianą chwałę wojowników i takie, które chcą przede wszystkim móc walczyć i bogacić się, obojętnie za czyje pieniądze. Ostatnie z zachowań mogło budzić zgorszenie wśród starych, bardziej tradycyjnych klanów. To mogło rodzić konflikty na tle Mandalorian od dziecka chowanych w duchu Manda’yaim, a nowo przyłączających się istot, które możliwie, że nie zawsze miały na celu bycie Mandalorianinem, a co posiadanie budzącej trwogi zbroi.
Póki co wiemy, że choć Mandalorianie szczycą się solidarnością i jednością pomimo różnic etnicznych i anatomicznych, tak naprawdę nie są tacy solidarni. Brak im kogoś, kto zjednoczyłby wszystkich i utrzymał w ryzach. Są skłóceni i podzieleni, a na takim łonie wyrósł konflikt zbrojny między Komandosami Mereela, a Watahą Śmierci Vizsli. I dwie ścierające się frakcje znacząco ukształtują młodego Jango Fetta, a wraz z nim przyszłe losy Mandalorian.
Kiedy poznajemy Jango, jest tylko młodym chłopcem, którego rodzina ma nieszczęście znaleźć się w samym środku obcego konfliktu. Oczywiście, Jango Fett ma całkowite prawo nienawidzić Watahy za wyrządzoną krzywdę rodzinie, ale czytelnicy mają świadomość, że Wataha nie napadła na rodzinę Fettów dla przyjemności. Przyszli za śladem uciekającego Mereela, który miał – powinien mieć – całkowitą świadomość, na jakie niebezpieczeństwo naraża pomocnych mu ludzi. A Vizsla wypełnił swoją obietnicę zabijania każdego sojusznika Mereela... ale czy na prawdę?
Matka Jango zastrzeliła jednego z żołnierzy Watahy (chociaż tu pozwolę zauważyć nieścisłość – na rysunkach wyglądało jakby strzeliła temu w głowę z przodu, ale na następnym kadrze wyszła ‘zza pleców’ martwego. Jeśli przestrzeliła mu głowę na wylot, to uzbrojenie Mandalorian musiałoby stać na niebywale kiepskim poziomie), a zamieszanie jakie tym wywołała, pozwoliło chłopcu uciec i tak Jango trafił do Jastera. Jego rodzice i siostra zostali z tyłu, w centrum walki. Ojciec i matka zginęli. Co z dziewczyną?
DW: A dziewczyna?
Vizsla: Nie zostawiamy świadków. Zajmij się nią, a potem będziemy świętować...
Tyle, że zajmij się nią jednak nie jest jednoznaczne ze śmiercią. Z późniejszych książek dowiadujemy się, że uchodząca za martwą Arla ma się całkiem znośnie wśród żywych. Jest niestabilną psychicznie osobą, ale definitywnie żywą. I nawet będącą przez jakiś czas członkiem samej Watahy Śmierci. Widać, nawet ta grupa Mandalorian, choć pod wieloma względami uważana za ‘zło wcielone’ nie odrzuciła podstawowych obyczajów. Adopcja ma się całkiem dobrze wśród nich. W takim razie, jak to się ma do ich ‘poglądu’ czystości krwi? A może to tylko na wyrost rzucone hasło? Może to tylko niechęć do obcych istot, które chcą wejść w skład Mandalorian, ale niekoniecznie są tego warci.
Ktoś myślący taktycznie powinien zdawać sobie sprawę, że jednak by podbić galaktykę (w jakimkolwiek zakresie rozumianą), potrzebne jest silne wojsko. Wojsko wymaga żołnierzy – tyle, że Wataha była względnie małą grupą, w takim razie odrzucenie podstawowych zasad, jak adopcja, wydaje się być nieuzasadnionym zarzutem. A Vizsla udowodnił, że planować walkę potrafi, więc winien być świadom konsekwencji zamykania się na potencjalnych Mandalorian, którzy by mogli wrosnąć w kulturę.
Zabranie kogoś, komu się wybiło rodzinę i włączenie go w szeregi jednostki, musi brzmieć dziwnie dla postronnych osób. Ale od tysiącleci Mandalorianie tak czynili, bo przecież czasem to oni sami byli siłą napadającą i destruktywną. Tak samo jak Mereel, który poniekąd stał się przyczyną najścia Watahy na klan Fetta – on sam przygarną osieroconego chłopca, a ten dorastał jako jego adoptowany syn.
Zwyczaje Mandalorian i ich kultura jest żywa w po obu stronach konfliktu. Chociaż Watadze zarzuca się niejaką niechęć do obcych, nie-mando, to jednak nie mieli problemów ze współpracą z tubylcami Kordy VI, których uzbroili i wyszkolili.
Sama nazwa organizacji Vizsli wzbudza konfuzję. Zdaję sobie sprawę, że w czasach powstawania komiksu Jango Fett: Łowy Mandalorianie byli dopiero eksplorowaną frakcją, bez wymyślonego języka Karen Traviss. Stąd nazwa Death Watch została określona w języku angielskim, który niejako uchodzi za basic w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Do tej pory oficjalna, mandaloriańska nazwa, Kyr'tsad, padła tylko ze strony Karen Traviss, która oficjalnie pożegnała się ze światem Mandalorian. Żadna inna osoba budująca to uniwersum tego nie wykorzystała. Nawet późniejsza grupa Death Watch z nieszczęsnego TCW pozostaje nadal nazywana w basicu. W Polsce pierwszą, fanowską nazwą była znana wszystkim Wataha Śmierci, która zawsze dla mnie będzie najlepiej brzmiącą z możliwych. Później pojawiła się Straż Śmierci, oraz m.in. Eskadra Śmierci. Choć są to nazwy poprawniejsze w tłumaczeniu i tak nie wiele osób wie, jak naprawdę brzmi ta nazwa w Mando’a, a jej brak rozpowszechnienia jest o tyle dziwny, że przecież Vizsla i jemu podobni – w ogólnie przyjętym światopoglądzie – szczycili się swoją krwią i pochodzeniem.
Potyczki między tymi dwoma ugrupowaniami mają dość jednostronny charakter. Wataha Śmierci dominuje na polach walki. Wpierw przyszpili Mereela i jego Komandosów do tego stopnia, że ci musieli kryć się i korzystać z gościny starszego Fetta. Oczywiście, z pomocą młodego Jango udało im się dopaść Watahę i względnie rozgromić ją, choć nie dopadli samego Vizsli.
Następne walki w konflikcie zaczynają się po upływie przynajmniej paru lat, kiedy Jango Fett zostaje nowo mianowanym dowódcą drużyny. Ciężko jest ocenić stan liczebny i siłę Komandosów Mereela i Watahy Śmierci, ale na Kordzie VI ci pierwsi mieli dwie kompanię: Vertigo i Łowców Głów (kompania to najczęściej 3 plutony, pluton to 3 drużyny z ok. 10 -12 osobami, to daje 90- 120 osób) oraz piechociarze Janga. Siła drugiego ugrupowania nie jest znana.
Mereel popełnił znaczący, podstawowy błąd – nie sprawdził autentyczności informacji obcego wywiadu. Założył, że ten mówi prawdę, czyli, że czeka ich łatwa misja ratunkowa, przeciw słabo uzbrojonym tubylcom. Na miejscu okazało się, że to pułapka Vizsli, który bardzo łatwo pozbył się Mereela.
Mereel uchodził za wspaniałego Mandalora. Był wzorem dla młodego Jango, który przejął jego rolę i chciał utrzymać przy życiu dziedzictwo martwego Mandalorianina. Jaster zasłynął z stworzenia kodeksu Superkomandosów, choć nie ma dokładnie powiedziane, czym się w nim każe kierować, oprócz oczywistego Honoru. Tyle, że pojęcie Honor można rozumieć na wszelakie sposoby. Każdy Mandalorianin uważa, że honor to dominująca rzecz w jego życiu, ale to nie znaczy jeszcze, że jest szlachetnym wojownikiem. Posłużę się przykładem z naszej polskiej kultury – sławne zawołanie Bóg, Honor i Ojczyzna, popularne w XVI i XVII wieku. Bóg, jako to w co się wierzy, Honor jako to, kim się jest i Ojczyzna, czyli poczucie przynależności. Ale przecież nawet tak względnie proste założenia nie sprawiały, że szlachta nie wypaczała tych pojęć, bo warcholstwo się szerzyło i to niesłychanie. Ale każdy zapytany by rzekł, że honor to najważniejsza rzecz...
Tyle, że oprócz kodeksu Komandosów, o Mereelu za wiele nie słychać. Zginął zdradzony poniekąd przez Montrossa, przez własny błąd, jakim było zawierzenie obcemu wywiadowi. Błąd, który musiał okupić własną krwią, ku uciesze Vizsli. Miejsce poległego zajął Jango Fett. Problem w tym, że młodego Mandalora motywowała głównie nienawiść i potrzeba zemsty. Ten ostatni czynnik towarzyszył mu od pierwszych kroków wśród mandaloriańskiej braci – za śmierć rodziny, za śmierć Mereela... potem i śmierć własnych podwładnych.
Tu wkraczamy na kolejną planetę, tym razem nieszczęsny Galidraan.
Vizsla, jaki by nie był okrutny i gardzący obcym życiem, zaprezentował ogromny spryt i taktykę, by dwa razy wprowadzić Komandosów Mereela (a później i Jango) w zasadzkę.
Wiemy, że znalazł fundusze na odbudowę Watahy, wykorzystując gubernatora planety. Na jakiej zasadzie opierała się ta współpraca, nigdzie nie wyjaśniono tego, aczkolwiek prawdopodobne jest, że Vizsla najął się jako militarna siła. Wykorzystał polityczną sytuacje Galidraanu by nie tylko mieć fundusze, ale miejsce i osoby, które pozwolą mu pozbyć się Mandalorian Jango. I najlepszą częścią tego planu było to, że nie musiał się nawet fatygować osobiście do walki – całą brudną robotę wykonali Jedi. Wataha wykorzystała Jedi, którzy niegdyś byli przeciwnikami w wojnach jako własne narzędzia zagłady.
Zaś pokonany Mandalor trafił do niewoli, w której tkwił przez okres paru lat, na co skazał go gubernator Galidraanu.
Ostatnim znaczącym miejscem jest Korelia. W jej orbicie Jango zaatakował statek Watahy, by zemścić się na Vizsli. Pomimo brutalnej natury lidera Death Watch, widzimy, że ten każe ewakuować się wszystkim żywym członkom załogi do kapsuł ratunkowych, gdy jest pewne, że statek wybuchnie. Sam zaś zajmuje się walką z Jango, który nawet po latach bycia Mandalorem miał problem ze starszym mężczyzną. Zwłaszcza, że Mereel nie dokończył jego treningu, więc można wnioskować, że obaj starsi liderzy byli ponad przeciętnymi wojownikami. Jango na dobrą sprawę wygrywa dzięki sprzyjającemu szczęściu – wpierw przed rozerwaniem mu krtani ratuje go nagły wybuch na statku, a potem pojawienie się dzikich zwierząt, które zabiły zranionego Vizslę, gdy sam Jango stracił przytomność (tutaj jawi mi się kolejna nieścisłość, wynikająca ze słabej zbroi Mandalorian. Jango nożem zranił Vizslę w złączenie piersi i podbrzusza, choć to miejsce jest chronione przez metal zbroi. Nie wiem jak zwykły nóż mógłby spowodować tak silne krwawienie).
Miejscem śmierci Jastera była Korda VI, Vizsla zginął na Korelii, a Jango odszedł ze świata Mandalorian na rzecz bycia łowcą nagród. Przyłączył się do Dooku, zgodził się być dawcą materiału genetycznego dla przyszłych klonów, życząc sobie oprócz sowitej zapłaty własnego klona. Nie z sentymentu, czy chęci posiadania syna, ale by mieć ucznia, dzięki któremu przetrwa dziedzictwo Mereela. Czego dokonał, bo niedługo po jego śmierci młody Boba podjął się najemnictwa, by stać się najlepszym łowcą głów, a potem i Mandalorem.
Wataha Śmierci zaś oficjalnie przestała istnieć, choć z czasem powróciła pod innymi rządami.
Z krwawego konfliktu nie pozostało tak wiele osób. Wiadomo, że najbliżsi współpracownicy Jango Fetta, zapewne jak sam ich Mandalor byli przesiąknięci nienawiścią do wojowników, z którymi spędzili długie lata na drastycznych walkach. Ciężko ocenić też, jaki stosunek mieli żołnierze Watahy do Jango Fetta, czy innych Mandalorian, bo ich punkt widzenia nigdy nie został poważnie wyeksploatowany. To, co o nich wiemy, to głównie informacje podawane przez ich śmiertelnych wrogów. Ale jak się z czasem okazało, ta krwawa wojna wcale nie była taka znacząca.
Powołując się na sytuacje zarysowaną w Legionie 501 widać dwojaki stosunek do całego tego konfliktu. Niektórzy Mandalorianie jak Walon Vau żywią nieskrywaną nienawiść do Watahy i są gotowi walczyć z każdym z ich szeregu, choć wojna wygasła już dawno temu. Jednak ilu Mando’ade obchodziła w ogóle walka Jastera Mereela z Watahą?
[Kal Skirata:]Dla Mandalorian spoza planety nie miało to pewnie żadnego znaczenia. Ba! Pewnie nawet nie obeszło to specjalnie większości istot zamieszkujących mandaloriański sektor. To była wojenka prowadzona między dwoma odłamami grupy – i to stosunkowo małymi. A mimo to kosztowała życie wielu żołnierzy i dowódców klanów. Tę bitwę toczono o serce Manda’yaim – dziedzictwo, kulturę, to, co Mandalora będzie mieć do zaoferowania przyszłym pokoleniom.
Rodzi się nowe pytanie – gdzie toczyła się walka? Według słów Kala, istoty z poza planety nie miały pojęcia o toczonych potyczkach, albo nie dbały o nie. A jednak nie było ani razu pokazanej żadnej potyczki na Mandalorze – strony komiksu zabrały nas w podróż przez szereg planet – Concord Dawn, Korda VI, Galidraan, a nawet na Korelię. Ani razu nie było mowy o samej Mandalorze – wręcz mogło się wydawać, że planeta była neutralna pod tym względem, a może nawet nietykalna. Osobiście zawsze jawiło mi się to w następujący sposób – macie konflikt? Załatwcie swoje sprawy, ale nie przynoście swoich kłopotów na planetę wszystkich Mandalorian... bo w końcu tu mieszkało pełno klanów, które nie podjęły się żadnej ze stron w konflikcie. Czy w takim razie słusznym jest uznanie wojny Mereela z Vizslą jedynie jako potyczkę dwóch klanów, a nie wojnę domową? Zapewne tak.
Co zyskała Manda’yaim? Czy któreś z ugrupowań wygrało tak naprawdę?
Jaster Mereel i jemu podobni żyli starą zasadą najemnictwa, które cechuje się dwoma prawami: po pierwsze, co będziemy z tego mieć i po drugie, co będziemy z tego mieć? To jest bardzo aktualna sytuacja Mandalorian, którymi obecnie przewodzi podstarzały już Boba Fett. A jednak znalazły się i głosy, by Mandalorianie zjednoczyli się. By porozpraszane grupy wróciły na planetę, by przestać być tylko sprzedajnymi wojownikami i w końcu zadbać o swoje własne sprawy. Tak zwany ruch na rzecz odrodzenia Mandalory, który w Poświęceniu przemawia na rzecz zjednoczenia się.
Carid: Czego właściwie od nas chcesz?
Graad: Konsolidacji Mandalory i całego sektora. Chcę, żeby wezwać naszych ziomków do powroty do domu i zbudować coś, czego nikt nigdy nie da rady pokonać.
Widać więc, że choć Wataha i sam Vizsla uchodzi niby za znienawidzony element mandaloriańskiej historii, to nadal pozostaje żywa jego idea, choć ogładzona i pozbawiona chęci władania galaktyki. Ale jednak zawiera w sobie wymóg zjednoczenia i bycia silną grupą, a nie porozrzucanymi po świecie grupkami, walczącymi za kredyty innych, nawet przeciw własnym pobratymcom.
W pewien sposób obaj liderzy konfliktu przetrwali i wygrali. Bo nikt nie wymaże ich z historii mandaloriańskich wojowników, która jest napisana ich własną krwią...
Hashhana
|